Gdyby zapytać postronnego ekstraklasowego kibica o największe gwiazdy Pogoni Szczecin, pewnie większość wskazałaby na Kamila Grosickiego, może ktoś, kto bardziej docenia grę defensywną, postawiłby na któregoś z bohaterów bloku obronnego lub nawet samego Dante Stipicę. Grosicki kasuje całą konkurencję pod względem sympatii kibiców, pod względem reprezentacyjnej karty, a pewnie też i pod kątem CV. Jest jednak pewien problem, którym wypada się zająć akurat w dzień meczu Pogoni Szczecin z Legią Warszawa.
Jeśli chodzi o wstydliwy dla szczecinian temat gabloty, Grosicki nie jest topem, jego jedyne triumfy to puchary w barwach Jagiellonii. Lepiej wypada nawet Alex Gorgon, jeśli możemy go jeszcze wliczać do stawki, przyzwoite osiągnięcie to też 5 mistrzostw Słowenii u Luki Zahovicia. Najbardziej utytułowanym piłkarzem Pogoni jest jednak ten, który ostatnio grywał dużo mniej. Ten, któremu w meczu z Legią serce będzie biło najmocniej. Michał Kucharczyk, gdzieniegdzie znany też jako Kuchy King.
- Czy Kucharczyk to legenda Legii?
- Pomiędzy Kuchym a Kingiem
- Kontrowersja z Vuko siedzi zadrą w wielu
KOLEKCJONER
Michał Kucharczyk mógłby wpędzić w kompleksy nie tyle konkretnych kolegów z szatni, którzy nie wygrali nawet ułamka tego co on, ale i cały swój klub. Pogoń Szczecin, gdzie kompleks braku trofeum jest tym silniejszy, im mocniejsza na papierze wydaje się portowa jedenastka, nadal czeka na swój triumf w lidze czy w Pucharze Polski (i tylko wrodzony takt nie pozwala nam użyć puenty z filmu “Shrek”). Michał Kucharczyk? W Legii Warszawa zgromadził pięć tytułów mistrzowskich oraz sześć złotych medali za triumf w Pucharze Polski.
Jedenaście do zera w starciu na trofea to wynik przytłaczający. Ale i prowokujący do zadania kluczowego pytania: kto tu tak naprawdę powinien odczuwać wyjątkowe sentyment przed nadchodzącym meczem?
Naturalnie uwaga jest kierowana raczej na zawodnika. Kucharczyk w Legii Warszawa spędził najlepsze lata swojej kariery, często był beneficjentem ogólnego warszawskiego dobrobytu, gdy cała drużyna była na tyle mocna, że i “Kuchego” niosła wysoko w górę. To było widać już jesienią, gdy podczas świętowania zwycięstwa przy Łazienkowskiej wraz z kibicami, Kucharczyk usiadł na murawie, manifestując swoje przywiązanie do Legii. A może nawet coś więcej, niż tylko przywiązanie – bo Kucharczyk wydawał się na poważnie przeżywać, że właśnie jako piłkarz dołożył cegiełkę do potężnego kryzysu jego ukochanego klubu, który zaczynał coraz poważniej wplątywać się w walkę o utrzymanie w Ekstraklasie.
Tamte obrazki obiegły media, natomiast nadal mówiło się o Kucharczyku, który ubóstwia Legię. A gdyby tak odwrócić pytanie? Dziś Legia Warszawa przyjeżdża do Szczecina jako ligowy średniak. Dziś Legia przyjeżdża do Szczecina w składzie, który za czasów “Kuchego” właściwie nie miał prawa się zdarzyć. Bo wielokrotnie pisaliśmy i żartowaliśmy, że Kucharczyk ma więcej Pucharów Polski niż Pogoń realnych szans na występ choćby w półfinale tych rozgrywek. Ale kurczę, gdy spojrzymy na to kim i w jaki sposób gra Legia… Nie jest wykluczone, że Kucharczyk będzie jedynym na murawie zawodnikiem, który może budzić skojarzenia z wielkimi chwilami warszawskiego klubu. Przecież symbolem czy chociaż jednym z symboli tych wszystkich mistrzostw, pucharów czy też występów w Lidze Mistrzów nie byli Rose, Verbić, Josue czy Pekhart. Był nim zawadiacko uśmiechnięty Kucharczyk, śpiewający wakacyjne piosenki na stadionie Lecha Poznań.
WSPOMNIENIE DOBRYCH CZASÓW
Nie jesteśmy kibicami Legii, nie tkwimy w głowach kibiców Legii, ale ewentualne zobaczenie Kucharczyka na murawie może przywołać te wspomnienia, które Legia już w obecnym sezonie skutecznie zepchnęła gdzieś do zapuszczonych magazynów pamięci. Wspomnienia starych, dobrych czasów, gdy mistrzostwo było niemal oczywistością, triumf w Pucharze Polski przyjemnym dodatkiem, udział w fazie grupowej europejskich pucharów nawykiem, a wtopy – wypadkami przy pracy.
Z tej perspektywy na pewno Michał Kucharczyk nie jest dla Warszawy piłkarzem zwykłym, pospolitym, jednym z wielu. Widzisz Michała Kucharczyka i instynktownie zastanawiasz się, czy dobrym podaniem obsłuży go Vadis Odidja-Ofoe czy może jednak Ondrej Duda. Obserwujesz jego rajd na skrzydle i sprawdzasz, czy w polu karnym czeka już Nikolić, Prijović czy może jednak Carlitos. Takie żywe uosobienie tej minionej dekady, dekady bezprecedensowych sukcesów, bo przecież Legia niemalże podwoiła w tym okresie liczbę zdobytych mistrzostw, przerwała klątwę w Lidze Mistrzów, zarobiła nieprawdopodobne pieniądze na transferach, nagrodach czy dealach sponsorskich.
Krążymy, krążymy, a być może należy zapytać wprost: czy Michał Kucharczyk jest Legii legendą?
JEŚLI NIE, TO TYLKO PRZEZ WAGĘ TEGO SŁOWA
– Legenda to duże słowo. Ja mam takie postrzeganie, że Legia ma dwie legendy: Brychczego i Deynę – mówi nam Piotr Kamieniecki z TVP Sport. – Ale prawdą jest, że Kucharczyk jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych legijnych twarzy XXI wieku. Zapracował na to mimo wszystko swoją lojalnością i postawą na boisku. Przez lata był ważną postacią drużyny. Co warto zauważyć, że często nie miał dobrych notowań na początku u różnych trenerów. A potem ich przekonywał swoją postawą do siebie. Nie było tak naprawdę przez lata sytuacji, by któryś z trenerów powiedział Kucharczyk mi nie pasuje. Ktoś już chciał dać wolną rękę do odejścia, pozbyć się go, ale finalnie ten Kuchy wychodził na powierzchnię i udanie pływał.
Nieco niższe wymagania stawiają choćby byli piłkarze Legii Warszawa.
– Nie ma z czym dyskutować. Liczba występów, liczba trofeów – wszystko przemawia za Michałem. Kibicom dał wiele radości, klubowi pomógł osiągać sukcesy. Ja żałuję, że nie zaistniał w reprezentacji Polski bardziej. Miał tam rolę minimalną – mówi Tomasz Sokołowski. Podobnego zdania jest Roman Kosecki, który przecież sam dla Legii odwalił kawał dobrej roboty boiskowej. – Myślę, że tak można go nazwać. Jest zawodnikiem, który był zawsze całym sercem oddany Legii. Był lubiany przez publiczność. Skoda, że musiał odejść, ale takie są zawirowania. Natomiast na pewno jest to zawodnik bardzo zasłużony dla Legii.
Natomiast tutaj pojawia się też ważny, choć pewnie niedoceniany aspekt. Choć i Sokołowski, i Kosecki doceniają zasługi Kucharczyka dla Legii, poziom piłkarski komentują już nieco bardziej ostrożnie. Najprostsze możliwe pytanie – łapałby się do tamtej Legii, do tamtych zespołów?
– Wie pan co, my graliśmy wahadłowymi, grałem ja, Jacek Bednarz, Grzegorz Lewandowski… Nie wiem czy Michał by się załapał, choć był kiedyś próbowany w obronie, ale chyba to nie było to. W takim ustawieniu mógłby mieć problem. Na pozycji napastnika raczej nie, bo Jurek Podbrożny, Czarek Kucharski, Marcin Mięciel, tuż za nimi Tomek Wieszczycki… Ciężko, miałby ciężko – śmieje się Tomasz Sokołowski. Ale dodaje: – Na pewno jego atuty szybkościowe byłyby jednak do wykorzystania. Może w meczach, w których gralibyśmy z klasycznym skrzydłowym – może.
Roman Kosecki jako skrzydłowy miał nieco łatwiejsze zadanie.
– Nie wiem na jakiej pozycji, jedno skrzydło na pewno byłoby zajęte! – śmieje się Kosecki. – Może drugie. Ciężko powiedzieć. Żartuję oczywiście, wiadomo, że ciężko porównywać różne roczniki. Niech pan zobaczy drużynę gwiazd Legii wybraną przez kibiców. Przynajmniej czterech w ogóle bym tam nie dał, było wielu lepszych, ale to kibice wybierają i trzeba uszanować ich zdanie. Dla mnie na pewno Kucharczyk jest prawdziwym legionistą.
– Ja nie wypowiadam się na temat samego określenia, Legia to wielki klub, rangę “legendy” nie za często się przyczepia, każdy ma prawo sam rozsądzić jak z tym jest. Powiem tak: najważniejsze, czy Michał jest spełniony. Według mnie jest. Pochodzi z okolic Warszawy, zawsze w Legii chciał grać. Więc grał, tyle lat, osiągając z nią sukcesy. Pewnie mimo to jakiś niedosyt jest, bo nie ma takiego piłkarza, który by go nie czuł. Zawsze można coś więcej, lepiej. Ale myślę, że ma prawo być naprawdę spełniony, zadowolony ze swojej kariery, z tego co osiągnął – dodaje Maciej Iwański, były rozgrywający warszawian.
Zapytaliśmy też o zdanie Kubę Majewskiego, którego można regularnie poczytać m.in. na łamach portalu legionisci.com i Meczyki.pl.
– Czy to legenda… dla mnie tak. Grasz w klubie tyle sezonów, zdobywasz 5 tytułów, 6 pucharów, pokazujesz się w pucharach, grasz w Lidze Mistrzów. Masz różne okresy, ale ostatecznie zawsze, nawet przy spadkach formy, gdzieś się odnajdujesz, wracasz, idziesz w górę. Szacunek dla niego za to. Są liczby, są występy, bramki w pucharach, trofea… Kuchy to wszystko ma. Jak on nie jest legendą, to kto jest w tym klubie w XXI wieku? Więc jest legendą. Pewnie nie taką, jaką byśmy chcieli, ale to jest wybitna postać. Nie tak dobry piłkarz na pewno jak Odjidja czy Radović, ale tego wszystkiego co Kuchy osiągnął nikt mu nie odbierze.
I właśnie. Legendą, ale nie taką, jaką byśmy chcieli. Czy to nie wyczerpuje tematu? Bo Kucharczyk na pewno był piłkarzem dobrym, może nawet bardzo dobrym, ale też nigdy nie był piłkarzem pierwszoplanowym. I paradoksalnie – to mogło mocno podwyższyć jego notowania jako “legendy” wśród kibiców.
STREFA KOMFORTU CZY ZA WYSOKIE PROGI?
Często jako niemalże sztandarowy przykład podaje się obecnego dyrektora sportowego Legii Warszawa, Jacka Zielińskiego. Trzynaście lat w Legii, trzy mistrzostwa, trzy puchary. Ale z dzisiejszej perspektywy? Jego kariera przy tym, co osiągnęli choćby Jacek Bąk, Tomasz Kłos czy Tomasz Hajto? A to przecież jedno pokolenie, te same realia, te same progi wejścia, jeśli chodzi o transfer marzeń do zachodniej ligi. Zielińskiemu jednak czegoś brakowało. Ambicji? Odwagi? A może jednak, mimo wszystko, umiejętności? Marki? Sposobu gry?
Jedno jest pewne – tego, czego brakowało Zielińskiemu, brakowało też Kucharczykowi. Skrzydłowy wyjechał z Polski tylko na rok, w dodatku do Uralu.
– Spójrzmy na klub 300. Ostatnio go sprawdzałem. Nie znajdziesz tam takiej żadnej mocnej gwiazdy Ekstraklasy, naprawdę niezwykle efektownej, bo to są piłkarze, którzy praktycznie nigdy nie wyjechali na Zachód. Jednocześnie trzeba każdy przypadek rozpatrywać indywidualnie. Czasem oferty były, ale niekoniecznie jakieś mega satysfakcjonujące. Nie każdy chciał się ruszać, próbować gry za granicą w średnim klubie, gdy te pieniądze były średnie – zauważa Piotr Kamieniecki. I faktycznie – to grono osób, które przede wszystkim spełnia ramy definicyjne: za dobry na spadek z Ekstraklasy, za słaby na duży, mocny zagraniczny transfer.
– To jest ewenement, że najbardziej utytułowani piłkarze Legii to zarazem piłkarze niezbyt wybitni. Kuba Rzeźniczak, Artur Jędrzejczyk, Michał Kucharczyk. Pewnie są w piątce najbardziej utytułowanych, może nawet zajmują całe podium. Ale to znak czasów, Legii 2011-2021. Leszek Pisz i wiele dawnych gwiazd nie osiągali rezultatów na miarę swojego talentu. Kuchy i jego ludzie wręcz przeciwnie. Być może dlatego, że byli elementami dobrze działającej maszyny, to nie oni grali pierwsze skrzypce – dodaje Kuba Majewski.
– Pamiętam, że Kuchy już gdy grał w Świcie, był obserwowany przez zagraniczne kluby. To jest do zweryfikowania, ale coś takiego pamiętam – przyjeżdżano go oglądać. Nie było więc na pewno tak, że nie wzbudzał zainteresowania. Być może jednak nie było nie wiadomo jakich propozycji. Kuchy zawsze był przynajmniej solidnym piłkarzem ligowym, my chcemy zawsze postrzegać w Polsce sukces piłkarza przez pryzmat wyjazdu na Zachód i OK, ale gra przez lata na niezłym poziomie w najlepszej lidze swojego kraju? Zdobywanie tu trofeów? To też jest wyczyn. Może nie są to złote zgłoski w historii piłki, ale wydaje mi się, że to też sukces przez lata być w czołowym okresie, z punktu widzenia trofeów w złotych czasach klubu. A Kuchy nie przyszedł na gotowe, ten złoty czas tworzył. Zaczynał w Legii w czasach, gdy Legia dopiero zaczynała swoje najlepsze chwile, gdy jeszcze goniła – podkreśla z kolei Piotr Kamieniecki.
Oferty były, ale. Właściwie postawienie kropki mówi więcej, niż sztuczne przedłużanie. Zawsze było jakieś “ale” i zawsze ostatecznie na pierwszym miejscu Kucharczyk ustawiał Legię.
– Z tym wyjazdem na Zachód różnie bywa. Trzeba być zdeterminowanym. Na Zachodzie nikt czerwonych dywanów nie rozwija, wszystko trzeba wywalczyć. Nie wszyscy są na to gotowi. Myślę, że Michał by sobie poradził. Dlaczego nie odszedł – nie wiem, może po prostu kochał Legię? Może nie było dość dobrej oferty? Piłkarze często wyjeżdżają, zaraz wracają: teraz mówi się o Karbowniku. Kapustka, Wszołek – wiadomo – mówi w rozmowie z nami Roman Kosecki, niejako usprawiedliwiając “Kuchego”.
Tomasz Sokołowski zwraca uwagę na to, że Legia zwyczajnie była “za Kucharczyka” na tyle mocnym klubem, że wyjazd, by tylko wyjechać, nie był aż tak atrakcyjną opcją.
– Pytanie jakie miał propozycje, na ile były bardziej lukratywne niż to, co miał w Legii. Bo jeśli nie, a czuł się dobrze w Warszawie, w klubie, któremu kibicował i w którym zawsze chciał grać – co w tym złego? To nie byłby przejaw braku ambicji, to na pewno. Widać było, że dobrze mu w Legii. Z Legią też regularnie grał w europejskich pucharach. Może nie wyjechał na Zachód, za granicą grał chwilę, ale meczów w pucharach ma tyle, jakby zagrał pełne dwa sezony na wysokim poziomie. To o czymś świadczy – zauważa Sokołowski.
– Kuchy będzie po latach zapamiętany. Nie da się podsumować ostatniej dekady Legii, do której na pewno będzie się wracać, bez niego czy Kuby Rzeźniczaka. Oczywiście i za 20 lat powie się: przydałby się taki piłkarz jak Vadis. Ale na każdego Vadisa pracują też inni, bardzo ważni. On był jednym z tych do noszenia pianina, nawet jeśli w ataku. Myślę, że nie tylko w Legii zapamiętają Kucharczyka. Rafał Janicki wszedł do klubu 300. Co możemy dziś powiedzieć o Rafale Janickim? Pograł w kilku klubach. Co dalej? A Kuchego będziemy pamiętać. Zostanie w świadomości ludzi – mówi nam PIotr Kamieniecki.
PIŁKARZ, KTÓRY POZOSTAŁ KIBICEM
Osobna kwestia, która na pewno wpływa na odbiór Michała Kucharczyka, tak w Legii, jak i w całej Polsce, to jego charakter. Nie byłoby zapewne tak wielu memów, żartów i dyskusji wokół “Kuchego”, gdyby nie benzyna, którą sam zawodnik chętnie dolewał do ognia, ilekroć stawał przed kamerami.
– Mnie się to podoba. Zawodnik nie może lawirować, być politykiem, tylko dobrze, jak mówi wszystko wprost. Ja takich zawodników lubię, czasem kontrowersyjnych w swoich wypowiedziach. Jestem też pewien, że nie chciał nikogo obrazić – mówi Roman Kosecki, który samemu lubił czasem strzelić w kontrowersyjny sposób.
– Po kolejnym meczu w MixZonie pojawił się Kuchy, wypatrzył mnie i zaczęła się lekka gadka. Ja byłem zdziwiony, czego chce, natomiast on dosyć nieprzyjemnym tonem, naburmuszony, mówił, że mogłem przyjść, powiedzieć, a nie o tym pisać. Powiedziałem, że napisałem, a teraz mogę ci powiedzieć wprost, że przesadzacie. Słyszałem, że dostali wtedy karę od klubu, dlatego to tak wyglądało. Była cała masa drobniejszych historii. Kuchy pół żartem, ale i pół serio mówił innym, żeby z tym a tym nie rozmawiać, były różne żarty z dziennikarzy. Mam wrażenie, że w Kuchy King zrobiło się za dużo Kinga, a za mało Kuchego – twierdzi felietonista legionisci.com.-
– Na pewno myśli czasami jak kibic. Był tutaj tyle lat. Zawsze obracał się w tym otoczeniu i ma prawo do własnych poglądów. Wiadomo, że jak coś powie, to się od razu medialnie rozdmuchuje, taki cytat krąży po sieci. Z drugiej strony, ktoś go może krytykować, ale fajnie, że ma coś do powiedzenia, co nie jest medialną papką ugrzeczniania na siłę – dodaje Piotr Kamieniecki z TVP Sport. Wyzerowanie dwóch piw na raz na Lechu? – To też trzeba umieć! – uśmiecha się nasz rozmówca.
Jego wojna z całym światem, która czasem pokrywała się ze słynną oprawą Legii z hasłem “nienawidzimy wszystkich” to jeden aspekt. Drugi – trzymanie szatni w dobrym humorze. A w tej kwestii Kucharczyk był nieodłącznym partnerem Artura Jędrzejczyka.
– W szatni zawsze trzymał się z Jędzą i wiadomo, Jędza jest śmieszkiem ze specyficznym poczuciem humoru. Kuchy to poczucie humoru kupował, tak samo miał nieco inne. Nie wiem czy zawsze dla wszystkich zrozumiałe. Nie wszyscy zawsze wiedzieli, czy robi sobie żarty, czy mówi poważnie. Było to dwuznaczne. Różnica jest taka, że u Jędzy zawsze była sprawa jasna, nawet jak mówił pół żartem czy docinał, to z takim pozytywnym przekazem – charakteryzuje Kuba Majewski.
– Zapomina się, jak ważną był postacią w szatni. Komuś jego charakter może się nie podobać, ale gdzieś ten Kuchy był ważną postacią w legijnej szatni, do spółki z Jędrzejczykiem. Pamiętam, że jak Kuchy z Jędzą byli w promieniu 5 metrów od siebie, to w zasadzie było pewne, że będą się non stop śmiać. To była głupawka trwająca po 30, 40 minut czasami. Odlatywali w swój świat, swoje poczucie humoru. Uzupełniali się w tym fantastycznie. Zwróciłem uwagę, jak teraz Jędza dostał kartę i miał z głowy wyjazd do Szczecina, że dość mocno to przeżywał. Może to moja fantazja, ale przeszło mi przez myśl: może żałuje, że nie zagra w jednym meczu z Kuchym. Jak mówię, to może być fantazja, ale myślę, że mógł odczuwać większy żal za tym meczem z tego względu – dodaje Piotr Kamieniecki.
– Była też prowokacja na Lechii, chyba za Magiery. Były różne szpileczki. Na mnie dziś to nie robi wrażenia, jestem raczej za czymś takim, jak zrobił Hamalainen, który strzelił gola Lechowi w doliczonym czasie i zachował spokój, bo szanuje Lecha. Natomiast rozumiem, że to element rywalizacji, mnie to ani ziębie ani grzeje, ale na pewno było to u Kuchego szczere, bo to jest chłopak stąd, z twierdzy Modlin, Nowego Dworu – uzupełnia Majewski.
Kucharczyk stawał się więc kroczek po kroczku piłkarzem kontrowersyjnym. Ale też trzeba jasno określić – większość krytyki, zarzutów czy wyrazów rozczarowania jego wypowiedziami czy zachowaniami płynęła prosto z Internetu, często też spoza Warszawy. Sami kibice Legii, a już na pewno sama Żyleta, w Kucharczyku widziała przede wszystkim swojego człowieka.
– Ja to tak postrzegam, że internet to jedno, a głos trybun drugie. Kibice zawsze przyjmują Kucharczyka ciepło w Warszawie, stricte na stadionie. A internet lubi szybko kreować ulubieńców, lubi też pójść w drugą stronę, szybko uznać, że ktoś jest niepotrzebny. Robi się trochę fala, chęć pociśnięcia. Tak trochę jest z Michałem. Natomiast Żyleta zawsze miała szacunek do Kuchego, nie bierze się przecież znikąd, że krzyczą do dziś czasem Kuchy King. Nie można być ulubieńcem wszystkich i Kucharczyk na pewno tej zasady nie przełamuje. Znam opinie dotyczące przecież nawet Krzysztofa Dowhania, który wydaje się nieskazitelną postacią w historii Legii, którą każdy szanuje, a można poczytać opinie, że jest tu za długo i powinien odejść – przekonuje Piotr Kamieniecki.
Jeszcze jedną ważną historię przywołuje Kuba Majewski.
– W moich oczach Kuchy stracił wiele po tym, jak potraktował Vukovicia w 2020 roku. Kilka dni wcześniej był na zgrupowaniu, gadał z Vuko, próbował się zaczepić, chciał do Legii. Vuko powiedział mu wprost, że go tutaj nie widzi. Poklepywali się, przybijali piątki, a na instagramie po zwolnieniu Kuchy wyśmiał Vukovicia. Moim zdaniem to było bardzo słabe. I rzutujące na Michała. Można było się nie lubić, mieć swoje żale, ale Vuko powiedział prosto w oczy, szczerze, a tu takie niskie zachowanie. Natomiast ja długo broniłem też Kuchego, chciałem, żeby kibice spojrzeli na niego jak na chłopaka stąd. Nie darzyliśmy się sympatią, ale pamiętajmy o tym golu w Moskwie, pamiętajmy jak przekonał do siebie Berga, który na dzień dobry Kuchego skreślił. Albo o fazie grupowej Ligi Europy, kiedy Legia wygrywała grupę, a on odgrywał wiodącą rolę. Do tego bardzo dobre mecze z Celtikiem… To wszystko trzeba mu oddać. Warto o tym pamiętam, szczególnie w kontekście zagranicznych graczy, którzy nic wielkiego nie zrobili, a od razu cieszyli się estymą – dodaje Majewski.
KIBIC, KTÓRY ZOSTAŁ PIŁKARZEM
Największe różnice w postrzeganiu Kucharczyka to i tak ocena nie jego wpływu na Legię czy sposobu wypowiadania się w mediach, ale czysto piłkarska recenzja jego potencjału.
– Nie ma jednoznacznej opinii o Kucharczyku. Budzi skrajne emocje wśród kibiców i budził właściwie od samego początku. Jedni uważają go za drewniaka, buca. Gościa, którego osiągnięcia przerastają umiejętności. To pewnie jest prawda. Ale drudzy też mają rację, gdy mówią, że to jeden z najbardziej utytułowanych piłkarzy w historii Legii, co więcej, że właściwie niemal zawsze w ważnych meczach stawał na wysokości zadania. Potrafił strzelać ważne gole, które przechylały szalę na korzyść Legii. Nieoczywista postać – mówi nam Kuba Majewski.
Kucharczyk pasował na mema. Bazujący na szybkości i zaciętości, jednocześnie z oczywistymi niedostatkami technicznymi. Gole zdobywał czasem na wślizgu, “piszczelem”, albo tak, jak zwykło się mawiać w przepychanych przez Legię meczach: “pośladkiem w 78. minucie”. Jego boiskowe sukcesy czy udane zagrania nie były efektowne, w przeciwieństwie do pomyłek, momentalnie nagłaśnianych, z potencjałem na viral w mediach społecznościowych.
– Ci, którzy krytykują Kuchego, najczęściej zwracają uwagę surowość techniczną i momentami dziwne zachowania. Dziwne, w sensie, na przykład wypowiedzi po Ajaxie. Stricte boiskowe zachowania… Wydaje się, że nie jest kimś, kto tak z miejsca wydaje się wszystkim fajny, sympatyczny. Kuchy nie nadaje się na maskotkę dla zwykłych kibiców, którzy z dystansu śledzą sobie klub. Ale jednocześnie mam wrażenie, że to człowiek, który niekoniecznie dba o to, żeby wszyscy go kochali, uwielbiali. Jest sobą – mówi Piotr Kamieniecki. A te gole piszczelem? – To była jego siła, potrafił zmaksymalizować szanse na gola. Oczywiście, dla równowagi dochodziły pomyłki. Mecz z Ajaxem, gdzie rzekomo piłka poszybowała nad stadionem. Ale wielu notowało wpadki, a Kuchy ma to do siebie, że chętniej mu się je wyciąga. Takie mam wrażenie. Mniej mogli, mniej osiągnęli, mniej byli medialni. A Kuchemu “łatwiej pocisnąć”.
Podobne zdanie mają byli piłkarze Legii.
– Mnie się bardzo podobała jego szybkość, zaangażowanie, nieustępliwość, gra do końca. Zawodnicy ofensywni czasem jak stracą piłkę, to potrafią odpuścić, Michał zawsze walczył na całego. Może czasem nie radził sobie z presją, gdzieś może gdyby ta głowa była bardziej poukładana, w sensie trzymania nerwów, byłoby jeszcze lepiej. Wydawało mi się czasem, że w jego poczynania wdawała się nerwowość, choćby pod bramką. Ale to mały zarzut. Naprawę bardzo pozytywnie oceniam to, jak grał dla Legii – mówi nam Roman Kosecki.
– Bazował na pewno bardzo na szybkości. Tutaj do maksimum wykorzystał swój potencjał mobilności, dynamiki. Strzelił sporo bramek, był w ich strzelaniu regularny, do tego asysty. Może czasem czegoś brakowało, ale liczby go broniły praktycznie co sezon. Tego nie da się zrobić bez umiejętności – dodaje Sokołowski. A czy był lepszym piłkarzem niż Tomasz Sokołowski? – Ojej. Każdy z nas miał swoje atuty! Michał wrodzoną szybkość, której ja nie miałem. Na pewno też więcej strzelił ode mnie bramek.
– Szczytowy moment to chyba casy Ligi Europy, kiedy strzelał gole, trafiał w Trabzonie. Nikt się wtedy nie zastanawiał, Kuchy był po prostu jednym z tych, którzy ciągnęli wózek – dodaje Kamieniecki.
Ogółem w Legii? 349 meczów, 71 goli, 58 asyst. 34 mecze, 6 goli i 3 asysty tylko w fazach grupowych europejskich pucharów. To są liczby, których nie da się wytłumaczyć jedynie zaciętością i szybkością.
SŁODKO-GORZKA JESIEŃ ŻYCIA?
Po średnio udanym wyjeździe do Rosji, Michał Kucharczyk wrócił tam, gdzie żyje i gra mu się zdecydowanie najlepiej. Do rodzimej Bundesligi, do Ekstraklasy, w której piłkarze jak on odnajdują się najlepiej.
– Jego transfer był dużym zaskoczeniem. Klub chwalił się jak hermetyczny był to transfer, w sensie: aż do ogłoszenia nie było nic wiadomo, żaden przeciek nie poszedł. Wszyscy podkreślali, jaki to sukces, że udało się utrzymać w tajemnicy. Na kibicach Kuchy robił wrażenie, on w tej Rosji coś grał, nie przychodził całkiem do odbudowy. A jego CV – więcej mistrzostw niż cała szatnia chyba, o klubie nie wspominam. Więc pozytywny początek, potem dobry sezon. Pamiętam gdy Rujaic mówił, jaka szkoda, że nie może zagrać w meczu z Osijekiem, więc to też pokazywało, jak Runjaic go ceni. Można też usłyszeć, że jest ważną postacią w szatni, tak dla trenera właśnie, jak dla piłkarzy. Tu może był tego symbol – Kuchy był ostatnio rezerwowym, ale wyszedł na najważniejszy mecz w sezonie. To zaufanie – mówi nam Bartosz Ślusarski, kibic Pogoni Szczecin, prowadzący podcast “Głos Portowców” w Radiu ESKA.
Kuchy w Pogoni robił z grubsza to, co w Legii – strzelał ważne gole, często na wagę punktów, szarpał i dryblował na skrzydle, momentami łatał dziurę w ataku. Ale też skupiał na sobie krytykę, gdy nie szło, stawał się symbolem “solidności”, znanej ze zbitki “solidny ligowiec”. A Pogoń przecież nie chce być solidna, chce być mistrzowska.
– Kuchy ma taki niepozorny styl, przez co łatwo na niego zrzucić wiele rzeczy. Psuje łatwe sytuacje, a w bardzo trudnej potrafi się wykazać. Dla mnie to taki trochę drugi Adam Frączczak: piłkarz technicznie ograniczony, typowy ligowiec, idealny do ESA, bo jednak potrafi się w niej odnaleźć. Wzbudza skrajne emocje – albo strzeli coś fantastycznego, albo spieprzy – mówi nam Ślusarski.
Dzisiaj Michał Kucharczyk będzie miał proste zadanie – utrzymać Pogoń w grze o mistrzostwo, nawet jeśli obecnie “Portowcy” wydają się pozostawać na straconej pozycji. Droga do tego utrzymania Pogoni wiedzie przez pognębienie Legii Warszawa. Klubu, którego Kuchy King albo już jest legendą, albo legendą wkrótce się stanie. Bo słusznie wykazuje nam Majewski – z czasem zacierać się będzie wspomnienie o boiskowych kiksach Kucharczyka, a utrwalać pamięć o jego zdobytych mistrzostwach, pucharach, występach w Europie.
– Ci piłkarze mogą z czasem “mitycznieć”, im dalej będzie od dekady 2011-2021. Ja mam ten problem z kibicami Legii, że u nas nie szanuje się swoich, w dość szerokim rozumieniu tego słowa. Zawodnik, który jest tu X czasu, X lat, zdobył tytuły, puchary, miał wiele dobrych meczów, jest mniej doceniany niż ktoś nowy, kto nic jeszcze nie osiągnął, jest najwyżej jakąś szansą, ale mimo to na dzień dobry cieszy się większym kredytem zaufania. Są taką nadzieją, że ten nowy będzie niewiadomo jakim magikiem, odmieniającym losy spotkań, a ten symboliczny Kucharczyk to gorszy, nie nadający się, do odpalenia. A to są goście, którzy często, wbrew wszystkim, dawali radę i ciągnęli zespół – mówi Majewski.
W Szczecinie został mu jeszcze rok kontraktu, a pamiętajmy, że latem dojdzie do zmiany na stanowisku trenerskim. Kuchy pewnie jak zawsze będzie miał ciężkie początki, jak u Berga, jak u innych trenerów Legii, by finalnie znów wywalczyć sobie miejsce i minuty. Pytanie, czy zdoła jeszcze dołożyć coś do swojej absurdalnie napakowanej triumfami gabloty.
Kibice Pogoni daliby się pokroić za którąkolwiek z jedenastu oficjalnych dekoracji swojego skrzydłowego.
Komentarze