Szkoci przyćmili angielską Premier League. Spektakl dla wybrańców

Old Firm Derby - Celtic Park
Obserwuj nas w
Na zdjęciu: Old Firm Derby - Celtic Park

Szacuje się, że około 200 tysięcy kibiców Celticu zabiegało o bilet na środowe derby Old Firm przeciwko Rangers. Problem w tym, że stadion w dzielnicy Parkhead w Glasgow pomieścić mógł “tylko” 60 tysięcy z nich. Eksperci ze Sky Sports i BBC przyznali, że takiej atmosfery nie doświadczyli na żadnym meczu od dawna – mimo że na co dzień zajmują się choćby angielską Premier League. Euforii na trybunach trudno jednak się dziwić, bo Celtic rozbił odwiecznego rywala, Rangers, 3:0.

  • W rozgrywanych w środę 2 lutego derbach Glasgow Celtic pokonał Rangers 3:0 i awansował na fotel lidera szkockiej Premiership.
  • Wyjątkową atmosferą na trybunach poruszeni byli wszyscy – od komentatorów telewizyjnych po samych zawodników.
  • Zdobycie wejściówki na derbowy mecz graniczyło z cudem. Na czarnym rynku ceny biletu przekraczały 500 funtów.

Zdobycie biletu graniczyło z cudem

O tym, by wybrać się na derby Old Firm myślałem od kilkunastu lat. Z Celtikiem sympatyzować zacząłem jeszcze w 2003 roku, gdy klub oczarował całą Europę – w tym mnie – dochodząc do finału Pucharu UEFA. Dopiero tam po dogrywce musiał uznać wyższość FC Porto dowodzonemu przez Jose Mourinho. Fakt, że kilka lat temu przeniosłem się do Glasgow nie sprawił jednak, że przybliżyłem się do tego, by obejrzeć derbowy pojedynek z Rangers. Mecz ten, jak podkreślają lokalni, zarezerwowany jest dla wybrańców lub wielkich szczęściarzy.

Zdobycie biletu na ten mecz graniczy z cudem. Ponad 50 tysięcy miejsc na stadionie zajmują bowiem karnetowicze. Bilety na derby nigdy nie trafiają do zwykłej sprzedaży. Czasem dodatkowe wejściówki oferowane są osobom z sezonowymi abonamentami. Tym razem wspomniane “extra” bilety rozeszły się w niecałe 20 minut. Zdobycie samego karnetu też nie jest łatwe. Niektórzy czekają w kolejce po 4-5 sezonów. Mi udało się zdobyć go po “zaledwie” dwóch latach. Dopisało mi szczęście, bo z powodu pandemii koronawirusa wielu fanów zrezygnowało z opłacania biletów na kolejny sezon.

Nie brakowało jednak desperatów, którzy próbowali dostać się w środę na mecz. W Internecie na forach z Glasgow znaleźć można było oferty przekraczające 500 funtów (prawie 3 tysiące złotych). Jeden z mężczyzn deklarował, że zjawi się pod stadionem z 700 funtami. Byle tylko dostać się na ten mecz. Faktem jest, że pojedynek z 2 lutego miał być rzeczywiście wyjątkowy. Kibice Celticu byli wygłodniali, bo z powodu pandemii koronawirusa nie byli w stanie wejść na derby z Rangers od grudnia 2019 roku. Dodatkowo gospodarze liczyli na przełamanie. W poprzednim sezonie The Bhoys stracili tytuł mistrzowski. W siedmiu ostatnich derbach doznali aż sześciu porażek.

Atmosfera jakiej nie znajdziesz w Anglii

Ci, którzy mówili o wyjątkowej atmosferze towarzyszącej tym meczom nie kłamali. Choć oglądałem z wysokości trybun spotkania mistrzostw Europy czy europejskich pucharów, wrzawy i adrenaliny, jaka towarzyszyła temu starciu, nie doświadczyłem nigdy wcześniej. Sąsiedzi zajmujący krzesełka obok wprawili mnie w zdumienie. Na co dzień, przy okazji zwykłych ligowych meczów z Dundee United czy Aberdeen oglądają wydarzenia boiskowe w ciszy. Co innego na derbach. Śpiewali i krzyczeli przez niemal całe 90 minut. Gdy Celtic strzelał bramki na 2:0 i 3:0, z wielu oczu poleciały łzy.

Na atmosferę na Parkhead zaniemówili sami dziennikarze i komentatorzy SkySports – mimo że na co dzień zajmują się angielską Premier League. W Szkocji nie ma tak wielkich pieniędzy jak w lidze, która gra zaledwie 100 mil od Glasgow. Jak słusznie zauważył jednak jeden z kibiców podczas meczu, niektórych rzeczy nie da się kupić za pieniądze. Żadne inwestycje w Manchester City czy Newcastle nie sprawią bowiem, że w Anglii pojawią się tak głośni i oddani kibice jak w Glasgow.

Byłem na wielu meczach, od Ligi Mistrzów po Premier League, ale to, czego doświadczyłem tutaj to istne szaleństwo. Nie spodziewałem się, że kibice mogą być tak głośni. W szatni wraz z kolegami nie wiedzieliśmy, co powiedzieć – wyznał po meczu dla BBC jeden z pomocników Celticu, Mtt O’Riley.

W wyjściowej jedenastce gospodarzy zagrało dziewięciu piłkarzy, dla których były to pierwsze w życiu derby na Celtic Park. Jeszcze sezon temu Celtowie znajdowali się w największym kryzysie dekady. Przegrali mistrzostwo i zamierzali zacząć przebudowę zespołu. To Rangers, dowodzeni wówczas przez Stevena Gerrarda, byli murowanym kandydatem do zdobycia tytułu. W Celticu mówiło się o znanych menedżerskich nazwiskach. Ostatecznie, dość niespodziewanie, kontrakt otrzymał Australijczyk bez doświadczenia w europejskich klubach, Ange Postecoglou.

Juranović jedną z gwiazd derbów

Choć mamy dopiero półmetek sezonu można zaryzykować stwierdzenie, że zarząd Celticu trafił w dziesiątkę. Transfery dokonane za namową tego szkoleniowca odmieniły grę i styl zespołu z Parkhead. Wszyscy zachwycają się zwłaszcza Japończykami. Pozyskany za 5,5 miliona funtów Kyogo Furuhashi strzela jak na zawołanie zdążył zostać ulubieńcem fanów. Ma jednak poważnego konkurenta. W styczniu do Celticu trafił jego rodak, Reo Hatate i w derbowym meczu z Rangers zdobył dwa bajeczne gole sprzed pola karnego.

Postecoglou pracował z powodzeniem z Yokohama Marinos i pokazuje, że tamtejszy rynek transferowy jest przez europejskie kluby totalnie zaniedbany. Wspomniany Hatate kosztował go zaledwie 1,5 miliona funtów, a już teraz widać, że ma zadatki nawet na to, by z powodzeniem radzić sobie w angielskiej Premier League. Wśród kilku graczy zbierających najwyższe noty jest także Josip Juranović. Chorwat sprowadzony z Legii Warszawa jest w Glasgow ostoją defensywy. W środę grał w zasadzie bezbłędnie, dodatkowo wspierając drużynę odważnymi podaniami w ofensywie. Otarł się nawet o miano piłkarza meczu, ale ostatecznie trafiło ono w ręce Hatate.

Rangers, których opuścił w trakcie sezonu Steven Gerrard, wpadli w poważny dołek. Jeszcze trzy tygodnie temu wyprzedzali w tabeli Celtic aż sześcioma punktami. Po zakończeniu zimowej przerwy The Gers zaczęli jednak gubić punkty. Przed derbami ich przewaga stopniała do dwóch oczek. Wygrana w środę smakowała więc podwójnie, bo Celtic po raz pierwszy od blisko dwóch lat wrócił na fotel lidera.

Mówienie, że triumf gospodarzy to konsekwencja odejścia z Rangers Gerrarda byłoby jednak nieuczciwe dla imponująco budowanej drużyny z Celtic Park. Nawet najwierniejsi fani The Bhoys twardo stąpają raczej do ziemi. Wszyscy spodziewają, że walka o tytuł będzie długa i zacięta, a Rangers jeszcze zdołają się w tym sezonie podnieść. Zwłaszcza, że już na początku kwietnia szansa do derbowego rewanżu na Ibrox Park.

Z Glasgow dla goal.pl Michał Wachowski

Czytaj także: Zatrudnili gwałciciela. W proteście odchodzą sponsorzy i pracownicy klubu

Komentarze