- Legia Warszawa zdobyła Puchar Polski po tym, jak pokonała w rzutach karnych Raków Częstochowa. Po 120 minutach gry żadna z drużyn nie strzeliła bramki
- Bohaterem spotkania był Kacper Tobiasz, który kilka razy ratował swoją drużynę, a w konkursie jedenastek obronił strzał Mateusza Wdowiaka
- Poniżej rozmowa z bramkarzem Legii zaraz po finale
Legia – Raków. Kacper Tobiasz po meczu
– Nasz zawodnik jako pierwszy dotknął piłkę i zmienił jej kierunek, a dopiero później był kontakt między zawodnikami. I to co najwyżej lekkie szurnięcie. Wydaje mi się, że to zawodnik Rakowa nadepnął na stopę Yuriego i tak to się potoczyło. Może to ryzykowne stwierdzenie, ale kartki nie powinno być – dodał bramkarz Legii Warszawa.
– Szczerze mówiąc, to po prostu robiliśmy swoje. Cały mecz był dużą improwizacją. Planowaliśmy przecież grać jedenastu na jedenastu. Motywacja była ogromna od samego początku i jak widać tym też można wiele zdziałać. Ta nasza determinacja nas dziś nie zawiodła – mówił Tobiasz.
Bramkarz zdobywców Pucharu Polski odniósł się także do swojego zachowania w czasie jedenastek. – Dokładnie tak było, że czułem wielki luz. Żadnego stresu. Bramkarz przy karnych nie ma nic do stracenia. Musi postarać się za to zdeprymować przeciwnika. Fajnie obronić tego jednego karnego i że to wystarczyło. Polegałem dużo na moich kolegach z drużyny, bo wiedziałem, że je dobrze strzelają. Byłem pewny, że jak dojdzie do karnych, to je wygramy.
Nie mogło zabraknąć także pytania o to, co wydarzyło się po ostatnim gwizdku, gdy doszło do rękoczynów między zawodnikami obu drużyn. Przede wszystkim chodziło o zachowanie Filipa Mladenovicia, który uderzył zawodników Rakowa. Tobiasz w tym przypadku… zaatakował rywali. – Niektóre drużyny mają klasę, a inne nie. Raków pokazał, że jej nie ma. A to, co tam się działo, mnie nie interesuje. Jak się nie umie przegrywać, nie powinno się brać udziału w takich spotkaniach. Nic więcej nie powiem. Jako klub widać, że się rozwijają i jeszcze niektórych rzeczy w pewnych aspektach im brakuje.
Komentarze