Gdyby wszystko, o czym pisze się w polskiej części internetu, sprawdzało się w rzeczywistości, Arkadiusz Milik pojechałby w listopadzie na mundial co najwyżej z dorobkiem kilkudziesięciu minut w Juventusie. Niewiele jednak wskazuje, by taka czarna prognoza się sprawdziła – czytamy w najnowszym odcinku SerieALL na SerieA.pl.
- Arkadiusz Milik ani na moment nie stanie się w Juventusie postacią ważniejszą od Dusana Vlahovicia, ale historia pokazuje, że u Maxa Allegrego napastnicy numer dwa potrafią odgrywać bardzo ważną rolę
- Trener Juve już na pierwszej konferencji po przyjściu Milika ujawnił, że myśli o stworzeniu pary Milik – Vlahović. Śmiało można założyć, że ani nie będzie to częste rozwiązanie, ani też jednak nie wygląda jedynie na kurtuazję względem Polaka. Wystarczy spojrzeć, ile (i jak!) po przybyciu Vlahovicia grał Alvaro Morata, też wcześniej kojarzony raczej – podobnie jak Milik – z operowaniem blisko pola karnego
- Nie spełni się zatem scenariusz wieszczony w polskim internecie, który z góry zakłada, że idąc do Juventusu Arkadiusz Milik zniwelował swoje szanse na odpowiednie przygotowanie do mundialu niemal do zera
- Poniżej fragment tekstu, którego całość znajdziecie na SerieA.pl
Ile Milik będzie grał w Juventusie?
Milik jest wielkim beneficjentem takiej transferowej polityki Juve, bo on na tym transferze skorzysta, nawet jeśli otrzyma mniej minut niż otrzymałby w Marsylii (co wcale nie jest takie pewne, zwłaszcza po transferach do Olympique Kolumbijczyka Luisa Suareza i Alexisa Sancheza). Polak nie ma żadnych szans na wygryzienie Dusana Vlahovicia, ale i niewielkie, że będzie piłkarzem na stałe przyspawanym do ławki.
Po pierwsze Allegri już zaczął przebąkiwać, że realnym jest rozwiązanie z Polakiem i Serbem na boisku równocześnie. Nie wygląda to na kurtuazję ani mydlenie oczu, bo trener Juve nie zwykł tego robić. Krygowanie nie jest jego stylem – wielokrotnie na konferencjach zdradzał swój plan na mecz, a później ten plan realizował. Zresztą wiosną razem grali Morata i Vlahović (Hiszpan w tym okresie był nawet najlepszą wersją siebie w sezonie), z dużą korzyścią dla obu i zespołu.
Po drugie w poprzednim sezonie Moise Kean ani przez moment nie był napastnikiem numer jeden w Juventusie, a mimo to, wliczając wszystkie rozgrywki, wystąpił w 43 meczach, łapiąc w nich blisko 1400 minut gry. To daje średnią ponad pół godziny na mecz. W pierwszej jedenastce Włoch wybiegał 14 razy. Irytował nieskutecznością obok jakiej Milik nigdy nie stał, drażnił niechlujstwem i złymi wyborami. Biorąc pod uwagę pieniądze, jakie Juventus musiał wyłożyć, by Kean wrócił do Turynu, był jednym z największych (największym?) rozczarowań poprzedniego sezonu. A mimo to grał regularnie.
Po przyjściu Vlahovicia, gdy Kean spadł w hierarchii napastników na trzecie miejsce, Allegri i tak znajdował dla niego miejsce. Aż trudno w to uwierzyć, ale 22-latek zagrał choć chwilę we wszystkich (!) meczach ligowych i Coppa Italia do końca sezonu. Jedyną grą, jaką w całości opuścił, był pierwszy mecz 1/8 finału Ligi Mistrzów z Villarrealem.
To pokazuje, że Milik, który wskoczył obecnie na pozycję napastnika numer dwa, do mundialu nie będzie musiał przygotowywać się w roli widza.
Komentarze