Presja ma znaczenie

Władimir Putin
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Władimir Putin

Władza boi się symboli. Dlatego, że zna ich siłę, bo sama z nich korzysta. Myślałem ostatnio o mistrzostwie świata zdobytym przez Rosję.

Zdobytym po walkowerach w barażach. Zdobytym po – powiedzmy – inauguracyjnym walkowerze przeciw Anglii. Po kolejnych dwóch walkowerach w grupie. Po walkowerach w rundzie pucharowej. Po walkowerze finałowym.

Smak sukcesu w tym wypadku miałby smak bezprecedensowej hańby, hańby uzyskanej na jednej z największych możliwych sportowych scen. Oczywiście ta bezprecedensowa hańba opromieniłaby również FIFA, gdyby do czegoś podobnego dopuściła. Byłby to, naturalnie, koniec tej organizacji.

Gdyby spojrzeć na taki scenariusz mundialu w sposób – by tak rzec – konkretny, to może ktoś chciałby spytać: no i co z tego? Nie wstrzyma to ani jednego czołgu rosyjskiego najeźdźcy. Nie ma tej wagi, co choćby najmniejsza wysłana bezpośrednio do Kijowa pomoc humanitarna. Nie jest to też żadną ekonomiczną sankcją.

Ale to byłaby presja. Z miejsca rosnąca do rangi gestu. A w końcu do symbolu.

Symbolu wykluczenia ze środowiska międzynarodowego. Symbolu tego, że trzeba ponosić konsekwencje swoich czynów, także będąc krajem posiadającym głowice atomowe i od lat tkającym sieci propagandowe w podmiotach o globalnym zasięgu.

Konsekwencje poniósłby również każdy Rosjanin. Bo futbol stanowi niezwykły środek pośredniczenia w emocjach. Wszystko, co przydarza się twojej drużynie, odczuwasz tak, jakby przydarzało się tobie. Na tym futbol zbudował swoją potęgę.

Co gdy ten fenomen zatrudnić do mundialu według wyżej wymienionego scenariusza?

Jakie dokładnie emocje spłynęłyby na każdego, kto identyfikuje się z reprezentacją Rosji?

FIFA ze starego Bonda

FIFA jest organizacją jak ze starych filmów z Jamesem Bondem.

Jedyne, czego im brakuje, to tajnej podwodnej bazy. Widzę to: Infantino oprowadza 007 po tej bazie. Opowiada swobodnie o swoim niecnym planie. Na przykład planie zbudowania swojej siły, wpływów i bogactwa na interesach ze zbrodniarzami wojennymi, którym pomógłby prać wizerunek.

Ja w sumie żałuję, że tak szybko FIFA i UEFA ugięły się pod presją międzynarodową. Żałuję, że nie proponują kolejnych wersji żałosnych teatrzyków. Gdyby bowiem brnęły dalej w neutralne tereny i kolejne odmiany pseudorosyjskich flag, wszystkie karty byłyby odkryte. A tak już jest spora grupa osób przekonanych, że jedyne, co popełniły FIFA i UEFA, to gafa. Pewien brak stanowczości. A PZPN przecież też, w pierwszym odruchu, jej zabrakło. By potem zachować się godnie i zmazać w pełni plamę.

Nie odmawiam FIFA i UEFA tego, że może stać się jak w przypadku PZPN. PZPN, które swoimi działaniami wywarł realną presję i pociągnął za sobą innych. Chciałbym by FIFA i UEFA stały na pierwszej linii wywierania presji na rosyjskiego agresora. Ale na pewno na to nie liczę. Jestem pewny, że w szeregach tych organizacji są ludzie, którzy wiedzą co oznacza przyzwoitość. Ich głos, jeśli wojna będzie trwać, może nabierać donośności. Ale na ten moment myślę, że wciąż głośniejsze są nieco inne wpływy. Że wciąż jest po staremu, choć w aktualnie odświeżonych dekoracjach.

Niezwykle ważnej, chyba niedocenianej analizy oświadczeń FIFA i UEFA dokonał Michał Kiedrowski ze Sport.pl. Dostrzegł, że W ŻADNYM Z TYCH OŚWIADCZEŃ NIE PADŁO SŁOWO O ROSYJSKIM AGRESORZE. Nie ma też wojny – jest sytuacja. A każdy, kto określa otwartą, brutalną agresję Rosji na Ukrainę “sytuacją”, z miejsca powinien ryzykować wykluczeniem z obiegu informacyjnego. A na pewno powinna się zapalać czerwona lampka wokół tego, jaka jest prawdziwa agenda podmiotu używającego podobnych sformułowań.

Moim zdaniem ci, którzy aktualnie mają najdonośniejszy głos w FIFA i UEFA, jakkolwiek dołączyli do sankcji wobec Rosji – wykluczenie jest tym, na co wszyscy liczyliśmy – tak mogą być pierwszymi, którzy zmienią front. Którzy wrócą do swojej mrówczej pracy przy sportwashingu. Mam z tyłu głowy, że mogą nabrać stanowczości, tak jak zrobiła to już w ostatnich niejedna organizacja, po której się tego nie spodziewałem. Ale wyjątkowo ostrożnie podchodziłbym do wyplutych z generatora niebezpiecznych banałów słów o “potrzebie rzucania mostów przez sport” i tym podobnych. Napotykając na każdą taką wypowiedź warto wspomnieć słowa George’a Saundersa:

“Siły, które przyjdą po naszą przyzwoitość, humor i wolność, będą pięknymi, miodopłynnymi głosami opiewać przyzwoitość, humor i wolność”.

Parafrazując:

Siły, które będą miodopłynnymi głosami opiewać pokój poprzez sport, będą de facto zachęcać do oswajania stosunków ze zbrodniarzami wojennymi.

To tak jak z Siergiejem Siemakiem. Siemak powiedział “Chcę, aby sport był poza polityką”. Panie Siemak, czy uważa pan, że rosyjskie ministerstwo propagandy, rękami GAZPROM-u, zainwestowałoby choćby rubla w futbol, gdyby nie chodziło w nim o politykę?

Ja wiem, że pan tego nie przeczyta. Ale jakby pan przeczytał, zachęcałbym do stworzenia najbardziej fantastycznej choćby narracji, która, z pominięciem polityki, tłumaczyłaby, dlaczego GAZPROM pompuje setki milionów w futbol, ścianki reklamowe przy futbolu i cały ten sztafaż.

Żeby Europa kupiła od GAZPROM-u gaz?

Czy może żeby na produkty GAZPROM-u zdecydował się indywidualny klient?

A może chodzi o…

Siadaj Siemak, twoja warta w ministerstwie propagandy skończyła się.

Gradacja marzeń

Jestem przekonany, że w reprezentacji Rosji jest wielu piłkarzy skrajnie krytycznych wobec inwazji na Ukrainę.

Już pierwszego dnia zaimponował mi Fiodor Smołow. Na pewno, patrząc na to, co dzieje się w Rosji, czym są tamtejsze władze, wymagało to odwagi. Piękne słowa wypowiedział także już wtedy Jewgenij Baszkirow z Zagłębie Lubin.

Ale drogi teoretyczny rosyjski piłkarzu, który marzył o wyjeździe na mundial. Drogi Waleriju Karpinie, któremu żal podopiecznych marzących o grze na mistrzostwach świata. Wiedzcie jedno:

Gdyby cały ten mundial miał się nigdy nie odbyć, dla nikogo, a zwiększyłoby to o promil szansę na usunięcie rosyjskich wojsk z Ukrainy, to byłoby warto.
Gdyby nie miał się odbyć ani ten, ani pięć następnych – wciąż warto. Bo tu chodzi o sport, o igrzyska. A tam każdego dnia chodzi o życie, a w dłuższej perspektywie o zablokowanie zapędów szaleńca marzącego o nowym ZSRR.

Jak śmieszne wydają się marzenia o uczestniczeniu w turnieju piłkarskim – czy jakimkolwiek innym sukcesie sportowym – gdy tuż obok deptane są marzenia o tym, by móc stanowić o sobie? Czy nawet, po prostu, o tym, by żyć? Jak czują się ci, którym podeptano marzenia o tym, by się zestarzeć ze swoją rodziną? A co powiedzieć o marzeniach tych rodziców, których kilkuletnie dzieci zginęły na trwającej wojnie? Może ich spytajmy o marzenia i porównajmy z marzeniami reprezentanta Rosji w piłce nożnej?

W sankcjach wszelakich ucierpią wszyscy Rosjanie. Siłą rzeczy ucierpią też ci, którzy są przeciw wojnie. Ale tak być musi. Na to są obliczone. Na to, by naród rosyjski odczuł konsekwencje wojny Putina. I miał odwagę przejrzeć propagandę swojego rządu. Miał odwagę zapytać: kto mu to zgotował. Dlaczego stało się tak jak się stało.

Edward Bernays, jeden z najbardziej wpływowych ludzi współczesności, ojciec public relations, krewny Freuda, w którego książkach zaczytywał się Goebbels, napisał w swojej książce “Propaganda”:

“Jakakolwiek ważna społeczna kwestia, czy to w polityce, czy w finansach, przemyśle, rolnictwie, kulturze, edukacji, musi zostać zatwierdzona z pomocą propagandy”. Z grubsza chodzi o to, że dla dużych projektów potrzebna jest odpowiednia narracja, która przekonuje. Dlatego każde wydarzenie, które utrudni rosyjskiej propagandzie działanie, jest wydarzeniem korzystnym. Każde, które zasieje niepewność. A gremialne niepodawanie ręki Rosji w tym momencie w jakiejkolwiek sprawie to właśnie sprawia. Musi przemówić do części społeczeństwa – nawet jak nie samo, to uzupełniając obraz.

Jestem duchem ze wszystkimi Rosjanami, którzy wychodzą protestować w rosyjskich miastach. Mimo aresztowań, mimo wszelkich konsekwencji. Bo choć znowu, jak z tym mundialem – protest w Sankt Petersburgu nie zatrzymuje żadnego czołgu, nie wysyła żadnej humanitarnej paczki – ale stanowi presję.Przeradza się w gest.

Urasta do rangi groźnego symbolu.

A ten symbol zmniejsza strach przed wyrażeniem sprzeciwu.

Zastanawiałem się ostatnio: co stałoby się, gdyby na ulice Moskwy wyszło protestować dwieście tysięcy ludzi? Gdyby to była taka liczba, której nie da się opanować siłami policyjnymi? Gdzie za każdą policyjną tarczą jednak też może się kryć człowiek, który ma swoją refleksję, może mieć inne zdanie, i tej determinacji przy takim zmasowanym proteście mieć nie będzie? Co zrobiłby Putin? Wysłał żołnierzy na własnych rodaków? Czy gdyby to zrobił, podpaliłby własny kraj? Mógł wzbudzić protesty jeszcze większe, jeszcze liczniejsze i częstsze?

Może ponosi mnie naiwność. Ale myślę… myślę, że władza boi się symboli z pewnego określonego powodu.

Leszek Milewski

ŹRÓDŁO CYTATU GEORGE’A SAUNDERSA: DWUTYGODNIK

Komentarze