Pomocna dłoń dla Liverpoolu. Mistrza jeszcze nie znamy

Lucas Moura (Tottenham Hotspur, Premier League)
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Lucas Moura (Tottenham Hotspur, Premier League)

To miał być łatwy mecz. No, dobra, może niekoniecznie łatwy, ale przecież wynik znaliśmy już przed pierwszym gwizdkiem. Tottenham przegrał z Southampton i Wolves, i miał przegrać także z City. Oczywiste, prawda? A jednak nie do końca. Nie dla Antonio Conte i nie dla Harry’ego Kane’a, który w tym sezonie mógł już reprezentować barw Obywateli. I nie dla sympatyków Premier League – ci już zdążyli się przyzwyczaić do zaskakujących rozstrzygnięć. Spurs wyciągnęli pomocną dłoń do Liverpoolu. The Reds znowu mogą poważnie myśleć o mistrzostwie.

  • Hit 26. kolejki Premier League nie zawiódł – spotkanie City z Tottenhamem zaspokoiło pragnienia nawet najbardziej wybrednych sympatyków ligi angielskiej
  • Co zadecydowało o tym, że londyńczycy wygrali na Etihad? Odpowiedzi na to pytanie nie znają nawet Conte i Kane
  • No to kto jest lepszy, Chris Wood czy jego rok młodsza wersja, Wout Weghorst?
  • Jeżeli Harry Maguire trafia do siatki (i to nie swojej), mecz musi być wyjątkowy
  • O co chodzi Aston Villi? W tym roku podopieczni Stevena Gerrarda zdobyli zaledwie pięć punktów w sześciu spotkaniach

Gdyby mógł, wszedłby na murawę

Chociaż staram się podchodzić do wielu futbolowych wydarzeń w optymistyczny sposób, (a to niemal konieczne, jeżeli kibicuje się konkretnym drużynom), niejednokrotnie jestem zmuszony do odłożenia na bok różowych okularów i spojrzenia na świat w realistyczny sposób. Bez niepotrzebnego pesymizmu, raczej kierując się wyłącznie bezdusznymi statystykami, chłodnymi kalkulacjami i obliczeniami opartymi na aktualnej sytuacji mierzących się ze sobą zespołów. No i właśnie z takich rachunków nijak zwycięstwo Tottenhamu mi nie wychodziło. Może jakaś skromna porażka, ewentualnie szczęśliwy remis, ale na pewno nie wygrana w spotkaniu z Manchesterem City.

Każdy, kto obejrzał potyczkę Spurs z Wolves, a wcześniej był świadkiem niespodziewanego comebacku Southampton, raczej nie nastawiał się na spektakularne widowisko w wykonaniu londyńczyków. Widzieliśmy, jak niezorganizowana potrafi być defensywa Tottenhamu. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że piłkarzom ze stolicy brakuje koncentracji w kluczowych momentach. Oczywiście nikt nie kwestionował umiejętności Antonio Conte, ale przecież Włoch, chociaż zawodnikiem był świetnym, już nie mógł wejść na boisko. A czasami zapewne bardzo by chciał.

No więc mieliśmy ten Tottenham, po którym nie wiadomo czego mogliśmy się spodziewać, i City, które w środku tygodnia rozegrało koncert w Lizbonie, rozbijając Sporting. City, które przewodziło stawce Premier League, a ostatnią ligową porażkę poniosło w 10. kolejce, czyli na koniec października. Guardiola mógł rzucić kostką i wystawić dowolny skład, a i tak Manchester byłby zdecydowanym faworytem. Najbardziej dobitnie pokazują to kursy bukmacherów. Nawet oni nie zdołali zakłamać rzeczywistości. 1.27 na The Citizens i 12.50 na Spurs. Kolosalna różnica.

Dejan do Harry’ego, Tottenham wygrywa na Etihad

Czwarta minuta – Dejan Kulusevski. Tak, ten Dejan Kulusevski, którego wypychano w Juve. Oczywiście nie bez powodu, ponieważ Szwed kompletnie nie spełniał pokładanych w nim nadziei. 59. minuta – Harry Kane. Ten Harry Kane, który w lecie był łączony z City, a który notował wyjątkowo przeciętny sezon. I w końcu piąta minuta doliczonego czasu gry. Kulusevski do Kane’a. Więcej dodawać nie trzeba. Jeżeli Tottenham, po dwóch naprawdę beznadziejnych spotkaniach, miał wygrać, to musiał zrobić to w meczu z Manchesterem City, na Etihad i po trafieniu Dejana Kulusevskiego. Kibice Spurs chyba nadal nie mogą uwierzyć w to, co stało się na stadionie lidera Premier League. A już na pewno nie próbują zrozumieć, w jakim stylu doszło do tego, że ich ukochany klub wywozi trzy punkty z jaskini lwa.

Liga będzie ciekawsza. Na szczęście, ponieważ wydawało nam się, że City spokojnie dojdzie do ostatniej stacji. A tu proszę, coś jednak się dzieje. Liverpool ma już tylko sześć punktów straty i jeden zaległy mecz. 9 kwietnia Obywatele i The Reds zmierzą się w bezpośrednim starciu na Etihad. Być może to właśnie to spotkanie zadecyduje o mistrzostwie. Być może, ponieważ jak już wielokrotnie się przekonaliśmy, nic nie jest pewne. Wyżej wymienione statystyki i obliczenia można sobie… wiadomo co. Poczytać, ale niekoniecznie się nimi sugerować. Nawet bukmacherzy kłamią. I dobrze. Premier League jakoś wcale nie chce być nudna.

Bohater nieoczywisty: Wout Weghorst

No to kto jest lepszy, Chris Wood czy jego rok młodsza wersja? Wout Weghorst w świetnym stylu rozpoczął swoją przygodę z Premier League. Holender po czterech meczach ma na koncie gola i dwie asysty. Były napastnik Wolfsburga doskonale odnalazł się na angielskich boiskach i w żadnym aspekcie gry nie sprawia wrażenia “drewnianego”. Fani Burnley raczej nie byli zadowoleni, gdy ich najlepszy napastnik trafił do bezpośredniego rywala w walce o pozostanie na najwyższym szczeblu. Tymczasem w zamian dostali piłkarza, którego sufit znajduje się zdecydowanie wyżej niż możliwości Nowozelandczyka.

Wydarzenie kolejki: emocjonująca Wojna Dwóch Róż

Jeżeli Harry Maguire trafia do siatki (i to nie swojej), mecz musi być wyjątkowy. Kapitan United w 34. minucie wykorzystał dośrodkowanie Luke’a Shawa i otworzył wynik starcia z Leeds. Kwadrans po tym golu prowadzenie Czerwonych Diabłów podwyższył Bruno Fernandes, który celną główką zaskoczył Illana Mesliera. Pawie na szczęście nie dały za wygraną i osiem minut po rozpoczęciu drugiej połowy pięknym centrostrzałem popisał się Rodrigo. Chwilę później na tablicy wyników widniał remis. Raphinha uciekła defensywie gości i pokonał de Geę. Manchester obudził się w 70. minucie – Fred mocnym uderzeniem tuż przy słupku nie dał szans francuskiemu bramkarzowi Leeds. Rezultat niesamowicie emocjonującej bitwy w trwającej od 1923 roku Wojny Dwóch Róż ustalił Anthony Elanga. 19-letni Szwed trafił do siatki po asyście Bruno Fernandesa.

Rozczarowanie kolejki: Aston Villa

O co chodzi Aston Villi? W tym roku podopieczni Stevena Gerrarda zdobyli zaledwie pięć punktów w sześciu spotkaniach. Na dodatek The Villans zaliczyli dwie porażki w meczach z rywalami zamieszanymi w walkę o utrzymanie, a w potyczce z Leeds roztrwonili dwubramkowe prowadzenie. Drużyna z Birmingham ma problemy “zarówno w ofensywie, jak i w defensywie”. AV we wspomnianych sześciu starciach tylko raz zachowali czyste konto, a w dwóch nie zdołali trafić do siatki przeciwników. Coś niedobrego dzieje się na Villa Park. I nawet kapitalne występy Coutinho i Ramseya nie są w stanie przysłonić problemów siedmiokrotnych mistrzów Anglii.

Polacy w Premier League

  • Łukasz Fabiański (West Ham) – 90 minut i dwa obronione strzały w starciu z Newcastle (1:1)
  • Przemysław Płacheta (Norwich) – pojawił się na boisku w 76. minucie pojedynku z Liverpoolem (1:3)
  • Jakub Moder (Brighton) – 55 minut w meczu z Burnley (0:3)
  • Jan Bednarek (Southampton) – 90 minut w spotkaniu z Evertonem (2:0)
  • Mateusz Klich (Leeds) – 90 minut i żółta kartka w rywalizacji z Manchesterem United (2:4)
  • Matty Cash (Aston Villa) – 65 minut i żółta kartka w potyczce z Watfordem (0:1)

Komentarze