Gikiewicz dla Goal.pl: Kto nie ryzykuje, nie pije szampana

Rafał Gikiewicz
Obserwuj nas w
fot. ASInfo Na zdjęciu: Rafał Gikiewicz

Rafał Gikiewicz od nowego sezonu będzie występował w niemieckim Eintrachcie Brunszwik. – Rozwiązując kontrakt ze Śląskiem zaryzykowałem. Rozmawiałem z żoną i taką decyzję podjęliśmy. Kto nie ryzykuje, nie pije szampana, więc zaryzykowaliśmy i dwa dni po rozwiązaniu kontraktu dostałem informację, że Eintracht jest na tak i zaprasza mnie na testy medyczne – mówi były bramkarz WKS-u w rozmowie z Goal.pl.

Czytaj dalej…

Zdradź nam – jak to się robi, żeby zapracować sobie na transfer z trzeciej ligi polskiej do pierwszej niemieckiej?

Rafał Gikiewicz: – Oficjalnie to w trzeciej lidze byłem tylko od stycznia, więc do ligi niemieckiej trafiłem z Ekstraklasy. A jak to się robi? Trenuje się codziennie, przede wszystkim dla siebie. Szczęściu trzeba też pomóc i tyle. Oglądali mnie od połowy poprzedniego roku w kilku meczach, spodobałem się, ale potem wylądowałem w rezerwach i nie mogli mnie dalej obserwować. Zaprosili mnie na dwa dni testów sportowych. Były kamery, nagrywali mnie, był główny skaut klubu, dyrektor sportowy, a trenowałem pod okiem trenera bramkarzy. Wideo wrzucali w jakiś program i wychodziła punktacja. Za grę na linii, refleks i szybkość dostałem 70/100 punktów, a w drugim dniu, za grę nogami i na przedpolu – 80/100. Po paru dniach dostałem informację, że są na mnie zdecydowani i interesuje ich, jak wygląda moja sytuacja w klubie. Ja czekałem na rozprawę, bo złożyłem wniosek, by rozwiązać kontrakt z winy Śląska, ale na pierwszej rozprawie wyznaczono drugi termin na 6 maja. Nie chciałem czekać, więc poszedłem do prezesa i rozwiązaliśmy kontrakt za porozumieniem stron.

Rozwiązałeś kontrakt ze Śląskiem na dziesięć dni przed podpisaniem umowy w Brunszwiku. Już wtedy wiedziałeś jaka przyszłość cię czeka?

– Wiedziałem, że na tyle, na ile mogłem, zaprezentowałem się pozytywnie. W dniu rozmowy z prezesem decyzji jeszcze nie było. Rozwiązując kontrakt ze Śląskiem zaryzykowałem. Rozmawiałem z żoną i taką decyzję podjęliśmy. Kto nie ryzykuje, nie pije szampana, więc zaryzykowaliśmy i dwa dni po rozwiązaniu kontraktu dostałem informację, że Eintracht jest na tak i zaprasza mnie na testy medyczne. Wiadomo – czuję się zdrowy, ale miałem przeprowadzane tak szczegółowe badania, że do końca czekałem z ogłoszeniem tego, że wyjechałem do Niemiec.

W tej chwili przebywasz w Olsztynie?

– Tak, ale czekam na maila. Po meczu z Bayernem miałem otrzymać maila od dyrektora sportowego, bo chcą zaprosić mnie na tydzień, bym potrenował z zespołem jeszcze przed startem nowego sezonu. W tym czasie mają mi załatwić sprawy domu, samochodu, kont bankowych czy telefonu. Oni wychodzą z założenia takiego, że zawodnik przyjeżdżając do Niemiec pod koniec czerwca ma już mieć wszystko załatwione i skupić się tylko na graniu. Czekam więc na tę informację, ale na pewno będzie to przed 10 maja, bo wtedy kończy się Bundesliga.

I z przygotowaniami do nowego sezonu ruszasz pełną parą?

– Dokładnie. Zapytali mnie też czy mam możliwość gdzieś potrenować. Po powrocie z Niemiec postaram się więc zaczepić gdzieś w rezerwach Jagiellonii czy w Olszynie. Będę musiał porozmawiać z trenerem Probierzem lub z kimś z klubu, ale z kim to tego jeszcze dokładnie nie wiem. Czekam na maila, minęły święta, a później będę myślał co dalej.

Jakiś słowniczek języka niemieckiego już sobie kupiłeś?

– Powiem ci, że właśnie jestem na mieście i idę kupić słownik rozmówek polsko-niemieckich i niemiecko-polskich. W kontrakcie mam natomiast zapewnionego nauczyciela. W zespole jest tylko trzech obcokrajowców, a reszta to Niemcy i trenerowi zależy, by bramkarz mówił po niemiecku. Naukę będę miał zapewnioną codziennie, jeśli tego będę chciał, a będę tego chciał, bo taki cel sobie postawiłem. Jako ciekawostkę powiem, że dziennikarz “Kickera” na konferencji zadał pytanie do dyrektora, w którym powiedział, że po raz pierwszy Niemcy mają tak dobrą szkołę bramkarzy, a postawili na golkipera, który nie włada językiem niemieckim. Dyrektor przyznał jednak, że przez te dwa dni zrobiłem na nich tak dobre wrażenie, że uznano, że jestem na tyle komunikatywny i mam takie umiejętności piłkarskie, że języka również nauczę się bez problemu i będę pomagał Eintrachtowi przez kolejne dwa lata.

Twoim zdaniem Eintracht utrzyma się w Bundeslidze?

– Na rozkładzie mają Herthę, Augsburg i Hoffenheim. Ja byłem na meczu z Hannoverem i jeżeli potrafili wygrać z nim 3:0, a rywal nie istniał… W sobotę oglądałem też mecz z Bayernem, w którym do 70. minuty było 0:0… Jak ktoś chce więc porównać Eintracht do polskiego klubu, to ciekaw jestem, który z naszych zespołów tak długo stawiałby opór “Bawarczykom”. Wierzę w to, że tak ułożyło mi się życie i podpisałem kontrakt z klubem występującym w Bundeslidze. Na dzień dzisiejszy ma on takie same szanse na spadek jak trzy czy cztery inne zespoły. Jestem w czepku urodzony i wierzę, że Eintracht się utrzyma. To najwyższy poziom na świecie, bo Bundesliga to jedna z najlepszych lig na świecie. Rozmawiałem z Piotrkiem Ćwielongiem i ten powiedział mi, że gdyby raz jeszcze miał szansę podpisania kontraktu w 2. Bundeslidze, nie wahałby się ani chwili. Na każdym meczu jest tam ponad 20 tysięcy kibiców. Ja też się nie wahałem. Testy przechodziłem na głównym stadionie, na drugi dzień byłem w bazie zespołu U-23. Jeżeli zespół młodzieżowy ma tam cztery czy pięć boisk pełnowymiarowych, a każde to, w języku piłkarskim, “dywan”, to nie o czym mówić. To zrobiło na mnie ogromne wrażenie, od razu wiedziałem, że jeśli przejdę tylko testy, będę chciał wyjechać. Jestem w idealnym na wyjazd wieku i zaryzykowałem. Nawet jeśli spadną, piłkarsko będę szedł do przodu, a i życiowo mogę się czegoś nauczyć.

Jak to w ogóle wyszło, że wylądowałeś w rezerwach Śląska?

– Umówiłem się z prezesem, że nie będę do tego wracał. Ale ja też nie dostałem konkretnej przyczyny zesłania do rezerw. 6 stycznia dostałem pismo, że 7 stycznia mam przebierać się, trenować i funkcjonować w rezerwach. Zabrałem więc sprzęt z szatni i przeniosłem się do rezerw. To nie było miłe, nie powiem, że przyjąłem to potulnie jak baranek, ale robiłem swoje. Potrafię bronić i ostatni rok to pokazał. Rozegrałem 34 spotkania, były słabsze i lepsze, ale myślę, że więcej było tych lepszych. Do rezerw nie zostałem zesłany z przyczyn sportowych, więc czekałem na taki dzień, że w końcu się dogadam, rozwiążę kontrakt i będę mógł znaleźć coś nowego.

Śląsk takimi decyzjami jak ta o przesunięciu Rafała Gikiewicza do rezerw strzela sobie w stopę i pogrąża coraz bardziej?

– Nie wiem czy się pogrąża. Mam o Śląsku dobre zdanie i złego słowa nie powiem. Gdyby mnie nie przesunęli, nie odszedłby teraz do Niemiec. Śląskowi życzę wszystkiego najlepszego, tego samego życzył mi prezes, gdy odchodziłem. Mam nadzieję, że ta decyzja wyjdzie na dobre obu stronom. Może to splot przypadkowych zdarzeń, że kolejny zawodnik odchodzi z klubu za darmo, ale to już za mną. Przede mną teraz nauka języka i duże wyzwanie pod kątem rywalizacji o miejsce między słupkami.

Nie uważasz, że miałeś trochę pecha trafiając akurat na Mariana Kelemena i formę, jaką prezentował w ostatnich latach? W większości polskich klubów grałbyś regularnie, a w Śląsku drugiego bramkarza mieliście na poziomie większości pierwszych…

– W ostatnim roku wreszcie dopiąłem swego i wygrałem tę rywalizację. Może przez to, że trenowałem z nim na co dzień, nauczyłem się więcej? Przychodząc do Śląska wiedziałem, że jest Kelemen. Myślałem, że za rok czy dwa odejdzie, ale nie odszedł. Ja jednak walczyłem i jakieś mecze rozegrałem.

Swego czasu mówiło się, że możesz trafić do Widzewa Łódź lub Zagłębia Lubin. Dlaczego nie wyszło i straciłeś rundę wiosenną?

– Chciałem się dogadać i odejść, bo w grę wchodziło nawet Podbeskidzie. Zawsze coś jednak nie pasowało. Dla mnie, dla Śląska, dla nowego klubu. Chciałem odejść i grać, bo gra jest najważniejsza, ale później w rezerwach też byłem na obozie, trenowałem, dodatkowo brałem zajęcia z gimnastyki sportowej, codziennie chodziłem z żoną na basen. Straciłem 10 czy 12 spotkań, ale nie czuję się zapuszczony i czuję się dobrze. Więcej czasu poświęcałem też na siłownię. Na dwudniowe testy byłem przygotowany na tyle, że swoją robotę wykonałem. To zbiegło się z czasem z informacją, że Daniel Davari, pierwszy bramkarz, nie przedłużył kontraktu, więc podpisanie umowy ze mną jest też dla mnie sygnałem. Nie jadę tam jako trzeci czy czwarty bramkarz, a jako naturalny następca Davariego. On z Eintrachtu trafił do kadry Iranu i tam gra mecze, więc czemu ja nie miałbym tam podnosić swoich umiejętności i wypromować się gdzieś dalej?

2. Bundesliga to dla ciebie w tym momencie kariery opcja lepsza niż Ekstraklasa?

– Myślę, że jest lepsza. Nie powiem, że Ekstraklasa jest słaba, broń Boże, ale ja podjąłem taką decyzję i gra w Bundeslidze lub po spadku w 2. Bundeslidze będą dla mnie lepszą opcją niż pozostanie w Polsce. Zaryzykowałem i mam nadzieję, że za rok czy dwa ocenię ten wybór jako dobry. Takie samo ryzyko podejmowałem przychodząc do Śląska i wiedząc, że w klubie jest Marian Kelemen. Jako bramkarz poszedłem jednak o 30-40% do przodu. Siedząc na ławie zasuwałem, nie obrażałem się. Jestem bardziej dojrzały jako piłkarz, wiem, że niczego nie dostanę za darmo. W Śląsku Wrocław nic za darmo nie miałem i po każdym meczu, nawet dobrym, musiałem udowadniać, że kolejny mecz mi się należy. Wyjeżdżając za granicę jestem o siebie spokojniejszy, wiem, że dam radę!

Rozmawiał Przemysław Mamczak

Komentarze