Są zwycięstwa o znacznie szerszym kontekście, niż walka o trzy punkty. Takie, które nawet jeśli nie tworzą mitu założycielskiego, dają nowy początek. Przekonują, że po życiu też jest życie. Takie właśnie było niedzielne 4:1 Atalanty z Romą, mecz który La Dea wygrała na wielu poziomach.
Zapraszamy na nasz cykl w Goal.pl i na SerieA.pl. Po każdej kolejce włoskiej ligi podsumujemy dla Was wszystkie najważniejsze wydarzenia z minionego weekendu. Żadnych opisów meczów, bo one już były. Luźne uwagi i pomeczowe boki.
Przy tworzeniu tekstu inspirowałem się tekstem Jamesa Horncastle’a z The Athletic.
Blisko godzina doskonałej gry Romy i później 30 minut świetnej Atalanty. Gdyby piłka opierała się wyłącznie na logice, wyszłoby z tego, że goście powinni wygrać 2:1. Ponieważ się nie opiera, musieli opuścić Bergamo z bagażem czterech bramek. Symbolika jednak bije tu po oczach – ekipa Gasperiniego była bezradna do momentu wejścia na boisko Ilicicia, a gdy Słoweniec się pojawił, nie było czego zbierać. Dwie cudowne asysty i jeszcze ładniejszy gol – jeśli ktoś otworzył po meczu szampana na znak ostatecznego powrotu Josipa do żywych, pewnie nie przesadził. “La Gazzetta dello Sport” pisze w poniedziałek, że Atalanta na nowo odkryła kosmiczny klimat zeszłego roku i być może nie będzie czuć nostalgii za Papu Gomezem.
I tu trzeba na moment się zatrzymać, bo nie da się dziś pisać o Atalancie, nie wyciągając wątku Argentyńczyka. O jego konflikcie z trenerem pisaliśmy po zwycięstwie La Dei w Amsterdamie, ale od tego czasu wszystko poszło w konkretnym kierunku – odejścia Gomeza z klubu. Tydzień temu przedwcześnie zszedł z treningu, a w weekend został wykluczony z kadry zespołu na mecz z Romą. – Kiedy wkurzy się trener, jest źle. Kiedy wkurzy się właściciel, jest jeszcze gorzej. Ograliśmy Ajax, pokonaliśmy Fiorentinę, zremisowaliśmy świetny mecz z Juve, dziś pobiliśmy Romę, a wy wciąż tylko o Papu. Dość. Więcej tego nie komentuję, zostawiam to właścicielom – wściekał się Gasperini.
Przykro się na to patrzy, bo zagrożenia, które czyhały na Atalantę wydawały się bardziej zewnętrzne, niż tykające od środka. Zauważa to w swoim tekście w “The Athletic” James Horncastle, który świetnie diagnozuje to, co dzieje się w Bergamo. To rynek mógł zjadać La Deę, naturalną koleją rzeczy powinno być rozsprzedanie zespołu do klubów z wielkimi budżetami. Co jednak Atalancie udało się odepchnąć. Jesienią sprzedała Timothy’ego Castagne’a do Leicester i zawarła umowę z Manchesterem United na transfer w kolejnym okienku 18-letniego Amada Diallo. Żaden z tych piłkarzy nie był członkiem żelaznej jedenastki. Wydawało się więc, że drużyna może być w nowym sezonie tylko mocniejsza.
Bomba wybuchła w miejscu, w którym nikt się jej nie spodziewał. Jak mocny jest konflikt Gomeza z Gasperinim świadczy najlepiej post Papu zamieszczony na Instagramie. “Drodzy fani Atalanty. Piszę tutaj, bo nie mogę bronić się w inny sposób. Chciałem tylko powiedzieć, że gdy odejdę, poznacie całą prawdę. Znacie mnie. Wiecie, jakim jestem facetem. Kocham was. Wasz kapitan”. W przeciwieństwie do naszego poprzedniego tekstu o niesnaskach między trenerem, a piłkarzem, teraz stało się jasne, że to nie jest kwestia, “czy” Argentyńczyk odejdzie, a “kiedy”.
Horncastle zauważa, że Papu przestał spełniać dwie podstawowe reguły Gasperiniego – nie podporządkował się bezwzględnie trenerowi i już nie pasował do filozofii isola felice (szczęśliwa wyspa), czyli bycia w miejscu, w którym zawodnikom i pracownikom tak dobrze, że przyjeżdżają wcześnie na trening, a z klubu wychodzą wieczorem, po wspólnej kolacji. Tak przyjazne środowisko odegrało wielką rolę w ostatnich latach sukcesów Atalanty. Kapitan przestał się jednak czuć tam dobrze.
Do tej pory Gomez był tam postacią centralną. Już po wybuchu wojny Gasperini przyznał, że Papu był najważniejszym graczem Atalanty, odkąd ten ją przejął. Horncastle wspomina historię Alejandro: to, że w debiutanckim sezonie 2016/17 grał na skrzydle, następnie Gasp przeniósł go do środka, by występy pochłaniały mniej energii i dawały więcej magii. Z czasem ewoluowało to do gry na pozycji numer 10, choć Gomez nie był do niej na sztywno przywiązany. Papu idealnie pasował do taktyki bazującej na zaskakiwaniu rywala, tak naprawdę nieprzewidywalność Argentyńczyka była tym, co ostatnimi laty robiło różnicę. W obecny sezon wszedł niesamowicie – strzelając sześć goli w trzech meczach, zdobywając niemal przez aklamację tytuł gracza miesiąca. Został powołany do reprezentacji.
Zastanawiać się można, o co dokładnie poszło wtedy w szatni w przerwie meczu z Mydtjylland. Wiadomo, że Gasperini chciał przesunąć Gomeza na skrzydło, a ten się zbuntował, ale problem być może – choć to tylko domysły – jest odrobinę szerszy, dotyczy całej filozofii gry. To był okres, w którym Atalanta strzelała znacznie mniej goli, niż do tego przyzwyczaiła – w pięciu poprzednich spotkaniach bergamczycy trafiali zaledwie trzy razy. Była to reakcja Gasperiniego na multum bramek traconych, sam trener po fazie grupowej Ligi Mistrzów przyznał, że szukał w tym czasie odpowiedniego balansu między obroną, a atakiem. Gomezowi, przyzwyczajonemu do innych rozwiązań, mogło nie podobać się popłynięcie z tą falą.
Atalantę zjadały problemy zmęczeniowe, gra na dwóch frontach i wysyłanie piłkarzy na zgrupowania reprezentacji. Gra na takim poziomie, jak przed rokiem, stała się niemożliwa, a Gasperini zmienił rzeczy, na które wcześniej kładł nacisk. Właściwie musiał w poszczególnych meczach poświęcać któregoś z trójki ofensywnych liderów – Gomeza, Ilicia lub Zapatę. – Ta sytuacja wymaga zrozumienia. Trudno jest wykorzystywać rolę tuttocampisty, którą Papu pełnił przez dwa ostatnie sezony – mówił niedawno. Czy cały konflikt wziął się zatem z niezrozumienia ze strony kapitana? Wydarzenia mogą tak sugerować, aczkolwiek trzeba poczekać na wyjaśnienia piłkarza. Skoro je obiecał po swoim odejściu, wygląda na to, że nie poczekamy długo. A odejście nastąpić pewnie musi, zwłaszcza, że Atalanta pokazała, że istnieje życie bez niego na boisku, a jacyś chętni do zadaniowego zastąpienia legendy są.
To nie tak miało jednak się kończyć. Nie tak miał odchodzić najlepszy piłkarz w historii Atalanty. Choć ciekawe, że akurat w takich okolicznościach La Dea znów potrafiła być piękna.
Źródło: “The Athletic”
Mecz kolejki
Atalanta – Roma 4:1. Jeśli filozofią Gasperiniego jest stworzenie zespołu dającego radość, w drugiej połowie Atalanta wykonała 200 proc. normy. A wcale nie musiało być tak wesoło, bo po błyskawicznym golu Dżeko, to Roma miała kilka kolejnych okazji i przed przerwą nic nie wskazywało na jej klęskę. To zbyt wielkie uproszczenie, by zrzucać winę za wynik na jedną osobę, ale widać było, ile Roma traci, gdy nie najlepszy dzień ma Leonardo Spinazzola. Wahadłowy rzymian był jakby nie sobą, a przy wyniku 1:0 dla gości nie wykorzystał błędu Golliniego i nie trafił do pusej bramki z dystansu. Z perspektywy Atalanty najważniejsze – obok zwycięstwa – było odzyskanie Duvana Zapaty (pierwszy gol od 5. kolejki) oraz Josipa Ilicia (pierwsze trafienie w Serie A od powrotu do zespołu). Kolejny raz gola z ławki dorzucił też Luis Muriel, o którym Gasperini mówił na pomeczowej konferencji. – Robi rzeczy, które są niesamowite, widziałem na treningach, co wyprawia z bramkarzami. Jestem mu wdzięczny za kolejny impuls po wejściu z ławki, myślę, że powinienem wykorzystać go w trochę szerszym zakresie. Musi czuć się bardzo ważnym zawodnikiem tej drużyny.
Wściekłości nie krył natomiast Paulo Fonseca, który przecież w tym sezonie nie zwykł przegrywać, a już na pewno nie tak wysoko. – Nie chcę szukać wymówek, ale zespół, który pierwszą połowę gra na takiej intensywności, nie może po przerwie grać jak dzieci. Nie byliśmy w ogóle agresywni, trudno zrozumieć, co się stało.
Wydarzenie kolejki
Gol Rafaela Leao w siódmej sekundzie meczu Sassuolo – Milan (1:2). Oczywiście jest to najszybszy gol w historii Serie A i trudno wyobrazić sobie, by kiedykolwiek ten rekord mógł być pobity. Jedyną opcją jest strzał prosto z połowy boiska, bo biorąc pod uwagę intensywność rozegranej przez Hakana Calhanoglu akcji, szybciej strzelić się po prostu nie da.
Kozak kolejki
Naszym zdaniem Josip Ilicić za nieprawdopodobne wejście z ławki w meczu z Romą, ale szanujemy wybór czytelników. Wskazaliście Rafaela Leao. Z Sassuolo zagrał swój najlepszy mecz w sezonie. Być może takiego przełamania, w postaci gola, potrzebował najmocniej. Milan ma sporo szczęścia, że gdy nie może liczyć na etatowych przywódców, zawsze pojawi się ktoś z drugiego szeregu i podtrzyma passę meczów bez porażki. W środę Rossoneri zagrają z Lazio w meczu, którego stawką będzie spędzenie świąt na pozycji lidera, a Leao może być kluczowym ogniwem. Kto by pomyślał równo 12 miesięcy temu, gdy 2019 rok kończyli porażką 0:5 z Atalantą…
Polak kolejki
To nie był dobry weekend dla polskich piłkarzy, którzy niczym szczególnym się nie wyróżnili. Poza tym kilku z tych, którzy regularnie grywają w podstawowym składzie, zabrakło w składzie (Walukiewicz, Skorpuski, Bereszyński – kontuzje, Szczęsny – odpoczynek). Uwagę przykuwa jednak występ Kamila Glika “na zero” w meczu Benevento – Genoa (2:0). Co ciekawe, Polak drugi raz w tym sezonie był kapitanem swojego zespołu i drugi raz w takim przypadku jego drużyna nie straciła bramki.
Gol kolejki
Ze względu na historyczność gola, najchętniej uznalibyśmy za takiego gola trafienie Rafaela Leao. Ale wyłączając emocje i przechodząc wyłącznie do walorów estetycznych, najładniejszą bramką weekendu była ta zdobyta przez Duvana Zapatę. Wykończenie pod poprzeczkę mistrzowskie, ale podanie Ilicia – palce lizać. Na filmie od 1:50.
Komentarze