W niedzielny wieczór kibice zgromadzeni na stadionie Allianz Riviera w Nicei postanowili wcielić w życie własną wersję reklamowego sloganu Seata. Nagranie, na którym widać, jak butelka rzucona z trybun trafia Dimitriego Payeta, powinno nosić tytuł “francuska precyzja, francuski temperament”. Nie po raz pierwszy i zapewne nie po raz ostatni fani, którzy na żywo obserwują zmagania Ligue 1, postanowili ogrzać się w blasku jupiterów. Interaktywny doping nigdy nie był tak prosty. Na Zachodzie sobie poradzili. Kibice. Z władzami ligi, piłkarzami i sportową rywalizacją.
- Sezon Ligue 1 rozpoczął się od mocnego uderzenia. Dwa razy w ciągu trzech kolejek kibice przerwali mecz Marsylii
- Zamieszki na trybunach tym razem przeniosły się na boisko, co jednak wcale nie jest nowością dla sympatyków francuskiej ekstraklasy
- Ciche przyzwolenie z konieczności? Władze ligi nie radzą sobie z problemem, który osiągnął niesamowite rozmiary
Chcesz dołączyć do piłkarzy? Zapraszamy do Ligue 1
Jeżeli masz dosyć wspierania swoich ulubieńców z perspektywy widowni i chcesz się poczuć głównym aktorem spektaklu, zapraszamy na murawę. Jeżeli czujesz potrzebę wyperswadowania znienawidzonemu zawodnikowi swoich przekonań, nie ma problemu – rzuć go butelką, zapalniczką, użyj wszystkiego, co masz pod ręką. Przez Saint-Tropez, Paryż, Seszele, Monako, Milan, Niceę, a także Lyon, Montpellier, Marsylię czy Bastię – niemal na wszystkich stadionach Ligue 1 fani są gotowi wziąć aktywny udział w boiskowej rywalizacji. Kary i zakazy to wyłącznie niewiele znacząca sugestia. Jeżeli ktoś ma ochotę na bezpośrednie starcie z klubową infrastrukturą, piłkarzami czy fanami innej drużyny, nie patrzy na możliwe ograniczenia. Liczy się tylko tu i teraz. Ten schemat działania znany jest w każdej części futbolowego świata. Więc dlaczego to, co dzieje się we Francji, szokuje nas tak bardzo?
Wielkie pieniądze, wielcy piłkarze, wielkie możliwości – wiele krajowych rozgrywek z zazdrością spogląda na Ligue 1. Francuska ekstraklasa nie jest tak elitarnym kierunkiem, jak Premier League, jednak regularna obecność w europejskich pucharach czy po prostu gra w jednej z najlepszych lig globu to perspektywa wielokrotnie lepsza niż rywalizacja na polskich, czeskich, austriackich, portugalskich czy szwajcarskich boiskach. To na Francję zwrócone są oczy całego świata i dlatego jej problemy są wyraźnie eksponowane w medialnym przekazie.
Tak, na Zachodzie we Francji sobie nie poradzili
Jednak media wcale nie wyolbrzymiają skaz, jakie oszpecają trójkolorową flagę. Na Zachodzie sobie nie poradzili, a przynajmniej nie wszędzie. Francuzom daleko do poziomu Premier League, która mimo szeroko zakrojonych działań, nadal zmaga się z rasizmem czy nieobyczajnym zachowaniem na trybunach. Wprawdzie trudno przemilczeć sceny, jakie rozegrały się na Old Trafford przed Bitwą o Anglię, jednak doniesień z Wysp jest zdecydowanie mniej niż z drugiej strony kanału La Manche. Dla Brytyjczyków zamieszki czy jakiekolwiek nieprzyzwoite wybryki podczas ligowych spotkań to coś, co spotyka się z natychmiastową reakcją (również rządową), natomiast we Francji to już niemal świecka tradycja. Czy obrazki z Nicei były zaskakujące? Śmiem wątpić. Na pewno nie dla piłkarzy Marsylii, którzy w pierwszej kolejce nowego sezonu musieli zmierzyć się z podobną, chociaż zdecydowanie mniej poważną sytuacją.
W Ligue 1 panuje ciche przyzwolenie na rządy kibiców. Władze ligi (najprawdopodobniej) zdają sobie sprawę z tego, jak poważna jest sytuacja, jednak nie sposób nie odnieść wrażenia, że już dawno utraciły kontrolę nad tym, co dzieje się pod ich nosem. Jaki wpływ na tę obojętność ma chęć zapełnienia trybun? Ten czynnik odgrywa naprawdę dużą rolę. Bez fanów nie ma wpływów do klubowego budżetu, co dobitnie pokazały mecze za zamkniętymi przez epidemię drzwiami. Nikt nie zamierza pozwolić na powtórkę tej sytuacji. Oczywiście wobec aktualnej sytuacji to myślenie życzeniowe, jednak dopóki widownia może uczestniczyć w wydarzeniach sportowych, niewielu jest gotowych, by tę możliwość ograniczać. Dlatego ci, którzy goszczą na ligowych obiektach, czują się bezkarni. A to, co dzieje się podczas meczów, niejako odzwierciedla nastroje społeczne. We Francji od dłuższego czasu nie jest “elegancko”. Nerwowo – to zdecydowanie lepsze określenie. I na ulicach, i na trybunach.
Wszyscy mają dosyć
Dwa tygodnie po wydarzeniach ze Stade de la Mosson granica między widownią a głównymi bohaterami spektaklu została przesunięta o kolejny stopień. Natomiast w po prostu Nicei została zatarta niczym linia narysowaną kredą na chodniku. I to nie zachowanie Payeta, który po 70 minutach wyzwisk i bezpośrednich ataków w końcu stracił cierpliwość, było czynnikiem zapalnym. Pomocnik OM odrzucając butelkę, którą został trafiony, w wyjątkowo spektakularny sposób przedstawił żądania wszystkich piłkarzy. “Zróbcie coś z tym. Mamy już dosyć.” Niezależnie od tego, czy przewidział reakcję fanów Les Aiglons, trudno winić go za ten czyn. W tym sezonie były reprezentant Francji już dwukrotnie musiał zejść do szatni z powodu napiętej sytuacji na trybunach. Przypomnijmy – rozegrano zaledwie trzy kolejki.
Piłkarze, z racji wykonywanego zawodu, powinni być bardziej odporni na krytykę, zarówno tę wirtualną, jak i rzeczywistą. Jednak niezależnie od rodzaju pracy i mimo ogromnych zarobków, zawodnicy to przede wszystkim ludzie. Trudno funkcjonować w środowisku, w którym ataki na twoją osobę są niemal tradycją. Jednego dnia ktoś próbuje podpalić miejsce, w którym trenujesz, innym razem zostajesz trafiony butelką rzuconą z trybun. Na dodatek nie możesz spać spokojnie, ponieważ włamania do domów graczy to chleb powszedni. O koncentrację na boiskowej rywalizacji też trudno – przestępcy najczęściej wybierają godziny, w których piłkarze przebywają poza miejscem zamieszkania.
Jeżeli władze Ligue 1 i podległe jej kluby nie osiągną porozumienia w kwestii walki ze stadionowym chuligaństwem, niedługo pozostanie im zmierzyć się z odpływem nie tylko lepszych zawodników, ale także sponsorów. I nawet obecność w rozgrywkach takiego hegemona jak PSG niewiele zmieni. Już teraz francuska ekstraklasa składa się z Paryżan i “reszty”, przez co traci na atrakcyjności i sportowym poziomie, czego dowodem jest spadek w rankingu UEFA. Kibice, przy cichym przyzwoleniu góry, zostawiają za sobą spaloną ziemię. Pytanie, kiedy uczynią ją całkowicie niezdatną do użytku.
Komentarze