“Ultra”. Rusza przedsprzedaż książki o włoskich fanatykach

Odbierani są różnie. Dla jednych są niebezpiecznymi ludźmi mającymi związek ze światem przestępczym, dla innych ostatnimi obrońcami wartości. Tobias Jones postanowił na własnej skórze przekonać się, kim naprawdę są włoscy ultras. Przenikając w ich szeregi, próbuje znaleźć odpowiedź na pytanie o prawdziwą tożsamość fanatyków. Rusza przedsprzedaż jego reportażu „Ultra. Podziemny świat włoskiego futbolu”, która ukaże się 5 czerwca nakładem Wydawnictwa SQN.

Świąt włoskich ultras
Obserwuj nas w
Na zdjęciu: Świąt włoskich ultras

Zamów książkę w przedsprzedaży na: https://bit.ly/goal-ultra 

  • rabat od ceny okładkowej
  • atrakcyjne pakiety z innymi książkami i gadżetami
  • wysyłka jeszcze przed premierą – czytasz jako pierwszy!

Fragment książki:

Gdy zadzwonił telefon – „Właśnie skręcają w Via Novara” – około 100 facetów w 20 samochodach ruszyło w kierunku Via Fratelli Zoia, ulicy prostopadłej względem Via Novara. Miejsce na zasadzkę wybrano idealnie. Leżało niedaleko stadionu i znajdowały się tam dwa duże, ciemne parki, w których łatwo było zgubić trop i porzucić broń w jakichś krzakach. Żaden z ultrasów nic przy sobie nie miał. Całą broń – zakrzywione noże, młotki i łomy – schowano w pobliżu miejsca wybranego do ataku.

Ultrasi Napoli jechali trzema dziewięcioosobowymi busami i dwoma samochodami osobowymi. Atak rozpoczął się od rzutu granatem domowej roboty, przez Włochów nazywanym „papierową bombą”. Trafił w pierwszy pojazd. W tym momencie na ulicę wybiegło około 100 ultrasów Interu. Na dwupasmowej drodze wylądowały czerwone race. W jaskrawej poświacie pojawiły się sylwetki mężczyzn uzbrojonych w łomy i pałki, z twarzami zasłoniętymi kominiarkami, szalikami lub kapturami, którzy biegiem ruszyli w kierunku pojazdów.

„Napierdalaj!” – krzyczało wielu z nich, wymachując uniesionymi rękami. Brzmiało to jak okrzyk wojenny wyrażający pogardę. Poleciały kolejne papierowe bomby. Zawyły alarmy samochodów, wprowadzając w ten chaos pewien rytm. Zaczęły szczekać psy.

Neapolitańczycy wyskoczyli z pojazdów i wtedy się zaczęło. Zakapturzone postaci ruszyły na siebie pędem, posypały się ciosy, dźgnięcia, kopniaki i wyzwiska. Upadające łomy i metalowe rurki toczyły się z łoskotem po asfalcie.

Trudno było cokolwiek dostrzec. Dym z rac i petard spowił ulicę gęstą mgłą. Jeden z pojazdów neapolitańczyków zjechał na drugi pas i w coś uderzył. Wyglądało to, jakby bus przejechał po dwóch miękkich spowalniaczach. Ludzie zaczęli krzyczeć, walić dłońmi w burty busa.

– To ktoś od was! Ktoś od was! – krzyczeli neapolitańczycy do ultrasów Interu.

– Basta, basta! – krzyczeli inni.

Nagle wszystko się zatrzymało. Kibole przestali się bić, jak gdyby całe to starcie było zwykłą zabawą. Neapolitańczycy się rozstąpili i przepuścili kilku interisti, by zabrali ciało. Ofiarę wzięło trzech facetów, ale wyglądało to tak, że podnoszą z ziemi nasiąknięty karton. Coś, co powinno być sztywne, okazało się zbyt miękkie, by dało się to sensownie nieść.

Dede zmarł jeszcze tego samego wieczoru w mediolańskim szpitalu San Carlo. Tym samym na ultrasów spadła jeszcze jedna śmierć. Historia ta idealnie nadawała się do tego, by przedstawiać te grupy jako kwintesencję zła. Handlujący narkotykami neonaziści przygotowali niemalże wojskową zasadzkę. Fakt, że podczas późniejszego meczu obrońca Napoli Kalidou Koulibaly był bezustannie lżony na tle rasowym, tylko dodatkowo wpisywał się w narrację, że ultrasi to zwykłe szumowiny.

Całe to wydarzenie okazało się jednak zdecydowanie bardziej zniuansowane. Gdy policja analizowała nagrania ze starć (z kamer monitoringu oraz z filmików kręconych przez ludzi na balkonach), okazało się, że między członkami obu grup niemalże nie było kontaktu. Przez większość czasu stali naprzeciwko siebie, wyzywali się i rzucali metalowymi łomami. Jeżeli weźmiemy pod uwagę, że stawiła się tam setka interisti uzbrojonych w ciężkie i ostre narzędzia używane w leśnictwie i budowlance, to lista ran i obrażeń wydawała się wyjątkowo krótka. Jedyna ofiara śmiertelna była zupełnie przypadkowa. Wielu świadków zeznało wręcz, że ultrasi Interu wyrażali uznanie dla neapolitańczyków z powodu przekazania rannego. Przypominało to trochę rytuał odgrywany z podziałem na role – rytuał, który można w każdej chwili przerwać, gdy w grę zaczyna wchodzić prawdziwe życie (albo śmierć).

Wyolbrzymianie przemocy i agresji odpowiadało wszystkim. Wyszła z tego wspaniała historia dla dziennikarzy. Akcja ładnie wpisała się w narrację policji, zgodnie z którą ultrasi to samo zło. Nawet sami kibole przedstawiali te zdarzenia w kategoriach wspaniałej, wielkiej konfrontacji, w której okazali się – jak ujął to jeden z nich – „ludźmi honoru”. Opowiadając o „pochlastaniu twarzy wrogów”, chcieli budzić grozę. W rzeczywistości ultrasi cieszą się, gdy obwinia się ich o czyny, których nie popełnili, ponieważ buduje to ich wizerunek w oczach innych grup kibicowskich, a tylko ich opinia jest dla nich ważna.

Im bardziej się w to zagłębiałem, tym bardziej dostrzegałem zmowę dezinformacji wszystkich stron. Nic nie jest takie, jakie się wydaje. Wersja policji za każdym razem stanowi dokładne przeciwieństwo wersji ultrasów. Dziennikarzom znacznie łatwiej i bezpieczniej rozmawia się z organami władzy, dlatego do opinii publicznej trafia zwykle tylko wersja oficjalna. Ultrasi stają się kozłami ofiarnymi, więc całą winę i odpowiedzialność zrzucają na policję i media. Robią wrażenie renegatów, którzy niczym się nie przejmują, ale tak naprawdę mają serdecznie dość tego, że są opacznie rozumiani i postrzegani. Sonny Barger, lider Hells Angels, powiedział kiedyś w rozmowie z Hunterem S. Thompsonem: „Nikt nigdy nie napisał o nas choćby jednego dobrego słowa. Ale faktem jest, że nigdy nic dobrego nie zrobiliśmy”. Ultrasi jednak – choć nie wypierają się zła i chaosu, które powodują – uważają, że robią wiele dobrego. Żeby to jednak dostrzec, trzeba wejść między nich i żyć razem z nimi. „Nigdy nas nie zrozumiesz, dopóki nie zostaniesz jednym z nas” – powtarzają nieustannie.

O książce:

Chuligani czy ostatni obrońcy wartości? Reportaż prosto z serca włoskiego ruchu ultras.

Włoscy ultrasi należą do najlepiej zorganizowanych i agresywnych fanów w europejskiej piłce nożnej. Wiele grup kibicowskich przekształciło się w grupy przestępcze, które zajmują się sprzedażą biletów, handlem narkotykami i morderstwami. Są skrzyżowaniem członków Hell’s Angels z chuliganami. Bywają żołnierzami mafii, odegrali także kluczową rolę w powstaniu skrajnej prawicy.

Ale prawdziwi ultrasi twierdzą, że są buntownikami walczącymi z państwem policyjnym i współczesną piłką nożną. Mówią, że tylko wśród ultrasów można znaleźć poczucie przynależności, wspólnoty i koncepcję czystego sportu. Uważają, że bronią nie tylko swoich klubów, ale także zapomnianych przedmieść i osób, które zostały wykluczone przez społeczeństwo.

Przez pryzmat ultrasów Tobias Jones kreśli fascynujący portret włoskiego społeczeństwa i futbolu z Półwyspu Apenińskiego. Pisze nie tylko o fanach największych włoskich klubów: Juventusu, Milanu, Interu, Torino, Lazio, Romy czy Genui, ale także o mniej znanych grupach kibicowskich, z Cosenzy czy Katanii. Przenikając w ich struktury, bada złowrogą stronę piłkarskiego fandomu, z całą jego przemocą i ekstremizmem politycznym, ale podziwia też pasję, dowcip, solidarność i styl bycia członków tej fascynującej i pełnej sprzeczności subkultury.

Komentarze