Massimiliano Allegri musiał odejść z Turynu, bo ludzie już nie chcieli futbolu reaktywnego. Zwycięstwo miało nie być już jedynym, co się liczy. Maurizio Sarri pożegnał się po roku pracy pomimo obrony mistrzostwa, bo Sarrismo – czyli element decydujący o jego zatrudnieniu – ani na moment nie wykroczyło poza teorię. A Andrea Pirlo teraz notuje swój najlepszy moment w krótkiej karierze trenerskiej. Akurat w momencie, gdy odstawił te wszystkie górnolotne hasła o pięknej grze na półkę z fantasy.
Zapraszamy na nasz cykl w Goal.pl i na SerieA.pl. Po każdej kolejce włoskiej ligi podsumujemy dla Was wszystkie najważniejsze wydarzenia z minionego weekendu. Żadnych opisów meczów, bo one już były. Luźne uwagi i pomeczowe boki.
Żadne porównanie w ostatnim czasie nie oddało lepiej obecnej sytuacji mistrzów Włoch niż słowa Filipa Kapicy, który komentował w sobotę mecz Juve z Romą (2:0). Gdyby Juve było samochodem, byłby to DeLorean z “Powrotu do Przyszłości”. Przecież my to wszystko widzieliśmy. Można dominować wcale nie pokazując dominacji. Nie trzeba tłamsić rywala, skoro wystarczy wyprowadzić trzy ciosy, z których dwa są zabójcze. Można wygrywać z jednym z rywali do mistrzostwa ani na moment nie pozwalając mu marzyć o wywiezieniu punktów a jego trenerowi dając jedynie satysfakcję powiedzenia na pomeczowej konferencji: “zepchnęliśmy Juve do obrony”. Tylko co z tego, nawet jeśli uznamy to za prawdę?
– Jeśli spojrzeć na statystyki, mieliśmy więcej strzałów, więcej rzutów rożnych, więcej posiadania, więcej podań, ale to Juventus strzelił bramki. Zespół spisał się naprawdę dobrze, po prostu dokonaliśmy złych wyborów w decydujących momentach. Nie spodziewałem się, że Juve usiądzie tak głęboko i nie sądzę, że oni też. Nasza gra to na nich wymusiła – mówił Paulo Fonseca.
Pirlo faktycznie oddał Romie piłkę i powiedział: to wy się martwcie. – Przez te pierwsze miesiące na ławce dowiedziałem się, że nie każdy mecz jest taki sam, zwłaszcza w bardzo taktycznej lidze, jak we Włoszech, więc musisz mieć różne warianty i alternatywy, ponieważ w przeciwnym razie przeciwnicy mogą cię zbyt łatwo odczytać – stwierdził po meczu, który do złudzenia przypominał “allegrizm”. Juventus w ostatnich miesiącach miał tyle bolączek, że trudno wskazać największą, ale brak kontroli nad wynikiem rzucał się w oczy chyba najmocniej. W poprzednim sezonie prowadzenie 1:0 z rezultatu, którym Stara Dama zamykała mecz, stało się najbardziej niebezpiecznym wynikiem świata. Juve przegrało pięć takich spotkań. Pod Pirlo często do samego końca trzeba się było martwić. Ale od trzech tygodni nastąpił totalny zwrot, a azymut obrany na przeszłość wyraźnie postępuje. Zwycięstwo z Bologną (2:0) opierało się jeszcze na dominacji, ale ubiegłotygodniowy triumf nad Sampdorią (2:0) i weekendowa wygrana z Romą to już doskonale znany cynizm. Uśpić przeciwnika i dobić.
To nie przypadek, że Juventus znów ma najlepszą obronę w lidze, gdy najmocniej przypomina dzieło Allegrego. Nie chodzi już nawet o Giorgio Chielliniego, który przeżywa kolejną młodość i gdy jest zdrowy, jest pewniakiem do składu. Cała drużyna sprawia, że rywal ostatnimi czasy nie ma nawet z czego ulepić gola. Zerkając w statystykę z golami oczekiwanymi widzimy: Roma – 0,65. Sampdoria – 0,24. Bologna – 0,43. Gdyby zsumować okazję trzech drużyn, można powiedzieć, że łącznie zapracowały na jedną bramkę. Najlepszą okazję Romy była ta, gdy Bryan Cristante huknął sprzed pola karnego, a piłka o centymetry minęło okienko. Stworzyć szansę w polu karnym to już było zbyt trudne.
Turyńska tęsknota za Allegrim ma szansę zostać zaspokojona. Juventus wygrał w tym roku 10 z 11 gier i nawet piękne zwycięstwa z Parmą (4:0), czy Sampdorią (3:0) w premierowym półroczu sezonu nie dawały takiego powiewu optymizmu, jak te cyniczne triumfy w ostatnim czasie. Kto wie – może faktycznie nie ma co gmerać przy wypracowywanym latami klubowym DNA?
Komentarze