Superliga miała dać superwpływy do budżetów superzadłużonych klubów, ale wystarczyło kilkadziesiąt godzin, by został po niej tylko supersmród. Mija pół roku od porzucenia pomysłu nowych rozgrywek. Czy jednak aby na pewno porzucenia? „The Athletic” poddaje to w wątpliwość i ujawnia jak to się stało, że od stołu uginającego się pod ciężarem wirtualnej, póki co, gotówki odeszły Bayern, Borussia i PSG.
- W swoim reportażu Adam Crafton stara się opowiedzieć historię zza kulis
- narastającej nieufności między niektórymi z 12 klubów tworzącymi Superligę, a ich rodzimymi ligami. O politycznych manewrach i przepychankach klubów o władzę, pieniądze i wpływy. Ale także o napięciach w opozycji tworzonej przez Bayern i PSG, determinacji Realu, Barcelony i Juventusu, które starają się wkupić w łaski kibiców nie będących jednoznacznie przeciwko Superlidze
- Mówiąc wprost – jest bardzo wiele podejrzeń, że 12 klubów szykuje po cichy nowy plan. Po stronie obecnego układu wyraźnie stoją Bayern i PSG, choć ich motywacje wyglądają na różne
W tekście bazuję na artykule „Napięcia, podejrzenia i spiski – co wydarzyło się po upadku Super Ligi” opublikowanym w The Athletic
Nieprzemyślana ofensywa
Coby nie mówić, przygotowanie klubów do zamachu na Ligę Mistrzów wyglądało jak wyrwanie się z szablami na czołgi. Lista zdarzeń, które były do przewidzenia, a których nikt nie wziął pod uwagę, poraża. Wszystko w następstwie ogłoszenia powstania Superligi sypało się jak domek z kart – była rezygnacja Eda Woodwarda, wiceprezesa Manchesteru United i entuzjasty nowych rozgrywek, skargi samych zawodników mających brać udział w projekcie, protesty kibiców doprowadzające m.in. do przełożenia meczu Liverpoolu z Czerwonymi Diabłami, ale najbardziej upokarzający stał się późniejszy wykład prezesa PSG Nassera Al-Khelaifiego, człowieka, którego od dawna uważali za jedno ze źródeł piłkarskich bolączek, na temat braku etyki.
Jaka była motywacja PSG?
W samej dwunastce nie wszyscy mówili jednym głosem. Na przykład Manchester City i Chelsea bardzo długo opierały się powołaniu Superligi, ale ostatecznie przestraszyły się, że pociąg odjedzie, a oni zostaną na peronie. Ich uległość była dla najtwardszych założycieli, jak choćby Juventus lub Real, dowodem na to, że prędzej czy później wszyscy najbogatsi spotkają się w jednym miejscu. Oficjalne odsłonięcie nowego projektu miało wywołać w PSG taki strach, że Al-Khelaifi właściwie nie będzie miał wyboru.
Katarski szef klubu z Paryża podążył jednak inną drogą. Okazało się, że wraz z władzami Bayernu i Borussii Dortmund doskonale czyta szersze nastroje i to, że więcej może ugrać przez odmowę. Chwilę później świat obiegło zdjęcie Al-Khelaifiego i Aleksandra Ceferina, na którym panowie się objęli, a Nasser miał wtedy powiedzieć prezydentowi UEFA „stoję przy tobie”. Zyskał w ten sposób etyczny status, o którym kilka miesięcy wcześniej nikt nie odważyłby się pomyśleć.
Tu wkracza pewna teoria spiskowa – Al Khelaifi znając plany powstania Superligi przekalkulował sobie, że to się i tak nie uda, przy okazji świat zrozumie, jak gigantyczne problemy finansowe mają dotychczasowi krezusi, a on podbierze od nich najlepszych piłkarzy przy wsparciu UEFA przymykającej w ramach wdzięczności oko na zasady finansowego fair play. Latem trafiła do PSG zatem cała plejada gwiazd z pozostałych klubów parszywej dwunastki – Liverpoolu, Barcelony, Realu Madryt, AC Milan i Interu Mediolan, przy jednoczesnym veto na transfer za 160 mln euro Kyliana Mbappe. W zeszłym miesiącu szef PSG w swoim oficjalnym wystąpieniu na zjeździe Europejskiego Stowarzyszenia Klubów, którego został – a jakże – nowym przewodniczącym po przymusowym ustąpieniu prezydenta Juventusu Andrei Agnellego żartował z Superligi, kpił z „bajkopisarzy i nieudaczników”, całość ich działań nazywając „spiskiem o północy”.
Maska naczelnego etyka jest tu oczywiście mocno zastanawiająca, gdyby bliżej przyjrzeć się możliwym motywacjom Nassera Al-Khelaifiego. Katarczyk nigdy nie był specjalnie blisko Ceferina, a jeśli już, to po to, by ze sobą walczyć o wspomniane FFP. Krytycy właściciela PSG zwracają więc uwagę, że jego stanowisko w sprawie Superligi podyktowane było własnym interesem – jako prezes grupy BeIN Media miał kontrakty warte setki milionów euro, aby pokazywać europejskie ligi krajowe i rozgrywki UEFA na całym świecie. Prawa te zostałyby poważnie zdewaluowane, gdyby powstała Superliga. Te przychylniejsze mu źródła faktycznie jednak twierdzą, że Al-Khelaifi czuł, że powinien być wierny instytucjom UEFA i ECA, w których zajmował wysokie stanowiska.
Nie dało się ich przekonać
Dobrze zorientowane źródło powiązane z ECA twierdzi, że w czasie wewnętrznych negocjacji założycieli stanowiska PSG i Bayernu były jak skała. Szefowie tych klubów ani na moment nie chcieli romansować z pomysłem niemal w całości zamkniętnych, elitarnych rozgrywek i nie ugięli się pod presją Florentino Pereza, który miał osobiście udać się do Paryża, by powiedzieć: pozostaniecie w cieniu rywali. Jednocześnie kilka klubów spoza dwunastki, które później otwarcie wyrażało swój sprzeciw i oburzenie, miało spytać pomysłodawców, czy nie znalazłoby się dla nich miejsce w Superlidze. Nazwy w tekście „The Athletic” jednak nie padają.
Pojawia się jeszcze kwestia Borussii Dortmund. Ta miała mieć swoje miejsce w docelowej piętnastce, ale jedynie w przypadku przystąpienia do niej Bayernu. Co ciekawe, „The Athletic” pisze o dokumentach z wersją planu zakładającą późniejsze przystąpienie PSG, Bayernu i BVB, mimo ich aktualnego veta.
Konflikt Bayernu i PSG
To, że oba kluby w jednej kwestii zdecydowały się iść ze sobą pod rękę, nie oznaczało, iż zapałały do siebie miłością. Jest wręcz przeciwnie – w opozycji iskry lecą gęsto.
Gdy jasne się stało, że Agnelli nie może być już dłużej przewodniczącym ECA, zaczęto szukać idealnego kandydata na jego stanowisko. Pojawiały się różne nazwiska, m.in. Karla-Heinza Rummeniggego, ale ten przecież lada dzień miał odejść na emeryturę lub Edwina van der Sara pracującego aktualnie w gabinetach Ajaksu. Uznano jednak, że jest potrzeba powołania kogoś, za kim stoi naprawdę potężny klub. Al-Khelaifi odrzucił początkowo propozycję powołując się na nadmiar obowiązków, ale ostatecznie się skusił. Smakiem obszedł się natomiast Michael Gerlinger, reprezentujący Bayern w radzie wykonawczej ECA od 2017 roku. Gdy upadła idea Superligi, a rywale PSG i Bayernu stracili wpływy, obaj panowie utworzyli nową oś władzy zarówno na szczytach UEFA, jak i ECA. Mistrzowie Niemiec otrzymali „Nagrodę Prezesa” ECA za „wyjątkowe przywództwo i zaangażowanie w europejską piłkę nożną”, a Al-Khelaifi i Gerlinger pozowali razem do zdjęć.
Za kulisami rozejm jest jednak, delikatnie mówiąc, niełatwy. Bayern od dawna krytykuje schematy wydatków PSG, a oba kluby nie podzielają tego samego poglądu na temat przyszłości ograniczeń finansowych w europejskiej rywalizacji. Bayern stoi na straży mocnego FFP regulującego limitami wydatki na wynagrodzenia i surowo karzącego za naruszenia. PSG popiera coś w rodzaju „podatku od luksusu”, zgodnie z którym kluby rywalizujące w Europie ograniczają się do wydawania określonego procentu dochodów na pensje, które mają wynosić około 70 proc. Jeśli przekroczy się tę granicę, wpadnie się w inny próg, a uzyskane w ten sposób nadwyżki podatkowe miałyby być rozdysponowane po europejskich klubach. To oczywiście aż prosi się o nadużycia ze strony tych obrzydliwie bogatych właścicieli, którzy nie mają nic przeciwko płaceniu podatku w celu realizacji swoich szerszych ambicji.
Wrogość między PSG i Bayernem została spotęgowana, gdy Al-Khelaifi stał się niezadowolony po tym, jak prezes Bayernu Herbert Hainer powiedział w jednym z podcastów, że próbuje zrozumieć, w jaki sposób inwestycja PSG w Lionela Messiego, najdroższego na świecie wolnego agenta, została pogodzona z FFP.
Ceferin w tym konflikcie stoi po stronie Al-Khelaifiego. W niedawnym wywiadzie dla „Der Spiegel” mówił tak: W przyszłości powinniśmy mówić o równowadze konkurencyjnej, a nie FFP. Jeśli kluby przekroczą limit, będą musiały zapłacić rodzaj podatku, który byłby redystrybuowany do innych zespołów. Podatek ten powinien być bardzo, bardzo wysoki. Jeśli reguła mówi, że klub może wydać tylko 300 mln euro, ale staje się to 500 mln euro, to być może będzie musiał zapłacić kolejne 200 mln euro. Ale nic nie zostało jeszcze postanowione.
Życie w strachu
Sam fakt, że Juventus, Real i Barcelona nigdy nie wystąpiły ze struktur Superligi, a ich armia prawników wciąż walczy z UEFA – w dodatku skutecznie, federacja odstąpiła od kar, mimo że na pozostałą dziewiątkę nałożyła wcześniej konieczność zapłacenia 15 mln euro za zdradę – sugeruje, że projekt nie jest tak martwy, na jaki wygląda. Plotki mówią o różnych rozwiązaniach zastępczych, sięgających nawet 40 drużyn podzielonych na dwie grupy po 20, co ostatecznie zabiłoby Ligę Mistrzów.
Dlatego na buntowników inni wciąż patrzą z podejrzliwością. Najmocniej w Anglii, z której aż sześć klubów (Manchester City, Manchester United, Liverpool, Chelsea, Arsenal i Tottenham) miało budować jakość Superligi. Te niby pokazały skruchę, przeprosiły kibiców, a nawet uznały, że trzeba powołać specjalną radę związaną z fanów, bez którego zdania nic ważnego nie może się wydarzyć.
To jednak za mało, by pozostałe kluby Premier League dały wiarę w nieskazitelną czystość intencji. Na ich spotkaniu zaraz po ogłoszeniu powstania Superligi prezes Evertonu Bill Kenwright w pewnym momencie zaczął cytować Williama Szekspira, a później powiedział: „Wszyscy jesteśmy teraz w Strefie Zmierzchu!”. Dyrektor generalny Brighton, Paul Barber, odczytał treść rozmowy z Danielem Levym z Tottenhamu, który kilka godzin po oświadczeniu o powołaniu nowych rozgrywek pisał wprost, że wielka szóstka jest zmuszona by działać. Niedługo później 14 zespołów opuściło wspólną grupę na WhatAppie, zostawiając w niej samych „zdrajców” i zakładając własną. Pozostają podejrzliwi. Rzeczywiście, jeden dyrektor obecny na spotkaniu akcjonariuszy Premier League, powiedział „The Athletic”, że Wielka Szóstka nawet nie patrzy na małe kluby. Pozostaje mentalnością „my kontra oni”.
Komentarze