Rafał Boguski: nie grałem u Skowronka przez aspekt sportowy? Mam inne zdanie

Rafał Boguski
Obserwuj nas w
fot. PressFocus Na zdjęciu: Rafał Boguski

 U trenera Dana Petrescu mieliśmy bardzo ciężkie treningi. Pod względem intensywności myślę, że podobnie jest obecnie. W każdym razie u rumuńskiego szkoleniowca w trakcie okresu przygotowawczego było więcej biegania. U trenera Petera Hyballi możemy pracować więcej z piłką. Pojawiły się różnego rodzaju gry, ćwiczenie biegowe z piłkami. Cały czas futbolówka jest przy nodze – mówi w wywiadzie Rafał Boguski, który został bohaterem Wisły Kraków po starciu z Wisłą Płock.

  • Rafał Boguski jest zawodnikiem Białej Gwiazdy z przerwami od 2006 roku. Trzykrotny mistrz Polski z Wisłą opowiedział o odsunięciu go od składu przez trenera Artura Skowronka, czy temacie powrotu do krakowskiej ekipy z GKS-u Bełchatów w 2007 roku
  • W rozmowie z Goal.pl dziewięciokrotny reprezentant Polski porównał okresy przygotowawcze Białej Gwiazdy u trenerów Dana Petrescu, Franciszka Smudy i Petera Hyballi
  • Poruszone zostały również wątki młodzieży w Wiśle Kraków, współpracy z Maciejem Skorżą, czy Zagłębia Sosnowiec

Nieudane przetarcie ligowe

Meczem, który Wiśle kompletnie nie wyszedł, był ten przeciwko KSZO na początku sezonu. Po tym spotkaniu długo nie otrzymywał pan okazji do gry. Co było tego przyczyną?

Od początku sezonu po porażce z KSZO można powiedzieć, że nie byłem faworytem do gry u trenera Artura Skowronka. W lidze nie dostawałem szans. Przed startem sezonu otrzymywałem już sygnały, że mogę otrzymywać mniej okazji do pokazanie się na boisku ze względu na mój wiek, który jak na piłkarza jest już zaawansowany. Miałem rywalizować o miejsce w składzie, ale jednocześnie dawano mi do zrozumienia, że okazji do gry nie będę otrzymywał zbyt wiele. Później przyszedł trener Peter Hyballa i także decydował się stawiać na innych zawodników. Ja w każdym razie na treningach starałem się robić swoje i walczyłem o minuty na boisku. W końcu w ostatnim meczu, gdy wszedłem, udało się pomóc drużynie.

Czyli o braku gry u trenera Artura Skowronka decydował tylko aspekt sportowy…

Mogę mieć w tej sprawie odmienne zdanie. Wydaje mi się, że na treningach wyglądałem na tyle dobrze, że powinienem otrzymywać więcej szans na grę. To jednak tylko moja opinia, a inaczej do sprawy podszedł trener Skowronek, który decydował o składzie.

Czuje pan żal do trenera Skowronka w związku z tym, że nie mógł grać?

Na pewno nie byłem słabszy od zawodników, którzy akurat w tamtym czasie grali. Tak chciałbym z tego pytania wybrnąć.

W meczu z Wisłą Płock otrzymał pan okazję do gry i okrasił występ dwoma golami. Ten piąty dublet w karierze najlepiej smakuje?

Najświeższy smakuje najlepiej, bo to żywe wspomnienia. Wcześniejsze były dawno temu i ich smak się po prostu zatarł. Te dwa ostatnie gole na pewno bardzo cieszą. Chociaż trochę goryczy dodaje temu to, że dwie bramki zdobyłem przeciwko trenerowi Radosławowi Sobolewskiemu.

Wiem, że zawodnik, który wchodzi jako rezerwowy, ma konkretny cel, aby odmienić losy rywalizacji. Pan naprawdę wierzył, że może coś zdziałać?

Będąc szczerym, wchodziłem na boisko z myślą, że może uda się pomóc zespołowi. Na pewno nie wchodziłem na boisko z myślą zdobycia bramki. Czasem zawodnik wchodzi na boisko, aby pomóc zespołowi, ale niekoniecznie po to, aby za wszelką cenę strzelić gola. Akurat w tym spotkaniu udało się zdobyć dwie bramki. Chciałem odmienić oblicze tego spotkania, bo w dużych fragmentach gry Wisła Płock dominowała.

To uściślijmy proszę, przy pierwszym golu mowa o strzale, czy dośrodkowaniu?

Oczywiście, że to było dośrodkowanie. Czysty przypadek, że piłka trafiła do bramki. Z jednej strony pomógł mi bramkarz, który opuścił ręce, a z drugiej wiatr.

Pana reakcja pozwalała jednak w różny sposób odbierać tę sytuację…

Może dawałem odczuć, że tak chciałem strzelić, ale tak naprawdę to był przypadek. Nie ma co do tego żadnych wątpliwości [śmiech].

Przebudzenie “Bogusia”

Po dwóch zdobytych bramkach w Płocku pana sytuacja w zespole uległa zmianie?

Pytanie chyba raczej nie do mnie.

Pytam o to, czy czuje pan, że może otrzymać większy kredyt zaufania od trenera?

Staram się, aby znaleźć się przynajmniej w kadrze meczowej. Nigdy jednak nic nie wiadomo. Akurat w kontekście spotkania z Wisłą Płock spodziewałem się, że pojadę na ten mecz, na co wpływ mogła mieć nasza sytuacja kadrowa, bo mieliśmy trochę kłopotów i urazów. Między innymi Łukasz Burliga wypadł z powodu żółtych kartek. W każdym razie 100-procentowej pewności nie było.

W kontekście meczu z Górnikiem Zabrze jest pan spokojniejszy o miejsce w kadrze meczowej?

Gdyby to miało zależeć ode mnie, to w meczowej dwudziestce powinienem się znaleźć. Zdaje sobie jednak sprawę z tego, że o tym decyduje trener i niczego nie mogę być pewny.

Jest pan jednym z nielicznych piłkarzy Wisły z obecnej kadry, który pamięta jeszcze czasy sukcesów w tym klubie. Jednocześnie trenował pan pod okiem kilku trenerów. Jak porównałby pan zajęcia Petera Hyballi do tych u Dana Petrescu i Franciszka Smudy?

U trenera Dana Petrescu mieliśmy bardzo ciężkie treningi. Pod względem intensywności myślę, że podobnie jest obecnie. W każdym razie u rumuńskiego szkoleniowca w trakcie okresu przygotowawczego było więcej biegania. U trenera Petera Hyballi możemy pracować jednak więcej z piłką. Pojawiły się różnego rodzaju gry, ćwiczenie biegowe z piłkami. Cały czas futbolówka była przy nodze. Podstawowa różnica to taka, że u jednego trenera było bieganie z piłką, u drugiego bez. Dla nas piłkarzy przyjemniej jest, jeśli możemy się zmęczyć, ale jednak z piłką przy sobie.

Rafał Boguski
Rafał Boguski (fot. PressFocus)

Wielu trenerów w trakcie pandemii powtarza, że najważniejsza między treningami jest regeneracja po spotkaniach. Tymczasem w Wiśle cały czas pracuje się ciężko. Nie ma obaw, że fizycznie nie wytrzymacie trudów takich zajęć w dalszej części sezonu?

Nie mam pojęcia, bo nie mam punktu odniesienia. Po trenerach Petrescu i Hyballi najciężej trenowaliśmy jeszcze pod okiem trenera Franciszka Smudy. Wówczas po pierwszych dwóch-trzech kolejkach sprawialiśmy wrażenie drużyny lekko przetrenowanej po okresie przygotowawczym. Później jednak przez całą rundę wyglądaliśmy bardzo dobrze. Trudno mi powiedzieć, jak teraz będą reagować nasze organizmy, ale jestem dobrej myśli.

Młoda gwardia daje radę

W Wiśle Kraków jest duża grupa młodych piłkarzy. Jak oni wytrzymują trudy treningów u niemieckiego szkoleniowca?

Faktem jest, że mamy sporo młodych zawodników w zespole. Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem tego, jak znoszą obciążenia. Wyglądają bardzo dobrze. Nie ma kontuzji.

Wiadomo powszechnie, że przygotowuje się pan do pracy trenera. Młodzi zawodnicy traktują pana w szatni, jako przyszłego trenera-mentora, czy po prostu kolegę z zespołu?

Wydaje mi się, że chyba jednak jako kolegę z zespołu. Co prawda mam już ukończony jeden kurs trenerski i posiadam papiery trenerskie. W każdym razie staram się nie ingerować w pracę trenerów [śmiech].

Ujawnił pan w przeszłości, że w trakcie kariery nie robił notatek z zajęć u takich trenerów jak Robert Maaskant, czy Kazimierza Moskal. W przypadku drugiego szkoleniowca chyba jeszcze dałoby się nadrobić brakujące wpisy, trafiając do Zagłębia Sosnowiec…

Nie wiadomo, jak nasze losy się potoczą. To prawda, że żałuję, że u tych dwóch trenerów nie prowadziłem notatek z treningów, które mogłoby mi się przydać w ewentualnej pracy trenerskiej. U trenera Roberta Maaskanta też było w miarę ciężko, ale przede wszystkim zajęcia były bardzo urozmaicone. Było dużo fajnych gier. Za to u trenera Kazimierza Moskala był duży naciska na posiadanie piłki i prezentowanie gry ładnej dla oka.

Potrafi pan oszukiwać przeznaczenie. Co jakiś czas mówi się, że Rafał Boguski może rozstać się z klubem, tymczasem pan jest wciąż zawodnikiem Wisły Kraków. Czy ma pan już plany na kolejny sezon?

Mamy dopiero początek marca. Zagrałem w trakcie trwającej kampanii sześć spotkań i trudno wyciągać daleko idące wnioski. Staram się pracować, aby otrzymywać jak najwięcej okazji do gry, a co to da, to zobaczymy w ciągu najbliższych kilku tygodni.

Rywalizacje z Henrym i Eto’o na zawsze w pamięci

Nie wierzę jednak, że nie ma pan jakiś zwizualizowanych planów na przyszłość. Widzi pan swoją przyszłość tylko w Krakowie, czy gdyby pojawiła się opcja gry w klubie spoza Ekstraklasy, to rozpatrzyłby pan taką propozycję?

Oczywiście jakieś warianty są przeze mnie rozpatrywane. Wszystko trzeba by było rozważyć. Dla mnie najlepiej, gdyby mój ewentualny przyszły pracodawca był z Krakowa lub z okolic. Zadomowiliśmy się już, dzieci chodzą do szkoły, żona ma pracę. Wszystko mamy zatem na miejscu i jest wygodnie.

Rzuciłem bez głębszej analizy Zagłębie Sosnowiec, a tu się okazuje, że to może być naprawdę ciekawy dla pana kierunek. W sumie niedługa droga.

To prawda. Na dodatek mam blisko na wylot na autostradę [śmiech].

W swoim piłkarskim portfolio ma pan sporo wielkich meczów w Wiśle Kraków, między innymi starcia z FC Barceloną, czy Tottenhamem Hotspur? Młodzi piłkarze w zespole starają się wypytywać pana o pojedynki z Thierrym Henrym, czy Samuelem Eto’o?

Z młodymi zawodnikami nie poruszałem tych tematów. Ostatnio chyba z Lukasem Klemenzem mieliśmy pogadankę dłuższą na ten temat. Zapytał o te spotkania. Nie ukrywam, że miło jest mi wracać do tych wspomnień, mimo że były porażki.

Podobno trenerem, którego najmilej pan wspomina, jest Maciej Skorża. To prawda?

Zgadza się. Prowadził Wisłę Kraków, gdy dwa razy z rzędu sięgaliśmy po mistrzostwo Polski. Współpraca wówczas układała się bardzo dobrze.

Pamiętam jednak, że w momencie, gdy był pan jeszcze na wypożyczeniu w GKS-ie Bełchatów, to niechętnie podchodził do tematu powrotu do Wisły Kraków z wypożyczenia. Może pan o tym opowiedzieć?

Rok byłem w Bełchatowie, gdzie czułem się naprawdę dobrze. Zadomowiłem się, mieliśmy bardzo dobry zespół. Trener Orest Lenczyk także na mnie stawiał. Bałem się trochę tego, że wracając do Wisły, nie wywalczę miejsca w składzie albo będę wchodził tylko na końcówki spotkań. Konkurencja w Wiśle była wówczas naprawdę duża. Miałem po prostu obawy, aby moja przygoda z piłką nie zakończyła się w momencie, gdy jeszcze tak naprawdę się nie zaczęła.

To, co ostatecznie skłoniło pana do zmiany zdania?

Zadzwonił do mnie ówczesny dyrektor sportowy Wisły Kraków Jacek Bednarz, który powiedział mi, że trener Maciej Skorża chce mnie widzieć na treningu. Bez słowa i dyskusji ostatecznie stawiłem się na pierwszy trening [śmiech].

Komentarze