Ten weekend był wyjątkowy. W bezpośrednich starciach zmierzyło się ze sobą sześć najlepszych zespołów La Ligi. W sobotę zwyciężyła Barcelona, w niedzielę Atletico, a w poniedziałek Real przegrał na własne życzenie. Kiepski to prognostyk przed niedzielnymi derbami stolicy.
Nieoczekiwanie spokojny mecz Blaugrany
FC Barcelona Ronalda Koemana nie potrafi grać z wielkimi rywalami. Pokazał to remis z Sevillą w pierwszej połowie sezonu, po którym przyszły zasłużone porażki z oboma klubami z Madrytu. W Lidze Mistrzów Blaugrana pokonała, co prawda, Juventus, w pierwszym spotkaniu fazy grupowej, by w rewanżu przyjąć trzy gole i spaść na drugie miejsce. To z kolei zaowocowało wylosowaniem Paris-Saint Germain. Jak zakończyło się starcie osłabionego brakiem Neymara i Angela Di Marii PSG z Barceloną przypominać nie trzeba. W międzyczasie Duma Katalonii dostała także bęcki od Sevilli w pierwszym spotkaniu półfinałowym Pucharu Króla, w którym defensywę Katalończyków upokorzył Jules Kounde. Stoper Andaluzyjczyków spokojnie pokonał połowę boiska i pewnym strzałem zdobył jedną z bramek swojej drużyny. Trudno było więc kibicom Barcelony spoglądać z optymizmem na nadchodzący “dwumecz” z Sevillą.
A jednak, w sobotę Blaugrana rozegrała jedno z najlepszych spotkań w tym sezonie. Koeman posadził na ławce Antoine’a Griezmanna i postawił na trójkę obrońców. Efekt tych roszad był więcej niż pozytywny. Sevilla niemal nie zagrażała Marcowi-Andre ter Stegenowi, za to Leo Messi rozegrał prawdziwy spektakl, zdobywając bramkę i wracając na pierwsze miejsce w klasyfikacji strzelców La Ligi. Świetnie współpracowały wszystkie formacje, a dla holenderskiego trenera jedynym cieniem kładącym się na tym efektownym zwycięstwie były kontuzje Pedriego i Ronalda Araujo. Obaj zawodnicy nie będą jednak pauzować długo, a Urugwajczyk ma być nawet gotowy na środowy mecz z Sevillą, w którym Barcelona powalczy o odwrócenie wyniku i awans do finału Pucharu Króla.
Zwycięskie męczarnie lidera
Nieoczekiwany przebieg miał również niedzielny mecz pomiędzy Villarrealem i Atletico. Obie ekipy, mówiąc delikatnie, nie znajdują się w najwyższej dyspozycji. Unai Emery wyjątkowo zmotywował jednak swoich graczy, bo przez lwią część spotkania byli oni agresywniejsi i pewniejsi. Moglibyśmy powiedzieć, że Atletico wygrało ten mecz w “swoim” stylu, jako że pierwszy gol padł po dośrodkowaniu z rzutu wolnego, a drugi po kiepskim wybiciu Pau Torresa, ale byłoby to zakłamywanie rzeczywistości.
Tego dnia Atletico miało fortunę po swojej stronie, bo co najmniej raz zawodnicy Villarrealu powinni pokonać Jana Oblaka, ale nie potrafili z bliska skierować piłki do siatki lub obijali obramowanie bramki Słoweńca. Tradycji stało się więc zadość – Unai Emery nie zdołał po raz pierwszy wygrać z Diego Simeone.
Utrata punktów na własne życzenie
A zatem, dwaj najwięksi rywale Realu Madryt, w odmiennych stylach, ale sięgnęli po komplet punktów w meczach z wymagającymi przeciwnikami. Przed Królewskimi stało bodaj największe wyzwanie, bo Real Sociedad zdecydowanie jest w formie. No, przynajmniej na hiszpańskich boiskach, bo Liga Europy to inna bajka. W La Lidze podopieczni Alguacila wygrali trzy poprzednie mecze, a fantastyczną formą błyszczał Alexander Isak.
W pierwszej połowie jednak ani Szwed, ani tak chwalony po powrocie do zdrowia David Silva, nie mieli nic do powiedzenia. Królewscy naciskali na rywala i w pierwszej połowie powinni zdobyć choć jedną bramkę, ale brakowało im skuteczności.
Po zmianie stron jedna składna akcja gości wystarczyła, by utrudnić życie madryckiemu Realowi. Mocna wrzutka Nacho Monreala, typowe dla Portu, świetne, uderzenie głową i problem gotowy.
Pomysł Zizou na odwrócenie wyniku był zbyt prosty. Dośrodkowanie z bocznej strefy i szukanie Casemiro – już dziś możemy założyć, że na zwycięstwo w niedzielę może to nie wystarczyć. W końcówce Królewscy zdołali, co prawda, wyrównać, ale strata punktów może zaboleć. I to już niedługo.
Podopieczni Zizou powinni bowiem tego dnia zbliżyć się do Atletico na dystans trzech punktów i w niedzielę powalczyć o pełną pulę, dzięki której objęliby fotel lidera. Diego Simeone nie potrafi wygrywać derbów, zwłaszcza w lidze. Byłaby to zatem idealna okazja do wywarcia presji na rywalu, którego wielu ekspertów – w tym ja – przedwcześnie koronowało na mistrza Hiszpanii. Tymczasem “Cholo” w niedzielę wystarczy skromny remis i skupienie się na grze z kontry. Jakkolwiek nie zakończą się derby, liderem pozostanie Atletico.
Tyle, że wówczas Królewskim może już uciec też Barcelona, która dzień wcześniej rozegra swój mecz przeciwko Osasunie.
Całość tekstu znajduje się na Primeradivision.pl. Tam wybrano dodatkowo Partidazo, evento, jugador oraz golazo minionej kolejki.
Komentarze