– Legia jest innym klubem, niż była wcześniej. Ale nie będę oceniał czy jest lepsza, czy gorsza. Myślę, że będzie mistrzem Polski. Sytuacja byłaby dużo trudniejsza, gdyby to był następny sezon. Wtedy w analogicznym momencie rozgrywek uważałbym, że Raków zgarnie tytuł. Poza nimi nie widzę teraz dla Legii żadnej konkurencji – mówi w rozmowie z Goal.pl Bogusław Leśnodorski, były prezes Legii Warszawa.
Z Bogusławem Leśnodorskim próbowaliśmy umówić się na wywiad od dłuższego czasu, ale zawsze na przeszkodzie stawał ogrom pracy. Wreszcie udało się porozmawiać przy okazji wypadu w góry, choć z zastrzeżeniem, by rozmowa nie dotyczyła Legii. Leśnodorski zaznaczył, że nie chce, by ktokolwiek szukał w jego słowach jakichś złośliwości. Udało się jednak wypracować kompromis i kilka pytań o Legię zadać, aczkolwiek tematów rozmowy było więcej – Lech Poznań, Wisła Kraków, co z jego startem w wyborach na prezesa PZPN i jak ocenia decyzję Zbigniewa Bońka o zwolnieniu Jerzego Brzęczka.
Legia to dziś inny klub
Jak Bogusław Leśnodorski radzi sobie bez Legii?
Bardzo dobrze. Zajmuję się głównie swoją firmą prawniczą, sportem i dziećmi. Wstaję codziennie o piątej rano, by mieć czas na trening. Jakiś czas temu zaangażowałem się w wyprawę z Jędrkiem Bargielem na K2, staram się coś w tych górach zrobić. Założyłem sobie, że do pięćdziesiątki będzie to coś konkretnego, więc wypadałoby się wreszcie przymierzyć. To wymaga sporo dyscypliny i pracy, nie chcę sobie zrobić krzywdy. Choć w dzisiejszych czasach planować coś konkretnie jest raczej trudno.
A gdybym odwrócił pytanie? Jak sobie radzi Legia bez Bogusława Leśnodorskiego?
No i mamy już pytanie z serii kontrowersyjnych…
Nie mogę rozmawiać z panem i nie spytać o Legię…
Obiecałem Zbyszkowi Jakubasowi (właściciel Motoru Lublin, w którym Bogusław Leśnodorski pełni funkcję doradczą – przyp. red.), że nie dam się podpuścić. Ale dobrze, spróbuję odpowiedzieć. Myślę, że Darek na pewno jest zadowolony. Każdy ma swoje wartości i sposób funkcjonowania. Dla mnie klub to zawsze będą ludzie i tym się kierowałem, ale każdy ma prawo mieć własne podejście. Ja mogę śmiało powiedzieć, że Legia nie jest już moim klubem, jest inna niż wcześniej. Ale nie będę oceniał czy jest lepsza, czy gorsza.
A pod kątem sportowym? Chyba nie ma osoby nie narzekającej na wąską kadrę. Nie obawia się pan, że przy konkurencji, która jest tuż za plecami trudno będzie o świętowanie w maju?
Nie. Legia ma dobrych zawodników, choć faktycznie brakuje trzech-czterech solidnych. Nawet w pierwszej jedenastce. Poza tym okienko jeszcze trwa przez kilka tygodni, nie jest powiedziane, że Legia nie będzie silniejsza. Zakładam, że ktoś przyjdzie i nie będzie musiał nadrabiać braków kondycyjnych, bo sezon cały czas trwa, każdy jest w ciągłym treningu. Nie spodziewam się, by miał przyjść ktoś jak Bartek Kapustka, który przez dwa miesiące musiał gonić resztę, bo bardzo długo nie grał. Ale nawet przy braku transferów nie widzę jakiejś katastrofy. Zwłaszcza, że nie ma wielkiej konkurencji. Legii może utrudnić sprawę obecność Rakowa w czołówce, ale nie ukrywajmy – cała ta runda już jest dla nich sukcesem, myślę, że na spokojnie dostaną się do pucharów. Marek Papszun i Michał Świerczewski zobaczą, jak się zachowuje zespół walczący o najwyższe cele i skojrzystają z tej wiedzy w przyszłości. Dla Legii sytuacja byłaby dużo trudniejsza, gdyby to był następny sezon. Wtedy w analogicznym momencie rozgrywek uważałbym, że to Raków zostanie mistrzem Polski. Teraz to nie jest jeszcze ich czas, a poza Rakowem nie widzę dziś dla Legii żadnej konkurencji.
Zatrudnienie Czesława Michniewicza to było coś, pod czym by się pan podpisał?
Oczywiście. Znam go dobrze, lubię i szanuję. Choć trudno mi mówić o takich sprawach, gdy nie ma mnie w środku. Ocenianie z dystansu zawsze jest kłopotliwe, nie zna się wszystkich okoliczności. Ale bez wątpienia to pierwszy poważny trener w klubie od czasów Jacka Magiery.
Sa Pinto był totalnie niepoważny?
Przecież było widać, że to furiat. Za facetem ciągnęła się taka opinia, że finał był znany zanim na dobre zaczął w Legii pracować. A teraz, zdaje się, że jego historia wciąż się powtarza. Mówiłem już kiedyś, że ja nie zatrudniłbym Sa Pinto, ale to nie była jakaś moja kontrowersyjna opinia, wszyscy siedzący w środowisku wiedzieli, co to za człowiek.
Dostał trzyletni kontrakt, mimo że nigdy wcześniej nie pracował w jednym klubie dłużej niż osiem miesięcy.
Słyszałem, choć nie znam żadnych szczegółów, że on sobie ten trzyletni kontrakt sam “ogłosił”. Wszedł na konferencję, powiedział, że podpisał na trzy lata i potem nie było wyjścia. Ale czy to tylko miejska legenda – nie wiem.
Sa Pinto zastąpił Vuković, po którego zwolnieniu Dariusz Mioduski przyznał, że nastąpiło za późno. Zgadza się pan z tym?
Nie było mnie w środku, ale w tym twierdzeniu trudno znaleźć jakąś logikę. Przecież chwilę wcześniej przedłużono z nim kontrakt. Ja chyba bym go nie zwalniał, ale nie ma sensu ciągnąć tego wątku.
Mieliśmy nie podszczypywać obecnych władz Legii, więc spytam, które ich ruchy ocenia pan dobrze?
Paradoksalnie odpowiem, że to jest to pytanie, które nawiązując do prośby Zbyszka Jakubasa, pomijam. Moja odpowiedź mogłaby być różnie zinterpretowana. Powiedzmy sobie też szczerze, że ja wcale tak uważnie ruchów Legii nie śledzę. Moja wiedza i ocena jest dziś stricte kibiowska.
W Wiśle też chcą wymyślić piłkę na nowo
Ale nie da się ukryć, że ciągnie wilka do lasu. Jak nie Legia, to Wisła. Jak nie Wisła to Motor. Piłka to chyba coś więcej niż hobby, co próbuje pan wmawiać.
Ale tak jest! Całe życie byłem w sporcie, trochę się nim bawię. Oprócz tego, co pan wymienił, pomagałem jeszcze w Zagłębiu Sosnowiec. Tak już jest, że jak człowiek stanie się członkiem środowiska, to w nim zostaje. Sytuacji z Wisłą w ogóle nie planowałem. Motoru, który ma ambicje, by stać się znaczącym ośrodkiem na mapie i gdzie wszystko się zgadza, tym bardziej. Zbyszka znam od lat, bardzo cenię, więc skoro poprosił o pomoc, to nie mogłem odmówić. Ale ja sam do piłki naprawdę się nie pcham. Inna sprawa, że prowadzę firmę prawniczą, więc naturalne, że pojawiają się zapytania z różnych klubów. Biznes prawniczy poszedł w kierunku doradztwa. Ktoś uważa, że mam coś sensownego do powiedzenia, to przychodzi.
Po akcji ratowania Wisły interesował się pan, co tam się w środku dzieje?
Z Wisłą nigdy nic mnie nie łączyło. Wie pan, że ja nawet nie przyjechałem nigdy do siedziby klubu na Reymonta, bo uważałem, że po prostu nie wypada? Ale interesuję się tematem Wisły w tym kontekście, że spodobał mi się sposób pracy Tomka Jażdżyńskiego i Jarka Królewskiego. Dobrze by było, by wraz z Kubą Błaszczykowskim stworzyli klub walczący o coś więcej niż 13. miejsce. Bo to już chyba ten czas. Póki co przechodzą dokładnie tę samą drogę, co wszyscy inni. Każdy, kto trafia do piłki, choćby bardzo dobrze szło mu w biznesie, uważa że wymyśli piłkę na nowo. Nie wiem, na czym to polega.
Jesteście na tyle blisko, że wysyłacie sobie życzenia na święta?
Oczywiście. Ja ich bardzo lubię. Nawet niedługo mam się spotkać z Jarkiem, a Tomek przesłał mi jakiś pakiet dokumentów, choć nie miałem okazji go jeszcze przejrzeć. Chyba chodzi o tę akcję, w której z jakiegoś powodu uważają, że Wisła jest najstarszym klubem w Polsce.
Po odejściu Piotra Obidzińskiego napisał pan: “Martwię się, bo kochacie ten klub i chcecie dobrze, ale na razie nawet nie umiecie chodzić, a chcecie biegać. Proponuję coś wygrać, spłacić długi, a potem kozakować… Za to trzymam kciuki”. Rozczarowały pana następstwa akcji ratunkowej w Wiśle?
Na tyle zbliżyliśmy się z chłopakami z Wisły, że można się trochę challenge’ować. Ten tweet to było lekkie podpuszczanie, drażnienie się, żadne podsumowanie ich działalności. Są w piłce dopiero dwa lata, wydaje mi się, że dużo zrobili, choć popełniają też błędy wynikające z tego, że angażują w to wiele emocji. Jest też Kuba, który, wydaje mi się, wziął na siebie za dużo. Za wcześnie było na robienie Dawida prezesem. Mógł wytrzymać ciśnienie, poczekać rok i skończyć piłkarską karierę. Na pewno tak byłoby łatwiej. Ale kto wie, może wyjdzie im to na dobre. W moich słowach trochę przekory, ale ma to też swoją myśl przewodnią – ciężko rozdawać karty bazując tylko na historii. Wisła ma taką, która predysponuje do bycia topowym klubem, ale ostatnie lata są dość trudne. W sporcie liczą się ci, którzy wygrywają i mają kasę, a Wisła ostatnio ma problem z jednym i drugim.
Ekstraklasa po latach miała przedstawiciela w fazie grupowej europejskich pucharów. Przypadek, czy poziom ligi choć trochę wzrósł?
Jeśli raz na cztery lata mamy awans, to jest to raczej przypadek. Inna sprawa, że Lech w tamtym okresie grał dobrze, a po sierpniu katastrofalnie podszedł do tematu. Każdy, kto jest w piłce wiedział, że ci chłopcy nie pociągną zespołu na takim dystansie. Granie w Lidze Europy i Ekstraklasie to dwa różne sporty. Granie co trzy dni, podróżowanie, w dodatku w czasach pandemii, to się nie mogło udać przy podejściu, jakie zaprezentował klub.
Lech chciał zaoszczędzić
Na czym dokładnie polegał błąd Lecha?
Mieli wagon pieniędzy, pewnie około 100 mln. Powinni kupić ze czterech kozaków i zamieść tę ligę, a w kasie zostałoby z 70 mln. To była jedyna szansa na przestrzeni lat, by wyskoczyć przed Legię, ale woleli zaoszczędzić i są, gdzie są. Nie wiem, czy prędko powtórzy im się podobna okazja, bo mieli wszystko, by dziś punktowo być co najmniej na poziomie Legii i Rakowa, a finansowo wysoko ponad nimi. To był ten sezon, w którym mogli wygrać coś konkretnego, a na dziś wydaje się, że szczytem będzie top 3. Nie rozumiem tego, co zrobili na koniec okienka, choć nie powiem, by mnie to specjalnie martwiło.
Z polską piłką jest tak źle, że zachwycamy się dobrą grą Lecha na tle Benfiki, mimo że ten przegrywa 2:4?
Nie oglądałem tego meczu, choć sam przeżyłem kiedyś podobny, gdy przegraliśmy z Borussią 4:8. Ale generalnie to ja jestem za wygrywaniem.
Co pana męczy lub irytuje w polskiej piłce?
Nie ma takiego czegoś, bo może to kwestia niewygórowanych oczekiwań, ale kilka rzeczy mnie dziwi. Na przykład “jazda” z sędziami w sytuacji, gdy sędziowanie w tym kraju jest na dużo wyższym poziomie niż gra w piłkę. Za dużo jest dyskusji na ten temat. Uważam też, że za mało jest transferów wewnętrznych, za mało obiektywnej jakości. Nie ma wspólnego myślenia klubów, każdy – choć to słowo jest tu pewnie nadużyciem – woli działać na własną rękę. To nie podniesie średniego poziomu ligi. Można to porównać do tego, co stało się na K2, gdzie Nepalczycy postanowili coś zrobić naprawdę wspólnie i zaorali całe towarzystwo.
Rozumiem zatem, że nie jest pan w “team Adam Bielecki” i nie twierdzi, że z tlenem się nie liczy?
Oczywiście, że nie. Stała się wielka rzecz, pokazali całemu światu, jak to się robi.
A wracając do piłki. W kwietniu mówił pan, że nie wyklucza startu na stanowisko prezesa PZPN w 2021 roku. To ja teraz mówię: sprawdzam.
Dziś kompletnie o tym nie myślę i nie planuję, ale wie pan jak to jest – życie pisze różne scenariusze. Bez względu na to uważam, że środowisko powinno znaleźć jakiś konsensus przed wyborami. Na ten moment wydaje mi się, że nowym prezesem może być Czarek Kulesza, ale wygranie wyborów 51 do 49 nie będzie dobre dla polskiej piłki. Zbyszek Boniek ma bardzo mocną pozycję i osobowość, ale też nie uważam, że prezes PZPN to jedyne stanowisko odpowiedzialne za polską piłkę. To dużo większa organizacja. Ja jestem zwolennikiem ewolucji, nie rewolucji. Nie może przyjść nowa miotła i wszystko wywrócić do góry nogami.
Skoro ewolucja, to wspiera pan Marka Koźmińskiego.
Znam Czarka Kuleszę i nie jestem przekonany, czy to jest dobry wybór, ale też nie wiem, jakie ma pomysły. Dlatego powiem, że nie mam zdania.
Absurdalna książka Brzęczka
Mówi pan, że życie pisze różne scenariusze i definitywnie nie wyklucza startu, więc zróbmy test. Jest pan prezesem PZPN i po ostatnich meczach reprezentacji musi zdecydować, czy Jerzy Brzęczek poprowadzi Polaków na Euro. Jaka jest to decyzja?
Przede wszystkim uważam, że nie powinna być to decyzja Zbigniewa Bońka, a większego grona osób. Ale abstrahując od tego, ja wolałbym zrobić zmianę przed ostatnimi meczami. Cała dyskusja, że Brzęczek został zwolniony w styczniu, a mógł w grudniu, jest absurdalna, bo to nie ma większego znaczenia.
Dlaczego Brzęczek nie utrzymał posady?
Wiele rzeczy się złożyło począwszy od tej książki, tak abstrakcyjnej, że ciężko ją objąć logiką. Po co ona była? O innych sprawach wolałbym się nie wypowiadać, bo mam pewne kontakty z piłkarzami, ale jeśli z nimi o czymś rozmawiałem, to było jasne, że te informacje zostają między nami.
Między wierszami znów da się wyczytać, że był problem komunikacyjny. Boniek zatrudniając Paulo Sousę kilka razy podkreślał, jak dobre relacje potrafi budować Portugalczyk.
Nie był moim ulubionym piłkarzem, ani nie obserwowałem jakoś specjalnie jego kariery trenerskiej, więc nie mam wyrobionego zdania na jego temat. Ale może coś w tym jest. Komunikacja jest bardzo ważna, zwłaszcza jak nie masz tylu czasów na treningi, bo spotykasz się raz na kilka miesięcy. Gdy zarządzasz grupą 20 piłkarzy, którzy mają bardzo wysokie ego i wyrobioną niezłą opinię, czasem najważniejsze jest im nie przeszkadzać. Zakładam, że Zbyszek dogłębnie przeanalizował tę kandydaturę i trzymam za gościa kciuki, choć wydaje mi się, że trenerem reprezentacji powinien być Polak.
Który?
Nie ma sensu mówić. Podam jakieś nazwisko i stu ludzi powie, że super, a dziewięćdziesięciu pięciu, że tragedia.
Kancelaria, narty, piłka nożna – jak pan ułoży te rzeczy w kolejności od tej, która sprawia panu największą frajdę?
Jeszcze dodałbym rodzinę i dzieci, które zawsze z pracą będą w hierarchii potrzeb na czele. Piłkę i narty mam nadzieję, że zawsze będę umiał pogodzić.
Komentarze