Błędy sędziów zdarzają się wszędzie, ale nigdzie nie ma tylu powodów do kpin z nich, co we Włoszech. Myślicie, że dobrym powodem do dyskusji są milimetrowe spalone z Premier League? Przecież media na Wyspach chętnie się o nich rozpisują… W takim razie witajcie w Serie A, gdzie o tym się nie mówi nie dlatego, że tu ten problem nie występuje, tylko obowiązuje stara prawda – sposobem na przykrycie kontrowersji jest jeszcze większa kontrowersja.
- We Włoszech zdarzają się tak abstrakcyjne pomyłki sędziów, że trudno w nie uwierzyć
- Szef włoskich sędziów najwyraźniej wypowiedział wojnę nieudolności arbitrów. Kary po meczu Milan – Roma są wyjątkowo rzadko spotykane
- W tym sezonie w Serie A jedno natomiast już się poprawiło – nie mamy tylu absurdalnych karnych po zagraniach ręką, jak wcześniej
O milimetrowych ofsajdach chyba powiedziano już wszystko. Zwłaszcza w Anglii, gdzie ani menedżerowie, ani piłkarze nie kryją, że jest to element wypaczający dzisiejszy futbol. Dlatego analizowano już, czy stopklatka następuje w dobrym momencie, wszak wątpliwe jest, by nawet dzisiejsza technika była w stanie w każdym momencie nadążyć za tempem gry i zatrzymać obraz w milisekundzie, w której piłka zaczyna dotykać buta asystenta. Sędziowie VAR korzystają z obrazu z kamer produkujących 50 klatek na sekundę – zatem każdy kolejny obraz powstaje co 0,02 sekundy. Wybierana jest zatem klatka, na której widać pierwszy kontakt podającego z piłką, a to niekoniecznie jest moment właściwy. Rozkładano ten problem na czynniki pierwsze, proponowano 12-centymetrową tolerację błędu (grubość linii namalowanych na boisku), sprawą zajmują się najwyższe organy z UEFA i Aleksandrem Ceferinem na czele, ale pamiętajmy – póki przepisów się nie zmieni, a technologia nie będzie jeszcze lepsza, nie można mówić tu o pomyłce sędziego.
We Włoszech nad takimi spalonymi przechodzi się do porządku dziennego, czasem ktoś rzuci żartem, że gdyby Cristiano Ronaldo spędził odrobinę mniej czasu na siłowni, miałby więcej goli na koncie (bo zdarzało się, że VAR wychwytywał wychylenie “o grubość mięśnia”), ale o tym, że milimetr tylko w tym sezonie zabrał już dwa gole Alvaro Moracie, a Juventusowi w związku z tym cztery punkty, się nie dyskutuje. Bo nie ma o czym.
Koniec z nieudolnością
Włochy wreszcie otwarcie ruszyły do walki z sędziowską nieudolnością. Kto wie, może 28 października stał się nawet symbolicznym dniem, w którym coś się zmieni? Punktem zapalnym stał się poniedziałkowy mecz Milan – Roma (3:3), w którym Piero Giacomelli widział karne, których nie widział nikt inny, a Luigi Nasca ani myślał wyprowadzić go z błędu, mimo monitorów przed oczami i możliwością “odwinięcia” akcji. Szefujący włoskim sędziom Nicola Rizzoli nie miał litości – obaj na miesiąc trafili do “zamrażarki”, ale po tym czasie i tak nie wrócą do Serie A, a będą musieli udowadniać swoją wartość na niższych szczeblach.
To bezprecedensowa kara, która ma położyć kres sędziowskim absurdom na Półwyspie Apenińskim. Błędy oczywiście zdarzają się wszędzie, ale we Włoszech problem stał się nagminny. Znamienne są słowa Rizzolego, który po pierwszym sezonie z VAR-em przyznał wprost: sędziowie popełnili 16-18 błędów mimo wykorzystania systemu powtórek. Na pierwszy rzut oka to nie wydaje się wiele, zaledwie około jedna pomyłka na dwie kolejki, ale po chwili refleksji dojdziemy do wniosku zakończonego pytaniem: jak to możliwe? To nie jest suma wszystkich mniejszych lub większych błędów, a tych, w których arbitrzy mieli na monitorze poszczególne sytuacje czarno na białym.
Rizzoli nie jest człowiekiem, który w publicznej ocenie pracy sędziów gryzłby się w język, ale trudno było nie odnieść wrażenia, że mimo krytyki stoi po ich stronie. Początkowo tłumaczył ich klasycznie: “To niemożliwe, by technologia uczyniła cię bezbłędnym”, później zauważał postęp (“Pierwsze dwie-trzy rundy Serie A były niezadowalające pod względem wyników sędziowania, ale potem wróciliśmy na właściwe tory”), ale sędziowie nie pomagali mu w tej narracji. Na początku poprzedniego sezonu wybuchła prawdziwa bomba, gdy w meczu Fiorentina – Napoli Davide Massa podyktował karnego-widmo mimo obecności VAR-u.
To była niespotykana decyzja nawet w skali całej Europy, ale Massa nawet nie odczuł konsekwencji. Zawieszono go na jedno spotkanie (ostatecznie jeszcze w dwóch następnych kolejkach nie wyznaczono go do prowadzenia żadnego meczu, ale między czasie dwa razy sędziował w europejskich pucharach). Dlatego tak ostra kara, jaką teraz nałożono na duet Giacomelli-Nasca jest powiewem świeżości w Serie A.
Co z tymi rękami?
Włoska piłka kojarzy się jeszcze z jednym – dziwnymi decyzjami po zagraniach ręką w polu karnym.
Nicola Rizzoli: – W poprzednim sezonie dyktowaliśmy zdecydowanie za dużo “miękkich” karnych. Są sytuacje, w których piłka była intencjonalnie zagrywana ręką, ale nie możemy odebrać obrońcy naturalnego instynktu. Jeśli nie był w stanie cofnąć ramienia, nie możemy karać tego rzutem karnym.
Szef włoskich sędziów powołał się w tej wypowiedzi na zagranie ręką Martina de Roona w meczu Juventus – Atalanta (na filmie niżej od 1:25), choć przykłady można by mnożyć i to nie tylko na korzyść mistrza Włoch. Ba, wręcz przeciwnie, to Juventus był karany na potęgę za zagrania ręką, nawet takie, jak w derbach Turynu, gdy piłka najpierw odbiła się od uda Matthijsa de Ligta, później trafiła w jego rękę, więc teoretycznie “gramy dalej”. W praktyce arbiter spojrzał na monitor i podyktował “jedenastkę” dla Torino.
Trzeba przyznać, że pod tym kątem sytuacja zmieniła się na lepsze, w pięciu pierwszych kolejkach było już co najmniej kilka momentów, po których jeszcze rok wcześniej sędziowie wskazywaliby na “wapno”, a teraz podeszli do nich z ludzką twarzą.
Jeszcze raz Rizzoli: – Celem jest umożliwienie obrońcom gry w piłkę nożną bez zaciskania rąk na boku jak pingwiny. Mam nadzieję, że w tym sezonie karnych będzie mniej, dzięki czemu będziemy dokładniej interpretować kontakt. Jednocześnie mam nadzieję, że gracze zdają sobie sprawę, że nie każdy kontakt to kara.
Rizzoli sygnały do arbitrów wysyła zatem od dawna, ale ten ze środy jest mocny jak nigdy. Jeśli to nie naprawi sytuacji, to chyba już nic.
Komentarze