Zlot superagentów w Warszawie
Mino Raiola. To nazwisko zna każdy choć trochę interesujący się futbolem. Nieżyjący już super agent był jedną z najważniejszych postaci wielkiego świata piłki. Po jego śmierci natomiast z cienia wyszła Rafaela Pimenta, która przez lata wspólnie z nim prowadziła firmę.
Brazylijka pojawiła się w piątek, aby wziąć udział w sympozjum agentów. Spotkanie zostało zorganizowane przez Polskie Stowarzyszenie Licencjonowanych Agentów Piłkarskich i przyznać trzeba, że wypadło doskonale. Poza Pimentą i Rogerem Wittmanem wzięli w nim udział najważniejsi polscy agenci piłkarscy, a poruszanych tematów było mnóstwo. Jednym z głównych pomysłodawców i organizatorów konferencji był Jacek Osadnik, licencjonowany agent piłkarski.
Redakcja goal.pl brała udział w tym wydarzeniu, porozmawialiśmy też z Pimentą. W trakcie rozmowy na jaw wyszła ciekawa kwestia: otóż okazuje się, że superagentka ma polskie korzenie!
Zobacz także: Gwiazdor Manchesteru United kibicem… Radomiaka (VIDEO)
Piotr Koźmiński, dziennikarz goal.pl: Jakie cechy powinien mieć według ciebie idealny agent? Bo sami menedżerowie mają różne podejście do wykonywanego zawodu.
Rafaela Pimenta, agentka między innymi Erlinga Haalanda: Dla mnie idealny agent to taki, który na pierwszym miejscu stawia dobro piłkarza, przed sobą. Co nie zawsze ma miejsce. Ale w mojej filozofii tak to właśnie wygląda. Najpierw zawodnik. Nie to ile możesz zarobić, nie to, czy twoje nazwisko jest wyeksponowane, czy jesteś na zdjęciu…. To nie o to chodzi. Ale to nie wszystko. Według mnie agent powinien mieć w sobie tyle pokory, żeby zrozumieć, że sam nie jest w stanie zapewnić całkowitej opieki graczowi. Bo agent nie wie wszystkiego, nie na wszystkim się zna. A jeśli nie wie wszystkiego, nie powinien bać się prosić o pomoc innych.
Tymczasem widzę agentów, którzy próbują robić wszystko sami, żeby ich piłkarze nie mieli kontaktów z innymi ludźmi. I żeby inni nie zbliżali się do ich zawodnika. Według mnie nie tędy droga. Taki agent to zły agent. Dobry powinien wiedzieć na czym się zna, jakie ma umiejętności. I powinien umieć uzupełnić te umiejętności fachowością innych ludzi. Tylko wtedy klient, czyli piłkarz dostanie pełen pakiet dobrych usług.
Zawsze mówisz, że to bardzo męski świat. Nie ma zbyt wielu agentek. A gdyby ambitna dziewczyna przyszła do ciebie i powiedziała: Rafaela, powiedz mi, bo masz tak duże doświadczenie. Czy warto dołączyć do tego męskiego świata? Co byś powiedziała?
Uwielbiam moją pracę. Zrobiłabym to samo w każdym moim życiu. Zatem tak, warto. Pod warunkiem, że masz grubą skórę i jesteś gotowa bardzo ciężko pracować. Ale myślę, że to dotyczy wszystkich profesji. Nie zostaniesz świetnym kucharzem ani dobrym nauczycielem, jeśli nie pracujesz ciężko. I jeśli nie jesteś gotowy na wiele upadków i ponowne wstawanie, na ciągłe uczenie się.
W jednym z wywiadów powiedziałaś: jestem Brazylijką, kobietą, cudzoziemką. I to nie pomaga. Jakie były najbardziej nieprzyjemne sytuacje, przez które przeszłaś z powodu bycia kobietą w tym męskim świecie?
Mogę ci podać tysiąc przykładów.
To podaj dwa lub trzy.
Dla mnie najbardziej nieprzyjemna sytuacja miała miejsce dzień po pogrzebie Mino. Przychodzę do mojego własnego biura, mojej firmy, którą z nim zbudowałam, która należy do mnie i Mino. Spodziewałam się ciszy, szczerze mówiąc, myślałam, że będą tam 2-3 pracownicy. Ale patrzę, a tam ludzi jest więcej. I widzę, że stoją przed mapą Europy, którą mieliśmy powieszoną na ścianie. Słyszę, że rozmawiają, idę tam, gdzie jest ta mapa, a oni stoją twarzą do niej,nie do mnie. Mnie nie widzą. To kilka osób, które z nami współpracowały na różnych zasadach. Podchodzę, nic nie mówię i widzę, że oni dzielą tę mapę. Co kto przejmie po Mino, kto czym sięz zajmie.
Czyli próbowali dzielić “tort”?
Tak dokładnie. I o ile wcześniej nie wiedziałam jeszcze co z nimi zrobię, to właśnie w tamtym momencie podjęłam decyzję. Że pozbędę się ich wszystkich. Kiedy się obrócili, zobaczyli moją minę. Zapadła straszna cisza. Jakby czas się zatrzymał. Można było chyba usłyszeć lód pękającyw lodówce. Pytam ich w czym mogę pomóc? Czy mają w kalendarzu spotkanie ze mną? Oni, że nie, nie. Zapytałam więc co robią w moim biurze. Wtedy zaczęli wychodzić. A jeden z nich, już wychodząc, mówi do mnie: tu będzie twoje biurko. Ja tego faceta nigdy wcześniej nie widziałam Rozumiesz? Nigdy!. I on mi wskazuje moje biurko. To była dla mnie wisienka na torcie z tych wszystkich historii, które nieprzyjemnie mnie zaskoczyły.
Zrobiłaś wiele transakcji z Mino po jego śmierci, sama lub z zespołem. Kto był najbardziej wymagającym rywalem po drugiej stronie stołu?
Spotkałam niesamowitych negocjatorów i wiele się od nich nauczyłam. Ferran Soriano z Manchesteru City to niesamowity negocjator. Galiani także, Furlani w Milanie również. Powiedziałabym, że jedną z najmniej przyjemnych aspektów jest to, że takich ludzi masz po drugiej stronie stołu. Bo to dla mnie to trochę jak wojna. Wiesz, jak bitwa, w której musisz być o krok przed nimi.
Albo jak partia szachów.
Dokładnie. Czasem się czuję jak ta dziewczyna z Netflixa, w tym filmie o szachach. Kiedy nie patrzysz na przeciwnika, a wyświetlasz sobie w głowie możliwe kombinacje, planujesz swoje ruchy i starasz się odgadnąć posunięcia drugiej strony.
Z tej transakcji jest najbardziej dumna
Kontynuując w tym duchu, czy jest jakaś transakcja, z której jesteś najbardziej dumna?
Przedłużenie kontraktu Erlinga Haalanda. Miało być o 10 lat, ale zajęło sześć miesięcy, żeby to wszystko przygotować, więc stanęło na 9,5. Choć to też nie jest tak, że byłam z jakiejś transakcji w pełni zadowolona. Nie, zawsze się zastanawiam, czy coś jeszcze dałoby się zrobić. Zawsze w pewnym sensie odchodzę od stołu negocjacyjnego sfrustrowana. Nawet jak dostanę niemal całe ciastko, to jeszcze chciałabym na przykład widelec.
Nie masz w swojej “stajni” polskich piłkarzy, ale zapewne miałaś w trakcie tylu lat pracy jakąś styczność z polskim futbolem.
Tak. Dokładnie, choć to było wiele lat temu. Sprowadziłam do Wisły Kraków brazylijskiego zawodnika, Edno. Wprawdzie nie odniósł tu sukcesu, ale tamto wydarzenie mocno wryło mi się w pamięć. Sprawdziłam teraz nawet w necie, to było już ponad 20 lat temu, w 2004 roku. Wtedy Polska jawiła się jako ciekawy kierunek dla brazylijskich piłkarzy. A dla mnie to było też ciekawe doświadczenie, ze względu na historię mojej rodziny.
Co przez to rozumiesz?
Moja rodzina wiele, wiele lat temu wyemigrowała z Czech do Brazylii. Ale do Czech moi bliscy trafili z Polski.
Czyli, masz polskie korzenie?!
Tak, tyle że to historia sprzed ponad 100 lat.
To jakie nazwisko nosiła twoja polska rodzina?
Wunch.
A znasz dokładne miejsce w Polsce, z którego rodzina pochodziła?
Niestety nie.
A pochodzenie było polskie, czy twoja rodzina była polskimi żydami?
Byli polskimi żydami.
Trochę jest takich historii, również ze świata piłki znamy. Jak choćby Pini Zahavi, czy Avram Grant…
Powiem ci coś jeszcze: Mino gdy poznał mojego ojca i zobaczył to nazwisko Wunch, to powiedział: jesteś pochodzenia żydowskiego. Upierał się, że patrząc na to nazwisko, tak musi być. Na początku nie wierzyliśmy w to. A moja babcia, która wtedy jeszcze żyła, miała traumę, nie chciała o tym rozmawiać. Dopiero kiedy zmarła, uzyskaliśmy dostęp do jej rzeczy. A zmarła mając 107 lat. Czyli, długo czekaliśmy na ten dostęp. Po zapoznaniu się z pewnymi faktami musiałam przyznać rację Mino. Jak zawsze miał rację. Ale nie mogłam mu tego powiedzieć, bo już wtedy nie żył. Dlatego przyjazd do Polski ma dla mnie również sentymentalny walor. Co więcej, przyleciałam tutaj razem z moim tatą. Bardzo chciał kiedyś odwiedzić Polskę i kiedy usłyszał, że wybieram się tutaj to powiedział, że chce jechać ze mną. A teraz, w chwili gdy rozmawiamy, mój tata zwiedza z przewodnikiem Warszawę.
Bardzo to ciekawe. A wracając do spraw menedżerskich. Lubisz bić rekordy?
Oczywiście, że tak. Nie tylko transferowe. Zaproponuj mi tu jakiś, to zaraz spróbuję go pobić.
Odnoszę się do twoich słów przy okazji transferu Paulo Pogby. Podobno powiedziałaś, że musicie go sprzedać w cenie Garetha Bale’a plus jedno euro, żeby tylko przebić tamtą transakcję. To prawda?
Tak, to prawda. Taki był wtedy mój cel, mój pomysł.
Kto może pobić rekord Neymara? Trzech kandydatów
A co do rekordów… Najwyższym transferem wciąż jest przejście Neymara z Barcelony do PSG za 222 mln euro. Myślisz, że może zostać pobity? A jeśli tak to przez kogo?
Odpowiem tak… Sama kwota transferowa nie jest dla mnie najważniejsza. Bo dla mnie ważniejsza jest pensja piłkarza. Piłkarz nic nie ma z kwoty transferowej, a ja działam po stronie piłkarza. Tak więc bardziej niż sam rekord transferowy interesuje mnie to, aby pensja była rekordowa.
Ale znasz biznes tak dobrze, że możesz ocenić. Czy widzisz zawodników, którzy mogą pobić rekord Neymara?
Myślę, że tak. Gdyby dzisiaj ktoś przyszedł i powiedział, że chce kupić Haalanda, to musiałby zapłacić więcej niż wtedy za Neymara. To samo w kwestii Viniciusa lub Mbappé. Zresztą, myślę, że Neymar pobiłby swój własny rekord, gdyby był sprzedawany w swoim wieku, w dokładniej takiej sytuacji w jakiej był wtedy. Natomiast nie wierzę, że sama kwota transferowa dojdzie kiedyś do miliarda euro. Według mnie to nierealne.
A kto pobiłby taki rekord? Jakiś europejski gigant, czy jednak ktoś z kraju arabskiego?
Myślę, że tylko kraje arabskie mogą to zrobić. Według mnie nikt z Europy nie dałby aż takich pieniędzy.
Co myślisz o tej nowej fali zainteresowania z krajów arabskich i wszystkich tych ogromnych pieniądzach przeznaczanych na zawodników?
Myślę, że to interesujące. Mają nowy projekt, a to kraj, w którym ludzie są pasjonatami piłki nożnej, to nie jest sztuczne. Nie próbują wprowadzić do siebie dyscypliny, którą nikt tam się nie interesuje. Saudyjczycy zawsze, odkąd jestem w tym biznesie, kochali piłkę nożną. Oczywiście, dziś przepłacają, bo wiedzą, że muszą przepłacać. Inaczej nikt by tam nie poszedł. To normalne. Ale… Kiedyś to się zmieni, znormalizuje w jakimś sensie. Weźmy PSG. Kiedy Katarczycy kupili PSG, to zawodnicy nie bardzo chcieli tam iść, więc oferowane pensje były bardzo wysokie, bo to był sposób na przyciągnięcie zawodników. Ale potem nastąpiła zmiana. Wszyscy chcieli iść do PSG, więc nie trzeba już przepłacać. To samo dzieje się teraz w Arabii Saudyjskiej. Muszą przejść tą drogę, ale później może to już wyglądać inaczej. Bo gdy inni zobaczą, że gra w tym miejscu naprawdę ma sens, to już nie będą musieli przepłacać.
To teraz trochę nietypowe pytanie. Jaka jest twoja ulubiona kanapka? Sama mówiłaś, że znasz wszystkie te trójkątne na lotniskach, co jest związane z ciągłym podróżowaniem…
Lubię te z Costy. Jest tam taka kanapka, która nazywa się “holiday sandwich”. Pojawia się przed Bożym Narodzeniem. Taka trochę świąteczna. Składa się z indyka, dżemu jagodowego, ciemny chleb i jajko. Czekam na nią cały rok. I zawsze kupuję!
Życie jak książka. Czas na kolejne rozdziały
Pytam o tę kanapkę, bo to trochę symbol. Ciągłych podróży, czyli nieobecności w domu. To największa wada twojej pracy?
Myślę, że tak. To zaangażowanie czasowe jest ogromne. Nie masz określonych godzin, pracy, nigdy nie wiesz co się zaraz wydarzy. Zaplanujesz coś z rodziną, obiecasz bliskim, że spędzisz z nimi wieczór, a tu nagle ktoś na przykład odnosi poważną kontuzję, abo pojawia się kwesti transferu, albo ktoś ma kryzys i trzeba z nim porozmawiać. I całe twoje rodzinne plany przepadają. Zatem brak kontroli nad własnym czasem jest tą najtrudniejszą częścią. Resztę da się ogarnąć.
A gdy patrzysz w przyszłość, to widzisz hasło “koniec” pod względem zawodowym? Że wtedy chciałabyś się już wycofać i postawić na życie rodzinne?
Nie, nie mam wyznaczonej żadnej daty na coś takiego. Powiem ci inaczej: im więcej działam, tym bardziej mnie to wciąga. Teraz w nasze życie wchodzi sztuczna inteligencja. Sama jestem ciekawa dokąd nas to zaprowadzi, również w kontekście piłki nożnej. Druga kwestia to rozwój piłki nożnej kobiet. Też interesuje mnie to w jakim kierunku to pójdzie, jak daleko zajdzie ten proces rozwoju. Kiedy byłam mała, dostałam książkę o małej dziewczynce, która była bardzo ciekawa świata i cały czas zadawała pytania. Myślę, że jestem podobna. I wciąż ciekawa nowych rozdziałów tej mojej życiowej książki.
Masz dwa, nazwijmy to przydomki. “Pierwsza kobieta super agent” i “najważniejsza kobieta w świecie futbolu”. Lubisz ktoryś z nich, oba, żaden?
Przede wszystkim czuję się zaszczycona, doceniona, gdy słyszę te określenia. Nie mogę w żaden sposób powiedzieć, że to mnie denerwuje. Jak mowię, prędzej to zaszczyt. Ale też nie może mi to uderzyć do głowy. Każdy dzień to kolejny dzień pracy. Ale ja moją pracę uwielbiam i dlatego tak często się uśmiecham. Bo jestem po prostu szczęśliwa.
Komentarze