Mogło zdarzyć się każdemu, ale zawsze zdarza się Cracovii

Michał Probierz
Obserwuj nas w
fot. Grzegorz Wajda Na zdjęciu: Michał Probierz

W 2010 Hertha Berlin zajęła ostatnie miejsce w Bundeslidze, mimo że rok wcześniej była w niej czwarta, a w pięciu poprzednich latach cztery razy kwalifikowała się do europejskich pucharów. Spadła nie dlatego, że w rok doszło tam do rewolucji kadrowej, a po prostu stopień degrengolady zaczął wykraczać poza jakiekolwiek normy. To tylko przykład, by zrozumieć, jak niewiele brakuje obecnej Cracovii, by też wmieszała się w “walkę o spadek”.

Steffen Rohr z “Kickera” pisał wtedy: “Trudno w ogóle określić postawę piłkarzy z Berlina w tym sezonie. Oni grali tak, jakby chcieli spaść. Ale można opuścić ligę po walce, a można też, tak jak gracze Herthy, po prostu odpuścić cały sezon”. Dwa mecze Cracovii w 2021 roku to zbyt mała dawka, by znaleźć znak równości między słowami Rohra, a ogólną postawą Pasów, ale na tym bardzo krótkim dystansie wszystko się zgadza. Cracovia gra tak, jakby chciała spaść.

Mecz o ostatnie miejsce w tabeli

Jeszcze w grudniu Michał Probierz w rozmowie z goal.pl mówił, że największym problemem Pasów są odjęte punkty, bo gdyby przywrócić jej pięć oczek, wciąż kręciłaby się wokół podium. Dziś byłaby ósma, więc tendencja jest zauważalna. Zwłaszcza, jeśli porównamy Cracovię rok do roku – w poprzednim sezonie po 16. kolejce była trzecia ze stratą punktu do lidera i w następny weekend grała o możliwość patrzenia na całą ligę z góry. Teraz zagra z Podbeskidziem w meczu, którego stawką będzie uniknięcie ostatniego miejsca w tabeli.

Ale dzisiejsza Cracovia to coś znacznie gorszego niż pozycja w lidze i potencjalne dołączenie do wyścigu o utrzymanie. To drużyna, która nie potrafi – jak to mawiał Henryk Kasperczak – zareagować pozytywnie.

Nikt nie skoczył w ogień

Jeśli spojrzymy, jakie zespoły i jacy trenerzy odnosili w ostatnich latach w Europie największe sukcesy, wyjdzie nam, że są to Hansi Flick, Juergen Klopp i Zinedine Zidane. Każdy z nich dialog z zespołem wprowadził na poziom gwrantujący mu, że gdyby któryś piłkarz miał za nim skoczyć w ogień, po prostu by to zrobił. Pod Probierzem w poprzednim tygodniu zapaliło się wyraźnie. Jego zawodnicy nie skoczyli, a dołożyli drewno, by nie zgasło. Oczywiście zbyt daleko idącym wnioskiem byłoby pisanie, że Probierz jest zły, więc piłkarze nie chcą za niego umierać. Wręcz przeciwnie. Niemal na pewno problem leży po stronie mentalności zawodników, bo brak reakcji na ostatnie wydarzenia musi mieć solidne fundamenty w ich głowach. Tyle, że tych zawodników Probierz dobierał sobie sam.

Nie zawsze gryzienie trawy przekłada się na wynik, ale zawsze pokazuje stopień zaangażowania. W Szczecinie trudno było jakąkolwiek reakcję dostrzec. Ani różnica w sportowym poziomie zawodników Cracovii i Pogoni, ani między kompetencjami Probierza i Kosty Runjaica nie są tak ogromne, by Pasy nie oddały przez 90 minut ani jednego celnego strzału. A w pierwszej połowie jakiegokolwiek.

Rzecz o mentalności

Probierz, który dostał też kompetencje wiceprezesa, jak żaden trener w Ekstraklasie miał możliwość “podlewania” swojego “drzewka” dokładnie takimi środkami, jakie – w oparciu o budżet – wybierze. Jeśli piłkarze trafiający pod Wawel są mentalnie słabi, trudno za ich podpisanie winić kogoś spoza Cracovii. Ostatnio przy okazji transferu Kamila Piątkowskiego do Salzburga pisaliśmy, jak wygląda rekrutacja nowych zawodników w RB. – W naszym dziale wszyscy wiedzą, jakiej charakterystyki u piłkarza szukamy. Potrzebujemy szybkości, inteligencji, dobrej mentalności, dobrego charakteru, graczy o mocnej psychice. Może to trochę różni się od metod w innych klubach – mówił Christoph Freund, dyrektor sportowy klubu. I tłumaczył na przykładzie Sadio Mane. – Najpierw dostrzegliśmy jego potencjał. Później oceniliśmy jego ruchy na boisku, szybkość, głód strzelania goli. Piłkarsko imponował, co otworzyło drzwi do spotkania. Chcieliśmy ocenić jego mental. Po chwili było dla nas jasne, że tu też się wszystko zgadza, że Mane jest idealnym kandydatem, by zrobić następny krok. Mentalność piłkarza jest bardzo ważna. Zawsze powtarzam, że ważniejsza niż talent. Zawsze interesuje nas, jak zawodnik zachowuje się poza boiskiem, jak trenuje, jaka jest jego reakcja na porażkę, jakie ma relacje z kolegami z drużyny. Staramy się zebrać wszystkie informacje na jego temat.

Freund zwrócił uwagę na jeszcze jedną właściwość: piłkarze sprzedawani z danego klubu są jego najlepszymi ambasadorami. To dlatego nikt się nie boi sięgać po zawodników Salzburga, a za młodego gracza Dinama Zagrzeb zawsze zapłaci więcej niż wydałby na tego samego piłkarza grającego w innym zespole. Obcokrajowcy sprowadzani do Krakowa wagonami po odejściu z Kałuży odbijali się od poważnego futbolu. Podobnie jak w ogromie przypadków znanych z Ekstraklasy, ale z tą różnicą, że w innych klubach nie mamiono wielką wizją i projektem obrazowanym przez podlewanie roślinki.

“Nie da się inaczej”

Tymczasem Cracovia zbudowała kolejną już wieżę Babel z piłkarzy o niezłych umiejętnościach, prawdopodobnie słabym mentalu, bez ducha drużyny. Bez chęci, by przy pierwszej okazji wysłać sygnał: trenerze, jesteśmy z tobą. W Krakowie powstał zespół, który po zebraniu wszystkiego do kupy potencjał ma raczej dyskretny. W którego gabinetach przyjęto postawę: nie da się inaczej.

W Cracovii jedynym grającym w podstawowej jedenastce Polakiem jest młodzieżowiec w bramce, bo “tak musi być”. Michał Probierz w wywiadzie dla “Przeglądu Sportowego”: – Zaczyna mnie to bawić. Ma grać ktoś dobry czy Polacy? Skoro wyjeżdżają coraz młodsi piłkarze, w pierwszej lidze gra bardzo dużo obcokrajowców, to tak być musi. Zachodnie kluby biorą dziesięciu zawodników na zasadzie, że jak jeden wypali, to i tak im się opłaci. (…) Czepianie się o to, uważam za szukanie dziury w całym. W innych klubach Polacy też mało grają. Wiem, że kiedyś mówiłem coś innego o młodzieży, ale czasy się zmieniły. Dawniej można było sprowadzić Świderskiego z SMS-a, teraz każdy młody chłopak od razu jest oferowany za granicę.

W Cracovii grają więc “dobrzy obcokrajowcy” zamiast Polaków, bo nie ma warunków do stworzenia innych proporcji. A jak wygląda to w innych klubach, które zostały przywołane przez wiceprezesa? W Warcie Poznań zagrało ich dziesięciu. Tylko o jednego mniej w Zagłębiu Lubin. W Stali Mielec i Wiśle Płock – ośmiu. W Legii, Lechii i Piaście – siedmiu. W Pogoni sześciu. Po pięciu w Wiśle Kraków, Jagiellonii, Podbeskidziu, Górniku i Śląsku. W Lechu czterech, w Rakowie trzech.

A w Pasach jeden. W poprzednim sezonie nie było niczym dziwnym, gdy z miejscowych grał tylko Kamil Pestka, kolejny wymuszony przez przepis o młodzieżowcu. Mogło zatem się zdarzyć każdemu, ale zawsze zdarza się Cracovii. Michał Probierz tego nie przyzna, ale budowa jego klubu zabrnęła w ślepy róg. Janusz Filipiak tym bardziej, w końcu dla niego głównym problemem jest sędziowska spółdzielnia mająca sprawić, by ligowa poprzeczka zawsze była zawieszona zbyt wysoko. A prawda jest taka, że jeśli Cracovia przesuwa się w górę, jak w poprzednim sezonie, jest to incydentalne. Pierwsze od dziesiątek lat trofeum wywalczone przez ten klub pół roku później pokazuje, że nie stanowiło wejścia w piękną przyszłość, a było tylko miłym doświadczeniem na mapie bylejakości. Niemcy mawiają “einmal ist keinmal”. Raz się nie liczy.

Cieszy, że Cracovia wybudowała nowoczesny ośrodek treningowy, bo być może za kilka lat zmienią się jej metody działania. Obecne – z udziałem wcale niewysokiej kary za korupcję sprzed lat – doprowadziły do meczu z Podbeskidziem, po ewentualnym przegraniu którego Pasy będą za półmetkiem sezonu zajmować przedostatnie miejsce. I to przy założeniu, że dobrze ułożą się inne wyniki.

Komentarze