FC Barcelona zagięła parol na Raphinhę z Leeds United. 25-latek z Porto Alegre mógłby pojawić się na Camp Nou tego lata, a suma odstępnego oscylować miałaby wokół 45 milionów euro. Z listy życzeń na pewno zniknie jego młodszy rodak, 22-letni Antony z Ajaxu. Ten znalazł się w orbicie zainteresowań Manchesteru United, do którego przechodzi jego trener Erik Ten Hag. Cena – ponoć 60 milionów euro – dla Barcy zaporowa. Sęk w tym, że Barcelona bez Brazylijczyków żyć nie może. Tym bardziej, że Real Madryt Brazylijczykami stoi!
- Armia Brazylijczyków decyduje w dużym stopniu o obliczu liczących się europejskich drużyn
- Tam, gdzie są sukcesy, pojawiają się brazylijskie gwiazdy
- Rodrygo strzelił 1000. brazylijskiego gola w Lidze Mistrzów. Reprezentanci Canarinhos są liderem Champions League pod tym względem
Barcelona i Real walczą o Brazylijczyków
Każdy szanujący się kibic futbolu kojarzy wyczyny Romario, Ronaldo, Rivaldo, Ronaldinho w Barcy. Potem Daniel Alves i Neymar ze wsparciem Deco czy Adriano. Po drodze trochę niewypałów, takich jak Fabio Rochemback, Geovani, Keirrison czy Henrique. Gros z tych transferów Katalończycy srodze przepłacili, wielu kibiców do dziś zastanawia się po co je zrealizowano?
Ale mnogość zakupów w Brazylii spowodowała pewien ważny efekt promocyjny – FC Barcelona stała się na lata ulubiony europejskim klubem w Brazylii. Stała się nim w czasach kiedy do miejscowych dotarło, że europejski futbol jest “najlepszy”, że najlepsi grają na Starym Kontynencie. 70 Brazylijczyków (mniej więcej) co sezon zaczyna rozgrywki w Lidze Mistrzów. Dystansują Niemców, Włochów. Jedynie Francuzi, Hiszpanie i ostatnio Anglicy bo mają pięć drużyn, mogą przebić kanarkowych graczy w swej masie.
Każdy szanujący się spec od marketingu w wielkim futbolowym klubie wie, że mieć Brazylijczyków to nie tylko wzmocnić skład ale też wzmocnić rynek sprzedaży pamiątek, praw telewizyjnych, czy chociażby budować sieć szkółek piłkarskich. Słowem, Brazylijczyk znaczy pieniądze. A pieniędzy na Brazylijczyków Barcelonie ostatnio brakuje. Barca w walce o najzdolniejszych Brazylijczyków ostatnimi czasy przegrywa. Umykają jej z radaru.
Tymczasem Real Madryt świętował mistrzostwo kraju z pięcioma Kanarkami w składzie. Marcelo właśnie został rekordzistą pod względem zdobytych trofeów dla Królewskich. Brazylijczyk! A przecież Brazylijczyk Daniel Alves z Barcelony jest rekordzistą świata pod względem zdobytych trofeów w ogóle. Casemiro to teraźniejszość, Eder Militao, Rodrygo a przede wszystkim Vinicius Junior, przyszłość Realu.
W Barcelonie takich przykładów nie uświadczysz. Katalończycy na żaden z supertalentów ligi brazylijskiej kasy nie mają. Inna sprawa czy obecni 18-20-latkowie są aż tak atrakcyjni by Blaugrana stawała do walki o nich, tym bardziej, że do tradycyjnej batalii z Benficą, Porto, Szachtarem i drużynami z Włoch doszły kluby angielskie mające znacznie więcej pieniędzy od Katalończyków. I tą mniejszą ich aktywność widać w Brazylii! Barca, która dekadę temu była marzeniem każdego młodzieńca kopiącego piłkę w Brazylii. Dzisiaj inne kluby stały się równie ważne i popularne wśród brazylijskich młokosów. Widać to coraz bardziej w sytuacji, gdy w finale Ligi Mistrzów 2022 zagrają znowu przedstawiciele Premier League i La Ligi. Łącznie ośmiu Brazylijczyków, z czego większość o tak nieznacznej karierze w Brazylii, że znani kibicom tylko z Ligi Mistrzów i gier w reprezentacji kraju.
Poza Alissonem żaden z nich nie nagrał się w lidze brazylijskiej jakoś szczególnie. Opuszczali kraj w wieku 18-20 lat! Naprawdę, niewielu kibiców zdołali rozkochać w swoich popisach.
Brazylijczyk kocha zwycięzców
Wbrew obiegowej opinii, dla Brazylijczyków najważniejsze jest wygrywanie a nie widowiskowe granie. Wystarczy przypomnieć jak strasznie media i kibice obeszli się z wicemistrzami świata z 1950 roku. Kompromitacja z mundialu 1966 tylko dlatego nie skazała na zapomnienie graczy, bo Brazylia wcześniej wygrała mundiale w 1958 i 1962 oraz następny w 1970, a gros tamtych mistrzów zaliczyło też wpadkę podczas czempionatu w Anglii. Po tej sekwencji sukcesów w Brazylii zapanowało przekonanie, że liczy się tylko pierwsze miejsce. Wszystkie pozostałe to porażki.
Być może ten brak pokory spowodował, że na kolejne mistrzostwo świata czekali aż 24 lata, lecz kiedy już mundial wygrali, to zaczęli kolejną serię turniejowych finałów. We Francji byli “tylko” wicemistrzami, ale łatwo sobie wyjaśnili, że był to cholerny pech. Że Ronaldo zachorował w decydującym momencie, że właśnie wtedy wyszła głupota Zagallo i brak powołania dla Romario itp., itd. Za cztery lata mistrzostwa wygrali i znowu każdy na świecie chciał grać jak Brazylia. I znowu każdy menedżer klubowy chciał mieć u siebie armię Brazylijczyków na zawołanie. Z tą różnicą, że teraz mógł to marzenie zrealizować, gdyż kanarkowi stali się łatwo dostępni.
30 lat wcześniej Brazylijczykowi nie przyszłoby nawet na myśl grać w lidze tureckiej czy greckiej, nie wspominając o rosyjskiej albo ukraińskiej. W 2002 grali już nawet w tworzących się dopiero ligach na Dalekim Wschodzie. W 2022 grają dosłownie wszędzie.
W Lidze Mistrzów nadają ton, nie chcę się powtarzać z wypisywaniem ilu ich gra w tych rozgrywkach, zatem zaskoczę Was inną liczbą: 1000 goli strzelili już w Lidze Mistrzów i PEMK! Najwięcej! Więcej niż rządzący w nich Hiszpanie, Anglicy i Włosi! O 198 goli więcej niż drudzy w zestawieniu Francuzi. Zastanówcie się ile goli zdobyli w niej Ronaldo, Rivaldo, Ronaldinho, Romario, Elber, Sonny Anderson, Juninho Pernambucano, Kaka, Marcio Amoroso, Neymar, armia Brazylijczyków z Szahtara, Benfiki, FC Porto, PSG?
Europa tak długo reklamowała się Ligą Mistrzów czyli najlepszymi klubowymi rozgrywkami świata, że Brazylijczycy w to uwierzyli i po kilku edycjach zaatakowali pozycje najlepszych. Brazylia jako jedyna z potęg Champions League nie ma w niej klubu ale ma drugą największą reprezentację piłkarzy w rozgrywkach.
Jest na fali Barca, proszę bardzo, Daniel Alves, Neymar, Rafinha, Adriano. Wchodzą do gry miliarderzy z Paryża i Manchesteru, są tłumy Brazylijczyków w kadrach. Jest finał grany między dwiema najbardziej tradycyjnymi potęgami rozgrywek, będzie Brazylijczyków tyle co Hiszpanów i Anglików. I Brazylijczycy stopniowo zaczynają się z klubowymi mistrzostwami Europy utożsamiać. Są to rozgrywki coraz ważniejsze w sportowym kalendarzu. Ligi europejskie są raczej dodatkiem w menu sportowego kibica preferującego – co zrozumiałe – krajowe ligi i puchary. Ale Champions League to coś ekstra, danie z wyższej półki. Tym smaczniejsze, że okazuje się iż bez Brazylijczyka już nie do upichcenia. A to tylko podnosi brazylijskie morale i nakręca dawny mit o najlepszości , czego efektem jest znacznie cięższa batalia o prawa do pokazywania tych rozgrywek a niżeli o Copa Libertadores! Dość powiedzieć, że TNT/HBO stoczyły bój z FOX Sports/ESPN o prawa do pokazywania w telewizji kodowanej, a SBT z Recordem i Globo o pokazywanie w telewizji otwartej.
Ot, kolejne “brazylijskie” rozgrywki piłkarskie do obejrzenia w telewizji. Nawet lepsze bo ze “starego świata”, który ciągle uchodzi za miejsce lepsze, bogatsze i bardziej prestiżowe.
Nasi w najlepszym klubie świata? Kibicujemy tylko takim! Real – Barca 1-0.
Komentarze