Czy powinniśmy się martwić o Grahama Pottera? To doświadczony trener z niezwykle interesującym CV. Ergo – nie powinniśmy. Jednak Östersunds, Swansea i Brighton to nie Chelsea, Liga Europy ma nieco mniejsze znaczenie niż Liga Mistrzów, a Todd Boehly wydaje się człowiekiem, którego pokłady cierpliwości nie są aż tak głębokie, jak Tony’ego Blooma. Dlatego mimo ogromnej wiary w zdolności 47-latka, musimy mieć na uwadze po pierwsze specyfikę miejsca, do którego trafił, a po drugie z kim przyjdzie mu współpracować.
- Graham Potter został ogłoszony nowym opiekunem Chelsea. To wielki krok w karierze 47-letniego trenera
- Czy zamiana The Amex na Stamford Bridge przytłoczy Anglika? Obie ekipy biją się o zupełnie inne cele
- Jak ułoży się współpraca Pottera z Toddem Boehlym? Właściciel The Blues to niezwykle zdeterminowany biznesmen
Talent, który musi się rozwijać
Graham Potter ma za sobą niemal 11 lat pracy w charakterze pierwszego trenera. Przez ten czas Anglik bez wątpienia zdołał udowodnić swoją wartość i potwierdził, że zna się na rzeczy. Najlepszym świadectwem prawdziwości tych słów jest, a właściwie już było forsowanie kandydatury wychowanka Birmingham przy okazji roszad na stanowisku szkoleniowca w Premier League. Manchester zwalnia Solskjaera? Powinni zatrudnić Pottera! Tottenham rozstaje się z Nuno? To może Graham Potter? Były opiekun Brightonu dosyć szybko został zauważony przez tych największych i najbogatszych.
Nie oszukujmy się – Mewy to zespół z aspiracjami do pucharów, jednak ograniczony sufitem tworzonym przez top six. Przypadek Leicester zdarza się tylko raz. A może raz na sto lat, ale tego najprawdopodobniej nie doczekamy. Nie przy takim Manchesterze City, nie przy takim Arsenalu… Dalej nie ma co wymieniać. W skrócie – jeżeli trener w Premier League chce się rozwijać, a Graham Potter bez wątpienia chce się rozwijać, musi mierzyć wyżej niż 9. miejsce. A ponad tą granicą znajduje się już tylko wyłącznie czołowa szóstka plus aspirujące do rzeczy większych West Ham i Newcastle. Młoty i Sroki raczej prędko nie rozstaną się z obecnymi szkoleniowcami, podobnie jak City, United, Arsenal i Liverpool (no, tu może być różnie…).
Maestro zamiast 2 for U
Została tylko Chelsea. Bierzesz i masz okazję na spełnienie swoich marzeń, a przede wszystkim na sprawdzenie się na poziomie ścisłej światowej elity. Do czego przecież dążyłeś, przejmując stery Östersunds. Albo zaczynasz wątpić, do głosu dochodzi strach przed wielkim i nieznanym, nie bierzesz, a później zastanawiasz się, czemu wybrałeś spokój na The Amex zamiast wyzwania na Stamford Bridge. Taka okazja nie zdarza się codziennie. Graham Potter doskonale o tym wiedział. Piłkarze nie odmawiają Realowi, natomiast trenerzy, zwłaszcza ci z Wysp, nie zwykli odrzucać propozycji z top six Premier League. Brighton to znakomicie zarządzany klub, do którego bez wątpienia chciałoby trafić 99 na 100 menedżerów, którzy otrzymaliby taką propozycję. Jednak akcje The Blues zawsze będą stały wyżej niż notowanie The Seagulls. Zawsze.
Nawet mimo tego, jaka sytuacja aktualnie panuje w niebieskiej części Londynu. Krótko mówiąc, nie jest kolorowo. A przynajmniej rzeczywistość nie przedstawia się w pozytywnych barwach. W końcu angielskie “feeling blue” oznacza uczucie smutku, przygnębienia. I niekoniecznie z powodu zakończenia ziemskiej wędrówki brytyjskiej królowej. Wprawdzie Chelsea zajmuje przyzwoite 6. miejsce, a do podium traci zaledwie cztery punkty, jednak trudno przypuszczać, że osobom związanym ze Stamford Bridge wystarczy zestaw złożony z “przyzwoite” i “zaledwie”. Gdy Todd Boehly odwiedza McDonaldsa, nie zamawia 2 for U, tylko celuje w Maestro. Oczywiście w powiększonej wersji.
Agresywny biznesmen, zaangażowany zwycięzca
Jak Graham Potter odnajdzie się w nowym otoczeniu? Wcześniej Anglik ograniczał się do cheeseburgerów, frytek i korzystania z kuponów promocyjnych, natomiast teraz może wykupić całą restaurację, krzycząc “szef zapłaci”. Oczywiście tutaj nie chodzi tylko o zasoby finansowe właściciela Chelsea, które notabene muszą być ogromne, jeżeli The Blues są w stanie zapłacić 70 milionów funtów za Wesleya Fofanę i proponują Evertonowi kilkadziesiąt milionów za Anthony’ego Gordona. Jednak trudno analizować sytuację bez choćby skróconej charakterystyki postaci ciągle nowego włodarza londyńczyków.
Todd Boehly jest zorientowany na sukces. Przez współwłaściciela LA Dodgers został określony jako „agresywny” biznesmen, przez jedną z gwiazd baseballu jako „zaangażowany zwycięzca”, a przez wspólnika biznesowego jako „ktoś, kto nie znosi hollywoodzkiego pieprzenia”. O determinacji Amerykanina niech świadczy historia przytoczona przez The Telegraph:
W 2010 roku Boehly udał się do Topeka w stanie Kansas, aby sfinalizować umowę kupna Security Benefit, firmy trudniącej się sprzedażą ubezpieczeń na życie. Na miejscu pojawił się wieczorem, w dzień poprzedzający umówione spotkanie, ale jego hotel był zamknięty, nie zastał nikogo nie w recepcji, a taksówka odjechała. Jedyny inny nocleg miał do dyspozycji zaledwie jeden pokój, który śmierdział dymem papierosowym, więc amerykański biznesmen… spał na ławce w parku, dopóki w siedzibie Security Benefit nie otworzono mu drzwi. I zamknął transakcję opiewającą na 400 milionów dolarów. „To mówi ci wszystko, co musisz wiedzieć o tym, jak bardzo jest zdeterminowany”, powiedział jeden z jego współpracowników.
Właściciel Chelsea absolutnie nie jest typem osoby, która zadowoli się drugim miejscem albo srebrnym medalem. Jednak czy Amerykanin będzie na tyle cierpliwy, by pozwolić Potterowi uporządkować bałagan, jaki piętrzył się w końcowej fazie pracy Thomasa Tuchela, a dopiero “później” ruszyć po złoto? Jak odległą perspektywą w mniemaniu Boehly’ego jest mistrzostwo i triumf w Lidze Mistrzów? Czy trener i właściciel tak samo oceniają długość drogi prowadzącej na szczyt?
Bez taryfy ulgowej?
Zarówno Boehly, jak i Potter bez wątpienia pracują w jednym celu: by osiągnąć sukces. Jednak Amerykanin jest nieco bardziej zaprawiony w boju. I nie ma znaczenia, że te doświadczenia zostały zdobyte przede wszystkim na polu biznesowym. 48-letni miliarder, będąc narażonym na ogromną presję, operował takimi kwotami i dopinał takie transakcje, o których nie śniło się większości z nas. Także Grahamowi Potterowi. Posada szkoleniowca Brightonu to przy tym małe piwo. Nawet jeżeli zestawimy The Amex już nie z Eldridge Industries, a Stamford Bridge, to ciągle nie ten sam rozmiar kapelusza. Tam “mogłeś”. Tutaj już “musisz”.
O tym, czy Potterowi wystarczy umiejętności, by poradzić sobie w tak wielkim klubie, jak Chelsea, a Boehly’emu cierpliwości, przekonamy się zapewne jeszcze przed końcem tego sezonu. Nawet wobec pięcioletniego kontraktu, który w poniedziałek podpisał Anglik. Dla 47-latka praca w Londynie będzie pierwszym poważnym testem. I pierwszą prawdziwą weryfikacją jego talentu, tak wychwalanego na Wyspach. Jeżeli The Blues zakończą rozgrywki w czołowej czwórce, w Lidze Mistrzów zdołają dotrzeć przynajmniej do ćwierćfinału, a przede wszystkim zaczną prezentować się jak drużyna, będziemy mogli powiedzieć, że Graham Potter odnalazł się w nowym otoczeniu.
Jednak czy Todd Boehly zaakceptuje “plan minimum” i pozwoli nowemu szkoleniowcowi działać jego własnego schematu? Co w przypadku, gdy stołeczna ekipa uplasuje się poza top four, a w Champions League nie zdoła wyjść z grupy? Odszkodowanie zapisane w umowie raczej nie będzie stanowiło przeszkody przed ewentualnymi zmianami. W Premier League wszystko dzieje się szybko, a na Stamford Bridge czasami nawet jeszcze szybciej.
Komentarze