Czarne chmury nad polskim milionerem. Kibice życzą mu, by skończył w więzieniu

Waldemar Kita
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Waldemar Kita

Waldemar Kita uważany był za prawdziwego człowieka sukcesu i Polaka, któremu wyszło na emigracji. Od dawna zbierają się jednak nad nim czarne chmury. Lista zarzutów jest długa. Zaczyna się od przewinień podatkowych, a kończy na fatalnych wynikach klubu. Gwoździem do trumny może okazać się degradacja z francuskiej Ligue 1.

7 lutego 2019 roku Waldemar Kita otrzymał wiadomość, że z wraku awionetki, która wpadła paręnaście dni wcześniej do kanału La Manche, wyłowiono ciało Emiliano Sali. Wieści te nim wstrząsnęły, choć wiedząc o zaginięciu piłkarza, musiał być na nie przygotowany. Właśnie wtedy, jak opisują francuskie media, polski biznesmen poczuł, że ma naprawdę dość futbolu. – Jestem zdruzgotany – mówił Kita, który przez kilka lat współpracował z Salą. 28-latek zginął podczas podróży do swojego nowego klubu, Cardiff City.

Niedługo potem pojawiły się wieści, że Kita chce sprzedać FC Nantes i odsunąć się od futbolu. Do dziś, ku rozczarowaniu lokalnych fanów, tego nie zrobił. Wielu z nich życzy mu, by skończył w więzieniu. Mimo problemów podatkowych z jakimi się zmaga, jest to scenariusz raczej mało prawdopodobny.

Emigracja za młodu

Waldemar Kita przyszedł na świat w 1953 roku w Szczecinie, a do Francji wyemigrował jeszcze będąc nastolatkiem wraz ze swoją matką, gdy zmarł mu ojciec. Początki na obczyźnie nie należały do najłatwiejszych. Jak sam opowiadał w rozmowie z dziennikarzami, miał spore problemy z nauczeniem się języka francuskiego. W wieku 15 lat, gdy opuścił ojczyznę, nie znał go w ogóle. Mozolna nauka i determinacja sprawiły, że młody Kita zdał ostatecznie maturę, a później ukończył nawet technikum optyczne.

Miał ambitny pomysł, by założyć biznes w tej dziedzinie, ale przez długi czas banki we Francji nie chciały udzielić mu pożyczki. Znalazł jednak odpowiednich inwestorów i szybko okazało się, że ma smykałkę do interesów. Już po kilku latach jego firma Corneal odnosiła sukcesy na rynku i na giełdzie. Ostatecznie, w 2007 roku, sprzedał ją za wielkie pieniądze Amerykanom. Już wówczas jego majątek przekraczał 500 milionów złotych.

W Nantes nie lubią ludzi z zewnątrz

Działalność biznesowa na rynku związanym z medycyną i optyką nie sprawiła jednak, że Kita czuł się w pełni spełniony. Potrzebował też innych bodźców i kolejnych projektów. Stąd pomysł, by dołączyć do świata futbolu. Od czasu sprzedaży Corneala szukał klubu, w który mógłby zainwestować. Miał chrapkę na Paris Saint-Germain, ale z planów przejęcia stołecznej marki nic nie wyszło. Ostatecznie skusiło go FC Nantes. Nabył ten klub za stosunkowo niewielką kwotę około 10 mln euro.

Na miejscu mieli dawać mu do zrozumienia, że jest kimś z zewnątrz. Na polskiego emigranta z dystansem spoglądały nie tylko lokalne władze, ale i sami kibice. Ci drudzy nigdy do Kity się nie przekonali i w 2009 roku, gdy klub spadł do Ligue 2, urządzili pierwsze protesty pod stadionem. Polak od początku prowadził Nantes żelazną ręką. Nie zamierzał też się uginać pod protestem części fanów. – Mogą sobie mówić, co chcą – powiedział w 2009 roku dziennikarzom. Trzy lata na zapleczu Ligue 1 do łatwych nie należały, ale ostatecznie Kita wyprowadził drużynę na prostą. Do sukcesów sprzed lat, gdy Nantes sięgało po mistrzostwo, nigdy nie udało mu się jednak nawiązać.

Waldemar Kita myślał o Wiśle Kraków

W Nantes i tak szło mu lepiej niż w Szwajcarii. Jeszcze nim sprzedał w 2007 roku firmę Corneal, Kita próbował swoich sił w klubie o nazwie FC Lausanne-Sports. W 2001 roku dotarł nawet ze Szwajcarami do 3. rundy Pucharu UEFA. Szybko pojawiły się jednak problemy finansowe. Klub nie dostał zgody na dofinansowanie od miasta, a Kita zrezygnował z funkcji prezesa. Niedługo po jego odejściu Lausanne-Sports ogłosiło upadek.

W 2014 roku Kita udzielił wywiadu polskiemu dziennikowi Fakt. Przyznał wówczas, że wydał już na futbol ponad 100 milionów euro. Żałował wówczas, że nie mógł zainwestować części tych pieniędzy w Polsce. Jednym z jego celów, nim jeszcze przejął Nantes, była Wisła Kraków. Jej ówczesny właściciel, Bogusław Cupiał, nie chciał jednak słyszeć o sprzedaży klubu. Kita opowiadał o tym Faktowi, mówiąc: – Te pieniądze mogłem wydać w Polsce. Pewnie wystarczyłoby na Ligę Mistrzów. Ale nie udało się kilka lat temu kupić Wisły Kraków i moje plany nieodwracalnie się zmieniły.

Rozstawia trenerów po kątach

Już po przejęciu Nantes Waldemar Kita pojawił się na chwilę w Polsce, by odbyć staż trenerski w Mazowieckim Związku Piłki Nożnej. Do Francji wrócił z dyplomem i dodatkową pewnością siebie. W Nantes niektórzy złośliwi mówili, że nie wyszło mu to na dobre. W kuluarach wielokrotnie mówiło się o tym, że Kita chciał wpływać na decyzje sztabu trenerskiego. Nieraz miał wywierać też nacisk na to, jak powinna wyglądać wyjściowa jedenastka zespołu.

Zarzucano mu poza tym to, że zmieniał trenerów jak rękawiczki. Począwszy od 2007 roku zwolnił aż siedemnastu szkoleniowców. W grudniu postawił na kolejne znane nazwisko, byłego selekcjonera reprezentacji Francji, Raymonda Domenecha, którego namówił do powrotu z trenerskiej emerytury. Kita nie pozwolił mu popracować nawet kilku miesięcy. Zwolnił go po zaledwie siedmiu (!) meczach, w których doświadczony taktyk zanotował cztery remisy i trzy porażki. W lutym Kita zdecydował się zastąpić go Antoine’em Kombouare.

Kicie należy oddać to, że po pierwszych, trudnych latach, gdy klub balansował między Ligue 1 a Ligue 2, udało mu się zbudować solidny zespół ekstraklasy. Za kadencji Sergio Conceicao w 2017 roku Nantes zajęło siódmą lokatę. W międzyczasie polskiego milionera docenili dziennikarze France Football. W 2014 roku otrzymał on nagrodę dla najlepszego zarządzającego przedsiębiorcę we francuskiej piłce.

Oszustwa podatkowe

Teraz, z perspektywy czasu, można zadać pytanie czy na wspomnianą nagrodę Kita faktycznie zasłużył. Po latach na jaw wyszły bowiem niejasności związane z rozliczaniem podatków. Sprawę badano już od 2016 roku, ale początkowo Polak wszystkiemu zaprzeczał. Jego nazwisko nieprzypadkowo znalazło się jednak na liście winnych w aferze znanej pod nazwą Panama Papers. W rajach podatkowych rejestrowała się zarządzana przez niego firma.

Kilka tygodni temu gruchnęła wiadomość podana przez portal Mediapart. Wynika z niej, że Kita miał oszukać francuski skarb państwa na 14,8 milionów euro, unikając płacenia podatku solidarnościowego od swego majątku. Polak próbował obejść prawo i płacić mniej, a wykorzystywał do tego fakt, że posiada posiadłość w Belgii. Zdaniem śledczych była to jednak zupełna fikcja, bo biznesmen jest rezydentem Francji. Sprawa jest w toku i trudno w tym momencie powiedzieć jak daleko idące będzie miała konsekwencje.

Kibice chcieli wedrzeć się do jego loży

W klubie oprócz Waldemara Kity w roli dyrektora działa też jego syn, Franck. Pomimo upływających lat ojciec podejmuje nadal kluczowe decyzje. To na nim koncentruje się poza tym gniew kibiców. Ci domagają się jego odejścia od lat. Kolejne masowe protesty zaczęły się odbywać w ostatnich miesiącach. Powodem są fatalne wyniki drużyny. Nantes zajmuje obecnie 18. miejsce w Ligue 1 i grozi mu spadek. Stąd też nerwowe ruchy samego Kity, który zwolnił ostatnio kolejnego trenera.

“FC Kita, nie chcemy tego”, “Kita, odejdź, to koniec” – transparenty o takiej treści pojawiły się pod stadionem. Grupę około 300 osób musieli rozganiać policjanci, używając przy tym gazu łzawiącego.

Biznesmen powiedział w przeszłości, że fani chcą jego głowy. Dowodem na to miały być wulgarne wpisy w internecie. Gorąco zrobiło się po jednym z meczów w 2016 roku. Grupa zamaskowanych fanów próbowała wówczas wedrzeć się na trybunach do jego loży. Powstrzymała ich ochrona stadionowa.

Waldemar Kita przez lata mówił, że nie ugnie się pod presją grupy fanów. Tym razem – jeśli wierzyć doniesieniom medialnym – rzeczywiście chciałby jednak odejść. Momentem przełomowym miała być śmierć wspomnianego na wstępie Emiliano Sali. Biznesmen ma być zmęczony futbolem i sprzeda klub w przypadku znalezienia inwestora, który przejmie jego akcje. Kita chce mieć jednak pewność, że Nantes nie popadnie w tarapaty, dlatego na razie wstrzymuje się z decyzją o odejściu. Problemy związane z podatkami mogą ją jednak tylko przyspieszyć.

Komentarze