Najlepszy Zieliński w sezonie, ale to nie wszystko. Na co stać Napoli?

Piotr Zieliński
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Piotr Zieliński

Mecz z Liverpoolem to dobra baza, by kibice Napoli budowali nową nadzieję. Piotr Dumanowski i Dominik Guziak z Eleven Sports w swoim cotygodniowym felietonie na SerieA.pl zastanawiają się, czy klub z Kampanii przestanie wreszcie być tym, który rozbudza nadzieje, by cyklicznie, tydzień po tygodniu je gasić?

  • Napoli kolejny raz doskonale rozpoczyna sezon. Czy są przesłanki, by wbrew tradycji nie było tym gorzej, im dalej w las?
  • Mecz z Liverpoolem już jest odwróceniem pewnego trendu
  • Wymiana krwi na świeższą też pozwala myśleć, że dzisiejsze Napoli nie musi być jak Napoli, które znamy od lat

Mecz jak z kosmosu

Poniżej zamieszczamy fragment tekstu Piotra Dumanowskiego i Dominika Guziaka. Całość możecie znaleźć TUTAJ.

Zanim przejdziemy do sedna, pozwólcie nam jednak pozachwycać się tym, co zespół Spallettiego pokazał przeciwko finaliście ubiegłej edycji Ligi Mistrzów. Tak, tak, mamy świadomość tego, że po tamtym Liverpoolu pod względem jakości i formy zostało niewiele. Drużyna Juergena Kloppa na początku sezonu boryka się z ogromnymi problemami, a rozmawiając z zapalonymi kibicami The Reds przed tym spotkaniem nie widzieliśmy na ich twarzach nawet cienia optymizmu. Ale kibice calcio takich historii przerabiali już wiele i nie było ważne, w jakiej formie przyjeżdża rywal. Pamiętacie sezon 2019/20 i Barcelonę przegrywającą 2:8 z Bayernem Monachium, z Quique Setienem na ławce trenerskiej, który chyba sam nie do końca wiedział, jak się tam znalazł. Tuż przed tamtą klęską Duma Katalonii wyeliminowała z Ligi Mistrzów właśnie Napoli, rozstrzygając kwestię awansu w 45 minut rewanżowego starcia.

Najlepszy mecz Zielińskiego w sezonie

Tym, co doceniamy w wygranej z The Reds szczególnie, jest fakt, że Napoli nie przegrało samo ze sobą. Brzmi śmiesznie, ale komentując ten mecz po karnym zmarnowanym przez Osimhena, a potem piłce wybitej z linii bramkowej przez Virgila van Dijka po strzale Kwaracchelii, spojrzeliśmy na siebie wymownie. Napoli mogło prowadzić 2:0 albo 3:0, ale zaczynało oddawać inicjatywę rywalowi i zapraszało go trafienia na 1:1. Jednak bramka wyrównująca nie padła, gospodarze wykorzystywali bezlitośnie niemal każdy błąd Joe Gomeza i spółki, a trafiając po przerwie na 4:0 mogli sobie pozwolić na stratę gola i spokojne kontrolowanie meczu do samego końca. Andre-Frank Zambo Anguissa kapitalnych zagrań miał więcej, niż liter w imieniu i nazwisku, a razem ze Stanislavem Lobotką stanowił w drugiej linii zaporę nie do przejścia. Piotr Zieliński zagrał najlepszy mecz sezonu (a kilka świetnych spotkań miał już na koncie) i pokazał, że w kilka miesięcy z zawodnika kompletnie zawodzącego można wrócić na absolutnie najwyższy poziom. Kim Min-jae okazał się graczem, na którym zupełnie nie zrobiło wrażenia bycie następcą Kalidou Koulibaly’ego i choć do tej pory grał niemal całą karierę grał w Azji (gdyby się uprzeć, to nawet Fenerbahce ma swój stadion w azjatyckiej części Stambułu), to z Amirem Rrahmanim wyglądają, jakby grali razem od kilku dobrych sezonów. No i wreszcie Chwicza Kwaracchelia, który od momentu debiutu w Napoli sprawia wrażenie gościa, dla którego nie ma znaczenia, kto jest rywalem, liczy się tylko liczba dryblingów i przeciwników wkręconych w ziemię. Z ręką na sercu – dawno takiego gagatka w Serie A nie widzieliśmy. W zachwyt wprawia nas na początku sezonu swoją elegancją i wizją gry Charles De Ketelaere, ale były piłkarz Dinama Batumi to inna kategoria. Dopiero co wszedł do wielkiego futbolu i wygląda tak, jakby dalej urządzał sobie ganianie za piłką po podwórku z kumplami z klasy. Hellas Verona, chłopaki z 3c, Liverpool – dla niego nie ma różnicy.

PIOTR DUMANOWSKI
DOMINIK GUZIAK
ELEVEN SPORTS

Komentarze