Harry Kane stracił w oczach wielu kibiców w Anglii, nie stawiając się na przedsezonowych treningach Tottenhamu. Historia zna wiele przypadków piłkarzy, którzy chcąc wymusić transfer posuwali się jeszcze dalej. Nawet do grożenia swojej drużynie, że strzelą gola samobójczego.
- Harry Kane liczył na to, że przeniesie się latem z Tottenhamu do Manchesteru City. Na piłkarza spadła fala krytyki, gdy nie pojawiał się na treningach.
- W przeszłości zdarzali się piłkarze, którzy szli na wojnę ze swoimi klubami. Jeden z nich, William Gallas, groził strzeleniem gola samobójczego.
- Niektórzy gracze, jak Diego Costa, nie zamierzali wracać z wakacji do swoich klubów. Robbie Savage celowo grał słaby mecz, by dopiec menedżerowi.
Angielski gwiazdor mieć za złe prezesowi Danielowi Levy’emu to, że ten nie respektuje dżentelmeńskiej umowy i nie pozwolił mu jak dotąd na transfer do Manchesteru City. Harry’ego Kane’a zabrakło na dotychczasowych treningach Tottenhamu, a w mediach pisano o tym, że zawodnik postąpił tak celowo, by dać wyraz swojemu niezadowoleniu względem klubu. Co prawda obóz samego Anglika twierdzi, że historia ta nie pokrywa się z prawdą, ale nie trzeba być w szatni Spurs, by wyczuć napiętą atmosferę między działaczami a Kane’em.
Historia zna zresztą wiele przypadków, gdy gwiazdorzy różnymi metodami próbowali wymusić na klubie zgodę na transfer. Nieraz narażali się z tego powodu na śmieszność lub gniew fanów. Odmowa przyjazdu na trening to tylko jeden z wielu pomysłów, na jakie wpadali. Niektórzy gracze próbowali opuścić klub z jeszcze większym hukiem, przez co trafiali na pierwsze strony gazet.
Zagrał słabo, by dopiec trenerowi
Na szczerość w swojej autobiografii zdecydował się dawny walijski pomocnik, Robbie Savage. Gdy w 2005 roku próbował przenieść się do Blackburn Rovers, na drodze stanęli mu klubowi działacze Birmingham City i menedżer Steve Bruce. – Zapomnij, nigdzie nie idziesz – miał powiedzieć mu szkoleniowiec. Rozwścieczony Savage nie potrafił przyjąć tego do wiadomości i postanowił zagrać wszystkim w klubie na nerwach.
Opisując ten epizod, wspominał: – Wystawiono mnie w pierwszym składzie. Wybiegłem na boisko i celowo zagrałem słaby mecz. Nie przykładałem się do niczego, jakby kompletnie nic mnie nie obchodziło.
Savage przyznał, że po części dopiął swego, bo Steve Bruce aż się z tego powodu zagotował. Gdy opadły emocje, Walijczyk zrozumiał jednak, że popełnił błąd. – Był to jedyny i ostatni raz, gdy postąpiłem w ten sposób. Wiem, że zawiodłem wtedy kolegów z zespołu, klub i kibiców. Chciałem wymusić transfer, ale trzeba było podejść do tego w inny sposób – napisał. Ostatecznie Savage dopiął swego i jeszcze tego samego roku został zaprezentowany jako nowy gracz Blackburn Rovers.
Groził, że strzeli samobója
Przeboje z jednym ze swoich piłkarzy miała też londyńska Chelsea. Chodziło w tym przypadku o defensora Williama Gallasa. W 2006 roku, po sześciu latach gry na Stamford Bridge, Francuz liczył na finalizację transferu do innego londyńskiego klubu – Arsenalu. Negocjacje nie układały się jednak po myśli Gallasa i pozostawał graczem The Blues po starcie nowego sezonu.
Przed pierwszym meczem rozgrywek przeciwko Manchesterowi City menedżer Chelsea miał do dyspozycji tylko czterech defensorów. “Gdy z gry wypadł dodatkowo John Terry, Gallas omówił wejścia na boisko” – można było przeczytać w komunikacie ze strony Chelsea.
Gallas miał grozić sztabowi szkoleniowemu, że jeśli wystawi go w składzie wbrew jego woli, to zrobi na boisku coś głupiego. Chelsea utrzymuje, że Francuz zagroził im strzeleniem samobójczego gola lub złapaniem czerwonej kartki. O sprawie dowiedziały się media i ją nagłośniły. Groźby ze strony Gallasa znalazły się na pierwszej stronie w Daily Mail.
Sam piłkarz i jego agent zaprzeczyli tym doniesieniom, ale też nigdy nie wytoczyli Chelsea sprawy za zniesławienie. Gallas przyznał jedynie, że rzeczywiście był zdesperowany, żeby odejść i nie przebierał w tej sprawie w słowach. Ostatecznie dopiął swego i faktycznie przeniósł się jeszcze w tym samym roku do Arsenalu. Grał tam przez cztery kolejne sezony.
Bluzgi w social mediach
Faktem jest, że wielu piłkarzy nie potrafi ugryźć się w język. Przez to wiele zakulisowych smaczków przedostaje się często do mediów społecznościowych. Było tak choćby w przypadku Darrena Benta grającego w 2009 roku w Tottenhamie.
“Serio zaczynam się wkurzać” – pisał na Twitterze. “Nie chcę iść do Hull, nie chcę iść do Stoke. Chcę iść do Sunderlandu. Levy przestań się opierda**” – dodał. Słowa te kierował pod adresem prezesa Tottenhamu, Daniela Levy’ego. Mediom nic nie wiadomo o tym, by Bent został za ten wpis ukarany. Faktem jest jednak, że więcej w składzie Spurs się nie pojawił. Ostatecznie postawił zresztą na swoim, bo jego przenosiny do Sunderlandu zostały w tym samym oknie transferowym sfinalizowane. Tottenham dostał za niego 16,5 miliona funtów.
Groził, że nie wróci z wakacji
William Gallas to zresztą nie jedyny zawodnik, który wywoływał problemy w Chelsea. Prawdziwą telenowelę urządził mediom w 2017 roku Diego Costa. O tym, że w planach nie ma go już menedżer Antonio Conte dowiedział się za pośrednictwem smsa.
– Byłem bliski przedłużenia kontraktu i nagle wszystko wyhamowało. Podejrzewam, że stał za tym właśnie Conte. Poprosił zarząd o to, bym nie dostał nowej umowy. Prawda jest jednak taka, że już wcześniej go przejrzałem. Szanuję go jako trenera, ale nie jako człowieka. Piłkarzy trzyma na dystans – mówił o swoim szkoleniowcu Costa.
Prawdziwy ogień zaczął się w momencie, gdy piłkarz uznał, że Chelsea próbuje zablokować jego przenosiny do Atletico Madryt. Zapowiedział wówczas, że nie wróci do Londynu z Brazylii i że jest gotowy spędzić tam nawet rok. Twierdził przy tym, że do zmiany decyzji nie przekonają go żadne kary finansowe ze strony The Blues.
Ostatecznie miesiąc później pojawił się komunikat mówiący o tym, że Costa przeniesie się do stolicy Hiszpanii. Obrażony Costa nigdy nie pogodził się jednak z działaczami Chelsea. Nie wrócił też do klubu po swoje auto, które zostawił zaparkowane pod ośrodkiem treningowym. Zamiast tego wolał je po prostu sprzedać.
Niepewna przyszłość Kane’a
To jak potoczy się przyszłość Harry’ego Kane’a jest na razie niewiadomą. Wiele wyjaśni się zapewne po rozmowie piłkarza z menedżerem Tottenhamu, Nuno Santo. Czy pomimo wcześniejszej niesubordynacji i niestawienia się na treningach będzie brał napastnika pod uwagę przy ustalaniu składu?
Pewne jest, że Anglik pozostaje na liście życzeń Manchesteru City. To, że transfer ten zostanie sfinalizowany w letnim oknie transferowym jest jednak coraz mniej prawdopodobne. – Kane jest zawodnikiem Tottenhamu Hotspur i jeśli Tottenham nie chce negocjować, to sprawa jest zakończona. Myślę, że Man City i wiele klubów na świecie próbuje go sprowadzić i nie jesteśmy wyjątkiem, ale wszystko zależy od Tottenhamu – mówił niedawno menedżer klubu z Etihad Stadium Josep Guardiola.
Czytaj także: Kane przed decydującą rozmową? Przyszłość Anglika nadal niepewna
Komentarze