Andrzej Michalczuk to jeden z najlepszych obcokrajowców w historii Ekstraklasy. Mistrz Polski i uczestnik Ligi Mistrzów z Widzewem Łódź. Z ukraińską legendą polskiej ligi porozmawialiśmy o rozpętanej przez Rosję wojnie za naszą wschodnią granicą. Michalczuk ma najbliższych w samym Kijowie, nam opowiada o tym, jak wygląda ich życie, jak Ukraińcy wdzięczni są za pomoc Polakom, a także jak wygląda rosyjska propaganda. Michalczuk jest pewny, że Putin wojnę przegra.
- Agresja Rosji: “zaczęliśmy żyć w innym świecie”
- Kijów to forteca. Jak wygląda życie w stolicy Ukrainy
- Polacy to ludzie, którzy zawsze są gotowi do pomocy
Co pan pomyślał w dniu, kiedy rozpoczęła się wojna?
Żona obudziła mnie o 5 rano telefonem z Kijowa. Powiedziała, że wojska rosyjskie zaczęły ostrzeliwać punkty wojenne. Moi bliscy mieszkają akurat 15-20 minut od lotniska Boryspol, więc mówili, że okna w ich bloku zaczęły drżeć od wybuchów.
Pomyślałem sobie wtedy, że nie tylko Ukraina, ale cały świat obrócił się właśnie o 180 stopni. Zaczęliśmy żyć w innym świecie. A potem wiadomo, jak każdy – zacząłem myśleć jak najszybciej ściągnąć rodzinę do Polski. Zastanawiałem się też jak długo to wszystko może potrwać, jak zareaguje świat, czy pomoże Ukrainie.
I w tym momencie jak pan patrzy na działania Zachodu?
Ciężko mi się na ten temat do końca wypowiadać, bo weźmy choćby sankcje: nie znam się na tym. Nie jestem ekonomistą. Ale powiem to, co sam widzę. W związku ze swoją pracą dużo jeżdżę po kraju, raz w tygodniu jadę też do Niemiec. I pytam: co w Polsce i na Zachodzie robią ciężarówki na rosyjskich rejestracjach? Co oni tutaj robią? Po tym myślę, że choć sankcje zostały wdrożone, tak chyba wciąż można bardziej nimi uderzyć.
Z mojej strony widać, że Zachód pomaga, ale wszelkie możliwe sankcje, jakie tylko są możliwe, powinny być wprowadzone. Co tylko można. Biznesmeni siedzący w Dumie są na wszystko przygotowani, ale ciekawe co powie rosyjski naród, gdy mocno odczuje wojnę, jaką jego władza zgotowała. Śledzę również rosyjski internet, wiem, że na ten moment nastroje zwykłych Rosjan są różne. Od osób, które, po prostu, nie chcą wojny. Przez tych, co boją się jakkolwiek wypowiadać. Po takich, o których cenzuralnie nie mógłbym się wypowiadać.
Spojrzenie takiego zwykłego Rosjanina może na długą metę być kluczowe.
Kilka dni temu rozmawiałem ze swoim przyjacielem, z którym znamy się jeszcze od lat szkolnych. Jego mama pochodzi z Rosji, z Brańska, ma więc w Rosji liczną rodzinę. Powiedział mi, że rozmawiał z nimi. Wysłuchał ich. A potem powiedział:
– Wiecie co, nie chcę z wami więcej utrzymywać żadnych kontaktów. Więcej do was nie zadzwonię i wy też nie dzwońcie.
Można się więc domyślić, co ci ludzie mu powiedzieli. Przekaz o tym, że Ukrainę trzeba wyzwolić od nazistów.
Wracając do pana bliskich. Czy żonę udało się sprowadzić do Polski?
Wyjechała z Kijowa, przeniosła się bardziej na Zachód. Jest w takim miejscu, gdzie można powiedzieć, że jest bezpieczna. Cały czas jesteśmy w kontakcie. Zaraz też miałem dzwonić do żony, a potem do brata, który jest w Kijowie z synem i córką. Mieszka wciąż na osiedlu, w którym i ja się wychowałem. Wiadomo, że on i jego syn nie mogą opuścić Ukrainy, ale chciałem sprowadzić chociaż siostrzenicę. Powiedziała, że skoro jej ojciec i brat zostają, to ona ich nie zostawi samych.
Ile lat ma pana siostrzenica?
21. Mieszkają z prawej strony miasta, od strony Buczy. Na razie nie ma w mieście wojsk rosyjskich, są 20km przed miastem. Dzisiaj siostrzenica mówiła, że było w porządku, ale były dni, że bardziej słychać te wybuchy. Bratanek ma 23 lata, zapisał się do obrony terytorialnej, budują w Kijowie różne zasieki. Dziś słyszałem w radiu jak ktoś mówił, że Kijów to forteca – jestem pewien, że tak to właśnie wygląda. Z tego co wiem, to każdy trzyma się swojego osiedla, robi na nim swoje niespodzianki dla rosyjskich okupantów. Brat także pomaga zabezpieczać takie składy, nosi worki z piaskiem… Każdy coś robi.
To jednak musi być dla pana niezwykle trudna sytuacja, bo wciąż są zagrożeni.
Oczywiście. Ale to obawa nie tylko o bliskich. To obawa o wszystkich Ukraińców. Wiemy, że to wojna, otwarta wojna. Bomba może spaść nie wiadomo gdzie. Obojętnie w którym miejscu. Śmigłowiec będzie leciał i zrzuci ją gdzie chce.
Jak wygląda aktualnie życie w Kijowie?
Toczy się. Są sklepy, apteki otwarte. Wiadomo, że nie od rana do wieczora. Wiadomo, że jest godzina policyjna. Dziś rozmawiałem z siostrzenicą – akurat stała w kolejce do sklepu. Nie wszystkie sklepy są pootwierane, jest lista tych, gdzie możesz iść, ale to co potrzebne można zakupić.
Jak panu, który wychował się w Kijowie, patrzy się na zaatakowane rodzinne miasto?
Cała dusza mnie boli. Znałem to miasto od małego. Na Ukrainie czasem mówili mi: ty w Polsce więcej przeżyłeś lat. Ale pamiętam Kijów doskonale. Pamiętam Złote Wrota. Pamiętam nawet jak nad Dniepr jeździłem na ryby. Teraz, te urywki z miasta, barykady… Nie jestem takiej myśli, że to mogłoby spotkać Kijów, ale widzimy wszyscy jak wygląda teraz Charków. Masakra. Serce się kraje.
Ciężko się obecnie na czymkolwiek skupić innym. O tyle dobrze, że posiadam angażującą pracę, w której jestem od rana do wieczora. To pomaga w tym momencie, rzucenie się w wir obowiązków. Ale i tak słucha się, sprawdza. A gdy tylko zacznie się czas wolny, zaczynają się telefony, internet, telewizja. Co nowego zrobili. Czy odbili czy nie odbili. Człowiek przeżywa to wszystko cały czas.
Chciałem powiedzieć, że Polska jest na pierwszej linii frontu pomocy. Ta pomoc jest ogromna. Jestem bardzo, bardzo wdzięczny wszystkim Polakom, całej Polsce, że udzielają takiej pomocy. Zawsze miałem takie zdanie o Polakach: to ludzie, którzy zawsze są gotowi do pomocy. Takie charaktery, że gdy jest trudno, gdy jest potrzeba, są obecni, pomogą. Też Polacy przeżyli swoje trudne czasy. Też za PRL mieli kraj nakryty ręką ze strony Związku Radzieckiego. Wiedzą jakie wszystko jest, doświadczyli tego. I naprawdę bardzo dziękuję. Brak mi po prostu słów, nie mogę tych emocji wyrazić.
Byłem sam osobiście w sobotę na Dworcu Wschodnim. Widziałem jak to wygląda. Widziałem reakcje zwykłych ludzi. Zapadli mi w pamięć ojciec z synem, którzy po prostu przyszli z kanapkami. Własnoręcznie zrobionymi, rozdawanymi dzieciom, żeby chociaż tak pomóc. Ja też odbierałem koleżanki wspomnianej siostrzenicy. Siostrzenica poprosiła, żeby im pomóc. Mieszkają w trzypokojowym mieszkaniu, są bezpieczne -pomogłem jak umiałem, jak mogłem. One też bardzo dziękowały całej Polsce.
Co pana napawa nadzieją w tym trudnym momencie – nadzieją, że jednak będzie dobrze?
Nadzieja? Ja, powiem szczerze, jestem pewny, że będzie dobrze. Może na 99%, bo zawsze jest ten jeden procent, który trzeba zostawić dla… dla wszystkiego. Bo to jest wojna. Ale bronimy się, prawda jest po naszej stronie. Bronimy naszego terytorium. Nie chcemy wojny. My, Ukraińcy, moja rodzina, wszyscy znajomi z Ukrainy – chcemy żyć. Mieszkać w pokoju. Na swojej ziemi. Nie chcemy od nikogo nic. Ostatnio rozmawiałem z żoną, która jeszcze nie zdążyła przyjechać do Polski, ale mówiła do mnie:
– Andrzej, ja już chcę do domu. Wiem, że teraz jest trudno. Ale wygramy. Zwyciężymy. Wszystko odbudujemy. Bo takim jesteśmy narodem, który z ciężkich sytuacji wychodzi obronną ręką.
Rosja przegra. I wszystkiego będzie mocno żałować.
Jest jeszcze Białoruś, z którą też wielu Ukraińców ma więzi, a tutaj, de facto, nóż w plecy.
Może nie Białoruś, a prezydent Łukaszenka. Wszyscy wiemy co się działo dwa lata temu na Białorusi. Przegrał władzę, siłą ją odebrał, a teraz robi takie rzeczy. To jest drugi Putin dla mnie. Szkoda słów. Natomiast chodzą słuchy, że tam jest trochę inna atmosfera w wojsku niż w Rosji. Bądźmy dobrej nadziei. Może chociaż wojska białoruskie nie wejdą. Chociaż Łukaszenka powiedział, że jeśli będzie potrzeba, to wejdzie.
Moim zdaniem morale może odegrać kluczową rolę. Każdy Ukrainiec walczy o swój dom, o swoich bliskich. Odda wszystko. A rosyjscy żołnierze… mamy wiele przykładów wywiadów z nimi, gdzie te ich relacje o wejściu na Ukrainę są różne.
Morale są problemem Rosji, widzimy, że to często młode chłopaki, których dopiero wzięli do wojska. Nieprzygotowani. Natomiast nie wierzę, gdy mówią, że nie wiedzieli gdzie jadą. Ja też byłem w wojsku, zresztą w Związku Radzieckim dwa lata. Każde zadanie, które żołnierz dostaje, ma opisane. Nie chce mi się wierzyć, żeby nie wiedzieli gdzie jadą. Ale wiadomo, że za niewykonanie “prikazu” to jest kara śmierci. Państwo jest w stanie wojny, jest stan wojenny – nie wykonają prikazu, śmierć. Może te chłopaki zrobiliby więcej. Widziałem relacje, gdy zrzucali broń. Może czasem niektóre problemy Rosjan to też sabotaż.
Co, pana zdaniem, stoi za takimi ruchami Putina?
Ma swoje lata. Wie, że niedługo sterów Rosji nie będzie trzymał – mam nadzieję, że straci władzę jak najszybciej. Może chciał bardziej zaistnieć w historii. Ale myślę, że to wszystko będzie bardziej odwrócone. To Zelenski zaistniał. Zelenski jest bohaterem już teraz. Będzie do końca życia dla wszystkich Ukraińców, każdy w Ukrainie tak mówi. Nigdy żaden inny prezydent Ukrainy tyle nie zrobił da Ukrainy. Wiem, że przed wybuchem wojny miał pod górkę, natomiast w momencie próby widać po nim, jaki to człowiek. Nie chciał wyjeżdżać, choć przecież miał takie propozycje. A spójrzmy na Putina, który uciekł z Moskwy, siedzi w jakimś bunkrze. Myślę, że on się nawet swoich boi.
Jak pan ocenia ruchy środowiska piłkarskiego w obliczu wojny?
Popatrzymy na reakcje piłkarzy w Rosji. Kto zareagował? Jeden Smołow. I chyba ktoś jeszcze, ale nie pamiętam. A reszta milczy. Boją się, może boją się nawet o swoją rodzinę. Ja pretensji do nich nie mam. Ale jak Rosja wygrywała, to mówili “chwała Rosji”. Teraz, gdy jest wojna, coraz częściej spotykam u Rosjan wypowiedzi: to nie my. Ja się tym nie zajmuję. To nie moja sprawa. Nie mam na to wpływu. Otóż macie. Piszcie. Gadajcie. Nie bójcie się tego. Wojna się skończy a wy będziecie żyć w tym bagnie? Wracając do piłkarzy: dziś zarabiacie. A za chwilę z kim będzie grać? Z Dynamem Mińsk i Dynamem Brześć?
To kwestia rzecz jasna nie tylko sportowców, wszystkich środowisk. Z prawdą trzeba dotrzeć do ludzi. Widzimy co się dzieje w Rosji – za chwilę nie będzie tam internetu. Jeśli już nie ma. Ja nie wiem jak tam ludzie funkcjonują. Niektórzy mają tak zabite głowy polityką Putina. Gdy usłyszałem Ławrowa, że Rosja nie napadła na Ukrainę, że nie zamierzają napadać na innych… No jak takie rzeczy ludzie mogą mówić? Prawda nie istnieje dla nich.
Dlatego trzeba z nią docierać. Wszystko, każda informacja, która do kogoś dotrze, to małe zwycięstwo. Dlatego ważne są wypowiedzi rosyjskich żołnierzy. Dlatego swoją rolę pełnią nawet takie piosenki jak ta o dronach Bayraktar, która też buduje morale na Ukrainie. Ostatnio czytałem, że przez dwa tygodnie wojny w szpitalach ukraińskich urodziło się ponad cztery tysiące dzieci. Powiem szczerze, byłem w szoku. Niby nic dziwnego, tak się złożyło. Ale tak, życie się toczy. A te dzieci będą pewnego dnia mogły opowiedzieć taką historię swoich początków. Historię narodzin podczas wojny, ale wojny, którą Ukraina wygrała. Bo my wygramy.
Przyznam, jak zobaczyłem zdjęcia zbombardowanego szpitala pediatrycznego…
Wczoraj wracałem z Niemiec, usłyszałem, że ostrzelali ten szpital – naprawdę, prawie się popłakałem. Kto takie coś mógł zrobić? To nie są ludzie. To zwierzęta. Nic więcej nie mogę powiedzieć.
Czego w tym momencie potrzebuje Ukraina?
Spokojnego nieba nad głową. Wsparcia, większego w sankcjach, w broni, również finansowego. A resztę myślę, że sami sobie wywalczymy.
Jeszcze raz, na zakończenie – chciałbym podziękować wszystkim Polakom. Wiadomo, że historii nie zmienimy, jest różna. Natomiast myślę, że po takiej wojnie każdy będzie wiedział, że Polacy i Ukraińcy to bracia.
Rozmawiał Leszek Milewski
Komentarze