Po odejściach w trakcie zimowego okienka transferowego to Xavi Simons stał się największą gwiazdą ofensywy PSV Eindhoven. 19-latek notuje świetne statystyki i budzi zainteresowanie Paris Saint-Germain, które ma opcję ściągnięcia go z powrotem. Sam zawodnik nie chce jednak wracać do Paryża.
- Xavi Simons trafił latem do PSV Eindhoven
- Jego debiutancki sezon w Eredivisie jest bardzo udany
- 19-latek nie planuje wracać do PSG, gdzie nie ma szans na grę
Simons wybiera stabilny rozwój
Xavi Simons uznawany był za jeden z największych talentów katalońskiej La Masii. W 2019 roku zdecydował się na zaskakujący ruch, bowiem przeniósł się do Paris Saint-Germain, gdzie zagwarantowano mu obecność w pierwszej drużynie. Holender zagrał dla ekipy mistrza Francji łącznie jedenaście spotkań, lecz nie zapracował na zaufanie sztabu szkoleniowego. Aby nie hamować jego rozwoju, w trakcie zeszłorocznego lata doszło do rozstania.
Paris Saint-Germain oddał 19-latka do PSV Eindhoven, zastrzegając sobie możliwość ściągnięcia go z powrotem. Po przenosinach do Eredivisie Simons wyraźnie rozkwitł. Od początku sezonu notował bardzo dobre liczby, a po styczniowych odejściach Cody’ego Gakpo i Noniego Madueke stał się niekwestionowanym liderem ofensywy. Jednokrotny reprezentant Holandii ma na swoim koncie dziesięć trafień i sześć asyst w 21 ligowych występach.
Ponownie zrobiło się o nim głośno. Poczynania Simonsa śledzą paryżanie, którzy rozważają skorzystanie z klauzuli. Sam zainteresowany przekonuje, że dobrze czuje się w Eindhoven i nie zamierza w najbliższej przyszłości wracać do Francji.
– Podpisałem z PSV Eindhoven kontrakt na pięć lat i jestem bardzo szczęśliwy. Nie wiem co może się wydarzyć w przyszłości. To prawda, że PSG ma opcję wykupu, ale to zależy ode mnie. W końcu to ja mam ostatnie zdanie.
– W PSG dołączyłem do pierwszej drużyny w wieku 17 lat. Mogę też powiedzieć, że wiele się tam nauczyłem. Neymar, który znał mnie od dziecka, bardzo mi pomógł. Mieliśmy bardzo dobre relacje. Praktycznie opiekował się mną jak synem. Będę mu wiecznie wdzięczny – wspomina Simons.
Zobacz również:
Komentarze