SerieALL #14. Sprzedawcy złudzeń i nieoczekiwana zamiana ról

Andrea Pirlo
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Andrea Pirlo

Nie jest powiedziane, że Juventus nie obroni mistrzostwa, ale chyba nie będzie kontrowersji, jeśli ktoś stwierdzi, że właśnie przestaje być faworytem. Dość nieoczekiwanie zamienił się rolami z Milanem – dziś to dla Rossonerich nie ma drużyn, z którymi nie byliby w stanie wygrać, w przypadku Juventusu nie ma drużyn, z którymi nie byłby w stanie stracić punktów. A po klęsce z Fiorentiną (0:3) warto zastanowić się, co dalej z Andreą Pirlo.

Zapraszamy na nasz cykl w Goal.pl i na SerieA.pl. Po każdej kolejce włoskiej ligi podsumujemy dla Was wszystkie najważniejsze wydarzenia z minionego weekendu. Żadnych opisów meczów, bo one już były. Luźne uwagi i pomeczowe boki.

Przez ostatnie miesiące Juventus zachowuje się jak sprzedawca złudzeń. Handluje na przemian w obie strony – najpierw zagra genialnie jak z Sampdorią (3:0), Barceloną (3:0), czy Parmą (4:0) i przekona swoich fanów, że “to już jest to”, by chwilę później ucieszyć wszystkich kibiców Milanu, Interu, czy Napoli wydłużając listę wpadek o kolejną pozycję. Po meczu z Fiorentiną śmiało można jednak twierdzić, że w przypadku tych, którzy trzymają kciuki za przerwanie dominacji Juventusu to już przestają być złudzenia. Nawet jak za chwilę Stara Dama znów pięknie wygra, bez stabilizacji formy nie odrobi strat do przodującego duetu z Mediolanu. Te – po anulowaniu walkowera z niedoszłego meczu z Napoli – właśnie weszły w dwucyfrową strefę.

Pojawiły się więc na razie dość nieśmiałe pytania, czy jest sens kontynuować współpracę z Andreą Pirlo. Na tym etapie dość bezsensowne, bo w tej chwili szanse na podziękowanie maestro oscylują pewnie wokół zera (o ile nie wynoszą dokładnie zero). Abstrahując od tego, że Andrea Agnelli zatrudniając Pirlo zdawał sobie sprawę, że sięga po absolutnego trenerskiego żółtodzioba i musiał brać pod uwagę scenariusz, w którym Juve ma problemy w Serie A, ostatnio naprawdę nie wyglądało to źle. Przed starciem z Violą Bianconeri – tak się przynajmniej wydawało – znaleźli swój rytm. Wygrali pięć z sześciu meczów, a w tym zremisowanym z Atalantą zabrakło im jedynie wykorzystania przez Cristiano Ronaldo rzutu karnego. Naturalne jest więc pytanie: skoro było tak dobrze, to dlaczego we wtorek było tak źle?

Zachowując chłodną głowę, klęska na Allianz ma niewiele wspólnego z Pirlo. Oczywiście, trener zawsze ma możliwość reakcji, historia zna takich, którzy potrafili wygrywać mecze tylko dzięki swojej charyzmie, ale jeśli wybierzemy cztery kluczowe momenty spotkania i wszystkie są przeciwko jednej drużynie, z ławki naprawdę niewiele będzie można zrobić. Zaczęło się od złego ustawienia obrony, która po stracie pod polem karnym Fiorentiny nie zdążyła przejść z fazy ofensywnej w defensywną. Wystarczyło zatem jedno podanie, by Dusan Vlahović znalazł się sam przed Wojciechem Szczęsnym. Za czerwoną kartkę Juana Cuadrado parę chwil później Pirlo odpowiadać nie może. Mimo takiego przebiegu zdarzeń, Juventus prowadził grę i kto wie, czy nawet by nie wygrał, gdyby nie absurdalna decyzja sędziego Federico La Penny o braku drugiej żółtej kartki (w 47. minucie!) dla Borjy Valero. Dopełnieniem katastrofy Juventusu – już przy stanie 0:2 – był brak rzutu karnego za ewidentny faul Bartłomieja Drągowskiego na Federico Bernardeschim. Juventus przegrał 0:3, bo – dziwnie to zabrzmi, choć wcale nie jest dalekie od prawdy – na 90 minut uwziął się na niego cały świat. Wyobraźmy sobie, że nie wydarzyła się choć jedna z czterech wskazanych wyżej rzeczy. Czy mówilibyśmy dziś o klęsce? Nie jestem pewny, czy obrazem dzisiejszego Juventusu Andrei Pirlo jest ten z wtorku, czy z poprzednich tygodni…

Tylko problem w tym, że jakkolwiek przypadkowo ocenimy wtorkowe 0:3, w połączeniu z poprzednimi stratami, z tymi wszystkimi 1:1 z Benevento, Veroną, Crotone, punktowy deficyt jest już potężny. W mistrzowskich latach z kończącej się właśnie dekady tylko raz zdarzyło się, by Juve miało mniej oczek po 13 rozegranych spotkaniach. Tak było pięć lat temu, gdy Massimiliano Allegri zdobył 21 punktów, ale jego zespół był już na fali wznoszącej, stał u progu serii piętnastu zwycięstw z rzędu. Dziś w takie coś trudno uwierzyć komukolwiek. Zwłaszcza, że rywale wcale nie klękają.

Inter właśnie wygrał siódme starcie z rzędu. Milan posiadł umiejętność zwyciężania meczów na remis i remisowania tych “przegranych”. W środę trzeci raz trafił na wagę punktów w 90+, a do tego doliczyć można kilka kolejnych oczek zdobytych w końcówkach. Bez Ibrahimovica miało się wszystko posypać, a w sześciu ostatnich grach Rossoneri wykręcili bilans 4-2-0. Wygląda więc na to, że w styczniu – gdy często Juventus “nieoficjalnie” przyklepywał mistrzostwo – zostanie rozegrana walka o przedłużenie nadziei Starej Damy. Pirlo dwukrotnie wróci na San Siro (6.01 mecz z Milanem, 17.01 z Interem), by nie stać się tym, który do historii przejdzie jako człowiek, pod którego ręką skończyła się dziewięcioletnia dominacja Juventusu.

Mecz kolejki

Milan – Lazio 3:2. Dla takich meczów ogląda się piłkę. Było wszystko – szybkie 2:0, udany pościg, niewykorzystany rzut karny i skuteczna dobitka, efektowny gol Immobile z woleja, decydujący gol w ostatnich sekundach. Simone Inzaghi nie krył wściekłości twierdząc, że wynik w żaden sposób nie odpowiadał temu, co oglądaliśmy, Stefano Pioli przekonywał, że Milan wygrał dzięki umiejętnościom i mentalności. Jeśli to nie jest ten sezon, to kiedy? Zwłaszcza, jeśli do zespołu miałby zimą dołączyć Papu Gomez.

Wydarzenie kolejki

Niezrozumiałe decyzje sędziego w meczu Juventus – Fiorentina. Mistrzowie Włoch zrobili naprawdę wiele, by przegrać z Violą, a Leonardo Bonucci myślami był już przy wigilijnym stole, ale to nie powód, by wspierać Starą Damę w jej dążeniu do porażki. Nie ma najmniejszego marginesu dla braku drugiej żółtej kartki dla Borjy Valero – Federico La Penna miał sytuację przed oczami, a taktyczny faul nie mógł ujść jego uwadze. Podobnie z brakiem karnego dla Juve po ewidentnym faulu Bartłomieja Drągowskiego, co jest niezrozumiałe podwójnie, bo przecież w tej sytuacji powinien zainterweniować VAR. Jeśli narzekamy na poziom sędziów w Ekstraklasie (niesłusznie, jest bardzo wysoki), to co mają powiedzieć we Włoszech…

Kozak kolejki

Luis Muriel. Idą chyba dla niego lepsze dni w Atalancie. Do tej pory był żelaznym rezerwowym Gasperiniego, ale po poprzednim meczu Atalanty z Romą, trener rozpływał się nad nim i sam stwierdził, że zasługuje na więcej szans. Z Bologną zagrał od początku i ustrzelił doppiettę. Wygląda to lepiej niż trwająca do ostatniego weekendu seria sześciu meczów bez bramki Duvana Zapaty.

Polak kolejki

Napoli zaliczyło fatalną końcówkę roku, bo do porażek z Interem i Lazio dopisało uratowany w ostatnich chwilach remis z Torino (1:1). W środę pewnie nie zdobyłoby nawet tego jednego punktu, gdyby nie Piotr Zieliński. Asysta do Lorenzo Insigne była przedniej urody – zagranie z pierwszej piłki na wolne pole – ale niezależnie od tego Polak był w ogóle jednym z najlepszych piłkarzy na boisku. Jakiś czas temu Gennaro Gattuso stwierdził, że Zieliński już jest graczem wielkiej klasy, a do wskoczenia na wyższy poziom potrzebuje więcej zdobytych goli. Nasz pomocnik musiał wziąć sobie to do serca, bo od tego czasu częściej próbuje uderzać na bramkę rywala, a z Torino przeszedł sam siebie – z wszystkich 15 strzałów oddanych przez Napoli w meczu z Torino, aż pięć należało do niego (z czego dwa celne). Zieliński był jednym z największych zagrożeń dla bramki Salvatore Sirigu i jeśli kogoś winić za stratę punktow, to raczej nie jego.
Przy okazji – kolejny punkcik do indywidualnych statystyk dorzucił Arkadiusz Reca, który zaliczył całkiem ładną asystę w meczu Crotone – Parma (2:1).

Gol kolejki

Do końca trudno było zdecydować, czy zdobył go Gaetano Letizia w meczu Udinese – Benevento (0:2, strzał z ostrego kąta w “okienko”), czy Luis Muriel (Bologna – Atalanta 2:2). Każdy z tych wyborów się obroni, natomiast my nagradzamy trafienie Kolumbijczyka przede wszystkim za wyższą wartość techniczną całej jego akcji. Muriel przejął bezpańską piłkę i właściwie jednym dotknięciem zmylił czterech (!) obrońców Bolonii. Drugim oddał celny strzał z woleja. Trafienie na filmie od 1:05.

Komentarze