Remis Realu Madryt z Realem Betis i porażka Atletico na San Mames w Bilbao sprawiły, że sytuacja na szczycie tabeli uległa kolejnemu przetasowaniu. W tej chwili w najlepszej sytuacji znajduje się Barcelona, która, jeśli w czwartek wygra zaległy mecz z Granadą, obejmie fotel lidera.
Pojedynek ślepego z kulawym? Niekoniecznie
Po rundzie jesiennej wydawało się, że mistrzostwo Hiszpanii dla Atletico jest niemal pewne. Rojiblancos rozegrali niemal perfekcyjną pierwszą połowę sezonu, a Real i Barcelona znajdowały się w sporym dołku. Teraz, między czwartą Sevillą, a pierwszym Atletico są zaledwie trzy punkty różnicy, a Marca zapowiada najbardziej pasjonujący finisz od sezonu 2006/2007.
Atletico radzi sobie lepiej bez Suareza i Felixa?
Nagłówek to, oczywiście, żart, ale w każdym z nich znajduje się ziarno prawdy. Pod nieobecność gwiazdorskiego duetu Diego Simeone odnalazł na nowo Angela Correę, Marcosa Llorente i wspierającego ten duet Yannicka Carrasco. Ta nowopowstała linia ataku była nie do rozgryzienia dla defensyw Eibaru i Hueski. W meczu z Athletikiem nie wyglądało to już tak dobrze, ale wprowadzenie z ławki Luisa Suareza i Joao Felixa nie odmieniło gry drużyny. Rojiblancos zdołali, wprawdzie, strzelić na 1:1, ale to trafienie zapewniają Carrasco i Stefanowi Saviciowi.
I tu rodzi się pytanie, czy może Correa i Llorente powinni pozostać w swojej roli, czy jednak dwa fenomenalne występy duetu były możliwe tylko dzięki wątpliwej jakości defensyw, z jakimi się mierzyli? Tak czy owak, Diego Simeone nie zrezygnuje z najskuteczniejszego (Suarez) i najdroższego (Felix) napastnika, zwłaszcza, że w składzie i tak znajdzie się miejsce dla Carrasco i Llorente.
Dla Atletico nie jest jeszcze za późno w walce o tytuł. Jakby nie patrzeć, wciąż zależą tylko od siebie. Jeżeli wygrają wszystkie spotkania – w tym to na Camp Nou – zostaną mistrzami. Ale trudno uwierzyć w gładką końcówkę sezonu, patrząc na ostatnie potknięcia Rojiblancos. Ponadto, przed porażką z Athletikiem, wygraliby mistrzostwo nawet remisując na stadionie Barcelony. Teraz będą musieli tam zaatakować, zostawiając za sobą mnóstwo przestrzeni dla Jordiego Alby, Segino Desta, Frenkiego De Jonga i Leo Messiego.
Realowi Madryt brakuje paliwa
Walka na dwóch frontach wydaje się dla Królewskich wyniszczająca. Dwumecz z Liverpoolem i El Clasico przypłacili kontuzjami Luki Modricia, Toniego Kroosa czy Ferlanda Mendy’ego. W dwóch z trzech ostatnich meczów dwukrotnie bezbramkowo zremisowali i dziś entuzjazm po wygranym starciu z Barceloną znacznie osłabł. Do tej pory Los Blancos mogli wierzyć, że “gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta”, ale teraz Katalończycy nie tylko znajdują się w najwyższej formie, ale i potrzebują zaledwie remisu w domowym meczu z Atletico, a i tak będą mieć więcej punktów niż ich odwieczny rywal.
Wydaje się więc, że Zinedine Zidane skupi się na Lidze Mistrzów. Tam od sięgnięcia po trofeum – i to bardziej prestiżowe niż mistrzostwo – dzielą go trzy mecze. Przypuszczam, że pomiędzy spotkaniami z Chelsea po raz kolejny zobaczymy na boiskach ligowych skład rezerwowy. A starcie z Getafe pokazało, że Królewscy w tym momencie nie mają “zespołu B”.
Barcelona zależy tylko od siebie
Gdy na przełomie 2020 i 2021 roku Ronald Koeman mówił wprost, że Barcelona nie ma kadry zdolnej do rywalizowania o trofea, kibice zespołu posępnie, ale kiwali głowami. Wszystko wskazywało na to, że ewentualny triumf w Pucharze Króla mógłby osłodzić przejściowy sezon, pełen niepewności finansowej, instytucjonalnej i sportowej.
Apetyt urósł w miarę jedzenia. Barcelona zmiażdżyła Athletic w finale krajowego pucharu i teraz ma chrapkę na dublet. I w tym momencie Katalończycy wyrastają na wyraźnych faworytów wyścigu. Prezentują się najrówniej, a w teoretycznie najtrudniejszym z pozostałych wyjazdów zdobyli komplet punktów po dublecie Antoine’a Griezmanna. To jednak nie tak, że w biurach Camp Nou powinni już chłodzić szampany. Najpierw Barcelona musi unieść presję związaną z czwartkowym meczem z Granadą. Jeżeli Duma Katalonii odrobi straty i pokona ćwierćfinalistę Ligi Europy, zasiądzie na fotelu lidera. Następnie Ronald Koeman musi kontynuować, powtarzaną jak mantra teorię pt. “każdy kolejny mecz to finał”, z zaznaczeniem, że spotkanie z Atletico to jednak finał Ligi Mistrzów, podczas gdy pozostałe starcia to co najwyżej finał Pucharu Króla.
Według mnie to właśnie niespodziewana porażka Atletico w Bilbao może okazać się kluczowa w kontekście walki o mistrzostwo. Przed nią Barcelona była zmuszona do pokonania u siebie Los Colchoneros w starciu zaplanowanym na 8 maja. Wiemy, że Atletico nie czuje się w prowadzeniu meczu tak dobrze, jak Katalończycy. A wszystko wskazuje na to, że w meczu na Camp Nou będą do tego zmuszeni, a taka postawa to woda na młyn dla Leo Messiego i spółki.
“Najlepsza Sevilla w historii” trzyma dystans
W tym wszystkim nie wolno zapominać o Sevilli. Na przełomie lutego i marca wydawało się, że podopieczni Lopeteguiego wpadli w spory kryzys. Utrata przewagi i odpadnięcie z Pucharu Króla, eliminacja z Ligi Mistrzów po kiepskim dwumeczu z BVB i wreszcie kiepskie występy w lidze. Teraz, jednak, Los Nervionenses notują najlepszą serię ze wszystkich drużyn zamieszanych w walkę o mistrzostwo. Wygrali pięć ostatnich ligowych starć i z tylnego siedzenia przyglądają się, czyhając na błąd jednego z gigantów. Nie chce mi się wierzyć, by Sevillę stać było na sięgnięcie po pierwszy puchar La Ligi od 75 lat, ale Andaluzyjczycy mogą jeszcze sporo namieszać. Zwłaszcza, że w kolejce, w której Atletico zawita na Camp Nou, Sevilla zmierzy się na wyjeździe z Realem Madryt.
Bukmacherzy. Kurs na mistrzostwo Hiszpanii
Nie może dziwić, że bukmacherzy upatrują w Barcelonie głównego kandydata do sięgnięcia po mistrzostwo. Katalończycy zależą tylko od siebie, a ponadto rozgrywki ligowe są jedynymi, na których muszą się skupić. Zarówno STS, jak etoto i Betfan proponują kurs 1,50 na ostateczny triumf Dumy Katalonii.
Mniejsze szanse na tytuł ma Atletico, które znajduje się w gorszej sytuacji, ale również nie musi oglądać się na rywali. Kurs na zdobycie tytułu przez Los Colchoneros oscyluje pomiędzy 3,25 (STS), a 3,40 (etoto i Betfan).
Znacznie mniej prawdopodobny wydaje się sukces Realu Madryt. Królewscy muszą, po pierwsze, zacząć regularnie wygrywać mecze, a po drugie liczyć na potknięcia – w liczbie mnogiej – Barcelony. STS oferuje kurs 9, etoto 8,50, a Betfan 8,20 na obronienie przez Los Blancos mistrzostwa Hiszpanii.
Ze względu na brak doświadczenia i zależność od rywali, Sevilla nie ma, według bukmacherów, większych szans na zrobienie historycznej niespodzianki. STS za każdą złotówkę postawioną na Andaluzyjczyków proponuje 35, a etoto 31 złotych. Kurs w Betfanie wynosi 32.
Kto zostanie mistrzem Hiszpanii w sezonie 2020/21?
1.50
Barcelona
3.25
Atletico
9.00
Real
35.00
Sevilla
|
Odwiedź STS | |
1.50
Barcelona
3.40
Atletico
8.50
Real
31.00
Sevilla
|
Odwiedź etoto | |
1.50
Barcelona
3.40
Atletico
8.20
Real
32.00
Sevilla
|
Odwiedź Betfan |
Kursy aktualne na 26.04.2021 11⁚00
Komentarze