Czy Janża mógłby odgrywać rolę Rejtana w różnych widowiskach teatralnych? Czy Sebastian Szymański faktycznie “już-za-moment” odejdzie z ligi rosyjskiej? Czy powinniśmy wsłuchać się w głos Jose Mourinho, który jest głosem podjaranym perspektywami stojącymi przed Nikolą Zalewskim? Odpowiedzi na te i wiele innych pytań, również przez nikogo nie zadanych, znajdziecie w najświeższym dwugłosie tetryków. Jakub Olkiewicz i Leszek Milewski podsumowują ubiegły tydzień. Zapraszamy!
- Skoro nie jedzie Rybus: powołać Zalewskiego?
- Pomiędzy nagrodą imienia Gepetta dla Wieteski a powrotem Wszołka
- Antyramirezowy front oraz “po drugich połowach ich poznacie”
- Wisła Kraków i spadek z ligi. Tak daleko, tak blisko?
- Janża. Rejtan? Pyskaty? Czy jeszcze inaczej?
Leszek Milewski: Kuba, dziwnym trafem – kto oglądał ostatnich Tetryków ten wie, jakim głosem to przeczytać – dziwnym trafem nie przyjedzie Maciej Rybus na zgrupowanie reprezentacji Polski. No właśnie: dziwnym trafem czy nie dziwnym trafem?
Jakub Olkiewicz: Ech, coś mi się wydaje, że nasza koronkowa akcja odwołania udziału piłkarzy z rosyjskich klubów w zgrupowaniu reprezentacji Polski nie była jednak aż tak głośna, by zwrócili na nią uwagę w kadrze. Natomiast pewien element gaszenia wizerunkowego pożaru da się dostrzec – dzisiaj czytałem chociażby o potencjalnych kierunkach transferowych dla Sebastiana Szymańskiego, wymienia się m.in. Real Sociedad. Wcześniej Mariusz Piekarski zapewnił, że jest w stałym kontakcie z Dynamem Moskwa i wiele wskazuje na to, że nasz pomocnik będzie mógł odejść z klubu już w kwietniu. To zresztą dość wygodne – Szymański na kadrę może teraz przyjechać w charakterze “już-prawie-mnie-w-tej-Rosji-nie-ma”, natomiast na początku kwietnia transfer “wysypie się na ostatniej prostej”. Wszyscy wówczas będą zadowoleni, sytuacja zaś nie ulegnie drastycznej zmianie. Oczywiście u nikogo nie zakładam złych intencji, po prostu zwracam uwagę na to, że pod względem gestów temat już jest głośny i głośniejszy będzie się stawał im bliżej występu Szymańskiego w reprezentacyjnej koszulce. Ta tymczasowa zaślepka w postaci “rozmów transferowych” może być blefem, ale może też być równie dobrze forpocztą jedynego słusznego ruchu, jakim jest ucieczka z tego bandyckiego państwa.
Zastanawia mnie coś innego – Jose Mourinho zabrał głos na temat polskiego wahadłowego, chwaląc go za występ w derbach Rzymu. Polski wahadłowy. Derby Rzymu. Jose Mourinho. Tu jest tyle wzajemnie wykluczających się elementów, że prawie zwariowałem. Zalewski w pierwszym na Szwedów czy tam Czechów? Chyba jeszcze można go awaryjnie ściągnąć z U-21, zwłaszcza w kontekście koronawirusa u Rybusa?
LM: To ciekawe z tym gaszeniem wizerunkowego pożaru. Bo w tym ujęciu, gdzie u Rybusa do lata nie ma najmniejszych szans na szybszy transfer, nie ma też szans na najbardziej choćby naciąganą narrację, która byłaby do przełknięcia dla opinii publicznej. Rybus na zgrupowaniu byłby chodzącym pożarem. Szymański znacznie łatwiej znajdzie obrońców swojej obecności w drużynie, będą wskazywane pewne furtki. Ja tego wciąż nie kupię, ale nie zdziwię się, jak będę w mniejszości. Oczywiście poruszamy się tu po spektrum teorii spiskowych, ale też nie tej z kategorii żyjących pod ziemią saurian, który chcą zaciemnić słońce, a ich cichociemnymi agentami są od lat Bill Gates i Jędrula z “Rodziny zastępczej”.
Zalewski? Zalewski, faktycznie, od połowy lutego gra w każdym meczu od pierwszej minuty. Wiem, bo właśnie sprawdziłem. Powiem ci, że tak, że moje plecy jakoś udźwignęłyby ciężar takiego powołania. Może nawet byłbym go ciekaw, bo on naprawdę, ale to naprawdę gra, pyka sobie w akcjach z Mchitaryanem, Cristante, Smallingiem i Abrahamem, razem tam nawet coś wygrywają.
JO: Powiem zupełnie szczerze: nie oglądałem tych derbów Rzymu. Ale znam kogoś, kto oglądał i opowiedział mi to i owo. Tym kimś był właśnie wspomniany wcześniej Jose Mourinho, który autentycznie zabrał głos na temat Zalewskiego, gromiąc dziennikarzy, że gdyby postąpił zgodnie z ich ocenami i skreślił go po pierwszym nieudanym występie, to zrobiłby kosmiczny błąd. Dziś Zalewski okrzepł, wyciągnął wnioski ze swoich błędów i jest świetnym graczem. Jako że nadal jestem wielkim fanem The Special One, a już na pewno cenię jego osąd piłkarski bardziej niż np. swój osąd piłkarski – zacząłem się autentycznie tym Zalewskim jarać.
Natomiast zdaje się, że karty zostały tutaj już rozdane. Czesław Michniewicz na spotkaniu z dziennikarzami mówił dość szczerze i obszernie o swoich kryteriach wyboru składu oraz przede wszystkim – o swoich wątpliwościach. Wiele wskazuje na to, że na lewym wahadle wystąpi po prostu Arkadiusz Reca, który poza wszystkimi atutami ma jeszcze daleki wyrzut z autu. Nie żartuję, to zdanie padło, a znając perfekcjonizm w przygotowaniach Czesława Michniewicza – zakładam, że Reca od tygodnia studiuje siedemnaście wariantów dalekiego wyrzutu, z uwzględnieniem słabych stron każdego z czeskich i szwedzkich obrońców.
Martwi mnie co innego – nadal nie mam pojęcia, jak podejść do dwóch drażliwych tematów. Po pierwsze: Glik, Bednarek i kto. Po drugie: Lewandowski, Zieliński i kto. Tercet ofensywny, tercet defensywny, a mam wrażenie, że tak naprawdę dwa mocne duety, do których trzeba będzie kogoś trzeciego nieco na doczepkę. Twoje typy?
LM: To akurat proste: Glik, Bednarek, Wieteska. Lewandowski, Zieliński i Kun. Bohaterowie meczu Raków – Legia. No, może bohaterowie nieoczywiści, bo Wieteska był bohaterem Rakowa, a także pierwszym zwycięzcą nagrody imienia Gepetta za najbardziej drewniane zagranie kolejki. Kun był, jak to się ładnie mówi, dyskretny. Z tym, że nie wiem gdzie jest cenniejsza dyskrecja: w barażu o mundial czy w telefonie zaufania. Obu oczywiście życzę, żeby zrobili ze mnie durnia – wielu przed nimi to zrobiło, może nawet większość – ale ten test, jak dla mnie, oblali.
Kuba, wiem, że w sobotę o 15 miałeś ważniejsze rzeczy na głowie niż Raków – Legia, na przykład wygrzewanie ławki rezerwowej w Czarnocinie. Zapytam więc – poza tym, czy było wygodnie, czy jednak drzazgi powchodziły – o tak zwany wolny wniosek na temat tego meczu. Bowiem odżegnywano się od słowa “hit”, wskazując, że Legia to za wysoko nie jest, ale z drugiej strony – spotkały się najlepiej punktujące drużyny ESA w 2022.
JO: Doskonałe widowisko, świetne gole, przede wszystkim kapitalne asysty. Wynik pozostawiał nieco do życzenia, podobnie jak dyspozycja rezerwowego skrzydłowego zespołu gości, ale i tak kibice, którzy zgromadzili się na obiekcie w Czarnocinie nie mogli narzekać na jakość widowiska. Ach, pewnie chodziło o wolny wniosek dotyczący meczu Rakowa. O dziwo – mam. Zastanawia mnie, gdzie byłaby dziś Legia, gdyby udało się zatrzymać Pawła Wszołka. Ja wiem, to nie jest tak, że Wszołek ciągnie Legię za uszy, bo uszy są już zajęte przez Josue, natomiast trudno nie zauważyć pewnej koincydencji czasowej. Odkąd Wszołek gra “od deski do deski”, czyli innymi słowy – od momentu, gdy już w pełni zadomowił się z powrotem w Warszawie, Legia wygrała pięć spotkań i teraz zremisowała z Rakowem. Wszołek już na wejściu zaliczył gola z Zagłębiem, potem dorzucił jeszcze dwa kolejne oraz asystę. Bywały okresy w tym sezonie, gdy Legia na prawej flance miała tylko meble z pewnej szwedzkiej sieci sklepowej, tymczasem z Wszołkiem właściwie w dowolnej roli – wygląda to dość obiecująco.
Nie ukrywam – jestem też diabelnie ciekawy Verbicia. W normalnych okolicznościach napisałbym wprost: jaram się tym transferem, jestem podekscytowany okazją i tak dalej, teraz – nie da się pozbyć myśli, że on tu jest, bo gdzieś dalej płoną domy i giną cywile. Natomiast odsiewając wojenne skojarzenia – i on, i Tomasz Kędziora to będzie bardzo interesujący sprawdzian dla całej ligi.
LM: Dla mnie, jeśli chodzi o Legię, wygranym meczu Celhaka. Odbiór przy bramce – w sumie ważniejszy niż to, że Wszołek wykorzystał nagłą, sięgającą wczesnych etapów narkolepsji senność Rakowa. Jeszcze jesienią Celhaka zapisał się choćby tym, że obraził się, jak miał zagrać jakiś mecz w rezerwach. Nie był wśród tych, którzy jak Michniewicz miał imieniny, to szli do galerii wybrać mu ładną kartkę. A tu proszę, widać rozwój, widać, że może znaczyć więcej. Trochę chciałbym docenić też Vukovicia, bo jakkolwiek Raków zepchnął Legię w pierwszej połowie, tak zarazem nie stworzył nic ciekawego w tym okresie. Po przerwie natomiast Legia wręcz nadawała ton – aż do momentu, kiedy Wieteska przyjął piłkę wypuszczając ją na pięć metrów i faulując rywala.
W Rakowie natomiast kuriozalny występ Gutkovskisa. Mieliśmy wiele kuriozalnych występów Gutkovskisa. Zwykle przeplatanych średnimi. Ale wiesz, że jest grubo, gdy już nawet komentatorzy Canal+, zwykle zachowujący powściągliwość, robią sobie z Gutkovskisa regularne jajcury. Jak wszedł Szkurin, powiedzieli, że jeśli odda strzał, już będzie lepszy. No ale to jak Gutkovskis zablokował piłkę lecącą do bramki Legii… Najbardziej defensywny występ napastnika, jaki widziałem.
Verbić? Czemu nie. Kędziora? Bardzo tak. A skoro przy Kędziorze przyznam ci Kuba, że znowu się skompromitowałem. Zdarza mi się to często, a tym razem skompromitowałem się podczas meczu Lecha. Postanowiłem pierwszy raz od wielu miesięcy zażartować na Twitterze z jakiego klubu Ekstraklasy. Postanowiłem zrobić to z Lecha po pierwszej połowie Lech – Jagiellonia. Lech, faktycznie, miał taką połówkę, że mógł przegrywać, a w zasadzie Canal+ nie potrafił wyjąć do skrótu porządnej sytuacji. Zapomniałem jednak, że jest jeszcze druga połowa. A w drugiej Lech był znowu Lechem. Wygrał pewnie, a moje żarty z Kolejorza zostały i tam stoją, stanowiąc żywy pomnik mojej ignorancji.
JO: Na pocieszenie powiem ci, że Lech w pierwszej połowie i Lech w drugiej połowie to dwa różne Lechy – bo ten pierwszy, to Lech, w którym grę robi Hiszpan z Olsztyna, natomiast drugi, to Lech mierzący w mistrzostwo. Tak, mszczę się, tak, jestem nadal jak zdradzona żona, nie wstydzę się tego. Też postanowiłem zresztą zażartować przy okazji tego meczu – po kolejnej udanej akcji Lecha po przerwie, po kolejnym udanym zagraniu Amarala napisałem krótko: chyba zszedł hamulcowy. Ale by nie poprzestać na swoim tradycyjnym antyramirezostwie – być może to też był sygnał dla Amarala, który zareagował wreszcie jak prawdziwa gwiazda ligi? Może to też sposób na to, by uniknąć przewidywalności? Damian Smyk na Weszło zamieścił świetną analizę, w której trochę forsował tezę, że liga “uczy się” Lecha i że coraz skuteczniej potrafi powstrzymać jego atuty, jednocześnie uwypuklając wady. W pierwszej połowie to było widać, w drugiej, już po tych roszadach – Jaga totalnie się zagubiła.
Cieszę się, że to zwycięstwo Lecha zbiegło się z potknięciem Rakowa, bo sytuacja w czubie jest cały czas cholernie wyrównana. To wymarzony scenariusz – lider zmieniający się co kolejkę i to nie w wyścigu dwóch koni, ale w tym trójkącie Szczecin-Poznań-Częstochowa. W tej kolejce zresztą i tak chyba jeszcze większe wrażenie niż Lech zrobiła Pogoń. Te piłki od Dąbrowskiego, ta lekkość Kowalczyka – no i manifest z ławki, wpuszczenie Kucharczyka, Kurzawy i Biczachczjana… Jest to swoista deklaracja. Ale cały urok tego sezonu polega na tym, że Raków, Lech i Pogoń wreszcie zaczynają się tymi deklaracjami wymieniać. Nie wiem czy zauważyłeś – impulsem były prawdopodobnie moje narzekania sprzed dwóch czy trzech tygodni, gdy takich wyraźnych zwycięstw czołówki bardzo mi brakowało.
LM: Pamiętam te analizy Damiana. Legendarne – jak przeczytał Górnika, to się Górnik do końca sezonu połamał. Teraz nie dziwi mnie więc, że losy, z grubsza, podobne.
Natomiast wiesz co mnie zaskoczyło? Analiza Wojtka Supko, który dziś pomaga od strony analitycznej Widzewowi, swego czasu był filarem EkstraStats – generalnie Wojtek jedzie w analitycznej awangardzie. I według jego danych, Wisła nie zagrała źle. Miała wyższe xG. Wbijała piłkę w pole karne. Coś tam kopała. A jednak skończyło się jak zawsze. Bo moim zdaniem Wisła została przykryta w tym meczu jakościowo, nawet nie czysto indywidualną, ale także zgrania taktycznego. W Wiśle momentami po prostu biło po oczach, że niektórzy z tych grających razem ludzi, jakkolwiek mają wolę, mają umiejętności, mają determinację, tak nie czują aż tak taktyki, nie czują też w automatyczny sposób siebie nawzajem. To niezwykle niebezpieczne na finiszu sezonu, gdy musisz punktowo gonić.
Długo myślałem, patrząc na Wisłę, że no nie. Jednak nie. Może ktoś inny spadnie. Ale oni nie. Jednak nie. Tymczasem sytuacja punktowa jest zwyczajnie zła. Przepaści punktowej nie ma, ale taka Warta choćby ładnie odskoczyła. Kolejek coraz mniej. Natomiast wciąż widzę takie kwestie, których może uchwycić się kibic Wisły. Po pierwsze – terminarz. Był w ostatnich tygodniach beznadziejny. Legia, Lechia, Lech, Pogoń. Z Lechem – wiadomo jaki przebieg meczu. Na Lechii wyjazdowy remis. Na Legii kontrowersja związana z faulem Wieteski na Frydrychu przy golu. Nawet ta Pogoń, choć ostatecznie Portowcy zmiażdżyli, to jednak parę razy piłeczka chodziła. Teraz Wisła ma Piasta i Górnika u siebie – jak tutaj nie będzie przynajmniej czterech punktów, zapachnie mocno przyszłorocznymi derbami Małopolski w Niepołomicach.
JO: Coraz mocniej biorę pod uwagę, że będzie jeden “sensacyjny” spadek. Do tej pory miałem poukładane w głowie – Bruk-Bet do piachu, Górnik Łęczna zwyczajnie jest za krótki, no i niestety – koniec pięknego snu Warty Poznań. Tymczasem na dole tabela tak niesamowicie się spłaszczyła, że mogą zadecydować totalne detale. A wiadomo, jak to jest z totalnymi detalami w piłce – raz stoper się nie wyśpi, bo sąsiad robi remont ze szwagrem, przy stałym fragmencie będzie miał flashback drżącej wiertarki udarowej i cyk – właśnie tego jednego punktu zabraknie do utrzymania.
Wisła, Zagłębie, Jagiellonia oraz Śląsk – cała czwórka marzyła o tym, by po prostu, jak to kiedyś ujął chyba Paweł Graś, zostawić cały syf za sobą. Niestety dla tej czwórki – syf, bo syfem jest walka o utrzymanie w lidze, wciągnął ich do siebie, a przy obecnej dyspozycji Warty Poznań – ktoś z tych czterech jeźdźców może spaść z konia. Ktokolwiek to będzie – mielibyśmy prawdziwą sensację, bo na tzw. papierze żaden z tej czwórki nie może się równać z biednymi i niedoświadczonymi na tym poziomie klubami jak Górnik Łęczna czy Bruk-Bet Termalica Nieciecza KS.
LM: Kuba, jako że już wspomniałem o mojej tendencji do kompromitacji, podpalę grunt pod sobą. Otóż powiem odważnie: spadną Górnik Łęczna i Termalica. Spadną. Górnik Łęczna miał dobre chwile w tym sezonie, powalczył, ale oni grają jeszcze z Pogonią, Rakowem i Lechem. Oczywiście, nie grają tylko z nimi, ale na tyle kolejek, ile zostało – margines błędu robi się bardzo mały. Uważam, że za mały jak na to, ile ma jakości Górnik Łęczna. Z Lechią idealną sytuację na 1:0 zmarnował Śpiączka, a jak już Śpiączka się zacina, to Łęczna traci 159% swojego ofensywnego potencjału, co rokuje źle.
Termalica natomiast w końcówce straciła trzy punkty, choć prowadziła i grała w przewadze. No nie. No nie utrzymujesz się w lidze, jeśli masz na wyciągnięcie ręki trzy punkty, bo prowadzisz, grasz w przewadze, a ostatecznie to trwonisz. W ten sposób piszesz tylko jeszcze jedną historię pod wspominanie lata później przy kominku “Co by było gdyby”. Albo “Ach, gdybyśmy tylko zdobyli w Zabrzu trzy punkty, gdy prowadziliśmy i graliśmy w przewadze, może byśmy jeszcze uwierzyli”.
Swoją drogą, jestem też ciekaw jakie jest twoje zdanie na temat zachowania Janży. Rozdzierał szatę jak Rejtan. Dla mnie kadr kolejki, taki, jakim tydzień temu były psy szczujące na Fornalczyka, a dwa tygodnie temu Kiereś “piję aby zapomnieć”.
JO: Zawsze w takich gestach doszukuję się tego pierwiastka Albina Mikulskiego, który długo szukał wzrokiem kamery, zanim wygłosił swój pamiętny poemat o polskiej lidze i skurwysyństwie. Natomiast Torcida już Janży wybaczyła, padły zwroty o twardym chłopaku z bałkańskiego kotła, więc wszystko zostało należycie rozliczone. Inna sprawa, że mnie jako kibola strasznie zawsze irytowały takie kłótnie z sędziami czy przepychanki z rywalami. Większe wrażenie robili na mnie goście, którzy walczyli do utraty tchu, ale też – tylko do gwizdka. O wiele większy szacunek miałem i nadal mam do takiego Marka Saganowskiego, niż do całych zastępów “walczaków”, którzy największe walki stoczyli o to, czyj powinien być aut przy środku boiska, a ich rywalami byli wówczas sędziowie techniczni. Innymi słowy – wolę Janżę jeżdżącego na dupie, niż kłócącego się z arbitrem. I nie mówię tego tylko dlatego, że Paweł Malec to, o ile mnie pamięć nie myli, wychowanek Startu Łódź.
LM: W sytuacji Janży przestrzegam jednak przed łatwą, czarno-białą interpretacją. Bo OK, kupuję nawet słowa tych, którzy mówili, że broniłoby się wyrzucenie Janży już przy pierwszej jego kłótni z Malcem. Że dał tam podstawy pod dwie kartki, ponieważ sędziowie są uczulani na to, by do takich dyskusji nie dopuszczać. Wiem też, że Janża z takich zachowań jest znany, bo prawo recydywy. Ale też “faul”, po którym dostał kartkę i wyleciał? Nie wiem, może jest jakiś paragraf i kolejny raz wyjdę na ignoranta. Ale jakbym był piłkarzem, takim Janżą, też zdziwiłbym się, że coś takiego w ogóle ktoś mógł odgwizdać.
JO: Nie jestem pewny, czy kartka nie dotyczyła tego rzucenia piłki o glebę. Pamiętasz Kałuzińskiego z Lechii? Wtedy dostał żółtą kartkę za łokcia w Imaza, a po chwili drugą – już za reakcję na to upomnienie, gdy rzucił piłkę o ziemię. Wiem, że to niepopularne, ale moim zdaniem takie gesty trzeba tępić, bo potem 30 minut z 90-minutowego meczu tracimy na te wszystkie teatralne gesty zawodników kłócących się z arbitrem i między sobą. Wszystko, co może upłynnić grę – a upłynnia grę zmniejszenie napinek w stronę sędziów – jest moim zdaniem korzyścią. Za sam faul, zwłaszcza biorąc pod uwagę jak efektownie upadł rywal, kartki bym nie dał. Ale też nie jestem sędzią, w sumie dzięki Bogu.
LM: To co Kuba, za tydzień o tej porze dwugłos zajawiony zdjęciem z Olbrychskim z “Potopu”, czy jednak z Krecikiem?
JO: Nie namówisz mnie na to. Jeśli chodzi o mecz Czechów ze Szwedami jestem totalnym lajkonikiem, albo jak to było w jeszcze innym kawale – absolutnym jaroszem. Życzyłbym sobie tylko, byśmy byli w dobrych nastrojach po Szkocji. Zresztą już teraz zapraszamy – w czwartek będziemy mieli wokół tego meczu sporo ciekawych materiałów.
Jakub Olkiewicz i Leszek Milewski
Komentarze