Przybrany syn Bin Ladena, który mógł podbić niemieckie boiska

Nizar Trabelsi
Obserwuj nas w
PressFocus/Diario Diez/Reporte Nivel Uno Na zdjęciu: Nizar Trabelsi

Dwa dni po serii ataków terrorystycznych w Nowym Jorku, 13 września 2001 roku w Brukseli został aresztowany Nizar Trabelsi. Po dziewięciu miesiącach przyznał się do planowania misji samobójczej, której celem miała być baza NATO Kleine-Brogel w Limburgii. Chociaż FBI proponowało mu objęcie jego osoby specjalnym programem ochrony świadków, oczywiście w zamian za informacje na temat Al-Kaidy, Tunezyjczyk odmówił. Nie chciał zdradzić religii i ludzi, którym zaufał. Nawet jeżeli ci wykorzystali jego słabości i pozbawili go szansy na robienie tego, co umiał najlepiej, czyli gry w piłkę nożną.

Był utalentowany i ciężko pracował. Miał dosłownie wszystko, by rozpocząć karierę w Europie. Nazywałem go małym bandytą, ponieważ był silny, przebiegły i wzbudzał przerażenie w oczach przeciwników.

Tak o swoim podopiecznym mówił Mokhtar Tlili, tunezyjski trener, który włączył Trabelsiego do seniorskiej kadry CS Sfaxien w 1987 roku. Nizar mierzył 190 cm, imponował sprawnością fizyczną i nadzwyczajnym przyspieszeniem. W pierwszej drużynie CSS spędził dwa lata, występując na pozycji napastnika. W przerwach od meczów i treningów nierzadko nadużywał alkoholu, rozbijał sportowe samochody i wizytował domy uciech. Charakter i miłość do życia nigdy nie pozwoliły mu w pełni skupić się na piłkarskiej karierze.

Brak wzorców

Nizar w oczach swojej rodziny był lekkoduchem o złotym sercu. Jego matka, Naima, wspomina, że kiedy jej syn był młodszy, “jadł w czasie Ramadanu, wieczorami wychodził na miasto. Uwielbiał różne smaki i kolorowe ubrania”. Zawsze się uśmiechał, troszczył się o innych, był niesamowicie hojny – te cechy sprawiały, że przez całe życie przyciągał do siebie ludzi. Niestety, jego znajomi nie zawsze mieli dobre zamiary.

Aziza, ciotka Trabelsiego, doskonale znała przyczynę nieco zbyt lekkomyślnego stylu życia swojego krewnego. Nizar wychował się bez ojca. Mohamed Aloulou, tunezyjski Minister Sportu i przyjaciel rodziny Trabelsich, doskonale znał Azaieza, który reprezentował barwy El-Ralwy, drugiego zespołu ze Safakisu. Kiedy jego kariera się skończyła, zapragnął przenieść się do Europy, by zapewnić dzieciom dostatnie życie. Wyjechał do Francji, jednak w 1972 roku wrócił, by towarzyszyć żonie przy narodzinach córki, Nadii. Później wrócił na Stary Kontynent i już nigdy nie pojawił się w domu. Na Naimę spadła odpowiedzialność za wychowanie dzieci. Mohamed Jalali, jeden z braci Naimy, mówił, że Nizar zawsze szukał granic, których nie mógł mu nakreślić nieobecny rodzic.

W poszukiwaniu szczęścia

Na wiosnę 1989 roku utalentowany wychowanek CSS postanowił spróbować swoich sił w Europie. Chociaż Aloulou, który wówczas był prezesem klubu z Safakisu, twierdził, że gdy Nizar opuści Tunezję w wieku zaledwie 19 lat, po prostu nie wytrzyma presji otoczenia i szybko przestanie koncentrować się na futbolu. W końcu, po długich i wręcz błagalnych prośbach Naimy, pozwolił mu odejść.

W czerwcu młody Tunezyjczyk przebywał na testach w Standardzie Liege. Jednak do Belgii ostatecznie nie trafił. Aziza Jalali, ciotka Nizara, zdradziła, że jej mąż, Hadri Habib, doskonale znał się z prezydentem Fortuny Duesseldorf i przekonał go do sięgnięcia po północnoafrykański diament. Die Flingeraner wypracowali porozumienie z CSS-em i nastolatek trafił nad Ren. Aleksandar Ristic, który wówczas prowadził jednokrotnych mistrzów Niemiec, tak wspominał swojego podopiecznego:

Ciężko trenował i dobrze dogadywał się z resztą grupy. W tamtym sezonie nie wystąpił w żadnym spotkaniu, jednak miał wspaniałe perspektywy na przyszłość.

Diament, który nigdy nie został oszlifowany

Rok później Nizar Trabelsi poznał Simone, swoją pierwszą żonę. Wydawało się, że wszystko zmierza ku dobremu i niedługo dostąpi zaszczytu debiutu w dorosłej drużynie. Niestety, drugi sezon wyglądał niemal tak samo, jak ten premierowy: napastnik występował wyłącznie na poziomie rezerw. W międzyczasie zaprzyjaźnił się z Anthonym Baffoe, późniejszym reprezentantem Ghany. Syn afrykańskiego dyplomaty i piłkarz takich klubów jak 1. FC Koeln , Metz czy Nice, w ten sposób wspomina swojego kolegę z zespołu:

Traktowałem go jak brata. Często wychodziliśmy razem, by zjeść na mieście. Potrafił rozbawić dosłownie każdego, jednak brakowało mu dyscypliny. Miał ogromny talent, ale w parze ze zdolnościami nie szła mentalność profesjonalisty.

Trabelsi szybko oddał się urokom nocnego życia. Na dodatek jego kontrakt z Fortuną nie został przedłużony, co tylko pogorszyło jego stan psychiczny. W rozmowie z gazetą Der Spiegel, Simone, jego żona, określiła go mianem “kameleona, który w jednej chwili jest najlepszym człowiekiem na świecie, a w następnym momencie potrafi zmienić się w kogoś nie do zniesienia”. Nizar uzależnił się od kokainy, co sprawiło, że miał problemy ze znalezieniem pracodawcy. Wylądował w trzecioligowym Wuppertaler SV, skąd został wypożyczony do występującego na tym samym poziomie FC Wuelfrath. W nowym klubie wytrzymał zaledwie dwa miesiące. Kolejnym przystankiem był 4-ligowy SV Wermelskirchen, gdzie zagrał… 20 minut. Ostatnim etapem futbolowej kariery Tunezyjczyka stał się VFR Neuss, przedstawiciel 5. poziomu rozgrywek. Trabelsi grał za skromne wynagrodzenie i dach nad głową.

Postępująca radykalizacja

W marcu 1995 roku wybrał się do Rotterdamu, by zaopatrzyć się w kokainę. Nie wrócił do domu – został aresztowany przez lokalną policję i osadzony w więzieniu, gdzie spędził 160 dni. Podczas pobytu w odosobnieniu od świata, znalazł oparcie w radykalnym islamie. Gdy wyszedł na wolność, był już zupełnie innym człowiekiem. Regularnie odwiedzał meczet Dostrum, a w 1996 roku wybrał się na pielgrzymkę do Mekki. Jego radykalizacja postępowała. Często podróżował, także do Londynu, gdzie przebywał w klubie Four Feathers, nieoficjalnej siedzibie Al-Kaidy w Europie.

W maju 2000 roku jego kurator stracił go z oczu. Nizar Trabelsi poleciał do Peszawaru, miasta w północnej części Pakistanu. Z metropolii trafił do obozu Derunta, gdzie zwrócił na siebie uwagę Abou Zubeidy, rekrutanta Al-Kaidy, który dostrzegł w nim ogrom zalet i postanowił przedstawić go Bin Ladenowi. Mężczyźni spotkali się kilka razy w rezydencjach saudyjskiego terrorysty. Troska, jaką otoczył go Osama Bin Laden, wytworzyła w Nizarze ogromne pokłady zaufania do nowego przyjaciela:

Był świadomy moich trudności. Bardzo go polubiłem. Był dla mnie jak ojciec. Nie interesowało mnie to, czym się zajmował.

Naiwność Trabelsiego nie trwała zbyt długo. Po serii propagandowych seansów były piłkarz całkowicie zapomniał o dotychczasowym życiu. Postanowił stać się jednym z męczenników. W czerwcu 2001 roku wrócił do Europy, w głowie mając nakreślony plan – samobójczy atak w Belgii. Lokalny wywiad zaczął obserwacje dwa miesiące później. Gdy Al-Kaida zaatakowała w Stanach Zjednoczonych, postanowiono zatrzymać Nizara. Jak się okazało, dzięki szybkiej interwencji, udaremniono kolejny atak. Celem najprawdopodobniej nie była jednak baza NATO, a ambasada USA w Paryżu. W domu Tunezyjczyka znaleziono pistolet maszynowy UZI i szczegółowe instrukcje pozwalające wykonać ładunek wybuchowy. Niedługo później w restauracji jego przyjaciela policja odkryła zapasy siarki, acetonu i azotanów. Na domiar złego wychowanek CS Sfaxien kilka dni po aresztowaniu otrzymał wiadomość od Richarda Reida, niedoszłego zamachowcy, który chciał zaznajomić go z operacją Sarah.

“Nigdy nie zobaczysz nieba”

Trabelsi został skazany przez belgijski wymiar sprawiedliwości na 10 lat pozbawienia wolności. Stosunkowo krótka odsiadka zaniepokoiła Amerykanów, którzy w 2007 roku wystąpili do rządu w Brukseli o ekstradycję skazanego terrorysty. Sądowa batalia trwała aż pięć lat, jednak ostatecznie Nizar Trabelsi trafił za ocean. Przez dłuższy czas przebywał w więzieniu Rappahannock w Stafford, w Virginii.

Ogromne kontrowersje wzbudziła procedura ekstradycyjna. Amerykanie za wszelką cenę chcieli dostać Trabelsiego w swoje ręce, a osiągnięcie tego celu miała ułatwić zmiana kwalifikacji prawnej czynu. Prawo zostało nagięte do granic możliwości – po 10 latach odsiadki w Belgii, Tunezyjczyka czekał dożywotni pobyt w więzieniu w Stanach Zjednoczonych za ten sam czyn, jednak ujęty w inny sposób. Jak czytamy w raporcie Prokuratora Generalnego USA na temat ekstradycji ekspiłkarza, został on oskarżony o zaplanowanie ataku terrorystycznego, wymierzonego w amerykańskich obywateli żyjących poza granicami macierzystego kraju.

Wspomiana zagrywka miała pozwolić stronie zainteresowanej ponownym oskarżeniem Trabelsiego uniknięcie zarzutu złamania zasady ne bis in idem, czyli dwukrotnego orzekania w tej samej sprawie. Chociaż zachowanie Amerykanów jawnie naruszało podstawowe normy prawne, nie zamierzali oni rezygnować z samodzielnego osądzenia Nizara. W tej sprawie w 2015 roku zapadł wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka (sprawa Trabelsi przeciwko Belgii), zgodnie z którym Belgia musiała zapłacić Nizarowi Trabelsiemu 90 tysięcy euro odszkodowania za nielegalną ekstradycję, niezgodną także z zapisami zawartymi w samej umowie wiążącej oba kraje. Decyzją ETPCz nie przejął się absolutnie nikt. W 2018 roku Tunezyjczyk został przetransportowany do Waszyngtonu, gdzie oczekuje na proces. Gdy jeszcze w Belgii Nizar Trabelsi odmówił współpracy z FBI, jeden z agentów powiedział mu, że “nigdy nie zobaczy nieba”. Słowa dotrzymał.

W piątek 5 lutego hit Bundesligi. Hertha – Bayern: transmisja na żywo – sprawdź, gdzie oglądać

Komentarze