Telegram z Wysp: Żyjemy w czasach wielkiego West Hamu

West Ham Unite
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: West Ham Unite

Spójrzcie na tabelę Premier League. Pierwsze miejsce – Manchester City. Drugie – Manchester United. Trzecie – Leicester City. Czwarte? Tutaj powinniśmy zatrzymać się na dłużej. Nie Liverpool, nie Chelsea, nie Tottenham, nie Arsenal. Ostatnią lokatę gwarantującą udział w kolejnej edycji Ligi Mistrzów zajmuje drużyna prowadzona przez Davida Moyesa. Żyjemy w czasach wielkiego West Hamu.

Ładunek z opóźnionym zapłonem

Nie ma najmniejszego sensu koncentrować się na tym, co było wcześniej. Wspomnienia wśród kibiców Młotów generują ból. Ten sezon nie miał być “tym sezonem”. Londyńczycy nie marzyli o Europie, bardziej ambitne plany zakładały zakończenie rozgrywek w górnej połowie tabeli. Zapewne żaden sympatyk WHU nie obraziłby się, gdyby jego ulubieńcy uplasowali się wśród dziesięciu najlepszych ekip, nawet na miejscu numer 10. Niesamowicie trudno było uwierzyć w magię Davida Moyesa, zwłaszcza po dwóch porażkach w dwóch pierwszych kolejkach. Nic nie zapowiadało, by tym razem miało być inaczej.

Jednak wiara została wynagrodzona. Ładunek w końcu odpalił. W końcówce stycznia West Ham plasował się na 6. pozycji. Od początku roku The Hammers musieli uznać wyższość tylko trzech rywali. I to nie byle jakich – Liverpoolu, City i United. Za wpadkę należy uznać bezbramkowy remis z Fulham. Co ciekawe, starcie z walczącymi o utrzymanie The Cottagers było jednym z zaledwie dwóch meczów (w okresie od stycznia), w których ekipa ze Stadionu Olimpijskiego musiała podzielić się punktami z przeciwnikiem. Odmieniony WHU Moyesa nie uznaje kompromisów.

Wyniki w Premier Legue zdecydowanie ponad stan

Czemu były trener Manchesteru United tak dobrze radzi sobie w o wiele mniejszym klubie? Czemu Jesse Lingard, po rozstaniu z Czerwonymi Diabłami, umacnia się na czele wyścigu o Złotą Piłkę? Słowo klucz – presja. Tutaj, na London Stadium po prostu jej nie ma. Nikt nie obrazi się na Młoty, gdy nie zdołają awansować do Champions League. To, co aktualnie wyczyniają piłkarze West Hamu i tak przerosło najśmielsze oczekiwania. Nikt nie wymaga od nich triumfu w Premier League ani gry w fazie grupowej najbardziej elitarnych międzynarodowych rozgrywek. Chociaż rozbudzili apatyty swoich fanów do wręcz nieograniczonych rozmiarów, udział w LE wszyscy przyjmą z pocałowaniem ręki. Zwłaszcza gdy już teraz można powiedzieć, że fundamenty, na jakich buduje Moyes, są niesamowicie solidne. Bez gwiazd, bez wielkich nazwisk, ale za to z niesamowitą pasją i siłą drzemiącą w szatni.

Do Londynu za aktualnej kadencji Szkota trafili Soucek, Coufal, Lingard, Benrahma, Dawson. Każdy z tych transferów zasługuje na pozytywną ocenę, a trzy pierwsze nazwiska powinny zostać podkreślone. Czeski duet i wychowanek United to piłkarze, którzy najprawdopodobniej nie zaliczyli ani jednego słabszego występu podczas swojego pobytu w stolicy. Lingard, który po uwolnieniu się spod opieki ukochanego klubu wspiął się na dotąd nieosiągalny dla siebie poziom to historia na miarę Oscara. West Ham w top four i Lingard, który strzela i asystuje jak na zawołanie – to, co jeszcze w tamtym roku było nie do pomyślenia, dzisiaj stało się rzeczywistością. Co prawda szaloną, jednak doskonale wiemy, jaki jest ten sezon Premier League. Surrealistyczny.

Przyszłość może być piękna

Na jakim miejscu Młoty zakończą rozgrywki? Wszystko w ich rękach. To nieco wyświechtane stwierdzenie doskonale pasuje do ich obecnej sytuacji i terminarza, jaki czeka The Hammers. Podopieczni Davida Moyesa rywalizują tylko na jednym froncie, co należy uznać za niesamowitą przewagę z walce o utrzymanie w czołowej czwórce – dzięki temu wszystkie siły można skoncentrować na zmaganiach w Premier League. Do końca sezonu stołeczna drużyna rozegra jeszcze osiem spotkań, a na ich drodze staną Leicester, Newcastle, Chelsea, Burnley, Everton, Brighton, WBA i Southampton. Trzy starcia z ekipami z górnej połówki tabeli i pięć pojedynków z przedstawicielami dolnej dziesiątki. W żadnej z potyczek WHU nie stoi na straconej pozycji. Teraz wszystko w ich rękach, nogach i głowach. West Ham w Lidze Mistrzów? Łukasz Fabiański zatrzymujący strzały Ronaldo, Messiego, Haalanda czy Mbappe na London Stadium? Teraz to już nie tylko marzenia. Żyjemy w czasach wielkiego West Hamu.

Bohater nieoczywisty: Trent Alexander-Arnold

Ten sezon nie rozpoczął się dla bocznego obrońcy Liverpoolu. TAA po prostu dostosował się do poziomu całej drużyny i regularnie zawodził. A może to reszta ekipy dorównała 22-latkowi w stagnacji i marazmie? Niezależnie od tego, kto postanowił dogonić kogo w dyspozycji niegodnej mistrzów, wychowanek The Reds grał zdecydowanie poniżej oczekiwań, a jego dyspozycja była jedną z kilku składowych kryzysu na Anfield. Apogeum piłkarskiej recesji Alexandra-Arnolda był brak powołania do kadry. Gareth Southgate pominął 12-krotnego reprezentanta i tym samym dał mu sygnał do bardziej wytężonej pracy. Efekt? Czyste konto, asysta przy trafieniu Diogo Joty i tytuł gracza meczu według portalu WhoScored. TAA znowu jest wielki.

Wydarzenie kolejki: zwycięstwo WBA nad Chelsea

Nikt nie spodziewał się Hiszp…zwycięstwa West Bromwich Albion nad Chelsea. I to na Stamford Bridge! I to w stosunku 5:2! Defensywa The Blues po czerwonej kartce dla Thiago Silvy przestała istnieć, co skrzętnie wykorzystali zawodnicy The Baggies. Siedem strzałów, pięć bramek, dwa gole i dwie asysty Matheusa Pereiry, dublet Calluma Robinsona – czego chcieć więcej? Podopieczni Sama Allardyce’a z pewnością nie zapomną tej wycieczki do stolicy. Natomiast londyńczycy bez wątpienia odetchną z ulgą po zakończeniu sezonu – WBA najprawdopodobniej pożegna się z Premier League i przestanie uprzykrzać życie Chelsea. W końcówce września ekipa z The Hawthorns strzeliła The Blues trzy gole, a sześć miesięcy później pięciokrotnie trafiła do siatki Edouarda Mendy’ego.

Rozczarowanie kolejki: Tottenham, cały (oprócz Harry’ego Kane’a)

Tak, w pewnym momencie rozgrywek uwierzyliśmy w to, że Tottenham stać na coś więcej niż tylko miejsce w czołowej czwórce. Pojawiły się niepoprawne marzenia o końcowym triumfie w Premier League. Niestety, piękne plany szybko legły w gruzach, a to, co wydawało się możliwe, w błyskawicznym tempie spadło do rani “mission impossible”. Nie z tym trenerem (przepraszam Jose, jednak twój archaiczny styl zabija futbol), nie z tymi piłkarzami. Próba wyobrażenia sobie Spurs na szczycie ligowej tabeli to myślozbrodnia. W rywalizacji z pogrążonym w kryzysie Newcastle podopieczni portugalskiego trenera oddali dwa razy mniej strzałów i przeprowadzili mniej ataków (w tym groźnych) na bramkę przeciwnika. Tottenham nie może żyć samym Harrym Kanem, murowaniem własnego pola karnego i grą z kontry. Niech im ktoś to w końcu uświadomi.

Komentarze

Na temat “Telegram z Wysp: Żyjemy w czasach wielkiego West Hamu

Tylko gratulować, a osobiście jest to dowód na to, że Moyes w MU nie mógł wymusić odpowiedniego stylu pracy zawodników. Do dziś spacerujący blok pomocy i napastnicy z rzadka walczący w odbiorze oraz ich zmanierowanie to dramat. Druga lokata jest nad wyraz dla United dobra, patrząc pod względem ich zaangażowania na boisku.