Antonio Conte jest ostatnim człowiekiem na świecie, który powie, że Inter zabrał już Juventusowi mistrzostwo. Możemy być pewni, że dopóki matematyka pozwoli widzieć Serie A jako ligę nierozstrzygniętą, trener Nerazzurich będzie przekonywać, że tak właśnie jest. Będziemy słuchać tyrad o meczach za sześć punktów, goniących rywalach, szacunku do nich, ale nie ukrywajmy – do zmiany lidera potrzebny jest nie tyle cud, co cały ich szereg. Dlatego czas jest dobry, by poświęcić Contemu pean.
Zapraszamy na nasz cykl w Goal.pl i na SerieA.pl. Po każdej kolejce włoskiej ligi podsumujemy dla Was wszystkie najważniejsze wydarzenia z minionego weekendu. Żadnych opisów meczów, bo one już były. Luźne uwagi i pomeczowe boki.
Inter całkowicie zdominował w weekend Cagliari, a to, że zwycięskiego gola zdobył w ostatnim kwadransie, tylko zaciemnia prawdziwy obraz meczu. Nam dało to jednak szansę zaobserwować Antonio Contego w swoim żywiole – najpierw był wybuch radości na ławce, a sekundę później świętowanie “na kanapkę” z całym zespołem na boisku. Nie ukrywajmy – nic tak nie spuszcza ciśnienia, jak decydujące o wygranej bramki w końcówce. Trudno powiedzieć, na ile radość trenera Interu wynikała po prostu ze zbliżającego się 11. zwycięstwa z rzędu, a na ile ze świadomości, że jego drużyna wygra po trafieniu, pod którym Conte podpisałby się dwoma rękami: to on stara się doprowadzić do perfekcji ustawienie 3-5-2, w którym kluczową rolę pełnią skrzydłowi. Cagliari przegrało po dograniu prawego (Hakimi) do lewego (Darmian) i ofensywnym wejściu obu w pole karne swoimi stronami.
Inter od dłuższego czasu przypomina maszynę do zwycięstw, dla której przebieg meczu nie ma większego znaczenia. Nawet, gdy gra wygląda przeciętnie, zastanawiać się można, kiedy lider strzeli bramkę. I nie ma w tym nic z przypadku, nawet jeśli niektórzy narzekają na styl. Romelu Lukaku wyznał niedawno, że nigdy nie czuł się tak silny jak u Conte, ale gdyby pociągnąć wątek z pozostałymi piłkarzami, całkiem możliwe, że usłyszelibyśmy to samo. Conte potrafi budować bariery, jak w pierwszej fazie sezonu z Eriksenem, jednak gdy widzi, że wszyscy jadą w tym samym kierunku, co on, zmienia retorykę. Po meczu z Cagliari kamery wychwyciły, jak pocałował Hakimiego, który w niedzielę zaczął jako rezerwowy. – Nie uważam się za starszego brata, ale często całuję ich w czoło, wiedzą, że darzę ich uczuciem i że jestem gotów rzucić się dla nich w ogień. Hakimi zasłużył na to, podobnie jak Darmian – mówi teraz człowiek, którego jeszcze kilka miesięcy temu chyba wszyscy w Interze mieli dość.
Tytuł wróci do Appiano. Jedenaście lat po ostatnim wywalczonym przez Jose Mourinho. O ile Conte i Portugalczyk nie darzą się szczególną sympatią, o tyle da się zauważyć punkty wspólne w ich zespołach. Obaj pomogli sobie w zdobyciu grupy poprzez wykorzystanie “krzyków z zewnątrz”. Coś w tym rodzaju, czego próbował Jerzy Brzęczek (“Niekochani”), tylko z dużo lepszym wykonaniem. Gdy takie podejście przyniosło także pozytywne skutki, z przywództwem jest już z górki. Conte cieszy się nie tylko szacunkiem piłkarzy, ale także łatką zwycięzcy. Inter ma korzystny bilans z każdą ekipą z czołówki. Po wygranej nad Juventusem (2:0) mówił “dziś wieczorem chłopcy zrozumieli, że jeśli chcemy, to możemy”.
Matematyka przestanie być rywalem trenera Interu w momencie, gdy stanie się nieistotna. Do tego celu Conte potrzebuje jeszcze tylko 13 punktów w ośmiu grach i to przy wątpliwym założeniu, że Milan lub Juventus wygrają wszystkie mecze do końca sezonu. W terminarzu dostrzegamy trudne mecze – zbliżający się wyjazd do Neapolu, jest też Roma i Juve, ale utrata mistrzostwa w tych okolicznościach byłaby czymś, o czym będzie się mówić przez następnych 50 lat. A realnie będzie czymś, co się nie zdarzy.
Komentarze