Wieści z Hiszpanii zatrważają. Kluby LaLigi mają rekordowy deficyt, a pandemia dała im w kość mocniej niż konkurentom w Anglii i Niemczech. Czyżby Hiszpanię czekał odwrót od gwiazd na miarę tego z Włoch, sprzed 20 lat?
- Kluby hiszpańskie są zadłużone na blisko 900 milionów euro
- Spore problemy finansowe ma ciągle FC Barcelona
- Podobne problemy w przeszłości miały inne czołowe ligi
Zapaść w Premier League i bogata Bundesliga
Kibicu Młody, śpieszę donieść, że w świecie futbolu nie zawsze jest, było i będzie tak jak to teraz widzisz. Nie zawsze liga angielska była najbogatsza, włoska zgarniała podstarzałe gwiazdy, niemiecka stawiała na młodych, a kluby z Hiszpanii co roku zdobywały jakiś puchar. Nic z tych rzeczy.
Wpływ na to miały nie tylko czynniki stricte sportowe, lecz także biznesowe, regulacje podatkowe, sytuacja gospodarcza kraju, czy decyzje UEFA, a nawet sprawy karne! By nie sięgać do czasów naszych pradziadków (Nie ma foty to nikt nie uwierzy. Jakby nie dało się dzisiaj wygenerować postaci ludzkiej w programie montażowym…) wspomnę swoją młodość. Rok 1985 i wykluczenie z europejskich pucharów klubów angielskich za chuligaństwo ich kibiców. Pięcioletni ban spowodował, że żaden liczący się zagraniczny piłkarz do Anglii nie przyjechał, ba, każdy liczący się Anglik ruszył zagranicę. Trwało to “tylko” pięć lat, jednak ligę uderzyło tak mocno, że zbierała się prawie dwa razy dłużej.
Kto tylko dobrze kiwał albo strzelał gole, ten ruszał do Francji, Włoch, Hiszpanii i Niemiec. Mało tego, Szkoci ile zyskali! Anglicy, którym nie w smak było wcinanie sosów pomidorowych albo wurstów wybierali Glasgow lub Edynburg. Niezbyt daleko, mowa taka sama (acz, zrozumieć ją niełatwo), no i te klify!
Do wejścia w życie prawa Bosmana, w 1996 roku, liga angielska dawała schronienie jedynie Skandynawom, gorszego sortu Holendrom czy Belgom. Przejście Denisa Bergkampa z Interu do Arsenalu latem 1995 dało początek wielkiej fali zakupowej, tak naprawdę trwającej do dziś.
- Zobacz także: Najnowsze transfery
W latach 80. i 90. na transferowej karuzeli rządzili Włosi. To oni nadwyżki podstarzałych lub niespełnionych gwiazd eksportowali do Anglii. Ravanelli, Vialli, Zola, Eranio, Di Canio, Gullitt poszli do Anglii w pierwszym rzucie. Łączyło ich jedno, wszyscy byli po trzydziestce, co w tamtych czasach znaczyło dla zdrowia piłkarza ciut więcej niż obecnie.
Włochów dobił skandal pomiędzy Lazio i Parmą, kiedy okazało się, że ówczesne PSG i City (tak wtedy były te kluby postrzegane) kręciły wałki na transferach, a kluby służyły jako pralnie pieniędzy w rozliczeniach pomiędzy koncernami spożywczymi nimi zarządzającymi. Coś co u Włochów spowodowało uruchomienie prokuratury, wyroki, procesy, w wielu europejskich krajach było motorem napędowym rynku transferowego – vide Rosja, Ukraina, Turcja. W Italii wypadnięcie z rynku transferowego dwóch bardzo bogatych klubów załamało lokalny rynek. Mniejsze kluby typu Brescia, Bologna czy Atalanta mogły sprzedaż Interowi, Milanowi, Juventusowi lub nikomu. Fiorentinie groziło bankructwo, Roma miała długi, które wydawały się “nie do spłacenia”.
Włoski kryzys zbiegł się z kryzysem niemieckim. W latach 90. Bundesliga też grubo płaciła, a nawet srodze przepłacała za transfery. Napędzał ten proceder koncern medialny Kircha, który płacił klubom bajońskie sumy, a kluby z przyszłych faktur za prawa dziś kontraktowały piłkrzy. Życie na kredyt skończyło się w 2001 roku, kiedy Kirch splajtował. Do tego czasu bywało tak, że beniaminek z niewielkiego Kaiserslautern mógł kupił mistrza świata Youriego Djorkaeffa z Interu Mediolan!
Niemcy i Włosi już nie mogli szastać pieniędzmi, strumień za to szeroki popłynął z Anglii i Hiszpanii. Z Anglii nawet większy bo sporo klubów weszło na giełdę i zgarnęło sporo gotówki od kibiców-inwestorów. Pieniądze od razu zostały “przepalone” na transfery i wyścig na zarobki. To wtedy Anglicy odlecieli konkurentom.
Hiszpanie też mieli swoje pomysły, np. poprzez zachęty podatkowe albo respektowanie zasady trzeciej strony, powszechnie praktykowanej w Ameryce Południowej (oznacza, że klub sprzedający nie musi być jedynym właścicielem praw ekonomicznych do zawodnika). Zażarło wspaniale. W XXI wieku Hiszpanie wygrali dziewięć razy Ligę Mistrzów, Anglicy pięciokrotnie.
Hiszpania ma kłopoty
W 2022 roku sprawy jednak idą w kierunku supremacji jednego kraju, jednej ligi – Premier League. Hiszpanie, poza Realem Madryt, nie są w stanie gonić rywala z północnego zachodu. – To przykre, ale nie mieliśmy środków na wzięcie udziału w wyścigu – miał powiedzieć Xavi na wieść o zakontraktowaniu Haalanda przez Manchester City. Zimą Barca nie mogła ścigać się o Vlahovicia, nie ma szans na walkę o Mbappe.
Najgorętsze nazwiska na rynku w 2022 roku na pewno na Camp Nou nie trafią. Barca ma 481 mln euro długów, wg uefowskiego Fair Play Financiero do spełnienia wymogów regulatora brakuje 116 milionów. Cała lista klubów LaLiga (pierwsze dwie klasy rozgrywkowe) jest na minusie na blisko 900 mln euro.
Tymczasem w Anglii nawet Chelsea wychodzi suchą stopą z zamieszania wokół Romana Abramowicza. Czy Hiszpanie mają jakieś pomysły na reaktywację? Na pewno już nad nimi pracują, na pewno będzie lepiej, bo na stadiony wrócili kibice, a ich brak najbardziej zaszkodził hiszpańskim finansom, na pewno będą bardziej racjonalnie prowadzić politykę transferową.
Z drugiej strony, realnie sprawy widząc, poza FC Barceloną żaden z liczących się klubów nie pogrążył się aż tak solidnie, a i Sevilla czy Valencia raczej gorących nazwisk do swoich składów już od dawna nie sprowadzają. Słowem, wygląda to kiepsko, ale ową “kiepskość” generuje przede wszystkim jeden gigant, który do wielkich bojów o mistrzostwo i Ligę Mistrzów chyba za szybko nie wróci. Acz, znając historię FC Barcelony nie byłbym pewien czy nie szykują nam kolejnego, zdumiewającego zwrotu akcji.
Komentarze