Sobotnie zmagania 1/16 finału wystartowały od rywalizacji na Stamford Bridge. Niespodziewanie Chelsea straciła gola z Plymouth już na samym początku meczu. Z tego powodu dalsza część zawodów przyniosła wiele emocji. Do wyłonienia zwycięzcy tej pary potrzebna była dogrywka. W niej działo się sporo. Gospodarze najpierw objęli prowadzenie, natomiast tuż przed końcem drugiej połowy, Kepa obronił rzut karny, czym przyczynił się do awansu swojej drużyny do kolejnej rundy 2:1 (1:1)
Niespodzianka na Stamford Bridge
W pierwszych momentach spotkania, Chelsea próbowała zdominować niżej notowany Plymouth. Ekipa z League One jednak całkiem nieźle wyglądała na tle gigantów Premier League.
Nieoczekiwanie drużyna gości wyszła na prowadzenie już po ośmiu minutach. Wówczas Macaulay Gillesphey przechytrzył defensywę The Blues, kiedy najwyżej wyskoczył do dośrodkowania z rzutu wolnego. Po jego strzale głową, piłka wpadła w prawy dolny róg, nie dając większych szans Kepie na skuteczną interwencję.
Po tym wydarzeniu, podopieczni Thomasa Tuchela automatycznie ruszyli całym zespołem do przodu. Przez kolejne dwa kwadranse, Chelsea obijała bramkę The Pilgrims. Zanim futbolówka tak naprawdę wpadła do siatki, aluminium zostało obite aż trzy razy. Skuteczność londyńczyków pozostawiała wiele do życzenia. Brak szybszych reakcji w decydujących momentach sprawiał, że Plymouth w każdej chwili mógł wyjść z niebezpieczną kontrą.
Do tego postawa Romelu Lukaku w ataku nie pomagała w strzeleniu wyrównującego gola. Belg poruszał się wolno i ociężale, często marnując znakomite okazje.
Kiedy nic tak naprawdę nie wychodziło, los Chelsea na własne barki wziął Cesar Azpilicueta. Co więcej, Hiszpan miał spory udział przy golu wyrównującym, bo sam zapoczątkował tę sytuację.
Po wejściu w pole karne, sprytnie cofnął akcję na prawą flankę. Wtedy Mason Mount posłał płaskie podanie wgłąb jedenastki, a tam Azpilicueta przechytrzył wszystkich, ładując piłkę do bramki piętą na pełnym biegu. Finalnie do przerwy nie padło więcej goli, więc wydawało się, że musi to nastąpić w drugiej połowie.
Wielkie ciężary Chelsea po przerwie
Chelsea doprowadziła do remisu, a także zdecydowanie lepiej wyglądała przy futbolówce. Sytuacji do objęcia prowadzenia nie brakowało. Gospodarze w pewnym momencie zdominowali Plymouth, ale i tak nie mogli wpakować piłki do siatki.
Defensywa Zielonych była nieźle przygotowana na taki obrót spraw, co tylko wyprowadzało z równowagi londyńczyków. Można śmiało użyć stwierdzenia, że w drugiej połowie The Blues głównie bili głową w mur.
Nadal słabo wyglądał Lukaku. Rosły napastnik często przegrywał walkę w powietrzu. Na domiar złego w 55. minucie miał doskonałą okazję, żeby wpisać się na listę strzelców. Otrzymał zagranie tuż przed słupkiem, lecz znów był spóźniony z wyjściem do podania.
Plymouth głównie się bronił, jednak w końcówce goście wyprowadzili kilka groźnych kontr. Niemniej na posterunku był Kepa, który dwukrotnie uchronił swój klub przed stratą gola. Co ciekawe, do ostatnich sekund regulaminowego czasu gry utrzymał się wynik 1:1. Z tego też powodu potrzeba była dogrywka.
Kepa bohaterem w dogrywce
Doświadczenie w dogrywce wzięło górę. W dodatkowych dwóch kwadransach więcej szczęścia miała Chelsea. Marcos Alonso zgubił krycie, dzięki czemu oddał strzał z wolnej pozycji na skraju pola karnego. Wówczas piłka z wielkim impetem wpadła w prawy dolny róg, co pozwoliło The Blues objąć tak upragnione prowadzenie.
Gospodarze o włos mogli stracić zwycięstwo na kilkadziesiąt sekund przed końcem drugiej połowy. Sędzia wskazał na wapno po faulu obrońcy londyńczyków. Jedenastkę jednak kapitalnie obronił Kepa, który kolejny raz popisał się znakomitą interwencją.
Finalnie po wielkich męczarniach w 5. rundzie Pucharu Anglii zagra zespół Thomasa Tuchela.
Komentarze