Piłka nożna to dyscyplina sportu, w której wszystko, tak jak w życiu, dzieje się bardzo szybko. Dlatego jednego dnia popadamy w zachwyt, a drugiego jesteśmy w stanie coś, lub kogoś przekreślić. Nigdy nie jest jednak tak dobrze i tak źle, jak myślimy. Słowa te oddają w pewnym stopniu pracę Ole Gunnara Solskjaera na Old Trafford. Dlatego cofnijmy się do przeszłości i krok po kroku przypomnijmy sobie, co wydarzyło się podczas pierwszych stu meczów norweskiego trenera.
- 100 meczów w roli pierwszego szkoleniowca ma już za sobą Ole Gunnar Solskjaer, które pełni tę funkcję od 19 grudnia 2018 roku.
- Co w tym czasie udało się zrobić Norwegowi i czy Czerwone Diabły są bliżej powrotu na szczyt, niż były przed dwoma laty?
- Jak wyglądało pierwsze sto spotkań jego poprzedników?
Niespodziewany następca ,,The Special One’’
– Jose jest zwyczajnie najlepszym trenerem w tym sporcie na dzień dzisiejszy. Wygrywał puchary i inspirował graczy w wielu krajach w Europie. Oczywiście zna też bardzo dobrze angielską Premier League, zdobywał tutaj trzykrotnie tytuł mistrzowski – tak 27 maja 2016 roku o Jose Mourinho na konferencji prasowej przedstawiającego go, jako nowego trenera Manchesteru United, mówił dyrektor klubu Ed Woodward. Portugalczyk miał odmienić Czerwone Diabły, ale według włodarzy oraz kibiców nie sprostał zadaniu i 18 grudnia strony pożegnały się. Nie pomogła nawet wygrana Ligi Europy, Puchar Ligi Angielskiej, Tarcza Wspólnoty, czy wicemistrzostwo Anglii.
Ostatnim meczem, który de facto zakończył pracę Mourinho w United było wyjazdowe spotkanie z Liverpoolem, przegrane 1:3. W tamtym momencie klub z Manchesteru zajmował szóste miejsce w Premier League z dziewiętnastoma punktami straty do liderujących The Reds oraz jedenastoma do czwartej lokaty gwarantującej udział w Lidze Mistrzów.
Gdy czołowy europejski klub zwalnia trenera, przeważnie ma kandydata, który zaakceptował już warunki kontraktu, lub niedługo to zrobi. Wobec tego tymczasowy szkoleniowiec pozostaje jedynie tymczasowym. Podobnie miało być z Ole Gunnarem Solskjaerem, ale Norweg złapał Pana Boga za nogi i nie chciał puścić. Zależało mu na pracy w swoim ukochanym klubie, ale musiał zrobić bardzo dużo, by na stałe przekonać do siebie włodarzy United. Determinacja i sposób pracy Solskjaera dały natychmiastowe wyniki, które zadziwiły pewnie i jego samego.
Próba zaufania zaliczona
Debiut przypadł na wyjazdowe starcie z Cardiff City, gdzie wcześniej pracował Norweg. Mecz ten miał, więc dla niego ogromne znaczenie sentymentalne. W postawie Czerwonych Diabłów od razu widać było większą ochotę do gry oraz zaangażowanie. To wpłynęło na wynik, ponieważ triumfowali efektownie 5:1. W kolejnych starciach również wyglądali bardzo dobrze, ponieważ mogli pochwalić się serią jedenastu ligowych meczów bez porażki. W zdecydowanej większości spotkań grali odważnie i ofensywnie. Solskjaer miał na tę drużynę pomysł, który konsekwentnie realizował i to nie poprzez wielomilionowe transfery, a pracę z drużyną.
Być może kluczem do sukcesu było dotarcie do Paula Pogby, niekwestionowanego lidera klubowej szatni. Francuza sprowadzał Mourinho, ale ich współpraca nie układała się zbyt dobrze. Pojawiały się między nimi problemy, co doprowadzało do licznych nieporozumień i słabszych występów. W sezonie 2018/2019 gdy Portugalczyk był w klubie, mistrz świata miał na koncie trzy gole i tyle samo asyst w lidze. Po przyjściu Solskjaera Pogba kończył rozgrywki Premier League z trzynastoma trafieniami i dziewięcioma ostatnimi podaniami. Różnicę w statystykach widać od razu. Francuz ustawiany był wyżej, dzięki czemu nie miał już tylu obowiązków w defensywie, a mógł skupić się na zaprezentowaniu umiejętności strzeleckich. Skorzystał na tym cały zespół, ponieważ jego podania wykorzystywał między innymi Marcus Rashord, który uwolnił swój potencjał w ofensywie.
United za kadencji Solskjaera musieli gonić ligową czołówkę. Straty zostały zmniejszone, ale nie odrobione, ponieważ mistrzostwo uciekło im już dawno. Jednak kwestia awansu do Ligi Mistrzów praktycznie do końca sezonu była sprawą otwartą. Ostatecznie Czerwone Diabły do czwartego Tottenhamu straciły tylko i aż pięć punktów. Ponadto w Champions League przeżyły fajną przygodę. Po porażce na Old Trafford z PSG, prawie nikt nie dawał im szans na awans. Tymczasem udali się do Paryża i wygrali 3:1, strzelając decydującego gola w czwartej minucie doliczonego czasu gry. W ćwierćfinale za mocna okazała się Barcelona, która w dwumeczu triumfowała 4:0.
W międzyczasie Solskjaer zaliczył bardzo długi okres próbny, ponieważ jako tymczasowy trener prowadził United w 19 meczach przez niemal 100 dni (dokładnie 99). Dopiero 28 marca 2019 roku otrzymał trzyletnią umowę do końca czerwca 2022 roku.
Naprawa dziur w obronie
Czas od momentu gdy United przejął Solskjaer można uznać za udany, ponieważ drużyna znów pokazała, że potrafi grać ofensywnie i dodatkowo zwyciężać. Aby postawić krok naprzód w rozwoju, konieczna była jednak poprawa gry w defensywie. W sezonie 2018/2019 aż dziesięć zespół w PL miało mniej straconych bramek od Manchesteru United. Dlatego też postanowiono zainwestować spore pieniądze w dwóch nowych obrońców. Jednym z nich był Aaron Wan-Bissaka. 20-letni wówczas angielski prawy obrońca sprowadzony został z Crystal Palace za 55 milionów euro. Klub wiązał z nim duże nadzieje, ponieważ uznaje się go za bardzo utalentowanego, a dodatkowo Czerwone Diabły miały problem z obsadą tej pozycji. Po trudnych negocjacjach, na Old Trafford z Leicester City za rekordowe 87 milionów euro trafił także Harry Maguire.
Transfer ten od początku był uznawany za błąd, a na Solskjaera spadła krytyka, ponieważ według wielu nie jest on wart tych pieniędzy. Angielski stoper nie należy do demonów szybkości, ma także kłopoty ze zwrotnością. Norweg podkreślał jednak, że przyda się on drużynie i zaprezentuje swoje atuty, jak umiejętność gry głową, czytanie akcji, czy świetne odbiory. Były napastnik United nie mylił się, ponieważ nastąpiła poprawa w grze defensywnej. Po 24 kolejkach Czerwone Diabły były na szóstym miejscu pod względem liczby straconych bramek, co jest niezłym wynikiem. Gorzej wyglądała jednak skuteczność i kreacja sytuacji strzeleckich. Dlatego Solskjaer ponownie ruszył na zakupy.
Bruno lekiem na kłopoty w ofensywie
Norweski menedżer po nowego lidera środka pola udał się do Lizbony, gdzie załatwiono transfer zawodnika, który miał zostać zrealizowany latem. Bruno Fernandes, bo o nim mowa, grał w portugalskiej lidze NOS, gdzie w sezonie 2019/2020 zagrał siedemnaście razy. W tym czasie ośmiokrotnie trafiał do siatki i miał siedem ostatnich podań. Nikt wtedy nie marzył nawet, że po transferze do Premier League będzie w stanie powtórzyć ten dorobek.
Bruno Fernandes trafił na Old Trafford oficjalnie 29 stycznia 2019 roku. W tym momencie Czerwone Diabły były po domowej przegranej 0:2 z Burnley. O mistrzostwie ponownie nie można było mówić, ponieważ Liverpool odjechał (nie tylko im) za daleko. Straty punktowe do kolejnych rywali wyglądały następująco: Manchester City (17), Leicester (14) oraz Chelsea (8). The Blues powinni być ich celem, bo po tłustych latach klub ze Stamford Bridge znalazł się w analogicznej sytuacji do MU. Miał niewielkie szanse na tytuł i musiał się zadowolić walką o podium za plecami napędzanego przez petrodolary MC i rozpędzonego gangu Kloppa. Realnymi konkurentami miały być właśnie MU, Tottenham, Arsenal i Leicester, chociaż sezon trochę to zweryfikował.
Ligowy debiut Bruno Fernandesa i to od pierwszej minuty, miał miejsce już 1 lutego w 25 kolejce, gdy rywalizowali u siebie z Wolverhampton Wanderers. Spotkanie zakończyło się bezbramkowym remisem, ale ważniejsze było coś innego. Rozpoczęła się seria czternastu meczów bez porażki, która doprowadziła do tego, że na koniec sezonu 2019/2020, Manchester United nadrobił stratę czternastu punktów do Leicester oraz wypracował sobie nad nimi cztery oczka przewagi, dzięki czemu minione rozgrywki zakończył na trzecim stopniu ligowego podium. Ole Gunnar Solskjaer mógł się cieszyć, ponieważ jego decyzja odnośnie transferu Portugalczyka była trafna, a Manchester United powrócił do Ligi Mistrzów.
Piłkarze w swoich wypowiedziach podkreślali, że sama obecność Fernandesa na boisku dodawała im wiary w zwycięstwo i dobrej energii, ponieważ wiedzieli, ze mają do czynienia ze świetnym piłkarzem o wysokiej inteligencji. Bruno bardzo dużo widzi na murawie i wie kiedy i komu zagrać. Ponadto sam dysponuje kapitalnym wykończeniem, szczególnie przy rzutach karnych, które wykonuje z niebywałą precyzją. Od momentu jego transferu, odpowiedzialność za wynik wzięło na siebie więcej graczy. Gdy jeden miał słabszy dzień, błyszczał drugi. Jeżeli zespół był w formie, rywale mogli tylko prosić o niski wymiar kary.
Aby nie było, jednak zbyt pięknie, należy zaznaczyć, że ligowa pogoń za czołówką była udana, choć w końcówce bardzo trudna. Konieczność grania na trzech frontach w połączeniu z niezwykle krótką ławką rezerwowych przyczyniła się do kolejnego sezonu bez trofeum. W Premier League Liverpool był poza konkurencją. Udział w Carabo Cup zakończyli na przegranym półfinałowym dwumeczu z Manchesterem City (2:3). Z FA Cup pożegnali się po starcu w 1/2 finału z Chelsea (1:3). Kibicom prawdopodobnie najbardziej szkoda jednak starcia z Sevillą w… półfinale Ligi Europy. Czerwone Diabły były drużyną lepszą w tamtym spotkaniu i pretensje mogą mieć wyłącznie do siebie, ponieważ razili nieskutecznością. Andaluzyjczycy zagrali dobrze, potrafili wykorzystać swoje sytuacje i wygrali 2:1, triumfując później także z Interem (3:2) w finale. Oprócz rywalizacji w lidze, w każdych rozgrywkach byli może nie o włos, ale o dwa kroki od zdobycia pierwszego trofeum od trzech lat. Są w Anglii drużyny, które czekają na podniesienie pucharu zdecydowanie dłużej, ale taki okres czasu ma prawo boleć sympatyków klubu z Old Trafford, których cierpliwość została wystawiona na ciężką próbę.
Notoryczne głosy o zwolnieniu
Do tego momentu lektury tekstu, ktoś komu nieznana była historia Ole Gunnara Solskjaera może stwierdzić, że to trener bardzo dobry, który umie zadbać o atmosferę w szatni, podejmuje trafne decyzje transferowe. Tylko, gdzie są te trofea? No właśnie, na to pytanie już odpowiedzieliśmy – brak. Półka z pucharami prawdopodobnie zdołała się już na tyle pokryć kurzem, że sympatycy Czerwonych Diabłów chcieliby wziąć się za domowe porządki i ponownie z uśmiechem podejść do gabloty, w celu umieszczenia tam jakiegoś trofeum. Nawet nie za mistrzostwo Anglii, bo wielu fanów zdaje sobie sprawę, że to jeszcze nie ten moment. Chociaż? Granie w czasach pandemii jest dziwne i przynosi niespodziewane rezultaty, że i to mogłoby się zdarzyć. Zostając jednak na ziemi. Na wygrany puchar kraju albo ligi nikt przecież by nie narzekał, ale czy można liczyć na triumf Czerwonych Diabłów w tych rozgrywkach?
Gdy jesteś trenerem klubu z siedzibą na Old Trafford i wygrywasz ligowy mecz, zwłaszcza ze słabszym od siebie rywalem, nikt nie pamięta o tym dłużej, niż do jutra. Czy to dziwne? Nie. Dla Manchesteru United triumf z Brighton, Crystal Palace, czy Newcastle powinien być obowiązkiem. Czy to w porządku? W pewnym sensie nie. Przecież za wygraną z WBA dostaje się tyle samo punktów, co za zwycięstwo z MC.
Przegrywasz ze słabszym od ciebie rywalem. Jeżeli zdarza się to rzadko, jest ok. Każdy może mieć gorszy dzień i to normalne. Jednak gdy przyzwyczajasz kibica do porażki ze słabszym przeciwnikiem, nie możesz mieć do niego pretensji, że przestaje ci ufać.
Manchester United od siedmiu lat zmaga się z problemem, którego nie rozwiązano do dziś – to następca sir Alexa Fergusona. Kłopot jest jeszcze jeden. To syzyfowa praca skazana na niepowodzenie, ponieważ Szkot to żyjąca legenda United, Premier League i całej piłki nożnej. Drugiego takiego człowieka Czerwone Diabły po prostu nie znajdą. Dlatego tu można doszukać się problemu klubu z Old Trafford. Fani byli nauczeni sukcesu. Oni mieli go prawie cały czas, gdy drużyną rządził Szkot. Nawet jeżeli United nie wygrywało trofeum, to Ferguson był dla nich na tyle wyjątkowy, ze wybaczali mu potknięcia. A teraz? Każdy słabszy mecz, wpadka, porażka, powoduje, że pojawiają się głosy, aby zwolnić szkoleniowca. Tak było z Davidem Moysem, Luisem van Gaalem, Jose Mourinho i tak samo jest z Ole Gunnarem Solskjaerem. Tak wygląda dziś futbol. Nie ma miejsca na sentymenty.
Wyśmiewany, ale skuteczny
W dużym stopniu tekst ten dotyczy pierwszych stu meczów Solskjaera w roli trenera Czerwonych Diabłów. Częściowo wiemy już jak poradził sobie Norweg, a szczegóły przedstawimy za chwilę. W tym momencie poświęćmy więcej uwagi osobom, które wspomniane zostały niedawno. Manchester United w erze Premier League w roli pierwszego i stałego menedżera (poza aktualnym opiekunem) prowadziło czterech szkoleniowców. To Ferguson, Moyes, van Gaal i Mourinho. Który z nich wypadł najgorzej w pierwszych stu spotkaniach? Odpowiedź może niektórych zszokować, ale z faktami się nie dyskutuje. Najgorszy początek miał sir Alex Ferguson, który podczas pierwszych stu meczów wygrał zaledwie 48% możliwych spotkań. Dokładny bilans to 48 zwycięstw, 31 remisów i 52 porażki. A jak wygląda to postaci bramek? W okresie tym Czerwone Diabły strzeliły 152 gole, a straciły 93. Na kolejnym miejscu z 52% skuteczności jest Louis van Gaal. Nawet tak krytykowany David Moyes mógł pochwalić się lepszą statystyką, ponieważ w jego przypadku wynosiła ona 53%. Kto zatem miał najwyższy wskaźnik? Jose Mourinho podczas swoich pierwszych stu meczów w roli trenera Manchesteru United, wygrał aż 62% spotkań. To akurat nie powinno dziwić, ponieważ ,,The Special One’’ przyzwyczaił nas do tego, że jego drużyny zaczynają dobrze, ale im dalej w las, tym gorzej.
Jak wyglądało to u Solskjaera? Norweg 55 razy schodził z murawy triumfując. W 21 przypadkach nie wyłoniono zwycięzcy. Natomiast 24-krotnie lepszy okazywał się rywal Czerwonych Diabłów. Bilans bramek również jest korzystny, ponieważ Manchester za jego kadencji trafił do siatki przeciwników 181 razy. Z kolei rywale zrobili to okrągłe sto razy. Zestawienie to należy traktować, jako ciekawostkę, ale jednak pokazującą pewne fakty. Jose Mourinho zaczął dobrze, ale został zwolniony. Natomiast w przypadku sir Alexa Fergusona start mógł wyglądać lepiej, lecz koniec był piękny. Adekwatne są, więc słowa legendy Liverpoolu – Billa Shankly’ego. ,,Jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz’’.
Problemem jest Solskjaer, czy zarząd?
Ole Gunnar Solskjaer przez niespełna dwa lata swojej pracy w United udowodnił, że zna się na swoim fachu. Gdy zespół popadał w kryzys przeważnie udawało mu się podnieść drużynę. Norweg podkreśla jednak cały czas, że drużyna jest w budowie, a on potrzebuje wzmocnień, aby regularnie uzyskiwać awans do Ligi Mistrzów i niwelować stratę do Liverpoolu oraz Manchesteru City. Dotychczas na rynku transferowym miał dobre oko do zawodników, których sprowadził. Przed tym sezonem za jego kadencji klub wydał (według portalu Transfermarkt) w zaokrągleniu 215 milionów euro, ale nie można stwierdzić, że były to źle wydane pieniądze. Bruno Fernandez? Lider środka pola. Aaron Wan-Bissaka? Młody, utalentowany gracz, który może grać na Old Trafford przez ponad 10 lat. Harry Maguire? Wiele osób ma przed oczami rekordową kwotę, jaką za niego zapłacono, co powoduje, że mają wobec niego zbyt wysokie oczekiwania? Mimo to, najczęściej wywiązuje się ze swojej roli i pomaga zespołowi. Najwięcej wątpliwości mamy przy Danielu Jamesie, który miał dobre wejście, ale później wraz z upływem czasu prezentował się coraz słabiej.
Przed sezonem 2020/2021 często mówiło się, że Solskjaer potrzebuje klasowego środkowego obrońcy, który stworzyłby duet wraz z Maguirem. Czy go otrzymał? Nie, dlatego w klubie pozostał Lindelof, czy Bailly. O braku trofeum w minionych rozgrywkach w dużym stopniu zadecydowała krótka ławka rezerwowych. Norweg chciał większej możliwości rotacji, a jak zachował się klub? Dał mu ją, ale bardzo późno. Okno transferowe w Anglii było otwarte od 27 lipca, a pierwszy transfer miał miejsce 2 września, gdy sprowadzono Donny’ego van den Beeka. Kolejne i ostatnie ruchy miały miejsce dopiero 5 października. Dlaczego?
Włodarze klubu (w tym Ed Woodward) postanowili urządzić kibicom United sagę transferową z prawdziwego zdarzenia. Najpierw pojawiały się informacje, że Jadon Sancho jest nastawiony na transfer i to kwestia czasu. Później następowała cisza i po kilkunastu dniach temat wracał jak bumerang. I tak właściwie przez całe lato. Na Old Trafford liczyli, że BVB się ugnie i obniży cenę za Anglika. Tak się jednak nie stało i Sancho pozostał w Dortmundzie. W ten sposób nie zdziałano nic, a czas został zmarnowany. Pytanie dlaczego? Czym Solskjaer zasłużył sobie na taki brak zaufania?
Znane nazwiska łączone z Old Trafford
Przyjmijmy hipotezę. Ole Gunnar Solskjaer przestaje pełnić funkcję trenera Manchesteru United i nie pozostaje na Old Trafford. Niektórzy są wręcz zachwyceni. Inni będą smutni, bo przecież to jedna z legend tego klubu, którą kibice zawsze będą pamiętać np. za gola z 1999 roku w finałowym meczu Ligi Mistrzów przeciwko Bayernowi Monachium (2:1). Czerwone Diabły nawet mimo swoich problemów, to globalna marka i jeden z najlepszych klubów na świecie w historii. Włodarze muszą, więc mieć gotowego do podpisu nowego trenera, bo raczej nie powtórzą drugi raz sytuacji z Solskjaerem, czyli zatrudniamy kogoś na chwilę, a zostaje na prawie dwa lata. Na jaką opcję zdecyduje się Ed Woodward i inni włodarze Manchesteru?
Scenariusze są dwa, z czego pierwszy jest raczej mało prawdopodobny. United wybierze na stanowisko trenera byłego zawodnika Czerwonych Diabłów. W przeszłości najwięcej mówiło i pisało się o Ryanie Giggsie, który został ostatnio aresztowany pod zarzutem napadu na swoją partnerkę. Walijczyk jest szkoleniowcem reprezentacji Walii, z którą przygotowuje się do przyszłorocznych Mistrzostw Europy. Poświęcił temu projektowi wiele pracy, czasu i energii, więc wątpliwe, że nagle zrezygnowałby z tego. Chociaż po turnieju nic nie jest wykluczone. Wiele osób, między innymi byli koledzy z boiska twierdzą, że Giggs odnalazłby się w roli pierwszego trenera na Old Trafford, gdzie z resztą pracował już w roli grającego opiekuna oraz na stałe, jako asystent. Pozostaje jednak pytanie, czy United nie będzie wolało zatrudnić kogoś bardziej doświadczonego z budzącym respekt nazwiskiem, jak w 2016 roku?
Daleko od tego, aby mówić o gorącym krześle Solskjaera, ale jednak w brytyjskiej prasie pojawiają się nazwiska łączone z Old Trafford. Patrząc na rynek i wolnych trenerów nic dziwnego, że łączeni z tak wielkim klubem są fachowcy jak Pochettino, Nagelsmann, czy Allegri. W kontekście trenera RB Lipsk coraz bardziej prawdopodobny wydaje się jego angaż w którymś klubie z Premier League. Czy w MU? Tu już zdania są podzielone.
Komentarze