Wszystko wskazuje na to, że wszyscy hiszpańscy giganci przywdziali już swoje pokerowe twarze. Przed nami ostateczne rozstrzygnięcia w kontekście mistrzostwa, a kto pierwszy odsłoni się z blefem, będzie musiał odejść od stołu.
Hiszpański poker
Atletico, Real Madryt i Barcelona doskonale wiedzą, w jak newralgicznym momencie sezonu się znajdują. Do końca rozgrywek pozostało sześć – lub siedem w przypadku Katalończyków – finałów. W teoretycznie lepszej sytuacji znajdują się Rojiblancos i Blaugrana. Są kowalami własnego losu; jeżeli któraś ze stron zanotuje komplet zwycięstw, zostanie mistrzem. Real wie zaś, że gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. Królewskim pozostaje więc zwyciężać co najmniej do 8 maja, gdy na Camp Nou zmierzą się dwaj główni rywale.
Miniona kolejka rozgrzewką przed maratonem
Trzej giganci – a także Sevilla, która utrzymuje przecież dystans pozwalający jej marzyć o mistrzostwie – w minionej kolejce mierzyli się z zespołami, z którymi przegrać jest zarówno bardzo łatwo, jak i w konsekwencji byłoby to powodem do wstydu. Tym razem jednak niespodzianek nie było.
Karim Benzema po raz kolejny
Real Madryt w środę pokazał charakter, z łatwością wywożąc trzy punkty z trudnego terenu w Kadyksie. A przecież w składzie Królewskich zabrakło dwóch najważniejszych elementów, odpowiedzialnych za funkcjonowanie drugiej linii. Nieobecność Toniego Kroosa i Luki Modricia nie przeszkodziła mistrzom Hiszpanii. Nie po raz pierwszy odpowiedzialność za całą grę ofensywną wziął na siebie Karim Benzema. Francuz, dość szczęśliwie, wykorzystał rzut karny, później dołożył bramkę głową i asystę przy trafieniu Casemiro. A po drodze zmarnował jeszcze setkę. Tego dnia podopieczni trenera Cervery nie byli w stanie powtórzyć wyczynu, jakim z pewnością był remis przeciw Królewskim w rundzie jesiennej, czy też triumf nad Barceloną. Choć nie wykluczam, że nawarstwiające się absencje mogą sprawić, że to Real straci do końca rozgrywek najwięcej punktów, starcie z Cadizem pokazało, że mistrz, niezależnie od sytuacji personalnej, wciąż jest prawdziwym mistrzem.
Nowa twarz Atletico
Po serii kompromitacji między lutym a kwietniem, Atletico pokazało w ostatnim tygodniu swoje nowe oblicze. Podopieczni Simeone zanotowali dwa ligowe triumfy z rzędu, co nie udało im się od końca stycznia, a dodać trzeba, że zrobili to bez Luisa Suareza i Joao Felixa. “Cholo” musiał eksperymentować i okazało się, że pacjent nie tylko przeżył, ale natychmiast zaczął fikać koziołki. Przesunięcie do linii ataku Angela Correi i Marcosa Llorente wspieranych przez Yannicka Carrasco okazało się ruchem iście mistrzowskim. Z jednej strony – ten tercet błysnął “zaledwie” w starciach z kandydatami do spadku z ligi: Eibarem i Hueską. Z drugiej – to wszystko, co musiał zrobić. Simeone przewiduje, że w następnej kolejce do gry powróci już Luis Suarez, a więc cała gra ofensywna ponownie zostanie oparta na Urugwajczyku.
Tylko, czy to aby dobra decyzja? Correa, Carrasco i Llorente nadają atakom Rojiblancos nieprzewidywalności i ruchliwości, jakiej na Wanda Metropolitano nie widziano od odejścia Antoine’a Griezmanna. Jeżeli do tej wybuchowej mikstury “Cholo” zdoła dodać skuteczność i doświadczenie Suareza bez uszczerbku na formie drużyny, ostateczny triumf może okazać się bardzo prawdopodobny.
W Barcelonie nie narzekają na nudę
Co by nie mówić o zespole Ronalda Koemana, mecze jego drużyny “dowożą”. Czasem wyłącznie przez fantastyczną postawę Leo Messiego i spółki. Czasem przez kontrowersje, a czasem przez kuriozalne sytuacje. W starciu z Getafe obejrzeliśmy zarówno fantastyczną postawę Argentyńczyka, jak i niecodzienne bramki. Od początku widać było, że w słowach piłkarzy Dumy Katalonii po zwycięskim finale nie było nuty fałszu. Oni naprawdę zamierzają podejść do finiszu sezonu w pełnym skupieniu i z wielką pewnością siebie. Gdy przed przerwą Leo Messi najpierw huknął w poprzeczkę, później ustrzelił dublet, a Soufiane Chakla z Getafe zanotował jednego z najdziwniejszych trafień samobójczych tego sezonu, wydawało się, że nic złego Barcelonie stać się nie może.
A jednak, wprowadzony z ławki Ronald Araujo w głupi sposób sprokurował rzut karny, a tego na gola dającego wynik 3:2 zamienił Enes Unal. Zrobiło się ciepło, a chwilami nawet gorąco. W końcówce jednak Araujo odpłacił swe winy trafieniem po kornerze, a Leo Messi zrezygnował z hat-tricka, oddając rzut karny Antoine’owi Griezmannowi. Jakby ciekawych sytuacji w meczu było mało, doszła do tego najpierw niezwykle ostra, a po chwili chłodna reakcja Ronalda Koemana na Oscara Minguezę, którego niedokładność i rajd z piłką tak rozwścieczyły Holendra, że zdjął obrońcę w trybie natychmiastowym, a później unikał podania mu ręki.
Teraz zaczną się schody
Możemy zachwycać się postawą faworytów, ale to od tego momentu będziemy mogli oddzielić chłopców od mężczyzn. W ostatnich kolejkach cały tercet gigantów czeka prawdziwy maraton przeciwko drużynom z ligowego topu. Real Madryt zmierzy się z walczącym o miejsce w Lidze Europy Betisem, a między starciami z Chelsea podejmie u siebie, będącą w fantastycznej formie Osasunę. Ostatnie cztery kolejki wyglądają zaś jak prawdziwe pole minowe: trzech uczestników europejskich pucharów (Sevilla, Granada i Villarreal), a na dokładkę nieobliczalny Athletic. Barcelona i Atletico także mają prawo potknąć się na finiszu. Katalończycy zmierzą się, między innymi, z Villarrealem, Granadą, Valencią czy Celtą Vigo. Rojiblancos czekają zaś mecze z Athletikiem, Realem Sociedad i Osasuną. A do tego 8 maja na Camp Nou zmierzą się w bezpośrednim pojedynku.
Konia z rzędem temu, kto jest w stanie przewidzieć ostateczne rozstrzygnięcie kwestii tytułu mistrzowskiego.
Całość tekstu znajduje się na Primeradivision.pl. Tam wybrano dodatkowo Partidazo, evento, jugador oraz golazo minionej kolejki. Sprawdź aktualną tabelę La Liga, by być na bieżąco!
Komentarze