Olkiewicz w środę #37.  Korupcja 2.0. Match-fixing kontra polska piłka

Jakub Olkiewicz w środę
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Jakub Olkiewicz w środę

Nie ma przypadków, są tylko znaki – zakrzyknęli gromkim chórem wszyscy zgryźliwi internauci, którzy z radością powitali publikacje dotyczące korupcji w polskiej piłce. Z radością – bo tak się złożyło, że dwa duże tematy wypłynęły akurat 7 listopada, a więc: 7.11. Rano kapitalnym wywiadem rozpoczął temat Mateusz Miga z TVP Sport, a wieczorem do rozgrzanych pieców dorzucił jeszcze drewna Norbert Skórzewski, pasjonat futbolu z zachodniego Pomorza. Padła dość ostra teza: w Polsce ustawia się mecze piłkarskie. I niestety – ta teza moim zdaniem jest prawdziwa. Choć jednocześnie – nie jest to teza, która powinna wywołać u nas wszystkich napad masowej paniki. 

  • W poniedziałek w mediach pojawił się artykuł sugerujący możliwość ustawiania spotkań w niższych ligach w Polsce
  • Wskazywać mają na to odbiegające od normy stawki na zakłady
  • Głos w tej sprawie zajął już Polski Związek Piłki Nożnej

Nowa wersja ustawiania meczów

Zacznijmy jednak od podstaw. Jak wygląda ustawianie spotkań w wersji 2.0? Już od wielu lat przeżytkiem i archaizmem jest proste kupowanie punktów w ligowej tabeli, wymiana pieniędzy na utrzymanie w lidze, najczęściej w meczach, w których jedna strona gra już wyłącznie o prestiż. Powody są trywialne – kluby są dość biedne, piłkarze są dość bogaci, a trzy ligi szczebla centralnego na tyle uważnie obserwowane, że jakikolwiek grubszy numer od razu byłby analizowany – nie tylko przez kibiców, ekspertów i dziennikarzy, ale przede wszystkim przez organy ścigania, łącznie z Interpolem, bo właśnie międzynarodowe organizacje policyjne najczęściej zajmują się korupcją 2.0. Ryzyko wtopy niewspółmiernie wysokie w stosunku do ewentualnych zysków – a i sumienia trudniej złamać, gdy piłkarz zarabia miesięcznie sześciocyfrową kwotę za uczciwe granie w piłkę. 

Dlatego dziś oszukuje się inaczej i oszukuje się kogo innego. Dziś krzywdzi się nie uczciwe drużyny i uczciwych zawodników – dzisiaj krzywdzi się bukmacherów. Chciałem, by to mocno wybrzmiało na wstępie, bo niektórzy automatycznie wiążą mafie bukmacherskie z firmami bukmacherskimi – a to trochę tak jak określić szajkę rabującą sklepy “gangiem sklepikarzy”. Bukmacherzy są tutaj właśnie sklepikarzami, do których bez pardonu wchodzi twarda ekipa z ostrymi narzędziami i wynosi znaczne kwoty ze sklepowej kasy. W procederze match-fixingu pieniądze pochodzą (są wykradane to właściwie bardziej adekwatne słowo) z kont firm bukmacherskich – a trafiają na konta tych osób, które cały proceder nakręcają. Bukmacherzy oczywiście – tak jak porządne sklepy – mają systemy alarmowe. Wymieniają się informacjami o podejrzanych meczach, reagują zmianą kursów na anomalie wśród obstawiających, w skrajnych przypadkach blokują obstawianie, a gdy sytuacja jest na ostrzu noża – po prostu dzwonią po policję, bo tak można opisać ich dalsze kroki w przypadku uruchomienia procedur związanych z zaangażowaniem Interpolu.

Dlatego korupcja 2.0, śladem innych zjawisk ze świata przestępczego, zeszła do głębokiego podziemia. Fury na zamówienie kradnie się w końcu nie z parkingu hotelowego w centrum miasta, ale z jakiegoś podjazdu na suburbiach. I tak ustawione mecze to najczęściej sparingi w trakcie egzotycznych zgrupowań czy mecze niższych lig – notorycznie niepokojące sygnały dochodzą zwłaszcza z niższych lig rumuńskich, szwedzkich czy białoruskich. Dlaczego? Cóż, te same czynniki, które zmarginalizowały problem w najbardziej medialnych ligach, są jednocześnie zachętą dla przestępczości w ligach niemedialnych. Niskie zainteresowanie kibiców i dziennikarzy to mniej oczu patrzących na ręce (i nogi) zawodników czy sędziów. Niższe, o wiele niższe płace piłkarzy to okazja, by nieco szybciej i taniej poluzować twarde zasady moralne. Do tego dochodzi oczywisty aspekt – przy niższym poziomie gry da się wytłumaczyć nawet kuriozalne faule we własnym polu karnym czy absurdalne trafienia do własnej bramki. 

Tu dochodzimy do aspektu technicznego ustawiania AD2022. Nie trzeba korumpować całej drużyny czy formacji, czasem wystarczy dwóch, może trzech zawodników. W ofercie zazwyczaj jest przecież pełen zakres zdarzeń – np. trzy żółte kartki w pierwszych 30 minutach gry, albo rzut karny w drugiej połowie meczu. Popularne są oczywiście overy, czyli zakłady dotyczące zdobycia określonej liczby bramek, albo “łamaki” – czyli mecze, w których wynik obu połów jest różny. Wiadomo – kto chciałby stawiać na gości, gdy gospodarze do przerwy prowadzą 2:0. Przepraszam z góry, że tłumaczę oczywistości, ale nawet cenieni przeze mnie komentatorzy wczoraj mylili okradanego z okradający. Teraz, mam nadzieję, jest to w miarę jasne. Więcej uchodzi na sucho, więcej jest dozwolone, no i nie ma przecież VAR-u. 

Co dzieje się dalej? Cóż, miałem wątpliwą przyjemność rozpracowywać jeden z pierwszych przypadków tego typu ustawiania w polskiej rzeczywistości ligowej. To było parę lat temu, gdy zaczynały do nas docierać wiadomości dotyczące Floty Świnoujście – Weszło, portal, dla którego wówczas pisałem, pozyskało informacje, że w sparingach tego klubu zaczynają dziać się przeróżne cuda. Jeśli ktoś wyobraża sobie, że do 32-letniego Piotra Kowalskiego, strażaka ze Świnoujścia przyjeżdża Liu Kang, japoński mafioso, po czym wręcza mu walizkę pełną pieniędzy… Cóż, wyglądało to zdecydowanie inaczej. Flota Świnoujście była wówczas klubem skrajnie zdesperowanym, gotowym, by chwycić się brzytwy w poszukiwaniu zawodników, którzy mogliby zapewnić ligowy byt. Tak do Floty trafił rumuńsko-mołdawski zaciąg piłkarsko-trenerski. Zmienił się sztab szkoleniowy, przyjechało na testy kilku gagatków z przeszłością w tamtejszych niższych ligach. I z ich udziałem – w sparingach, które prowadzili, w sparingach, w których grali – Flota zaczęłą tworzyć niebywałe historie. Prowadzenie z Babelsbergiem do przerwy 1:0, by przegrać 2:4 – a wszystko podczas dziwacznego 4-dniowego tournee po Niemczech. Potem w biednym klubie nagle znalazły się pieniądze “od sponsora” na obóz w Hiszpanii. Tam piłkarze Floty prawie wyłącznie grali – m.in. z Torpedo Moskwa, 0:3, piłkarze w 83. minucie zostali zmuszeni przez trenera do zejścia z boiska, czy z FC Pinatar – do przerwy 1:0 dla gospodarzy, końcowy wynik 1:3. Sparingi zostały rozegrane 3 lutego, 4 lutego, 5 lutego i 7 lutego. Zakładam, że przerwa od grania na 6 lutego wynikała wyłącznie z ubogiej bazy miejscowych sparingparnterów. 

Cóż, Flota szybciutko zorientowała się, co to za ekipa – i najpierw pogoniła trenerów, potem piłkarzy z tego dziwacznego zaciągu. Do dziś podoba mi się puenta wspomnianego artykułu na Weszło: swoją robotę prawdopodobnie oni i tak wykonali. A że ich robotą nie było utrzymanie Floty w lidze, ale łamak z Pinatarem… 

Przy pracy nad artykułem sprawdziłem CV całej tej cyrkowej trupy – praktycznie wszyscy przeszli taki sam szlak bojowy w Rumunii i Mołdawii, grając w klubach, które potem pojawiały się w publikacjach dotyczących ustawianych spotkań. Zdaje się, że ekipa jeździła po prostu po świecie z jednym i tym samym zadaniem, zapewne wciąż dla tych samych mocodawców. 

Po co wywlekam tutaj na wierzch Flotę Świnoujście? Ano dlatego, że to jest moim zdaniem powód, dla którego powinniśmy powstrzymać naturalną reakcję, jaką jest powszechna panika. O tym, że w polskich niższych ligach “COŚ” się dzieje, wiadomo od paru miesięcy – pisał o tym zupełnie oficjalnie i bez skrępowania rzecznik dyscyplinarny PZPN-u Adam Gilarski w swoich komunikatach. Było jasne, że niektóre kluby, mecze, a nawet zawodnicy są pod lupą – i było jasne, że niektóre linie telefoniczne mocno się grzeją. Nikomu nie chcę niczego zarzucać, ale dostałem bardzo ciekawe informacje z Wodzisławia Śląskiego – tak się składa, że klubu III ligi, który podobnie jak Flota przed 7 laty był gotowy na duże wygibasy, byle ściągnąć do siebie piłkarską jakość. W ostatnim okresie do klubu trafiło sześciu Ukraińców, dwóch z ligi kazachskiej, jeden z Kirgistanu, jeden ze Słowacji, dwóch, którzy już występowali w innych polskich klubach. Nikt nikogo za rękę nie złapał, ale trzech spośród nich już wyjechało. Jeśli przejrzeć ich CV uważnie – znajdziemy m.in. kluby z Ukrainy, które znalazły się w wywiadzie Mateusza Migi z insiderem, omawiającym cały proceder. Znając tę wiedzę, nieco łatwiej zrozumieć takie zagrania: 

A jest ich zdecydowanie więcej. Polecam na przykład skrót meczu z Lechią Zielona Góra, zwłaszcza sposób, w jaki doszło do karnych i sposób, w jaki nie doszło do ich obronienia. 

Trudno nie zauważyć pewnych punktów stycznych między tym co widzimy na ujawnianych od wczoraj materiałach, a tym, o czym opowiadali m.in. piłkarze Floty Świnoujście z pamiętnego rumuńsko-mołdawskiego okresu. Łącznie z podobnym finiszem, jakim jest szybkie roszyfrowanie ekipy i podjęcie zdecydowanych działań. To dlatego właśnie uważam, że nie ma powodów do paniki – całość staje się bardzo głośna zazwyczaj dość szybko, a proceder daje się ugasić właściwie niemal w chwili, gdy bukmacherzy używają swoich systemów alarmowych. 

Natomiast trzeba brać poprawkę na to, że problem istnieje i jest o wiele szerszy. Mail, który trafił do wielu kluów w województwa zachodniopomorskiego jest napisany jak słynne wiadomości od nigeryjskiego księcia. Zawiera dowody, które nie obronią się w żadnym sądzie – jako dowód korupcji fruwają tam m.in. zdjęcia różnych piłkarzy z niższych lig w czasie rozmów via Zoom. Czy to oznacza, że można spokojnie odrzucić te zarzuty i pójść dalej? No nie do końca – bo sprawdziłem wymienione mecze i faktycznie, nie brakowało w nich elementów dość dziwacznych. Autor jednak brzmi bardziej jak uczestnik jakiejś grupy z pewnymi typami, który nie otrzymał pewnego typu i teraz z zemsty kręci aferę. Nie przekreśla to oczywiście jego prawdopomówności, ALE. 

Ale całość wygląda o wiele mniej poważnie niż to, co śledzimy w przypadku niektórych klubów i niektórych zawodników III ligi. Na razie konkretnych decyzji nie ma – PZPN zabrał głos stosownym komunikatem, w którym podkreślił: 

W celu zmniejszenia ryzyka związanego z „match-fixingiem” w Polsce, Rzecznik Dyscyplinarny PZPN przekazał we wrześniu 2022 r. polskim organom ścigania informacje dotyczące jedenastu meczów piłkarskich w celu prowadzenia stosownego postępowania karnego, w przypadku stwierdzenia popełnienia przestępstw określonych w art. 46-47 ustawy z 25 czerwca 2010 r. o sporcie.

Mamy problem? Oczywiście że mamy, spory. PZPN wprost przyznaje, że w III lidze działy się cuda. W odróżnieniu jednak od lat słusznie minionych – tym razem korupcja przyjęła wymiar ustawiania konkretnych zdarzeń w wykonaniu konkretnego zawodnika/wąskiej grupy zawodników. Nie mam zamiaru deprecjonować, bardziej przestrzegam przed zbyt wielkimi kwantyfikatorami. Lament, że polski futbol spada w korupcyjną otchłań to przesada. Odnoszenie zdarzeń z jakiejś prowincji na końcu świata przy okazji meczu IV ligi, do Ekstraklasy czy I ligi nie ma żadnego sensu – nie ten budżet, nie te transmisje, nie to zainteresowanie kibiców, wreszcie – nie ten poziom. No i wreszcie – warto pamiętać, kto te działania inspiruje, kto na nich traci i w jaki sposób. Bo patrząc z dystansu – kluby przeszły od roli wielkich firm służących do korumpowania kolejnych ludzi w polskiej piłce, do obecnej pozycji – firm, które to piłkarz może zwyczajnie okraść.

Diabelnie ważne będą te kolejne tygodnie i miesiące. Świat międzynarodowej mafii okradającej bukmacherów już zainteresował się bardzo mocno Polską. Teraz są dwa wyjścia – albo na wejściu się sparzy, zostanie zniechęcony twardymi reakcjami i jednością środowiska, albo zyska wytrych do wielu drzwi, które powinny być zamknięte. Kluby, PZPN-ie – do dzieła. W tym wypadku naprawdę czas to pieniądz. Dosłownie. 

Komentarze