Anglicy uwielbiają się bawić. Na każdym rynku, nie tylko tym krakowskim. I na każdym wydają ogromne kwoty. Różnice są dwie. W stolicy Małopolski za mniej kupimy więcej, z kolei w Premier League za więcej dostaniemy mniej. W Krakowie, by w pełni skorzystać z szerokiej gamy możliwości rozrywki, wcale nie musimy opróżnić portfela, natomiast w angielskiej ekstraklasie ten, kto nie inwestuje dziesiątek milionów, nie bierze udziału w walce o najwyższe cele. Oba miejsca są zepsute do granic możliwości, jednak, co najważniejsze, rozkład moralny obu wydaje się w pełni usprawiedliwiony. Co stoi za rozpustą, która ma miejsce pod niezbyt czujnym okiem Jej Królewskiej Mości?
- Sto milionów funtów – tyle kosztował Jack Grealish, najnowszy nabytek Manchesteru City
- To nie pierwsza zmiana klubowych barw w wykonaniu angielskiego piłkarza tym okienku transferowym – nieco wcześniej Arsenal zapłacił 50 milionów £ za Bena White’a
- Kwoty, jakie padają w kontekście Synów Albionu, wydają się zdecydowanie przesadzone, jednak – co może dziwić – ich wysokość jest w pełni uzasadniona
Premier League oszalała, angielska fala
Sto milionów funtów. Uwaga – Manchester City zapłacił 100 milionów £ za piłkarza Aston Villi. Stadion oszalał, angielska fala. Czyste szaleństwo, do Brighton do Newcastle. Jeżeli spojrzymy na ten transfer wyłącznie przez pryzmat stron transakcji, wyrobimy sobie jego fałszywy obraz. Nie ulega wątpliwości, że Obywatele po raz kolejny lekką ręką rozbili bank. Pewne jest także to, że kupili zawodnika The Villans, czyli drużyny ze środka tabeli. Jeżeli do tego dodamy tygodniówkę nowego nabytku The Citizens, czyli 370 tysięcy funtów i wspomnimy, że bohater przeprowadzki stał się nie tylko najdroższym, ale także najlepiej opłacanym graczem Premier League, możemy wpaść w pułapkę zbyt powierzchownej analizy, co zakończy się stwierdzeniem o upadku panów szejków. Na głowę.
Jednak nikt nie upadł na głowę ani nie roztrwonił klubowego budżetu na anonimowego zawodnika ligowego średniaka. Na Etihad trafił Jack Grealish, być może najbardziej emocjonujący angielski piłkarz Premier League. Czy wychowanek The Villans faktycznie jest warty 100 milionów £? Niektórzy bez wahania stwierdzą – nie, ponieważ nikt nie jest tyle wart. A nawet jeżeli ktokolwiek zasłużył, by wyłożyć za jego kartę tak ogromną kwotę, na pewno nie jest to gracz 11. drużyny poprzedniego sezonu. Dobrze, że Ben White kosztował tylko 50 milionów, wszak Brighton zajął odległą, 16. lokatę.
Angielski paszport, młody wiek – tylko to się liczy
Możemy wyróżnić dwa główne czynniki, które składają się na każdą większą transakcję z udziałem Anglika w Premier League. Narodowość i młody (nieprzekraczający 27 lat) wiek. Miano najstarszych dzierżą Kyle Walker i Danny Drinkwater, którzy w 2017 roku jako 27-latkowie zmienili klubowe barwy. Oczywiście transfer członka mistrzowskiego składu Leicester to, jak się później okazało, jeden z najbardziej nieudanych ruchów w historii, ale nie o to tutaj chodzi. Wspomniany wcześniej wspólny mianownik przewija się wiele razy na przestrzeni ostatnich dwóch dekad. A wszystko zaczęło się od Rio Ferdinanda.
Polski rynek transferowy może mówić o sobie, że “ma coś wspólnego ze starszym, angielskim bratem”. Włodarze klubów w naszych rodzimych rozgrywkach regularnie narzekają na ceny produktów krajowych akademii. W ten sposób argumentują nadreprezentację zagranicznych gwiazd wątpliwej jakości. Kwoty, jakie padają w kontekście młodych Orłów nie powinny dziwić, ponieważ to nie Ekstraklasa jest ich docelowym miejscem pracy. Jednym z rynków zbytu jest właśnie Premier League – jej przedstawiciele, jak doskonale wiemy, nie mają problemu z większymi wydatkami. I wiedzą to nie tylko kluby z mniejszych lig, ale także mniejsze kluby z Anglii. Leicester sprzedał Maguire’a (80 milionów funtów), Chilwella (50) i Drinkwatera (35), Brighton White’a (50), Crystal Palace Wan-Bissakę (45), a Southampton Shawa (30). A wszystko zaczęło się od Rio Ferdinanda, który w 2002 roku jako 23-latek zamienił Elland Road na Old Trafford za sumę, która po prawie 20 latach nadal robi ogromne wrażenie.
Centrum światowych finansów jest tutaj
Premier League dysponuje wręcz nieograniczonym budżetem. Pandemia miała w znaczący sposób wpłynąć na wydatki angielskich ekip, jednak jak widać na obrazku zatytułowanym “letnie okno transferowe”, nie zrobiła na Wyspiarzach większego wrażenia. Wall Street nie jest już centrum światowej finansjery. Nowojorczycy musieli oddać palmę pierwszeństwa londyńczykom i mieszkańcom Manchesteru. To tutaj obraca się bardziej imponującymi kwotami, to tutaj wpływają największe środki z praw telewizyjnych i to właśnie w tym miejscu chcą grać najlepsi zawodnicy. Anglia to magnes, który przyciąga dosłownie wszystko i wszystkich. Dlatego ten rynek jest “zepsuty”. Ale tylko pozornie. Każdy, kto dysponowałby takimi możliwościami, skrzętnie by z nich korzystał. A ci, którzy wiedzieliby, że ten ktoś może więcej niż inni, raczej nie próbowaliby go ograniczać. I tak właśnie funkcjonuje Premier League.
Komentarze