Takiej sytuacji nie było od lat, ale trzęsienie ziemi w piłce dopiero się zaczyna

Pep Guardiola
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Pep Guardiola

Przypadek Manchesteru City, który już wcześniej miał jeden zaległy mecz w Premier League, a teraz na dłużej wypadł z powodu zbiorowego zakażenia koronawirusem, jest pierwszym tak dużym zagrożeniem dla rozgrywek w czołowych ligach w Europie. Nie dla ich kontynuacji, bo – parafrazując klasyka – świat musiałby stanąć na głowie i zatańczyć break dance’a, by ktoś je odwołał nawet przy twardym lockdownie, ale dla sprawiedliwego rozstrzygnięcia.

Niemal równo rok temu doszło do bezprecedensowej historii. W terminarzu Liverpoolu w ciągu jednej doby znalazły się dwa mecze na stadionach odległych od siebie o 7 tys. km. Teoretycznie klubowi nie narzucono takiego rozwiązania odgórnie, a Juergen Klopp zgodził się na wyznaczenie dat dzień po dniu, ale w praktyce inne rozwiązanie trudno było znaleźć. Kalendarz klubowych mistrzostw świata jest nienegocjowalny, a w Pucharze Ligi presję wywierał plan kolejnej rundy. Jak inne drużyny mogą w niej grać, gdy poprzednia jest wciąż nierozstrzygnięta? Dlatego The Reds uznali, że sytuacja wymaga poświęcenia walki o jedno trofeum i na Aston Villę rzucono młodzież z ligi U-23. Skończyło się porażką 0:5, pierwszą w tamtym sezonie.

Tamte wydarzenia pokazują, jak gigantycznym problemem było znalezienie luk w terminarzu w “normalnym” roku i budzą strach, co nas może czekać u progu nowego, umówmy się – mało normalnego. Manchester City ma już dwa zaległe mecze, a szykują się przecież kolejne. Klub nie podaje, ilu piłkarzy zakaziło się koronawirusem, ale można przypuszczać, że na tyle dużo, by nie dało się skompletować nawet awaryjnego składu. A niedługo nałożą się na siebie wszystkie rozgrywki – wrócą krajowe puchary, w lutym Liga Mistrzów. W sumie 15 meczów licząc od boxing day. Całkiem możliwe zatem, że City będzie odrabiać straty w systemie gry co dwa dni, narażając piłkarzy na kontuzje i przeciążenia. Błędne koło się nakręci, zmusi Pepa Guardiolę do sięgania coraz głębiej do rezerw, być może nawet do rozegrania któregoś z meczów w podobny sposób, jak zrobił to Klopp z Aston Villą.

Sam Manchester City jest tu oczywiście jedynie przykładem, bo identyczne zagrożenia czyhają na każdy klub, a im więcej dopadnie, tym bardziej przypadkowych mistrzów będziemy mieć. Można budować 30-osobową kadrę za setki milionów euro, by nadrabiać zaległości młodzieżą grającą za stypendium. Już teraz mamy sezon pełen sensacji, najwięksi tracą punkty z niespotykaną regularnością. Kolację wigilijną jako liderzy swoich lig zaczynali piłkarze Atletico Madryt (pierwszy raz od 1995 roku), Olympique Lyon (pierwszy raz od 2008), Milanu (pierwszy raz od 2011), Glasgow Rangers (pierwszy raz od 2010) i Sportingu Lizbona (pierwszy raz od 2013). Jednej minuty brakło, by w tej wyliczance znalazł się także Bayer Leverkusen, który w meczu kończącym rok przegrał z Bayernem, najlepszą drużyną świata, dzięki szczęśliwemu trafieniu Roberta Lewandowskiego po rykoszecie. Z wyjątkiem Atletico żaden z tych klubów nie gra w Lidze Mistrzów, co pokazuje, jak wyczerpujący jest to sezon dla gigantów. Od kilku miesięcy wszystko idzie w kierunku kumulowania się sensacji.

Konieczność nadrabiania braków, jaka czeka niedługo Manchester City i być może następnych, bo w korona-loterii udział biorą wszyscy, ten kryzys wielkich może tylko pogłębić. Teoretycznie wyjściem mogłyby być szczepionki i podanie im całym drużynom, ale nie trzeba sięgać wzrokiem daleko, by wiedzieć, że nie jest to możliwe. Ogrom ludzi odrzuca stosowanie tego rozwiązania w pierwszych terminach, więc trudno wierzyć w zmuszenie do tego sportowców. Zresztą konieczność szczepień u sportowców próbował przeforsować już Andy Murray, skończyło się oczywiście falą krytyki. Przeciwni są m.in. Novak Djoković i szef Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego Thomas Bach. Federacje piłkarskie milczą, jakby same czekały na rozwój sytuacji. Wszystko jednak idzie w kierunku własnej decyzji zawodników. – Sportowcy nie będą musieli przyjmować szczepionki przeciwko COVID-19, aby rywalizować na igrzyskach w Tokio – powiedział Bach cytowany przez Francuską Agencję Prasową. Dodał, że obowiązkowe szczepienia byłyby “krokiem za daleko”. USA Today informuje, że władze NBA są dalekie od zmuszenia koszykarzy do szczepień, szefowie NFL też szybko ucinają temat.

Masowych szczepionek zatem w sporcie, w tym w piłce, nie będzie.

Skoro od chwili wybuchu pandemii świat przestał być normalny, piłka też musiała oberwać rykoszetem. I podobnie jak cały świat musi ten ciężki okres po prostu przeczekać. Giganci muszą przyzwyczaić się do myśli, że ich moc to za mało, jeśli będą mieli pecha. Jose Mourinho powiedział jakiś czas temu, że w piłce liczy się tylko zwycięzca. Raczej nie spodziewał się, że kilka lat później odkopany zostanie inny bon mot. Ten z Pierre’a de Coubertina.

Komentarze