Znam tę teorię, według której na każdą gminną mądrość sugerującą dane rozwiązanie spokojnie uda się znaleźć gminną mądrość z kompletnie odwrotną radą. Wszyscy wiedzą, że oszczędnością i pracą, ludy się bogacą, ale przecież z drugiej strony chytry dwa razy traci, a kto nie ryzykuje ten nie je. Co za dużo to niby niezdrowo, ale przecież od przybytku głowa nie boli. Powoływanie się na mądrości ludowe do poważnych nie należy, ale do poważnych nie należę również ja, więc pozwolę sobie zauważyć: pańskie oko konia tuczy.
Mądrość ludowa w tym wypadku chyba trudna do podważenia, bo odwołująca się wprost do podstaw przedsiębiorczości, które wszyscy mieliśmy okazję poznawać w szkołach podstawowych i średnich. Jeśli dbasz o własne interesy, jeśli dbasz o swój inwentarz – wszystko powinno iść zgodnie z planem. Właściciel sklepu we własnym lokalu to widok więcej niż pożądany, rzetelne pilnowanie kuchni to obowiązek profesjonalnego kucharza, odpowiednia dbałość o jakość produktu to absolutny elementarz w fabryce i rzemiośle.
Transmisje w Polsacie – dlaczego ich nie było?
I właśnie nad jakością produktu chciałbym się w tym wypadku pochylić. Wczoraj pańskie oko telewizji Polsat, właściciela praw do transmisji meczów Pucharu Polski, nijak nie dało rady utuczyć produktu, jakim są mecze w tych rozgrywkach. A to dlatego, że Polsatu przy swoim produkcie po prostu nie było, a mówiąc wprost: produktu też nie było, a przynajmniej nie był on dostępny w telewizji. Dla części osób interesujących się polskim futbolem z doskoku był to swoisty szok. Jak to, telewizja, która wykupiła za grube pieniądze prawa do transmitowania meczów Pucharu Polski rezygnuje z… transmitowania meczów Pucharu Polski? Żeby to jeszcze było jakieś niewiarygodne natężenie, mecz za meczem, kolejka za kolejką. Ale Puchar Polski jest w środku tygodnia, raz na tzw. ruski rok, w dodatku dla kibiców wielu ekip to praktycznie jedyna okazja zobaczyć swoich ulubieńców na ekranie telewizora w niezakodowanej transmisji.
Polsat, jak każda szanująca się telewizja, ma kilka kanałów, na których spokojnie może upychać swoje propozycje programowe. A nawet jeśli jakimś cudem zabraknie im możliwości – od czego jest Internet, od czego jest YouTube? Kurczę, swoje relacje, często z profesjonalnym komentarzem oraz powtórkami, mają niektóre kluby A- czy B-klasy. Tymczasem Polsat zajął twarde stanowisko: transmisji w telewizji nie ma, próby transmitowania meczu przez Polsat w Internecie nie ma i pewnie prędko nie będzie, można byłoby w teorii dać w takim razie możliwość puszczenia własnej transmisji zaangażowanym w grę klubom, ale to przecież mogłoby obniżyć prestiż pucharu oraz zniechęcić ludzi od powrotu przed wideoodbiorniki.
W efekcie Stal Rzeszów z Koroną Kielce grała tak, jak za starych dobrych lat – z dala od czyichkolwiek oczu. Tak, Polsat miał też w tym wszystkim nieco pecha – bo jak to zwykle bywa, mecz okazał się mega-hitem, pół godziny po pierwszym gwizdku Jacek Kiełb strzelił piątego (!) gola w meczu, a całość została rozstrzygnięta dopiero w ósmej serii rzutów karnych. Ale przede wszystkim Polsat w pełni pokazał, jaki jest jego prawdziwy stosunek do piłki nożnej. My, ludzie pierwszoligowi, znamy ten stosunek od lat, piłkarska Polska poznaje go zazwyczaj z doskoku, przy okazji właśnie meczów pucharowych, lub spadku jakiejś zasłużonej ekipy – choćby Wisły Kraków w obecnym sezonie. Rzecznik Polskiego Związku Piłki Nożnej, Jakub Kwiatkowski, zdradził na Twitterze, że Polsat ma w umowie obowiązek zrealizowania transmisji z 28 spotkań w sezonie. I oczywiście wyłączne prawa do wszystkich pozostałych, z czego telewizja skrzętnie korzysta, nie pozwalając nikomu na transmitowanie nawet tych spotkań, które pozostają gdzieś daleko poza orbitą zainteresowań samego Polsatu.
Ktoś powie – w dalszych rundach są wszystkie mecze, teraz to i tak jakiś hobby football. Z jednej strony: tak, oczywiście, to zupełnie jak z fazami eliminacyjnymi w europejskich pucharach, ileż to razy zżymaliśmy się na niewyraźny obraz z Armenii, gdzie akurat boje toczył któryś z polskich pucharowiczów. Natomiast różnicę łatwo wychwycić. W europejskich pucharach, w tych pierwszych fazach, dostajemy jakieś pojedyncze mecze, bez żadnej gwarancji, że w ogóle będzie jakikolwiek dalszy ciąg. Może się skończyć na jednej transmisji z Osijeku, po czym Pogoń odpada z gry i już więcej na antenę nie wraca. Polsat ma pod tym kątem prawdziwy raj na ziemi. Kupuje całe pewne, świetnie zorganizowane i mocno obsadzone rozgrywki, od pierwszych gwizdków w początkowych fazach, po wielką imprezę na Stadionie Narodowym. Dostaje do ręki kawał historii, bo przecież może ją pisać i kształtować według własnego uznania. Serial o drodze do półfinału Pucharu Polski Olimpii Grudziądz? Czemu nie. Reportaż towarzyszący sędziom od kartoflanych boisk początkowych faz, aż po wybiegnięcie na najsłynniejszy z polskich stadionów? Kto Polsatowi zabroni. Tysiące kibiców, setki bohaterów, dziesiątki tematów. Wystarczy tylko usiąść na spokojnie, przemyśleć i zaplanować.
Czy Polsat to robi przy okazji Pucharu Polski? No nie, Polsat tego nie robi, idzie po linii najmniejszego oporu, czego najsmutniejszą emanacją była właśnie pominięta transmisja z Rzeszowa, gdzie bardzo ciekawy beniaminek I ligi mierzył się z ekstraklasową Koroną Kielce. Przecież to jest potok tematów, potok możliwości, poczynając od tego, że wreszcie można na dłużej złapać bardzo medialnych ludzi z Korony Kielce, na co dzień występujących w tym sezonie już na antenie Canal+. Polsat nie zrobił z tym nic. Totalnie. Zdaję sobie sprawę, że to nie telewizja zaczęła, jeśli chodzi o deprecjonowanie Pucharu Polski. Ale jednocześnie widzę doskonale, jak wygląda współpraca Ekstraklasy z Canal+. Jak szeroko idzie ta telewizja, która przecież musi dzielić zespół redakcyjny jeszcze na ekipę jeżdżącą po ligach zagranicznych. Doszło do tego, że “opakowanie ligi” często użwane jest do wytknięcia jej słabości, do wyszydzenia kontrastu między jakością oprawy meczów, a jakością samych meczów.
Jak na tym tle i w tym kontekście wyglądają Puchar Polski oraz Polsat?
Niestety – Polsat przy Pucharze Polski właściwie powiela błędy, które popełnia bezustannie przy rozgrywkach I ligi. Długo wstrzymywałem się z ocenami – w końcu ostatnie lata to pandemie, wojny, lockdowny oraz inne plagi, co wymuszało daleko idącą wyrozumiałość, nawet wobec tych, którzy po prostu partaczyli swoją robotę. Jednakże dziś wymówek już nie ma, nie ma tekturowych kibiców na trybunach, nie ma grę w statki w mediach społecznościowych zamiast normalnych spotkań. A Polsat nadal wydaje się pozostawać w długim śnie zimowo-pandemiczno-lockdownowym. W I lidze unikalna sytuacja: jednocześnie 30 mistrzostw Polski biorąc pod uwagę tylko trójkę Ruch Chorzów, Wisła Kraków i ŁKS Łódź. A przecież jest przecież i Arka Gdynia, jest Zagłębie Sosnowiec, jest GKS Tychy. Są – w każdej kolejce – cholernie atrakcyjne mecze ze sporym historycznym tłem, w dodatku rozgrywane w towarzystwie ogromnych rzesz kibiców, czy to w Chorzowie, czy w Łodzi, o fenomenie Wisły nie wspominając. Jest mnóstwo możliwości dotyczących magazynów o I lidze, dotyczących wywiadów, reportaży, jakichkolwiek materiałów z I ligą na froncie. Co robi Polsat? Zamiast czerpać garściami z najbardziej medialnego sezonu I ligi od lat, robi swoje: wygania mecze na egzotyczne terminy, jak choćby niedzielne wczesne popołudnia (12:40, ukochana pora) czy na poniedziałkowe wieczory (20:30 w poniedziałek, co może być lepszego od meczu I ligi).
Rozumiałem, albo chociaż starałem się to rozumieć parę sezonów wstecz – widzowie piłki nożnej w Polsce to mała grupa, najczęściej konsumująca sport taśmą. Według ekspertów wypowiadających się w imieniu telewizji – nie opłacało się organizować transmisji z meczów I ligi w terminach pokrywających się z Ekstraklasą – bo widz wybierze wyższą ligę. Ale w dzisiejszych warunkach? Naprawdę chcemy wierzyć, że mecz Wisły Kraków trzeba przełożyć na poniedziałek, na 20.30, bo sympatycy Białej Gwiazdy przed telewizorem będą wnikliwie śledzić transmisję Lechii z Miedzią Legnica?
No nie, I liga, podobnie jak Puchar Polski, to produkt autonomiczny, właściwie gotowy do sprzedania złaknionym kibicom spoza Ekstraklasy. Że to bardzo liczna grupa? Nie trzeba przekonywać, wystarczy nałożyć na listę frekwencji czy sprzedanych karnetów w Ekstraklasie pozycje z I ligi. Że to grupa oddana? Znów, wystarczy spojrzeć na historię wspierania Ruchu czy ŁKS-u w niższych ligach. Naprawdę, to jest potencjał, który czeka na wykorzystanie, to jest materiał, który wręcz błaga o odpowiednie uformowanie.
Polsat zamiast tego wpada w pułapkę samospełniającej się przepowiedni. Robi mecz w poniedziałek o 20:30, po czym rozkłada ramiona – widzicie, nie ma wielkiego zainteresowania, ani na stadionie, ani przed telewizorami. Po co się wysilać, skoro nic z tego nie będzie, skoro kibice nie poczują zaangażowania Polsatu, a już na pewno – odwrotnie, Polsat nie poczuje zaangażowania kibiców. Po co robić programy, po co współorganizować wydarzenia, skoro nikt się tym nie interesuje? Widzicie, dobrze, że robimy to w niedzielę rano, bo wieczorem, to już by pies ze złamaną nogą nie obejrzał.
Nie, drogi Polsacie, nie tędy droga. Budowanie mody na Puchar Polski i budowanie mody na I ligę to również wasze zadanie. Tylko traktowane poważnie te rozgrywki mają szansę rozkwitać. Jeśli nie traktujecie ich poważnie wy – nadawcy, ludzie, którzy mają znaleźć dla zawodników drogę pod zwykłe strzechy – to jak mają je poważnie traktować kibice, dziennikarze czy eksperci? Pańskie oko konia tuczy, powtórzę się. Właściciel sklepu musi dbać o lokal. Telewizja transmitująca mecze powinna zrobić wszystko, by te mecze były atrakcyjne. Albo – w wersji minimum – po prostu były…
Komentarze