W piłce za zasługi trofeów nie przyznają, ale gdyby to robili, już dziś moglibyśmy mówić, że Inter Mediolan jest nowym mistrzem Włoch. Bo Romelu Lukaku na to zasługuje.
Zapraszamy na nasz cykl w Goal.pl i na SerieA.pl. Po każdej kolejce włoskiej ligi podsumujemy dla Was wszystkie najważniejsze wydarzenia z minionego weekendu. Żadnych opisów meczów, bo one już były. Luźne uwagi i pomeczowe boki.
Tak naprawdę zanosiło się na to od kilku tygodni. Odkąd Inter podgonił Milan w tabeli na dystans możliwy do odrobienia w jednym meczu, kwestia zmiany lidera wydawała się zależną tylko od czasu. Gdyby wziąć pod uwagę trzy ostatnie miesiące i zobrazować na wykresie jakość gry obu drużyn, w przypadku Interu mielibyśmy wyraźną tendencję wzrostową z delikatnymi turbulencjami, a w Milanie lekki zjazd mimo wciąż zadowalających wyników. Problemem ekipy Antonio Conte było jednak to, że turbulencje zdarzały się akurat, gdy punkty tracił też Milan, więc szanse na wyprzedzenie Rossonerich były zaprzepaszczane – a to w Genui (1:2 z Sampdorią), a to w Udine (0:0). Aż wreszcie w miniony weekend Spezia wybiła Milanowi piłkę z głowy (2:0), a Inter zrobił swoje z Lazio (3:1).
Ten ostatni mecz był wręcz symboliczny. Nie tylko dlatego, że pozwolił zluzować lokalnego rywala na pierwszym miejscu w tabeli, ale również zrobić to kosztem najlepszej ekipy w lidze ostatnich tygodni. Rzymianie wygrywali w tym roku niemal wszystko i wszędzie, ale na San Siro byli bezradni. Przewaga w posiadaniu piłki nie przekładała się na sytuacje, a jak już zdobyli gola na 1:2, to tylko po to, by chwilę później znów przegrywać dwoma golami. Tu dochodzimy do kolejnej symboliki. Romelu Lukaku gra nieprawdopodobny sezon, ale Inter został liderem dopiero po meczu, w którym Belg wszedł na poziom nieosiągalny właściwie dla każdego piłkarza świata i po którym wylądował też na prowadzeniu w klasyfikacji strzelców (ex aequo z Cristiano Ronaldo). Nawet nie chodzi o dwa gole w pierwszej połowie, ale akcję z drugiej. Jeśli ktokolwiek wierzył jeszcze w mit, że wysoki piłkarz nie może być szybki (odsyłamy także do Erlinga Haalanda), niech zobaczy, co Lukaku zrobił z Marco Parolo przed wyłożeniem piłki do Lautaro Martineza. Na filmie od 3:08.
Gdyby Małgorzata Domagalik pisała biografię Belga, przeczytalibyśmy, że to nie przypadek, iż ma taki sam inicjał, jak najlepszy napastnik świata. Po transferze do Manchesteru United w 2017 roku w jednym z wywiadów Lukaku mówił: “czy dotarłem na poziom Roberta Lewandowskiego lub Cristiano Ronaldo? Nie, jestem daleko od nich”. Dziś ta rozmowa mogłaby wyglądać inaczej, bo w przypadku piłkarza Interu trudno dopatrzeć się jakiejkolwiek słabości. Wiecie, jaki bilans zanotowała ekipa Conte w czterech ostatnich meczach, w których Lukaku nie grał lub wchodził na boisko z ławki dopiero w późnych fragmentach? 0-0-4. Tak, Inter przegrał każdy z ostatnich czterech spotkań, gdy jego giganta zabrakło w pierwszej linii (wliczając wszystkie rozgrywki).
I na dziś wydaje się to być jedyny problem Nerazzurich. Kogoś, kto w przypadku nieobecności Lukaku mógłby dać tyle, co Belg, trudno znaleźć na świecie, a co dopiero na ławce Interu. Poza tym tak dobrze w niebiesko-czarnej części Mediolanu nie było od lat. Inter jest liderem, ma chyba najbardziej wyrównaną kadrę w czołówce, jako jedyna z drużyn walczących o Scudetto nie ma na głowie gry w europejskich pucharach, a rywale sami sobie rzucają kłody pod nogi – Milan przegrywa ze Spezią, a Juventus przekonuje się, że jedna dobra połowa przeciwko Napoli (0:1) to zdecydowanie za mało, by wywieźć z południa choćby punkt. Jeśli teraz Conte nie zdobędzie mistrzostwa, z jego wymówkami będzie jak z zastąpieniem Lukaku. Nie znajdzie odpowiednich.
Komentarze