Hertha Berlin była najgorszym klubem, w jakim w tym momencie mógł być Krzysztof Piątek. Wsadzony do zamrażarki, właściwie bez szans na grę. Dlatego każdy transfer wygląda dla niego korzystnie, ale Salernitana nie wydaje się w tej opowieści rycerzem na białym koniu, który wybawia Polaka. To siedlisko napastników, z czego o wygryzienie dwóch będzie naprawdę trudno. O tym w najnowszym tekście w cyklu SerieALL na SerieA.pl.
- Krzysztof Piątek rozpoczyna swoją przygodę z czwartym włoskim klubem w karierze
- Ruch z przejściem do Salernitany wygląda o tyle niekorzystnie, że ten zespół nie ma problemów w ataku – jak było choćby w Fiorentinie, gdy Dusan Vlahović właściwie nie miał alternatywy, a jednocześnie szykował się do odejścia
- Jest ogromne ryzyko, że jeśli Piątek szybko nie odpali, nagle stanie się nieatrakcyjny nawet dla włoskich klubów, u których często jeden dobry sezon w przeszłości działa jak immunitet na lata
Dlaczego Saletnitana nie musi wybawić Polaka
Fragment tekstu, którego całość możecie przeczytać w tym miejscu, zamieszczamy poniżej.
O ile Fiorentina była w styczniu najlepszą drużyną na świecie, do której realnie mógł trafić Krzysztof Piątek, o tyle nie da się tego powiedzieć o Salernitanie. To znaczy absolutnie każdy zespół stanowił formę ratunku, bo Hertha dla Piątka byłaby czyśćcem porównywalnym z tym, co Aurelio de Laurentiis zgotował Arkadiuszowi Milikowi w jego schyłkowym momencie w Napoli, ale akurat Salernitana wygląda na chwytanie się brzytwy. Sukcesem menedżerów Piątka bez wątpienia jest wyciągnięcie go z Berlina, ale kto wie, czy nie okaże się to pyrrusowym zwycięstwem. Ubiegłoroczny beniaminek, wtedy jakimś cudem ocalony przed degradacją, dziś jest zespołem, który nie powinien desperacko bić się o pozostanie w elicie. Jego siłą – tak się wydaje na starcie sezonu – jest linia ataku. Boulaye Dię uznaliśmy w poprzednim odcinku SerieALL najlepszym piłkarzem kolejki, po tym, jak przeciwko Sampdorii strzelił dwa gole i zanotował asystę. Do tego dorzucił kolejnego gola w czwartek w Bolonii, a jego statystyki z przeszłości, gdy grał w Reims (14 goli w Ligue 1) wlewają w kibiców wiarę, że dostali naprawdę bramkostrzelnego snajpera. Partnerem z ataku Dii jest 25-letni Federico Bonazzoli, jeden z głównych architektów utrzymania Salernitany sprzed kilku miesięcy. Człowiek, który zagwarantował dwucyfrową liczbę bramek i który w obecnym sezonie jest jedną z najjaśniejszych postaci w drużynie.
Dodatkowo w odwodzie są Brazylijczyk Mikael, Norweg Erik Botheim (nawet już z golem w tym sezonie) i reprezentant Chile Diego Valencia, ale wydaje się, że na starcie Polak jest jednak w hierarchii przed nimi. Było nie było, przychodzi do drużyny, w której już jest pięciu napastników liczących się w walce o skład.
Piątek zatem trafia do zespołu, gdzie samo wejście będzie niezwykle trudne. Wątpliwe, by ktoś tu czekał, aż się rozkręci, bo przy bardzo silnej konkurencji nie może liczyć na status gwiazdy. Taki pewnie otrzymałby w Salerno 12 miesięcy wcześniej, ale dzisiejsza Salernitana to bardziej kandydat to zajęcia spokojnego miejsca nad strefą spadkową, który jeśli gdzieś ma kłopoty, to nie w linii ataku. Sezon rzecz jasna jest długi, ale czas do mistrzostw świata – przeciwnie. Na dziś wygląda to tak, że Piątek ma sporo do udowodnienia i z najgorszego dla siebie zespołu na świecie trafił do takiego, któremu niewiele do tego statusu brakuje.
Komentarze