We are going up! Takie hasło towarzyszy wszystkim drużynom, które zdołały wywalczyć awans na wyższy szczebel. W tym roku w Premier League zobaczymy dwie znajome twarze i jedną właściwie całkowicie nową postać. Po sezonie przerwy w elicie ponownie zameldowały się Norwich i Watford, a po raz pierwszy od 1947 wśród najlepszych zobaczymy także Brentford. Chociaż do pierwszego gwizdka nowych rozgrywek zostało jeszcze dużo czasu, już dzisiaj przyjrzymy się tym, którzy zajęli miejsca Fulham, WBA i Sheffield United.
Brentford: Powiew świeżości w Premier League
Zrezygnowali z prowadzenia akademii, korzystają z pomocy specjalisty od wrzutów z autu, zarabiają miliony na sprzedaży wyróżniających się graczy, a ich rozwój przypomina scenariusz filmu Moneyball – Brentford to najprawdopodobniej najciekawszy projekt, jaki zobaczymy w Premier League na przestrzeni kilku, a może nawet kilkunastu ostatnich lat. Ekipa z Community Stadion wraca do elity po 74 latach nieobecności i z pewnością będzie chciała zostać tu na dłużej. The Bees do awansu poprowadził Ivan Toney, który miał wypełnić lukę po Ollim Watkinsie. Sprowadzony za niecałe sześć milionów euro Peterborough napastnik doskonale odnalazł się w stolicy. Wychowanek Northampton pobił rekord w liczbie bramek zdobytych w sezonie zasadniczym – napastnik londyńczyków strzelił 31 goli, czyli o jednego więcej niż Glen Murray osiem lat temu, a także zanotował dziesięć asyst. Doskonała dyspozycja 25-latka sprawiła, że w stolicy już nikt nie tęskni ani za Watkinsem, ani za Benrahmą – uczucie nostalgii postanowiono zastąpić doskonałym skautingiem, opartym na szczegółowej analizie danych.
Filozofia Brentford wyklucza wielomilionowe transfery do klubu. Nie powinniśmy spodziewać się niesamowitej aktywności Pszczół na tym polu. Matthew Benham, właściciel beniaminka, działa według sprawdzonego schematu, którego bez wątpienia nie zmieni upragniony awans. Wzmocnienia wymaga właściwie tylko jedna pozycja: bramka: David Raya to golkiper solidny, jednak wyłącznie w standardach zaplecza Premier League. Jeżeli The Bees utrzymają obecną kadrę, a wiele na to wskazuje, nie powinni martwić się o ligowy byt. Oczywiście najwyższa klasa rozgrywkowa weryfikowała plany i marzenia niejednego śmiałka, jednak w tym przypadku ze spokojem możemy mówić o przyszłości . Drużyna prowadzona przez Thomasa Franka prezentuje wyjątkowo dojrzały i pragmatyczny futbol, oparty o ustawienie 4-3-3. Największą gwiazdą Brentford jest oczywiście Toney, jednak nie należy zapominać o Bryanie Mbeumo, autorze ośmiu trafień i 13 ostatnich podań, czy Sergim Canosie, który zanotował dziesięc asyst, jednak może pochwalić się jedną bramką więcej niż Francuz.
Norwich City: Dojrzałość osiągnięta dzięki spadkowi
Początek kolejnej przygody z Premier League w wykonaniu Kanarków nie wyglądał imponująco pod względem dorobku punktowego, jednak tym, co nas zachwycało, było ofensywne nastawienie ekipy z Carrow Road. Szybko okazało się, że nie tylko początek, ale także środek i koniec nie obfitują w zwycięstwa, co oznaczało powrót na zaplecze po roku obecności na szczycie. Jeżeli ktokolwiek spodziewał się, że spadek oznacza koniec przygody Daniela Farke z żółto-zielonymi barwami, był w błędzie. Niemiec poprowadził The Canaries do kolejnego awansu, w świetnym stylu wygrywając ligę. Efektowne zwycięstwo w Championship było dowodem nie tylko na to, że Norwich wykonało świetną pracę, ale także, że piłkarze z Norfolk wyraźnie dojrzeli. Farke zadbał o to, by do awansu jego podopiecznych nikt nie ważył się przyczepić łatki przypadkowego.
Bez wątpienia pomogło mu w tym utrzymanie trzonu drużyny. Chociaż Ben Godfrey i Jamal Lewis pożegnali się z Carrow Road, Emiliano Buendia, Tod Cantwell i Teemu Pukki jeszcze raz postanowili powalczyć o Premier League. Argentyńczyk został uznany za najlepszego gracza sezonu w Championship, Anglik zdobył łącznie 13 punktów w klasyfikacji kanadyjskiej, natomiast Fin został trzecim najskuteczniejszym strzelcem ligi. Tutaj także, podobnie jak w przypadku Brenftord, kluczem do sukcesu będzie zatrzymanie największych gwiazd. Jednak niezależnie od tego, czy włodarze ekipy ze wschodniej części Anglii zdołają oddalić zakusy m.in. Arsenalu (Kanonierzy są zainteresowani Buendią), okienko transferowe na Carrow Road będzie niezwykle pracowite. Norwich potrzebuje wzmocnić kadrę, a fundusze nie pozwalają na spektakularne wzmocnienia. Trudno wyrokować, jak będzie wyglądał kolejny sezon w elicie w wykonaniu Kanarków. Z jednej strony wracają na szczyt jako drużyna o wiele bardziej doświadczona, jednak ich poprzednie występy w Premier League zmuszają do głębokiej refleksji. Dobry start rozgrywek może pozwolić im na coś więcej niż tylko walkę o utrzymanie.
Watford: Hiszpańska stabilizacja
Wszystko płynie i nic nie pozostaje takie samo. Heraklit z Efezu zapewne nie spodziewał się, że 500 lat przed rozpoczęciem naszej ery w jednym zdaniu opisze sposób funkcjonowania Watfordu. Na Vicarage Road nikt nie może czuć się pewnie. Każdy dzień może przynieść niespodziewaną zmianę.Rządy rodziny Pozzo należą do specyficznych i bez wątpienia nie jest to określenie pozytywne. Zwolnienie Vladimira Ivicia wydawało się absurdalne, jednak nikogo nie dziwiło. Serbski szkoleniowiec notował doskonałe wyniki, ale równocześnie wdał się w konflikt z kapitanem zespołu, Troyem Deeneyem. Właściwie nie tylko z nim. Za postacią bałkańskiego trenera nie wstawił się nikt i włoska familia bez żalu pożegnała menedżera, który mógł się pochwalić drugim najwyższym współczynnikiem zwycięstw w historii The Hornets. Paradoksalnie to właśnie dzięki Iviciowi Watford odniósł końcowy sukces. Serb przygotował solidne fundamenty, na których budował już niemal anonimowy w świecie trenerskim Xisco. Hiszpan tchnął w ekipę z Vicarage Road nowego, na wskroś ofensywnego ducha, co przyniosło oczekiwany efekt. Po raz pierwszy Watford wrócił do elity od razu po spadku.
W przypadku Szerzeni niczego nie możemy być pewni. Z jednej strony wydaje się, że nastąpiła pewnego rodzaju stabilizacja, co wyklucza nagłe roszady w przypadku nieudanego rozpoczęcia sezonu. Z drugiej strony rodzina Pozzo to… rodzina Pozzo. Zmiany to coś, co pozwala im żyć pełnią życia. Watford dysponuje wyrównaną, doświadczoną kadrą, w której ofensywie prym wiodą tacy piłkarze jak Troy Deeney, Ismaila Sarr, czy Ken Sema. W środku pola znajdziemy m.in. Nathaniela Chalobaha, Willa Hughesa i Toma Cleverleya, a defensywę tworzą Kiko Femenia, William Troost-Ekong, a także Ben Wilmot. Wydaje się, że na Vicarage Road mają wszystko, czego potrzeba, by nawiązać wyrównaną walkę (przynajmniej) z dolną częścią tabeli. Oczywiście nie należy zapominać, że rollercoaster we Wschodniej Anglii nierzadko podróżuje po wyjątkowo nierównych torach i nawet ci, którzy trzymają mocno, potrafią wypaść z wagonika. Jedno jest pewne – Watford nie będzie nas nudził.
Komentarze