Przed Florentino Perezem niezwykle intensywny styczeń. Prezes Realu Madryt spróbuje przekonać co najmniej trzy wielkie gwiazdy do transferu do stolicy Hiszpanii, a jednocześnie chce pozbyć się kilku niepotrzebnych graczy. Zapraszamy do analizy nadchodzącego okna transferowego w wykonaniu Królewskich.
- Real Madryt zaliczył udaną rundę jesienną sezonu 2021/2022, a należy pamiętać, że bieżąca kampania to niejako okres przejściowy
- Florentino Perez chce sprowadzić do siebie Kyliana Mbappe, Erlinga Haalanda i Antonio Ruedigera
- By zrobić miejsce dla nowych gwiazd, kilku obecnych graczy Królewskich będzie musiało odejść. Na tej liście są, między innymi, Marcelo, Gareth Bale, Isco czy Dani Ceballos
Postanowienia noworoczne: stworzyć najsilniejszą drużynę w Europie (po raz kolejny)
Jeżeli Florentino Perez prowadzi swój dziennik i zanotował w nim swoje plany na najbliższe dwanaście miesięcy, zdanie z nagłówka byłoby idealnym skrótem myślowym. W końcu prezes Realu Madryt ma już na koncie kilka spektakularnych sukcesów na tym polu. Pierwsi Galacticos być może sportowo nie bronili się tak, jak zakładano, ale pod względem marketingowym był to strzał w dziesiątkę. Po swoim powrocie na stanowisko zdołał też doprowadzić do transferów, które odegrały wielką rolę w sięgnięciu przez drużynę po cztery ostatnie Ligi Mistrzów. Ma też doświadczenie w sprowadzaniu najlepszych z najlepszych. W końcu to po powrocie na stanowisko w 2009 roku dopiął kupno Cristiano Ronaldo (w tym samym oknie do Madrytu trafił też Karim Benzema).
Krok pierwszy: zapewnić sobie bestialską siłę w ataku na kolejną dekadę
O priorytetowym celu nie ma chyba nawet sensu szerzej się rozpisywać. Florentino Perez choruje na Kyliana Mbappe, odkąd ten udowodnił swoją wartość na największej scenie, czyli na mistrzostwach świata w Rosji. Prezes Królewskich chciał przy tym zachować na tyle dobre relacje z Paris Saint-Germain, że latem zaproponował za Francuza 200 milionów euro. Paryżanie odmówili, licząc, że przekonają 23-latka do pozostania. Nic na to nie wskazuje. Według doniesień hiszpańskich mediów, mistrz świata ogłosi swój transfer do Los Blancos po dwumeczu pomiędzy jego obecną, a przyszłą drużyną w ramach 1/8 finału Ligi Mistrzów. Francuz otrzyma 40 milionów euro za samo złożenie podpisu, a następnie przez sześć lat będzie pobierać roczną pensję w wysokości 21 milionów euro. Nie licząc bonusów. Iście królewska pensja dla gracza mającego wszystko, by zawładnąć europejską piłką przez kolejną dekadę.
Ale nie tylko on ma takie predyspozycje! Marzeniem Pereza jest stworzyć tercet o sile przewyższającej nawet najlepsze czasy Messiego, Suareza i Neymara czy Bale’a, Benzemy i Ronaldo. By tak się stało, konieczne jest kupno 21-letniej maszynki do zdobywania bramek. Choćby Borussia Dortmund nadal zbywała temat, przemilczenia i mrugnięcia do fanów w wykonaniu Mino Raioli sugerują, że niebawem klauzula odstępnego za Erlinga Haalanda drastycznie spadnie. Kwota 75 milionów euro za taki gwarant bramek, jak Norweg, to promocja. Pamiętajmy jednak, że snajper z pewnością liczy na zarobki podobne do tych, jakie inkasować ma Mbappe. Do tego dodać należy intratny bonus dla wspomnianego Raioli. Jeśli jednak latem Królewscy mieli dwieście milionów, by zaproponować je PSG za gracza z rocznym kontraktem, zdaje się, że finanse nie są problemem.
Laporty strach przed tercetem Vini-Haaland-Mbappe
Może nim być Barcelona. Joan Laporta ma ponoć obsesję na punkcie niedopuszczenia do połączenia w jednej drużynie Mbappe, Haalanda i Viniciusa. Prezes Blaugrany ma świetne relacje z Raiolą i co jakiś czas przekazuje w mediach informację, jakoby jego klub był w stanie powalczyć o norweskiego napastnika. Ile w tym prawdy, a ile opery mydlanej? Osoby postronne przekonają się o tym zapewne dopiero latem. Wszystko jednak wskazuje na to, że już zimą Haaland będzie musiał podjąć wybór o kolejnym kroku w swojej karierze, nawet jeśli dokona go dopiero po kilku miesiącach.
Krok drugi: uzupełnić kadrę
Florentino Perez patrzy długofalowo. Jego decyzje czasem okazują się dobre dopiero po dłuższym czasie, ale zwykle prezes Los Blancos ma pełne prawo, by krzyknąć “a nie mówiłem?!”. Pozwolenie na odejście Cristiano Ronaldo i Sergio Ramosa po czasie się obroniło. Podobnie jak sprowadzenie Viniciusa, który rozkwitł na dobre dopiero na początku bieżącego sezonu. W międzyczasie do klubu trafili też inni młodzi gracze, którzy mają w niedługiej perspektywie przejąć schedę po weteranach. Mowa tu o Fede Valverde, Eduardo Camavindze czy Rodrygo, by nie wspomnieć nawet o Ederze Militao, który od ponad roku stanowi o sile defensywy Królewskich.
Kadra wymaga jednak uzupełnienia. Tu Perez również poszukuje na rynku okazji. W ostatnich miesiącach najgłośniej mówiło się o próbie przekonania do siebie Paula Pogby czy Antonio Ruedigera. Temat Francuza upadł, zdaje się, wraz z odejściem Zinedine’a Zidane’a. Drugi z graczy, którym latem kończy się kontrakt, to już opcja znacznie świeższa. Niemiecki stoper z miejsca byłby kandydatem do gry w wyjściowym składzie, choć Perezowi nie podoba się postępowanie jego agentów. Według doniesień, Ruediger negocjuje z Realem tylko po to, by uzyskać lepsze warunki od Chelsea. A warunków żąda iście bajońskich, czyli takich, na jakie mógł liczyć David Alaba. Niemiec chce 20 milionów za sam podpis, przy czym tą kwotą podzieliłby się ze swoim bratem-agentem. Ponadto liczy na pensję w granicach 8,5 miliona euro rocznie. To o ponad dwa miliony więcej niż obecnie płacą mu The Blues. Los Blancos wciąż negocjują, ale wygórowane warunki 28-latka sprawiają, że coraz trudniej zakładać szczęśliwe zakończenie.
Pożegnanie ze stałymi bywalcami
Jeśli chodzi o sprzedaż, Real w ubiegłych latach notował naprawdę dobre wyniki. Królewscy pozbywali się graczy niemieszczących się w kadrze za co najmniej przyzwoite pieniądze. Teraz, jednak, Perezowi najbardziej zależy na zwolnieniu części zawodników z listy płac. Marcelo i Gareth Bale prawdopodobnie odejdą dopiero latem, gdy zakończy się ich kontrakt. Nie wpłynęła za nich bowiem żadna oferta. Isco wzbudził zaś zainteresowanie Tottenhamu. W tym przypadku Los Blancos byliby skłonni zaakceptować niską kwotę odstępnego, opiewającą na pięć milionów funtów. Hiszpański pomocnik nie liczy się w planach Carlo Ancelottiego. Madrytczycy chętnie też oddaliby największą transferową wtopę w historii klubu. Eden Hazard wypychany jest z powrotem do Premier League, a nawet do swojego byłego klubu – Lille. Na ten moment jednak, jego wymagania finansowe są nie do przeskoczenia, biorąc pod uwagę jego historię medyczną.
Na swoje szanse liczyć nie może też Dani Ceballos, choć tu przyczyną jest głównie przedłużająca się kontuzja. Pomocnika łączono z powrotem do Realu Betis, ale Verdiblancos nie stać na tak ryzykowny ruch zimą. Być może jednak Królewscy zdołaliby przekonać Andaluzyjczyków do wypożyczenia z opcją wykupu. Osobną kwestią jest przypadek Mariano Diaza. Ten jest dopiero trzecim wyborem Ancelottiego na środku ataku, ale wie, że nigdzie nie dostanie podobnych warunków finansowych, co w Madrycie. Dlatego też najprawdopodobniej pozostanie w stolicy Hiszpanii co najmniej do lata.
Ambitne plany, ale co z realizacją?
O ile przyjście Mbappe jest niemal pewne, a Ruedigera prawdopodobne, wywalczenie w tym samym okienku usług Haalanda byłoby już pokazem sztuki czarnomagicznej. Czy jednak nie do tego przekonał nas Perez? Że jeśli jest klub, który może na rynku pozwolić sobie na wszystko, to jest nim właśnie Real Madryt? Dlatego też Los Blancos to przystań dla wielu wiekowych graczy, przez co trudno uwierzyć w misję hurtowej sprzedaży zimą. I o ile przypadki Bale’a, Isco czy Marcelo są mało bolesne, bo obaj opuszczą klub już za kilka miesięcy, o tyle w sprawie Mariano czy Hazarda Perez będzie musiał skorzystać ze swojej szerokiej sieci znajomości.
Przeczytaj również: Byliśmy jak szarańcza. A szarańczy się nie lubi.
Jak nisko trzeba upaść jako “dziennikarz”, żeby w stosunku do piłkarzy użyć określenia “szrot”. Do tej pory widziałem je jedynie w komentarzach półgłówków pod transferowymi newsami. Tych samych idiotów, którzy mówią o “wkładach do koszulek”. No cóż, wchodzicie na nowy poziom… żenady.