A gdyby tak z przeciętniaka, którego los jest dla świata obojętny, stać się nową siłą w Europie? Brzmi jak marzenie, ale w Atalancie marzenia po prostu zamieniają w rzeczywistość.
Kruszenie betonu
Świat futbolu wydaje się zabetonowany, bo nawet jeśli do finału Ligi Mistrzów dochodzi mający raczej niezbyt bogatą gablotę na arenie międzynarodowej Tottenham, wciąż mówimy o klubie, który możliwościami finansowymi przebija większość uczestników z Niemiec czy Włoch. Przez lata obserwowaliśmy coraz większe rozwarstwienie w piłce – ci potężni stają się jeszcze mocniejsi, a słabsi – nawet jak udaje im się rosnąć w siłę – tracą do tych pierwszych coraz większy dystans. Dlatego tak lubimy, gdy od czasu do czasu po mistrzostwo Anglii sięgnie Leicester, we Francji Monaco sprzątnie tytuł sprzed nosa PSG, czy pozostając przy koszuli bliższej ciału, niemal cała Polska dopingowała przed rokiem Piasta Gliwice w walce z Legią.
I tu w tym wszystkim pojawia się Atalanta, która zdaje się nie zadowalać pojedynczym wyskokiem. W Bergamo jeszcze pięć lat temu drżeli o utrzymanie w Serie A (La Dea – z włoskiego “Bogini” – zajęła 17. miejsce w lidze), dziś są najskuteczniejszą drużyną w rozgrywkach i być może wkrótce ripostą dla słów Massimiliano Allegrego.
Ten komentując kiedyś zarzuty o nieatrakcyjnej grze Juventusu, stwierdził, że dla rozrywki chodzi się do cyrku, a w piłce liczą się zwycięstwa. Nowa Atalanta wciąż nie ma jeszcze na koncie żadnych trofeów (chyba że liczyć zdobywane serca fanów?), ale jest na najlepszej drodze, by po nie sięgać dostarczając niesamowitych wrażeń. Już wiemy, że pandemia w żaden sposób nie zatrzymała bandy Gian Piero Gasperiniego, dla nich wciąż strzelenie trzech bramek w meczu jest niczym splunięcie (choć w tym sezonie, i to nie raz, kanonadę kończyli na siedmiu golach…), więc to ten czas, by zastanowić się, czy Atalanta może wygrać Ligę Mistrzów. I jak to się w ogóle stało, że w niewielkim, liczącym zaledwie 120 tys. mieszkańców Bergamo bez gigantycznych nakładów finansowych powstała drużyna, do której respekt muszą czuć najwięksi.
Fabryka pieniędzy
Ba, kwestie finansowe w Bergamo sprowadzają się do zarabiania na piłkarzach, nie wydawaniu pieniędzy. Nawet na liście płac klub widnieje w drugiej połowie tabeli – na 12. miejscu wraz z Sampdorią (budżet na wynagrodzenia – 36 mln euro rocznie, żaden piłkarz nie zarabia więcej niż 2 mln, a tylko siedmiu ma wynagrodzenie wyższe niż 1 mln. Dla porównania, by znać skalę wartości, Artur Jędrzejczyk zarabia w Legii 0,8 mln euro rocznie, zatem po czysto teoretycznym transferze do Bergamo być może musiałby liczyć się z… obniżeniem poborów).
Tylko od 2017 roku do obecnego sezonu Atalanta sprzedała zawodników na łączną kwotę przekraczającą 100 mln euro. La Dea pozwoliła odejść m.in. Roberto Gagliardiniemu do Interu za 27,5 mln, Mattii Caldarze do Juventusu za 25, Franckowi Kessiemu do Milanu za 28, Bryanowi Cristante do Romy za 21, Andrei Petagni do Spal za 12.
Prawdziwym majstersztykiem były niedawne posunięcia, czyli oddanie w zamian za fortunę zawodników, którzy w żaden sposób nie stanowili o sile obecnego zespołu. Dejan Kulusevski robił furorę w Serie A, ale będąc na wypożyczeniu w Parmie. To Atalanta skasuje jednak za niego 35 mln euro od Juventusu. Bologna zapłaciła natomiast 13 mln za Musę Barrowa. Gdy dodamy do tego już wypracowany zysk w Lidze Mistrzów (około 40 mln euro), zbliżymy się do kolejnej “setki” zarobionej przez klub z Lombardii. Niewielkim w tej skali kosztem, bo przykładowo sprowadzenie kapitalnego ofensywnego trio Muriel – Zapata – Malinowski kosztowało łącznie 45 mln.
Oczywiście takie transfery z klubu nie byłyby możliwe, gdyby nie filozofia Atalanty polegająca na rozwijaniu dwóch gałęzi: struktury kup-wypromuj na wypożyczeniu (kilkudziesięciu piłkarzy z Bergamo przebywających w innych klubach nie jest niczym szczególnym, taką drogę obrał choćby Arkadiusz Reca, który został sprowadzony za 4 mln euro, odbił się od ściany, ale na wypożyczeniu w SPAL stał się kluczowym piłkarzem i jest dziś wart dużo więcej, niż blisko dwa lata temu) oraz rozwijaniu własnej akademii. Ta we Włoszech uchodzi niemal za wzór.
Zainwestowano w nią 15 km od Bergamo, w Zingonii. To supernowoczesny ośrodek z wieloma boiskami (łącznie zajmują niemal 100 tys. metrów kwadratowych), siłowniami, odnową biologiczną. Piłkarze kształcą się w warunkach niemal cieplarnianych, a w Atalancie nie kryją, że wzorują się na najlepszych – katalońskiej La Masii oraz amsterdamskiej szkółce Ajaksu. Wszystko przekłada się na wyniki, najpierw sportowe, później finansowe.
W obecnym sezonie Atalanta U-19 była na najlepszej drodze do kolejnego mistrzostwa w Primaverze. Zanim władze zdecydowały o odwołaniu rozgrywek, była liderem z bilansem spotkań 15-3-1. Zresztą wygrywanie sezonu zasadniczego to dla młodzieży La Dei standard. W mistrzowskim sezonie 2018/19 wyprzedzili Inter o 11 punktów (a później pokonali tego rywala w finale play off), rok wcześniej też okazali się bezkonkurencyjni w fazie zasadniczej (choć nie powiodło im się w play offach). W UEFA Youth League, czyli odpowiedniku Ligi Mistrzów, Atalanta zdecydowanie wygrała grupę z Dinamem Zagrzeb, Manchesterem City i Szachtarem Donieck, odpadła w fazie pucharowej po karnych z Olympique Lyon.
Gasperini jest piękny
Czasem w piłce wszystko jest takie proste – wystarczy, by odpowiednia osoba trafiła we właściwym czasie w odpowiednie miejsce. Patrząc, co się dzieje później można stwierdzić: przecież oni są dla siebie stworzeni, czemu szukali się tak długo? Przykłady? Juergen Klopp i Liverpool. Zinedine Zidane i Real Madryt.
I oni. Gian Piero Gasperini i Atalanta Bergamo.
Ten sam Gasperini, którego umiejętności były podważane. Który do dziś nosi zadrę w sercu po niewykorzystanej szansie w Interze Mediolan. Wtedy wydawało się, że złapał Pana Boga za nogi, ale najwidoczniej pomylił je z rogami belzebuba. Przegrał nie tylko z rozdętym ego szatni, ale też i na boisku – dymisję odebrał po serii pięciu meczów, w których zdobył tylko punkt. Może faktycznie jest tak, że są trenerzy, którzy okazują się geniuszami, ale nie powinni wyściubiać nosa poza mniejsze kluby? Oby nie, bo Atalanta, najpiękniejsze dziecko Gaspa, powoli dołącza do wielkich.
Gasperini trafił na idealną grupę, a swoją pracą kupił wszystkich. Jednym z kluczów okazało się przemówienie do Josipa Ilicicia, który rozkwitł dopiero po 30-tce właśnie w Atalancie. Gdy się go dziś słucha, nie chodziło o nic innego, jak odblokowanie jego inteligencji. – Zawsze szukam inteligencji u piłkarzy. Kiedy masz takich, którzy świetnie rozumieją grę, rozwijasz resztę. Jest tyle rzeczy, które posiadają inteligentni piłkarze niejako z urzędu: wiedzą, kiedy nacisnąć, kiedy ruszyć, umieją przewidywać. Są wolni i mądrzy. Później pracuje się nad techniką i przygotowaniem fizycznym. To można wytrenować. Inteligencję najtrudniej, bo to metafizyczna część piłki – mówił na początku roku w magazynie “Sportweek”. Konkretnie o Iliciu dodał: – Atuty Ilicicia polegają na tym, że może robić wszystko i w dodatku dobrze. Ma kapitalną koordynację ruchową. Nigdy w życiu nie widziałem piłkarza, który wygląda jak manekin, ale jednocześnie posiada jakąś niesłychaną zdolność przemieszczania się. To nasz najbardziej uniwersalny piłkarz. (cytaty za 2AngryMen).
Mamy więc geniusza na boisku, który idealnie uzupełnia się z klasowym Papu Gomezem (Gasperini twierdzi, że Argentyńczyk po prostu potrafi grać w piłkę), trafione transfery do ataku (Zapata, Muriel), nieprzewidywalnego Rusłana Malinowskiego i całą grupę (inteligentnych) rzemieślników, których Gasperini potrafi zmusić do jeżdżenia przez 90 minut na tyłkach. Wszystko to zamyka się teoretycznie w taktyce 3-4-2-1 (gra z trójką obrońców to podstawa każdej układanki włoskiego trenera), ale w praktyce wygląda to bardziej na “kloppowy” heavy metal. Jeśli zobaczycie na lewej stronie w ofensywie obrońcę, który mecz zaczyna na prawej stronie przed własnym polem karnym, nie możecie być zdziwieni. W ataku chodzi natomiast o doprowadzenie go do momentu, w którym (najlepiej) strzał jest tylko formalnością. Gasperini nie preferuje uderzeń z dystansu – reakcja Muriela po ostatnim golu z Udinese, gdy trafił z 25 m nie była przypadkowa (napastnik Atalanty ironicznym uśmiechem zwrócił się w kierunku Gaspa, który miał wcześniej krzyknąć: nie strzelaj!).
Gasperini z wszystkimi swoimi pomysłami wychodzi jednak na swoje. Na 10 meczów przed końcem sezonu, La Dea ma na koncie 80 bramek, o 21 więcej od Juventusu, o 46 od Milanu! Jeśli do ostatniego spotkania będzie strzelać średnio dwa gole w meczu, uzbiera okrągłą setkę. Trudno wierzyć, by było inaczej. Żeby znaleźć spotkanie, w którym Atalanta zdobyła mniej niż dwie bramki, musielibyśmy się cofnąć do sensacyjnej porażki ze SPAL w styczniu.
Pozwólcie marzyć
Atalanta jako pierwszy włoski klub zameldowała się w ćwierćfinale Ligi Mistrzów. Niewykluczone, że jako ostatni. Inter odpadł już w fazie grupowej, Napoli czeka ciężkie zadanie w rewanżu na Camp Nou (było 1:1 na San Paolo), a Juventus zagra o przetrwanie z Lyonem (po porażce 0:1 w pierwszym meczu). UEFA zdecydowała, że rozgrywki zostaną dokończone w formule Final Eight w Lizbonie, czyli bez konieczności rozgrywania rewanżów. To oznacza, że Atalantę od finału Ligi Mistrzów dzielą zaledwie dwa zwycięstwa. Oceniając realnie obecną chwilę – poza zasięgiem wydaje się Bayern Monachium, trafienie na Manchester City też oznaczałoby schody, ale czy ktoś nazwałby dziś wygraną La Dei z każdym z pozostałych rywali sensacją?
Sensacją by było, gdyby Atalanta nie powalczyła. Ale to się przecież nie zdarzy. Nie, gdy jest się bandą świrów Gasperiniego.
Komentarze