W pięciu czołowych ligach Europy są tylko dwie drużyny, które punktują z regularnością, że zbudowały naprawdę solidną przewagę przed startem ostatniej fazy sezonu – Manchester City i Inter. Pierwsza właściwie już zdobyła mistrzostwo swojego kraju, ale patrząc na drugą można się zastanawiać, czy myślenie o zrzuceniu jej z fotela lidera nie jest już mrzonką.
Zapraszamy na nasz cykl w Goal.pl i na SerieA.pl. Po każdej kolejce włoskiej ligi podsumujemy dla Was wszystkie najważniejsze wydarzenia z minionego weekendu. Żadnych opisów meczów, bo one już były. Luźne uwagi i pomeczowe boki.
Maurizio Sarri, wbrew temu, po co został zatrudniony, nigdy nie uczynił z Juventusu drużyny, której styl zmuszał do zbierania szczęki z podłogi. Ale – przynajmniej w pierwszej części sezonu – był do bólu efektywny. To był ostatni rok, w którym Stara Dama przyklepała tytuł właściwie już w styczniu, bo zbudowała do tego czasu taki kapitał punktowy, że trudno było liczyć na jego roztrwonienie. Pamiętamy, co działo się później – Juventus popadał w coraz większą przeciętność, porażki nie stały się już niczym wyjątkowym, ale tytuł i tak przyklepał na dwie kolejki przed końcem sezonu.
Dlaczego o tym piszemy właśnie teraz? Bo zmuszają nas do tego liczby. Sarri do rozpoczęcia stycznia rozegrał 18 meczów, w których zanotował imponujący bilans 14 zwycięstw, trzech remisów i jednej porażki. Przełożyło się to na 45 punktów. Przy takiej serii nie mógł nie obronić mistrzostwa. A wiecie, ile punktów w analogicznym okresie, ostatnich 18 meczów, zdobył w tym sezonie Inter? 47. W dodatku można powiedzieć “tylko 47”, bo przecież w jedynym przegranym spotkaniu w tej serii (1:2 z Sampdorią), przy 0:0 Alexis Sanchez nie wykorzystał rzutu karnego.
Różnica między tamtym Juventusem, a tym Interem jest jednak taka, że zjazd Starej Damy po równi pochyłej wydawał się być kwestią czasu (i tak też się stało), a Nerazzuri cały czas są na krzywej wznoszącej. Nie mają właściwie żadnych słabych okresów. Nawet jeśli w czwartkowym meczu w Parmie Inter nieco spuścił z tonu, doprowadził wszystko do szczęśliwego końca i wygrał 2:1. We wcześniejszej fazie sezonu w meczach, które układały się podobnie, punkty raczej tracił – przeciwko Lazio, Atalancie i Romie.
Antonio Conte: – Jesteśmy na bardzo dobrej pozycji w porównaniu do zeszłego roku. Wyprzedzamy wszystkich. Nastąpiła poprawa, ale zostało 13 meczów, każdy będzie bitwą. Punkty można stracić wszędzie, więc traktujemy to tak, że mamy do rozegrania 13 finałów.
Wygrana w Parmie dała Conte spokój, jakiego jeszcze nie miał. Milanowi uciekł na sześć punktów, nad Juventusem utrzymał dziesięć (nawet, jeśli Juve wygra z Napoli, przewaga daje bezpieczny dystans dwóch meczów). “La Gazzetta dello Sport” zwraca w piątek uwagę, że tylko Manchester City w ostatnich 18 meczach ligowych zdobył więcej punktów. I to nieznacznie, bo 50. Bayern Monachium wywalczył 40 oczek, Atletico Madryt 44. Nikt inny nawet się nie zbliżył. Kolejna statystyka: czwarty raz w historii Inter ma po 25 meczach 59 punktów. Wcześniej działo się to w sezonach 2006/07, 2007/08, 2008/09. W każdym z nich Nerazzuri sięgali po Scudetto.
To nakazuje zadać sobie pytanie: czy ktoś ten Inter może w tym roku jeszcze złapać? Dolary przeciw orzechom, że nie. Przy aktualnej formie Milanu (cudem uratowany remis 1:1 z Udinese, ale od kilku tygodni obserwujemy wyraźny odwrót ekipy Stefano Piolego), wydaje się, że jedynym kandydatem do postawienia oporu jest dziś Juventus. Z tym, że tam też nie ma wielu powodów do optymizmu. We wtorek Stara Dama wygrała ze Spezią 3:0, ale do momentu wejścia na boisko Alvaro Moraty męczyła się niemiłosiernie. Wciąż nie wygląda na zespół, który mógłby chwycić ligę za gardło i pójść jak po swoje. Właśnie tak wygląda Inter. Jeśli Nerazzuri pokonają w poniedziałek Atalantę, będą mogli zadać sobie pytanie: jeśli teraz nie zdobędziemy tytułu, to kiedy?
Komentarze