Podczas, gdy Barcelona demolowała Athletic w finale Pucharu Króla, obie drużyny z Madrytu mierzyły się z teoretycznie łatwymi rywalami. I choć zarówno Atletico, jak i Real, musiały poradzić sobie w mocno eksperymentalnych składach, to lider zareagował, jak na kandydata do mistrzostwa przystało. Realowi tyłek w starciu z Getafe uratował Thibaut Courtois.
Correa i Llorente jak rasowi snajperzy
Jak pisałem w zapowiedzi kolejki, dla Atletico niedzielne spotkanie było ostatnim dzwonkiem, by uderzyć w stół i udowodnić swoją siłę. Rojiblancos mierzyli się z czerwoną latarnią ligi, w barwach której zabraknąć miało jedynego zawodnika zdolnego do uczynienia różnicy, czyli Bryana Gila. Co prawda, liderowi również zabrakło największych gwiazd. Z kontuzjami walczą bowiem Luis Suarez i Joao Felix, a Diego Simeone nie rozważa Moussy Dembele jako napastnika podstawowej jedenastki. “Cholo” przez cały zeszły tydzień szlifował na treningach ustawienie 4-4-2 z Angelem Correą i kameleonem Marcosem Llorente jako napastnikami.
W teorii to nie powinno się udać. O ile były gracz Realu Madryt grywał już w pierwszej linii u boku Suareza i radził sobie nieźle, o tyle Correi często brakowało instynktu zabójcy. Dość powiedzieć, że przed tą kolejką Argentyńczyk miał na koncie cztery bramki w 30 spotkaniach. W praktyce Atletico rozegrało jedno ze spotkań sezonu, a z pewnością najlepsze – obok derbów Madrytu – w rundzie rewanżowej.
Choć Simeone wrócił do 4-4-2, jego drużyna prezentowała się niezwykle efektownie. Angel Correa – dwa gole i asysta. Yannick Carrasco przypomniał sobie swoje najlepsze lata spędzone na skrzydle. Na konto Belga wędruje piękny gol po minięciu Marko Dmitrovicia i dwie asysty. Dublet po przerwie zanotował też Marcos Llorente. Jak odpowiadać, to tylko w ten sposób. W tym momencie Atletico – podobnie jak Barcelona – jest zależne tylko od siebie. Jeżeli Rojiblancos wygrają pozostałe siedem spotkań, zostaną mistrzami. Nie ma co popadać jednak w hurraoptymizm. Eibar to obecnie najsłabsza ekipa w stawce i zwycięstwo Atletico wydawało się obowiązkiem. Podobnie jednak podchodzono do wyjazdu Realu na przedmieścia Madrytu…
Thibaut Courtois bohaterem Realu
“Święty Iker ratuje punkcik”, pisały przed laty madryckie media po kolejnym fenomenalnym występie Casillasa. Jak Hiszpan podawał tlen Królewskim wówczas, tak w niedzielę zrobił to Thibaut Courtois. Choć, czy naprawdę remis wywalczony na Coliseum Alfonso Perez można traktować jako utrzymanie drużyny przy życiu?
Belg dwoił się i troił, broniąc, fantastyczne skądinąd, uderzenia Enesa Unala, Jaime Maty, Mauro Arambarriego czy Carlesa Alenii. Tyle, że w starciu z drużyną znajdującą się na równi pochyłej i walczącej jak lew o utrzymanie, nie przystoi, by najlepszym zawodnikiem Realu Madryt był bramkarz. A Courtois odstawił resztę kolegów na kilka długości.
Zidane dał szansę rezerwowym…
Gdy Królewscy sięgali po dublet w sezonie 2016/2017, Europa zachwycała się tym, że Zinedine Zidane ma do dyspozycji dwie, niemal równe, jedenastki. Ta silniejsza, z Cristiano Ronaldo czy Luką Modriciem, była zwarta i gotowa na najważniejsze starcia. W meczach z drużynami pokroju Getafe spokojnie punktowali James Rodriguez czy Alvaro Morata. Odkąd Zizou powrócił na Santiago Bernabeu, zrezygnował z “budowania” rezerwowych. Gdyby mógł, rozgrywałby starcia przy pomocy 12-13 graczy. Tak rok temu sięgnął po ligę, tak w obecnej kampanii dotarł do półfinału Ligi Mistrzów.
Ale przed starciem z Getafe wiedział, że musi dać podstawowym zawodnikom odpocząć. Dołożywszy do tego kolejne kontuzje – tuż przed spotkaniem z kadry wypadł Ferland Mendy – jedenastka desygnowana przez Zidane’a budziła, w najlepszym przypadku, złośliwy uśmieszek. Defensywą dowodzić miał, znajdujący się w wysokiej formie, acz jeszcze miesiąc temu wyrzucany z klubu, Eder Militao. Partnerował mu 20-letni Victor Chust, dla którego był to drugi mecz w tym sezonie. Na środku ataku wystąpił, skreślony już przez Zidane’a, Mariano Diaz, a piłki dostarczać mu mieli Marco Asensio i Rodrygo.
… i pewnie nieprędko znów się na to zdecyduje
Asensio nie odnalazł się, jako “dziesiątka” i został całkowicie wyłączony z gry. O Mariano najlepiej byłoby nie wspominać, choć w pierwszej połowie trafił do siatki. Arbiter nie uznał jednak bramki. To, co najgorsze po stronie Realu, działo się jednak na boku obrony. Marcelo notował stratę za stratą i udowodnił, że jako lewy defensor w czteroosobowym bloku nie ma już dla niego miejsca w topowym futbolu. Jego vis-a-vis, natomiast, niedzielnym występem przekreślił już całkowicie swoją przyszłość w stolicy Hiszpanii. Alvaro Odriozola był punktem zapalnym większości groźnych sytuacji Getafe. Widać było, że Pepe Bordalas jest świadomy jego niepewności, bo gospodarze raz za razem atakowali jego stroną.
Jak napisałem, tylko Courtois kibice Królewskich mogą być wdzięczni po tak żenującym widowisku, jaki sprezentowali im ich ulubieńcy. Co najgorsze, utrata dwóch punktów ponownie sprawia, że Real, tak chwalony w ostatnich tygodniach, jest co najwyżej trzecim koniem w wyścigu mistrzowskim. Jeżeli Barcelona wygra wszystkie swoje spotkania – sięgnie po mistrzostwo. W przypadku Atletico sytuacja jest tożsama. Los Blancos muszą, zaś, czekać na potknięcia rywali, a przy tym być klinicznie skutecznym w pozostałych kolejkach. A, że Zidane z pewnością skupi się na Lidze Mistrzów jest niemal pewne, występy jego rezerwowych w starciach z Realem Betis, Sevillą czy Villarrealem, mogą skończyć się katastrofą.
Całość tekstu znajduje się na Primeradivision.pl. Tam wybrano dodatkowo Partidazo, evento, jugador oraz golazo minionej kolejki. Sprawdź aktualną tabelę La Liga, by być na bieżąco!
Komentarze