James w Katarze, Coutinho Bóg wie gdzie – jak upadają latynoscy bogowie

James Rodriguez
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: James Rodriguez

James Rodriguez w Katarze! Na usługi Philippe Coutinho nie znalazł się chętny. Czyli przedwczesny koniec karier wspaniale kopiących piłkę zawodników. Kolejnych, na długiej liście.

Żeby nie było, James prze kilka sezonów grał naprawdę wyśmienity futbol. Pewnie gdyby nie prześladujące go od lat kontuzje byłby topowym graczem. Ale już nie jest. W wieku 30 lat, nie chcąc dalej grać w Evertonie, a nie mogąc grać w Realu, nie miał zbyt wielu opcji. Pensje dla piłkarzy generalnie lecą na pysk, ceny transferowe podobnie. Pandemia zweryfikowała szaleństwo transferowe z poprzednich sezonów.

Ale żeby liga katarska?

Pamiętacie meldunki z tegorocznego Copa America? Nowy selekcjoner Kolumbii, nota bene uważany za wyjątkowo spokojnego i kulturalnego pana – Reinaldo Rueda – nie zabrał Jamesa na turniej. Wieść gminna niesie, że selekcjoner nie tylko miał zastrzeżenia do formy fizycznej zawodnika (uważał, że nie doszedł do pełnej sprawności po kolejnej kontuzji), ale także do jego postawy jako człowieka. A pisząc wprost i po ludzku – Rueda uznał, że James odleciał w swoim gwiazdorstwie. Piłkarz zresztą „stanął na wysokości zadania” i przed samym startem turnieju, w mediach społecznościowych wywalił wszystkie żale, czym tylko… naraził się kibicom i komentatorom, którzy okrzyknęli go lalusiem i płaczkiem.

Real go nie chciał, na Everton się wypiął, chciało go znowu FC Porto (to tu wspaniale zaczął europejską przygodę w latach 2010-13), ale dla Jamesa Portugalia to już za mało, a w szczególności jeśli idzie o kasę. No sorry, ale za drobniaki to ja nie kopię. I tak to teraz kopać będzie na Bliskim Wschodzie, bo jeszcze tylko szejkowie są gotowi spełniać kaprysy gwiazd. Japończycy poza Iniestą na wielkie nazwiska już sobie pozwolić nie mogą, a i Chińczykom ostatnio mocno ochudło.

Skoro nawet najpotężniejszy klub ligi ChSL ma patrona na skraju bankructwa – Guanghzou Evergrande – to pewnie liga chińska już w grze o wielkie pieniądze liczyć się nie będzie. Firma Evergrande napożyczała pieniędzy na łączną sumę 300 mld dolarów, czyli budżet wcale niemałego kraju. Kontrakty w klubie polecą. Zapewne okaże się, że patroni innych klubów rykoszetem dostali po finansach, bo przecież wielkie biznesy ostatecznie zawsze jakimś sposobem łączą się przez fundusze, banki i inne przedsięwzięcia o skomplikowanej strukturze, mające zwykle na celu ukrycie faktycznego źródła pochodzenia pieniędzy.

No więc nasz James, będąc w wieku jeszcze nie oldboja, acz gracz z już sporym stażem zawodowym, zamienia Everton na Katar. Gubi go pycha, a ta zawsze kroczy przed upadkiem.
Czy kiedyś jeszcze James zagra w wielkim klubie? Zagra wielkie mecze? Śmiem twierdzić, że powyższą zmianą barw klubowych skomplikował sobie tą kwestię. A może, po 13 latach zawodowej kariery (fakt, zaczął zawodowo kopać piłkę bardzo wcześnie) jest już po prostu wypalony!

Tak czy owak, selekcjoner Kolumbii jeszcze nie podał listy na październikowe (trzy!) mecze eliminacyjne do mundialu w… Katarze. A swoją drogą, wielu kolumbijskich dziennikarzy kolportuje informację jakoby James wybrał Katar, bo dzięki grze w tym kraju będzie mu jakimś cudem bliżej niż z Evertonu, gdzie zbytnio go nie chcieli i takie tam… Gdyby zastosować taką logikę, to przed mundialem w 2026 roku niemałe zastępy graczy pojawią się w Kanadzie, ba, nie po to by wypuścić się na łosia, lecz by wypracować sobie lepszą pozycję w rywalizacji o miejsce w kadrze. Bo oczywistym jest, że z kraju gdzie akurat rozgrywana jest impreza X czy Y jest do reprezentacji kraju bliżej niż z angielskiej Premier League!

O upadku Coutinho

Zacznę od wyznania – nigdy wielkim admiratorem talentu tego zawodnika nie byłem. Ba, wręcz byłem szczerze zdumiony, kiedy Inter z Mediolanu wyrwał go z Vasco da Gama, kiedy młokos miał jeszcze sporo do pełnoletności. W Italii Philippe Coutinho kariery nie zrobił ale do Liverpoolu i tak go złowili. U Redsów to co innego. Szczególnie dwa ostatnie sezony były naprawdę na światowym poziomie. Nie dziwota, że zachorowała na niego FC Barcelona. A było to jeszcze w tych czasach, kiedy pieniądze na dobrych zawodników płaciło się przerzucając oferty konkurentów dziesiątkami milionów euro. 160 mln było dla Liverpoolu wygraną w totka. Każdy zdrowo myślący człowiek wiedział, że suma była zdrowo przesadzona. Jedni twierdzili, że 20%, inni 30%, piszący te słowa nawet połowy tej sumy by z za Brazylijczyka nie wypłacił. Ale poszło.

Spokojnemu, wycofanemu chłopakowi zrobiono wielką krzywdę. Filip pięknie prowadzi piłkę, strzelić potrafi, kiwa pierwszorzędnie, zagrać koledze też umie, ale nie jest żadnym liderem, a już gwiazdorem to na pewno. Wystarczyło kilka tygodni i już było wiadomym, że władze klubu przestrzeliły zapewne najmocniej w całej historii klubu. Po mundialu w Rosji, gdzie 26-latek jeszcze pograł na wysokim poziomie, można było pokombinować z jakąś wymianą, jakąś totalną woltą transferową. Coutinho na rynku transferowym ciągle był jeszcze „gorącym towarem”. Ale nie, tragiczna ekipa prezydenta Bartomeu z raz obranej – nawet jeśli głupio – drogi schodzić nie będzie.

2018/19 był dla Brazylijczyka klapą. Jego wartość poleciała na łeb na szyję. Teraz Barca chciała sprzedawać. 100 mln euro i jest wasz! Ale oferty nie były wyższe niż 60, bo przecież każdy widział, że Katalończycy najpierw przestrzelili okrutnie, a potem chłopak zmizerniał u nich przepotwornie. Wypożyczenie roczne do Bayernu nie odbudowało formy pomocnika. Ani powrót do Barcelony pod komendą nowego trenera. Coutinho przestał być graczem młodym, perspektywicznym. Stał się wielkim problemem pogrążonej w długach Barcelony. W 2021 nikt nawet nie chciał rozmawiać na temat zakupu Brazylijczyka, a Barcy do szczęścia potrzeba było 40 mln euro. 1/4 sumy, za którą sprowadzono go z Anglii.

W wieku 29 lat, najdroższy zawodnik w historii La Ligi jest już tylko skazywany na Bliski Wschód. W Anglii i Hiszpanii zarabiał ogromne pieniądze więc nie ma szansy by europejskie średniaki dały mu satysfakcjonującą pensję. Wielkie kluby wiedzą, że nie ma charakteru by być dla nich realnym wzmocnieniem, w Brazylii powroty graczy z wielkimi nazwiskami w zdecydowanej większości kończą się fiaskiem. Do reprezentacji kraju traci już lata świetlne, bo znacznie młodsi rywale pojawiają się co kilka miesięcy, a trener lubi konkurencję o miejsce w drużynie.

Coutinho i James naprawdę wspaniale potrafią grać w piłkę, nieraz o tym nas przekonali, ale wskutek pecha, niewłaściwych decyzji transferowych, kontuzji czy kłopotów z adaptacją w nowym miejscu, przegrywają miejsce w reprezentacjach i klubach z graczami bezapelacyjnie mnie utalentowanymi i gorzej wyszkolonymi piłkarsko. Co jeszcze raz przekonuje, że w sporcie najważniejsze są cechy wolicjonalne. Najbardziej trzeba chcieć! A za dobrymi i tak gonią miliony.

(Bartłomiej Rabij)

Komentarze