Na pewno znacie to z social mediów. Ktoś zauważa jakąś ciekawostkę, tworzącą się nową tendencję, ale wbrew powszechnemu zachwytowi pojawia się jakiś smutny człowiek, burzy teorię i sprawia, że na pierwotne wnioski patrzy się inaczej. “Przyszedł pan maruda i zepsuł dzieciom zabawę”. W Serie A tych marud właściwie nie ma.
Zapraszamy na nasz nowy cykl w Goal.pl i na SerieA.pl. Po każdej kolejce włoskiej ligi podsumujemy dla Was wszystkie najważniejsze wydarzenia z minionego weekendu. Żadnych opisów meczów, bo one już były. Luźne uwagi i pomeczowe boki.
Marudami w tym wypadku byliby trenerzy, którzy przez dziesiątki lat wykształcili o calcio opinię ciągnącą się za nim – tak, tak – do dziś. Defensywa, catenaccio, bronimy całym zespołem, a jakaś dwójka-trójka magików z przodu zrobi, co do nich należy. To Włoch Gianni Brera, słynny po wojnie dziennikarz, później naczelny “La Gazzetty Dello Sport”, powiedział, że mecz idealny powinien zakończyć się wynikiem 0:0. Dziś pewnie przeżywałby katusze widząc, jak daleko od ideału jest jego ukochana liga. Od początku sezonu tylko jeden mecz – ubiegłotygodniowy Verona – Genoa – zakończył się bez goli i to tylko dlatego, że gospodarze zachorowali na jakąś dziwną niemoc. Nie wtoczyli piłki do siatki, mimo 18 bramkowych okazji (12 strzałów celnych!).
Dlaczego piszemy o tym akurat teraz, mimo że już od dłuższego czasu Serie A staje się synonimem kanonady? Bo to po niedzielnej serii gier trzeba odnotować rzecz niespotykaną: żadna z dwudziestu drużyn nie ma średniej strzelanych goli na mecz niższej niż 1,0. Dla porównania w Anglii mamy takie trzy, w Niemczech pięć, w kochającej ofensywę Hiszpanii osiem (!). Idźmy dalej – dokładnie 10 zespołów w Italii tę średnią bramek wywindowało przynajmniej do poziomu 2,0 na mecz, z czego kilka przekracza ją znacząco. W miniony właśnie weekend tylko Genoa nie była w stanie zdobyć gola, każda z pozostałych ekip trafiała przynajmniej raz.
Możemy więc mówić o prawdziwej rewolucji, która tak naprawdę jest ewolucją. Przecież już w poprzednim sezonie Serie A pod względem średniej strzelonych bramek na mecz ustąpiła tylko Bundeslidze (biorąc pod uwagę top 5 lig w Europie), teraz jest niekwestionowanym liderem. Coraz więcej drużyn chce przede wszystkim atakować. O Atalancie głośno jest właściwie już od lat, Roberto de Zerbi w Sassuolo z powodzeniem tworzy coś na wzór dzieła Gasperiniego (Neroverdi w dwóch ostatnich spotkaniach tracili po trzy gole i żadnego z nich nie przegrali), nawet kojarzący się z grą na 1:0 Juventus zapragnął być piękny, stąd zatrudnienie przed rokiem Maurizio Sarriego kosztem pragmatycznego do bólu Massimiliano Allegrego.
Inter bez wysiłku, napompowane Napoli, Juve jak drużyna z dołu tabeli
Kilka lat temu Juventus miał taki sezon, w którym zaczął od dwóch porażek (z Udinese i Romą), później wyglądało to odrobinę lepiej, ale o rozpędzaniu nie było mowy. W 10. kolejce Bianconeri przegrali z Sassuolo i mając 12 punktów (3-3-4) ulokowali się w dolnej połowie tabeli (do tego momentu ani na chwilę nie zajrzeli do czołowej dziesiątki). Trenerem był wówczas Allegri, a drużyna – jak się wydawało – jest w trakcie przejściowego sezonu. Wtedy jednak coś zaiskrzyło, Juventus wygrał 16 kolejnych meczów i zdobył mistrzostwo ze sporą przewagą nad drugim Napoli. Wspominamy o tym, bo obecnie widzimy Juventus tak przeciętny, jak na początku tamtego sezonu. Z tą różnicą, że zaliczyć podobną serię zwycięstw będzie raczej niemożliwe.
Juventus zremisował trzeci mecz z rzędu, w trzecim – niczym drużyna z dołu tabeli – musząc gonić wynik. Co gorsza, do momentu bramki Favillego dla Verony, to goście byli dużo lepsi. Były momenty ich dominacji, gospodarze mieli problem nawet wyjść spod pressingu przy krótkim rozegraniu od własnej bramki. Dopiero cofnięcie się Hellasu i wejście Dejana Kulusevskiego pozwoliło im zdobyć choć punkt. Pirlo na razie przekonuje, że nie ma co bić na alarm (“Jesteśmy w trakcie budowy”), ale po Juventusie z pierwszej kolejki, gdy przez pełne 90 minut dominował Sampdorię na teraz nie ma śladu.
Juve na naszych oczach bez Cristiano Ronaldo przeciętnieje, podczas gdy cała reszta nie śpi. Napoli też otarło się o stratę punktów w derbach Kampanii, ale ostatecznie zrobiło znacznie więcej od Bianconerich, by z Benevento wygrać. Zanim drużyna Gattuso odrobiła straty, jej piłkarze zdobyli dwa gole anulowane po wychwyceniu spalonego i trzy razy kopnęli w obramowanie bramki. Lorenzo Insigne trafił wreszcie na pół godziny przed końcem, a reakcja Napoli była zaskakująca – zero celebracji, w ciągu 10 sekund cała jedenastka była już na swojej połowie. Nie ma czasu do stracenia.
Czołówkę goni też Inter, który od początku sezonu wygląda naprawdę okazale. Conte narzekał ostatnio na brak skuteczności, który przełożył się na zdobycie zaledwie jednego punktu w meczach z Lazio i Milanem, ale z Genoą wicemistrzowie Włoch nie pozostawili złudzeń. Gospodarze oddali jeden strzał (w dodatku niecelny), podczas gdy Inter grający w trybie ekonomicznym nie schodził z ich połowy. Kluczowe było wejście na boisko Nicolo Barelli, który – mimo krótkiej gry – wcale nie był daleko od wpisania do rubryki “postać kolejki”. Asysta przy golu na 1:0 po zagraniu piłki między nogami rywala to klasyczne “mamma mia”. W ogóle ciekawie wygląda rozwój tego piłkarza. Jeszcze przed rokiem Conte używał go do obrony samego siebie po odpadnięciu z Ligi Mistrzów (“Nie mam piłkarzy z doświadczeniem, gramy zawodnikami jak Nicolo Barella”), dziś jest nim zachwycony (“Przypomina mi siebie samego, tylko on będzie dużo lepszy”). Barella z Genoą zaprezentował jakość najczystszej próby, “Gazzetta” na czołówce pisze, że “wszyscy mają bzika na jego punkcie”, a Inter ma wszystko, by przerwać w tym roku dominację Juventusu.
Mecz kolejki
Sassuolo – Torino 3:3. “Jaka szkoda, że państwo tego nie widzieli” – można by powiedzieć o zasłoniętej przez mglę pierwszej połowie. Do tego stopnia, że gol Karola Linettego bez powtórek był niemal niewidoczny. Ale końcówka wszystko wynagrodziła. Między 70. minutą, a ostatnim gwizdkiem padło pięć bramek, w tym jedna najpiękniejsza w 5. kolejce. Mówi się, że Roberto de Zerbi zbudował w Sassuolo “małą Atalantę”, a to zobowiązuje. Ta duża przyzwyczaiła do odrabiania potężnych strat, więc pora się przyzwyczaić, że gdy Sassuolo traci gola na 1:3 w 79. minucie, jeszcze nic nie jest rozstrzygnięte. Na uwagę zasługuje kolejne trafienie Ciccio Caputo, już w czwartym ligowym meczu z rzędu. 33-latek nie jest pierwszym wyborem Roberto Manciniego w reprezentacji, ale kto wie, czy za kilka tygodni – zresztą na tym samym stadionie w Reggio Emilia – nie będzie straszył Polaków.
Wydarzenie kolejki
Juventus wymęczył remis z Veroną. Stata punktów przez Juve, zwłaszcza, że od dziewięciu lat nikt nie potrafi odebrać mu scudetto, zawsze będzie wydarzeniem. Gdy jednak traci w takim stylu, jak z Hellasem w niedzielę – jest nim bez wątpienia. Inna sprawa, że nie mają szczęścia mistrzowie – już w drugim kolejnym meczu gola Alvaro Moracie zabiera VAR, a o spalonym decydują milimetry nie do wychwycenia dla ludziego oka.
Postać kolejki
Gaetano Castrovilli (ACF Fiorentina). Wygląda na to, że mamy do czynienia z przełomowym sezonem 23-latka. Już wcześniej był łączony z Evertonem, Juventusem i Interem, ale – mimo bardzo dobrego mijającego roku – tak dobrze, jak obecnie jeszcze chyba nie grał. Po pięciu meczach sezonu ma już więcej goli (cztery), niż w całym poprzednim (trzy), a występ przeciwko Udinese był więcej niż wybitny (dwa gole i asysta). Można zachwycać się jego bramką na 3:1, ale nie da się przejść obojętnie obok inteligencji, jaką zaprezentował przy podaniu otwierającym drogę do trafienia na 2:0. Pięknie rozwija się ten chłopak. Kontrakt z Fiorentiną obowiązuje do 2024 roku, ale nie postawilibyśmy złotówki, że za 12 miesięcy wciąż będzie we Florencji.
Polak kolejki
Realnych kandydatów było dwóch – Bartłomiej Drągowski i Karol Linetty. Pierwszy mecz z Udinese (3:2) zaczął od wpadki, gdy wypuścił z rąk łatwe dośrodkowanie i trzeba było gasić pożar, ale później popisywał się kapitalnymi interwencjami. Gdyby zadać pytanie, czy bez Drągowskiego Fiorentina by wygrała, odpowiedź przecząca śmiało by się wybroniła. Przy golach był bez szans. Nota 7,5 w “LGdS” nie wzięła się znikąd. Drugi pozytywnie odpowiedział na tekst największego włoskiego dziennika, który wręcz apelował, by Linetty zaczął być liderem Torino. Gol (pierwszy raz dla Granaty trafił w rozgrywkach ktoś inny niż Andrea Belotti), bardzo dobra gra, skuteczność podań na poziomie 96 proc. Karol rośnie, a jak widzieliśmy w reprezentacji, również i nasza reprezentacja może mieć z niego sporo radości. To jego wybieramy najlepszym polskim piłkarzem 5. kolejki.
Z Biało-Czerwonych na plus jeszcze zagrali Arkadiusz Reca (asysta przy golu dla Crotone w Cagliari, udział przy kolejnym) i Bartosz Bereszyński, który bardzo dobrze prezentował się na tle Atalanty w wygranym przez Sampdorię meczu 3:1.
Gol kolejki
Efektownie strzelali Lorenzo Insigne (na 1:1 z Benevento) i Salvatore Molina (na 2:2 z Cagliari), ale jednak nikt nie “urwał” jak Vlad Chiriches w starciu Sassuolo z Torino. Spora odległość do bramki, ale Rumun potężną “bombą” umieścił piłkę w “widłach”. Na wideo od 2:50.
Komentarze