Niemal równo 10 lat temu Lech Poznań poleciał na mecz Ligi Europy do Manchesteru, a sposób, w jaki jego kibice prowadzili doping, tak zaimponował miejscowym, że wpisali do swoich terminów “doing Poznań”. Po dekadzie “doing Poznań” może oznaczać sztukę robienia wielkich transferów. Ta maszyna działa i nic nie wskazuje, by miała się zatrzymać.
- Jakub Moder jest kolejnym młodym piłkarzem Lecha, który odchodzi na Zachód za miliony euro
- W klubie przekonują, że nawet kwota przekraczająca 10 mln euro zostałaby odrzucona, gdyby nie jeden z zapisów w umowie
- W Poznaniu już wiedzą, jak zagospodarują dużą część tych pieniędzy. Mówiąc krótko – Lech ma zamiar rosnąć w siłę, ale nie inwestując w drogie transfery
11 mln euro, jakie za Jakuba Modera otrzyma wkrótce Lech, to kwota w polskich warunkach niebywała. I nie chodzi tu tylko o bicie rekordu Ekstraklasy. Niemal dokładnie taką sumą blisko dwa lata temu Wisłę Kraków rzekomo chciał ratować tandem Vanna Ly/Mats Hartling, co – według doniesień z tamtego okresu – miało Białej Gwieździe przywrócić świetność i zapewnić powrót do walki o mistrzostwo. Arka Gdynia kilka miesięcy temu znalazła się na skraju upadku, bo w jej kasie powstała dziura na sześć mln zł. Jagiellonia Białystok – klub ze zdrową polityką finansową – dysponuje rocznym budżetem w granicach 35-40 mln. A w przypadku Modera mówimy o pieniądzach za jednego piłkarza. Co ciekawe, Lech już wie, jak rozdysponuje tą kwotą. Ale o tym później.
Lech był skłonny odrzucić ofertę. Zadecydował zapis w umowie
Oferta z Brighton nie była pierwszą, jaka spłynęła do Poznania. Już kilka miesięcy temu Lech odrzucił propozycję opiewającą na 6 mln zł z jednego ze średnich klubów topowej europejskiej ligi. Już wtedy wysłano jasny sygnał, że przy Bułgarskiej nikomu nie pali się do rychłej sprzedaży swojego diamentu. Dziś w klubie słyszymy, że Anglikom też grzecznie by podziękowano, gdyby nie jeden detal – możliwość błyskawicznego powrotnego wypożyczenia do Poznania.
Lech zresztą już przyzwyczaił, że oferty za swoich piłkarzy rozpatruje wielotorowo. Ważne, skąd przychodzą – nie ma przypadku w tym, że każdy zawodnik pochodzący z akademii Kolejorza potrafił się przebić w nowym klubie. Janowi Bednarkowi zajęło to w Southampton trochę czasu, ale gdy otrzymał szansę, stał się pierwszym wyborem trenera. Kamil Jóźwiak z miejsca wskoczył do składu Derby, Dawid Kownacki, Bartosz Bereszyński i Karol Linetty regularnie grali w Sampdorii (Kownacki był przede wszystkim rezerwowym, ale w pierwszych miesiącach otrzymywał sporo szans pokazania się), Tomasz Kędziora bez trudu wywalczył mocną pozycję w Dynamie Kijów. Robert Gumny jest na razie rezerwowym w Augsburgu, ale nie ma powodów przypuszczać, że wkrótce nie zadebiutuje.
O tym, jaką wagę w Poznaniu przykłada się do przyszłości sprzedawanego zawodnika, może też świadczyć podejście do nauki języka angielskiego. Każdy młody zawodnik odbywa takie lekcje, co daje owoce po transferze. Postawiono na promocję Akademii Lecha w Europie i właściwie co sezon widzimy tego efekty. Jej utrzymanie rocznie kosztuje 1 mln euro, a w ciągu pięciu lat z transferów jej zawodników Kolejorz zarobił około 32 mln euro.
Będą jeszcze lepsi
Przed Lechem teraz duże wyzwanie, by odpowiednio zagospodarować pieniądze z transferu Modera. Mówi się o zamontowaniu rezerwowej płyty z podgrzewaną murawą, ale to oczywiście kosztuje znacznie mniej. Polityka transferowa też nie zakłada sprowadzania zawodników droższych niż 1 mln euro, ale już wiadomo, że duża część kwoty zostanie zagospodarowana na budowę Centrum Badawczo-Rozwojowego. Ma to być podobny ośrodek do tego, jaki ostatnio wybudowała Legia, z pewnymi różnicami – Lech już teraz dysponuje kilkoma boiskami, więc inwestycja nie musi być tak mocno rozbudowana jak w Warszawie, do tego klub do dyspozycji będzie miał nowatorski system Skills.lab, z którego korzysta m.in. Bayern Monachium. Koszt szacuje się na 40 mln zł, a połowę kwoty otrzyma z budżetu państwa.
– Blisko 20 milionów złotych dofinansowania budowy naszego Centrum Badawczo-Rozwojowego to olbrzymi sukces całego klubu. Pracowaliśmy nad tym projektem od ponad trzech lat – mówił niedawno prezes Lecha Karol Klimczak. – Chcemy wystartować z pierwszymi pracami jeszcze jesienią tego roku. Rozwój naszej Akademii traktujemy priorytetowo, ponieważ chcemy w Lechu konsekwentnie stawiać na szkolenie młodzieży i wychowywanie kolejnych pokoleń znakomitych piłkarzy. Dlatego mocno kładziemy nacisk na infrastrukturę, bo zależy nam na tym, żeby nasi młodzi gracze mieli jak najlepsze warunki do rozwijania swojego talentu. To dla nich budujemy najnowocześniejsze centrum szkolenia w tej części Europy – podsumowuje.
Skills.lab to symulator, opierający się na rejestrowaniu danych z treningu. Zawodnicy wykonują ćwiczenia, które doskonalą ich umiejętności indywidualne. Różnorodność zadań oraz środków treningowych, które oferuje ten projekt, sprawia, że młodzi gracze akademii będą mogli rozwijać się na wielu futbolowych płaszczyznach. Ponadto może on przyczynić się do jeszcze szybszego powrotu do zdrowia po kontuzji, zmniejszając okres rekonwalescencji. W praktyce korzystać z usług skills.lab Areny może jednak każdy piłkarz, niezależnie od wieku czy stopnia umiejętności.
Młodych nie brakuje
Lech nie jest beneficjentem przepisu o obowiązkowej grze młodzieżowca, bo na długo przed jego wprowadzeniem postawiono na piłkarzy z własnej akademii. Zdarzały się mecze, w których podstawowy skład w połowie składał się z zawodników poniżej 21. roku życia, a kolejne transfery nie wpływały na ciągłość strategii.
Widzimy to na przykładzie obecnego sezonu. Wiek młodzieżowca przekroczyli Robert Gumny i Kamil Jóźwiak (zresztą i tak już ich w Poznaniu nie ma), więc grają Michał Skóraś (rocznik 2000), Tymoteusz Puchacz (1999), Jakub Kamiński (2002) i – najczęściej wchodząc z ławki – Filip Marchwiński (2002). Każdy z nich stał się dla Lecha piłkarzem wzmacniającym skład, a nie wypełniającym jedynie obowiązek gry młodzieżowca.
Komentarze