Polska przegrała z Holandią i nie jest to żadna sensacja, ale słowa, jakie powiedział Jerzy Brzęczek po tym spotkaniu mają wielką szansę, aby stać się popularnym memem. To jedno zdanie było równie mocno komentowane jak sama postawa Biało-Czerwonych w Amsterdamie.
Polacy nie byli faworytem w starciu z finalistą poprzedniej edycji Ligi Narodów, nawet mimo tego że rywale grali bez kilku podstawowych obrońców. Już przed meczem można się było spodziewać, że skoro nie ma Lewandowskiego, to właściwie wystarczy aby na środku stanął Van Dijk i dali mu do pomocy z dwóch ambitnych biegaczy. Oczywiście Holendrzy nie zamierzali olewać sprawy, wyszli poważnie nastawieni na Polaków, ale jak zobaczyli, że ci w pierwszym kwadransie dwa razy minęli linię środkową, to sami również nieco zwolnili obroty, mając jednak pewność, że to tylko od nich zależy, jak skończy się ten mecz.
Przez 90 minut Holandia dominowała, prowadziła grę, a w tym czasie Polacy ograniczali się do przeszkadzania, wybijania i kopania po kostkach, na co później skarżył się Depay. No i jeszcze dobrze się przesuwali (podobno). Nieliczne kontry, a właściwie jedna porządna, po której Cillessen musiał faktycznie interweniować, to było całe ofensywne dobro, jakie zapamiętałem z tego spotkania.
Z reakcji dziennikarzy sportowych i kibiców w mediach społecznościowych, a także z relacji pomeczowych bił jeden przekaz – taka gra to dramat, na Euro będą bęcki, od początku kadencji Brzęczka nic się nie zmieniło i kadra zamiast się rozwijać, stoi w miejscu. A wiadomo – kto stoi w miejscu, ten się cofa.
Okazuje się jednak, że selekcjoner widział to wszystko inaczej. Jacek Kurowski z TVP Sport w pomeczowej rozmowie zadał następujące pytanie: “Przegraliśmy z Holandią 0:1 i mam wrażenie, że w tym meczu niewiele mogliśmy powiedzieć, oprócz tej sytuacji Krzysztofa Piątka. Czy pan się z tym zgadza?”. Wydaje się, że sprawa jest zero-jedynkowa, trener powinien coś powiedzieć o trudnym terenie, mocnym przeciwniku i tym, że nie tego oczekiwaliśmy. Tymczasem Brzęczek powiedział, że “zdecydowanie się z tym nie zgadza”. Po czym dodał, że “jeśli chodzi o zachowanie taktyczne i poruszanie się, to jest zadowolony”. To stwierdzenie przelało czarę goryczy. Na selekcjonera spadła lawina (słusznej) krytyki. Nie znalazłem żadnego eksperta, żadnego głosu spoza sztabu reprezentacji, który byłby w zgodzie z tym, co powiedział Jerzy Brzęczek. Jasne, nawet jak jest źle, to dobry menadżer, czy to na boisku, w biurze, czy w fabryce zawsze publicznie broni swoich pracowników, a wszelkie wpadki wyjaśnia w zaciszu gabinetu/szatni. Natomiast czasami lepiej uderzyć się w pierś i przedstawić szybko zaczątek planu naprawczego, niż iść w zaparte.
Dziennikarze sportowi nie są frajerami, podobnie jak kibice. Skoro widzą, że serwuje im się badziew zamiast produktu premium, który wcześniej jest reklamowany, to mają prawo się wściekać. A skoro główny sprzedawca nie chce przyjąć reklamacji i jeszcze powtarza, że przecież “będzie pan zadowolony”, to można wyjść z siebie.
A może my wszyscy nie rozumiemy Brzęczka? My nie jesteśmy zadowoleni, bo nie wiemy, co kadra miała grać, jaki był plan. A on jest, bo sam nakreślił ten plan, piłkarze zrealizowali taktykę, którą im przedstawił, wywiązali się z zadań, które im polecił przed spotkaniem. Tylko zapomniał dodać jednego zdania w pomeczowym wywiadzie. Że taka taktyka była jednak do bani.
(Wojciech Demusiak)
Komentarze